Wizję przyszłości, jaką roztacza Alan Akab w „Więźniu Układu”, trudno nazwać radosną. Ludzie wprawdzie zdołali spełnić swoje odwieczne marzenie i wyruszyć ku gwiazdom, by skolonizować odległe planety, lecz los tych, którzy pozostali, nie jest godny pozazdroszczenia. Układ Słoneczny stał się bowiem więzieniem, z którego niemal każdy pragnie uciec. Nieważne dokąd, byleby jak najdalej.
Śladami Endera?
[Alan Akab „Więzień Układu. Tom I” - recenzja]
Wizję przyszłości, jaką roztacza Alan Akab w „Więźniu Układu”, trudno nazwać radosną. Ludzie wprawdzie zdołali spełnić swoje odwieczne marzenie i wyruszyć ku gwiazdom, by skolonizować odległe planety, lecz los tych, którzy pozostali, nie jest godny pozazdroszczenia. Układ Słoneczny stał się bowiem więzieniem, z którego niemal każdy pragnie uciec. Nieważne dokąd, byleby jak najdalej.
Dawno, dawno temu w Esensji opublikowaliśmy powieść. Dzisiaj publikujemy jej recenzję napisaną przez koleżankę, która wtedy nie wiedziała nawet o istnieniu naszego magazynu. Czy dzisiejsza Esensja podziela opinie tej sprzed lat?
Alan Akab
‹Więzień Układu. Tom I›
Odległa przyszłość. Ludzkość skolonizowała setki planet, technologia przejęta od wymarłych Obcych pozwoliła osiągnąć niewyobrażalny wcześniej poziom rozwoju. By zachować dominującą pozycję Układu Słonecznego, władze uczyniły go centrum przemysłowym wszechświata, nakładając na kolonie limity produkcyjne. Ściśle kontrolują wywóz sprzętu, a przede wszystkim dbają o to, by jednostki wartościowe, wykształcone, obeznane z technologią, nie miały szansy na opuszczenie Układu. Nie idzie to bynajmniej w parze z troską o byt takich ludzi – sztucznie utrzymywane bezrobocie zmusza ich do poświęcania się bez reszty pracy, są nieustannie kontrolowani, muszą zgadzać się na posiadanie tylko jednego dziecka, by dostać „ulgę jedynaczą”. Dzieci są zresztą niejako zakładnikami, ponieważ każde z nich, rzekomo dla bezpieczeństwa, nosi w ciele pluskwę, umożliwiającą natychmiastowe ustalenie jego położenia. „Wiemy, gdzie są wasze dzieci”, mówią tym sposobem władze Układu, odbierając rodzicom szanse na ucieczkę.
Akcja powieści rozgrywa się na stacji kosmicznej, głównie w szkole, dokach i domach głównych bohaterów. A tych jest trzech. Dziesięcioletni Iwen, planetarianin, który dopiero co opuścił Ziemię i po rozpoczęciu edukacji w nowej szkole z przerażeniem odkrywa, że ta bardzo różni się od placówek znanych mu z planety. Jego rówieśnik Arto, myślący przede wszystkim o dobru grupy kapitan klasy, do której trafił Iwen. I wreszcie ojciec Arto, Wilan, utalentowany inżynier, zajmujący się budową statków kosmicznych. Całą trójkę łączy jedno: rozpaczliwe pragnienie ucieczki.
