Dwoista jest Szwecja Stiega Larssona. Z jednej strony Sztokholm. Uliczki i miejsca, które dadzą nanieść się na mapę z topograficzną precyzją. Problemy społeczne całkiem na serio. Z drugiej strony po prostu Miasto. Policyjne akta, na których zaległ kurz i instytucje państwowe, które zatuszowały niejedną zbrodnię. Bezprawie. A tam, gdzie nie dociera policja, główni bohaterowie powieści muszą wymierzać własną sprawiedliwość. Obraz Szwecji przedstawiony przez Stiega Larssona w bestsellerowym cyklu „Millenium” jest o wiele mniej realistyczny niż mogłoby się wydawać.
Z Larssonem przez Sztokholm
[Stieg Larsson „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” - recenzja]
Dwoista jest Szwecja Stiega Larssona. Z jednej strony Sztokholm. Uliczki i miejsca, które dadzą nanieść się na mapę z topograficzną precyzją. Problemy społeczne całkiem na serio. Z drugiej strony po prostu Miasto. Policyjne akta, na których zaległ kurz i instytucje państwowe, które zatuszowały niejedną zbrodnię. Bezprawie. A tam, gdzie nie dociera policja, główni bohaterowie powieści muszą wymierzać własną sprawiedliwość. Obraz Szwecji przedstawiony przez Stiega Larssona w bestsellerowym cyklu „Millenium” jest o wiele mniej realistyczny niż mogłoby się wydawać.
Stieg Larsson
‹Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet›
„Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” to nie tylko tytuł pierwszej części trylogii, ale główny motyw podejmowanej przez Larssona tematyki społecznej. Realistyczne opisy ofiar wykorzystywanych seksualnie, bitych i mordowanych gdzieś na obrzeżach miasta i w samym jego centrum i na oczach dzieci, czterdzieści lat wcześniej i współcześnie, wydają się mieć więcej z dokumentu niż fikcji. Kolejne fragmenty zapadają w pamięć tak, jak powinna zapadać fotografia ilustrująca rejestrowany materiał, a wątki kryminalne podkreślają aktualność informacji. Stieg Larsson ma w sobie dziennikarską dociekliwość, zaś bogactwo detali sprawia, że „Millenium” czyta się jak reportaż.
Mikael Blomkvist, jeden z głównych bohaterów powieści, przejmuje od Larssona obywatelskie zaangażowanie. Sprawa afery gospodarczej, opisana w pierwszym tomie, to tylko niewielki wstęp. Mikael przez całą książkę rozprawia się z władzą, ryzykując karierą, a nawet życiem. Czasopismo, w którym pracuje: tytułowe Millenium mogłoby być wzorem dla dziennikarstwa obywatelskiego. Jednak to nie artykuły Blomkvista i materiały Millenium, ale książka, którą zamierzają wydać, zapoczątkowuje serię zbrodni i idących w ślad za nimi kompromitujących odkryć. Poruszona w niej tematyka wykorzystywania młodych kobiet w branży seksualnej prowadzi trop za tropem najpierw do pojedynczych osób, z czasem do kolejnych instytucji. Dowody zbrodni odnajdujemy nie tylko na miejscu morderstwa, ale w skorumpowanej służbie zdrowia czy w nadużywającej władzy instytucji opieki społecznej. Służba Bezpieczeństwa w imię tajności maskuje przestępstwa. Policja pozostaje bezsilna – w ich archiwach znajdują się akta pokryte kurzem, w biurze odbierane są telefony, które zostają zignorowane. Każda z wymienionych sytuacji dotyczy Lisbeth Salander. To właśnie w tej oryginalnej postaci kryje się kolejny sukces Stiega Larssona, ponieważ Lisbeth nie jest, jak można by oczekiwać, bezwolną ofiarą ani władzy, ani żadnej innej instytucji. Jest silną, młodą kobietą, która radzi sobie w niejednej trudnej sytuacji. To fascynująca postać także z powodu jej nieszablonowości, co więcej nieszablonowość tę można śmiało rozpatrywać pod kątem popularnych w ostatnich latach studiów nad płcią. Lisbeth mogłaby być ich ikoną, ponieważ jej zachowanie nie mieści się w ogólnie przyjętych normach kulturowych. Hakerka nie tyle łamie stereotypy dotyczące postrzegania kobiet w społeczeństwie, co przekracza własną płeć. Sposobem ubioru, życia i niejasną orientacją seksualną. Abstrahując od faktu, że właściwie nie jesteś lesbijką. Nawet nie „właściwie”. Może jesteś biseksualna. A tak naprawdę to chyba po prostu lubisz seks, a płeć gówno cię obchodzi. Jesteś czynnikiem chaosu – mówi o niej Miriam Wu. Najwyraźniej oryginalność postaci Lisbeth Salander ujawnia się przy Mikaelu Blomkviście. Dochodzi do swoistej zamiany ról społecznych. Ponownie, wbrew stereotypowi, w sytuacji zagrożenia Lisbeth radzi sobie lepiej niż Mikael. Dwójkę głównych bohaterów łączy jeszcze jedna zależność. Podobnie jak w pierwszym tomie Mikael Blomkvist, tak i Lisbeth zostaje skompromitowana w oczach społeczeństwa. Zakończona zwycięstwem walka o prawdę ostatecznie pogrąża władze i demaskuje przestępców. Obie bitwy – tę dotyczącą Lisbeth Salander i tę dotyczącą Mikaela Blomkvista – hakerka i dziennikarz muszą stoczyć sami. Raz w imieniu docierania do prawdy, drugi raz w imieniu kobiet. Za każdym razem w imieniu prawa.