Skąd wziął się tytuł tej recenzji? Podczas lektury trudno wyzbyć się skojarzeń ze słynną „Grą Endera” Orsona Scotta Carda. W „Więźniu Układu” również mamy szkołę, w której dzieci zorganizowane są w grupy (można by wręcz nazwać je gangami), każda z nich posiada własną nazwę (…Jeźdźcy Smoków?), wszystkie rywalizują ze sobą i staczają bitwy. Mimo to, choć Ender zapewne był inspiracją dla tego pomysłu, trudno uznać „Więźnia Układu” za kalkę. Chociażby dlatego, że większość dorosłych nie ma pojęcia o tym, co dzieje się w szkołach na stacji. Uczniowie wiele czasu i wysiłku poświęcają na ukrywanie swoich brutalnych gier, a można także odnieść wrażenie, że komuś „na górze” bardzo odpowiada taka sytuacja i po cichu maskuje pewne rzeczy. Działalność dzieci nie ogranicza się zresztą do walk między grupami. Na porządku dziennym jest okradanie młodszych (najmłodsze klasy z kolei chodzą kraść na promenadę). Aby zwiększać swą pozycję, grupy włamują się po sprzęt do magazynów, mają w klasach uczniów odpowiedzialnych za leczenie, naukę (pogardzani przez wszystkich jajcogłowi) i walkę. Autorowi w tym miejscu należą się brawa za drobiazgowe przemyślenie sposobu funkcjonowania szkoły. Nie pozostawił właściwie żadnych luk, dokładnie opisując organizację klas, zasady, jakimi się kierują oraz metody stosowane w celu utrzymania tajemnicy. Doskonale oddał także panującą w placówce atmosferę strachu, nienawiści, obojętności na los innych. Pisarz sprawnie pokazuje, jak warunki mogą zmienić człowieka i niemal pozbawić go uczuć. W dodatku narracji niewiele można zarzucić. Styl autora jest na tyle dobry, że nawet fragmenty, w których mało się dzieje, nie nużą.
Kolejnym elementem wspólnym dla „Gry Endera” i książki Akaba jest osoba głównego bohatera. Arto, podobnie jak Ender, jest osobą wybitną, doskonałym dowódcą, radzącym sobie lepiej niż pozostali kapitanowie, najlepszym wojownikiem w swojej grupie wiekowej, a przy tym chłopcem inteligentnym, obdarzonym dużą charyzmą. Właściwie można odnieść wrażenie, że jest aż zbyt doskonały, co momentami zaczyna irytować. Jak dziesięciolatek, w dodatku dorastający w takich warunkach, może nie mieć żadnych wad? Znacznie ciekawszy zdaje się być Iwen, przybysz z zewnątrz, który próbuje dostosować się do nowej rzeczywistości. Chłopiec wie, że albo nauczy się walczyć i przyniesie pożytek swojej klasie, albo czeka go los beksy – i prędzej czy później śmierć lub akademia, „miejsce, z którego się nie wraca”. Młody planetarianin to udana postać, którą łatwo polubić. Bohaterowie stanowią zresztą mocny punkt książki; każdy z nich ma jakieś powody, aby postępować tak, a nie inaczej, pragnienia, lęki. Jest jednak jeden problem: trudno uwierzyć, że mamy do czynienia z tak młodymi osobami. Gdyby nie to, że co jakiś czas przypominano o wieku chłopców, zapomniałabym, że nie czytam o (w najlepszym wypadku) czternasto-, piętnastolatkach. Możliwe, że w takich warunkach dzieci muszą wcześniej dorosnąć, ale sposób, w jaki postępują, wciąż pozostaje zbyt dojrzały. Nie mówiąc już o wypowiedziach, często niepasujących do osób tak młodych i w dodatku nigdy się nie uczących. Można też mieć wątpliwości, czy małe dzieci na pewno są w stanie ukrywać przed rodzicami prawdę na temat szkoły? To kolejny argument za tym, że autor prawdopodobnie powinien był pisać jednak o osobach trochę starszych.
„Więzień Układu” jest książką udaną, choć nie powalającą. Drobiazgowo przemyślany świat, ciekawi bohaterowie, ponury klimat, dobry styl, to wszystko sprawia, że trudno nudzić się podczas lektury. Nie jest to natomiast pozycja specjalnie oryginalna. Ponadto końcówka sprawia wrażenie dość urwanej – ale to prawdopodobnie po prostu skutek podzielenia „Więźnia Układu” na dwa tomy. Pozostaje więc tylko czekać na drugą część w nadziei, że przyniesie odpowiedzi na pytania zrodzone podczas lektury pierwszego tomu.