Zarówno narracja, mająca cechy reportażu, wywiadu i dokumentu, a także główny bohater, ze swoją sumiennością, rzetelnością i zaangażowaniem, sprawiają, że „Millenium” jest naprawdę dobrą książką o dziennikarstwie obywatelskim. A nic lepiej jak to ostatnie nie służy do nakreślenia obrazu przemocy wobec kobiet. Zwłaszcza jeżeli po ich stronie staje osoba tak wyzwolona i silna jak Lisbeth Salander. Wydawałoby się, że kryminał, osadzony w takich realiach i z tak ciekawymi bohaterami, nie tylko wciągnie czytelnika w sieć intryg, ale uzupełni ten obraz. Tymczasem wszystkie trzy finały rozczarowują. Czy to przez nieprzekonujące połączenie ze sobą kolejnych wątków, czy liczne zbiegi okoliczności i równie liczne przeszkody, które nagle pojawiają się na drodze głównych bohaterów. Najczęściej jednak przez jedno i drugie skrzętnie utkany realizm rozpływa się na oczach czytelnika jak iluzja. W jego miejsce pojawia się świat całkiem nieprzekonujący. Dostrzec to można z początku na poziomie detali, następnie w przedstawionej historii, a wreszcie w ogólnym obrazie rzeczywistości. Sztokholm nieprzekonujący daje się przede wszystkim poznać jako miasto, w którym władza jest bezsilna wobec narastającej przestępczości. W tym mieście policja przybywa za późno albo idzie złym tropem, albo porzuca sprawę z powodu braku postępów w śledztwie. To właśnie takie przysłowiowe Gotham City przemierzają bohaterowie „Millenium”, z których osobliwa dwójka – hakerka i dziennikarz – wybija się na pierwszy plan. Mikael Blomkvist i Lisbeth Salander wielokrotnie muszą radzić sobie sami. Zwłaszcza kiedy krąg zdarzeń zaczyna się wokół nich zacieśniać, a wszystkie wątki prowadzą do sprawy Lisbeth. Niestety to, co autorowi się udało przy kreśleniu portretu psychologicznego, nie wyszło przy przedstawieniu historii. Na tę ostatnią składa się tak wiele traumatycznych motywów, że w pewnym momencie opowieść o Lisbeth Salander staje się zwyczajnie nieprawdopodobna, mimo iż sama bohaterka wychodzi z tego starcia obronną ręką. Najjaskrawszym przykładem jest tutaj zakończenie „Dziewczyny, która igrała z ogniem”. Do tej pory nieprzeciętność i aspołeczność Lisbeth Salander służyły wykreowaniu nieszablonowej postaci. I tak dla podkreślenia nieprzeciętności Larsson obdarzył Lisbeth fotograficzną pamięcią i niejednoznacznymi preferencjami seksualnymi, wykraczającymi poza klasyczne pojmowanie płci. Z kolei aspołeczność stawiała hakerkę w opozycji do ludzi i norm przez nich wypracowanych, pozwalając jej kierować się własną moralnością i samej wymierzać sprawiedliwość. Nie bez znaczenia pozostaje również kwestia jej ubezwłasnowolnienia. Natomiast niektóre ze scen, jak wspomniane zakończenie drugiego tomu „Millenium”, upraszczają każdą z tych cech. Niepoddawanie się nawet w trudnej sytuacji, tak charakterystyczne dla Lisbeth, zostaje wyolbrzymione. Niczym superbohater, postawiona w sytuacji zdawałoby się bez wyjścia, potrafi uciec i dopiąć swego.
Wniosek jest prosty. Miasto, w którym władza jest bezsilna, potrzebuje swojego bohatera, czy też potrzebuje on sam siebie, kiedy walczy we własnym interesie. W przypadku Lisbeth ma miejsce i jedno i drugie. Używając swoich zdolności pomaga nie tylko Mikaelowi, ale i Erice Berger, nie mówiąc już o tym, że dla dobra matki posuwa się nawet do zbrodni. Oczywiście metody, jakie stosuje, chociaż niezgodne z prawem, są usprawiedliwione, ponieważ w walce z przestępczością jedynie taką drogą można osiągnąć sukces. Ma to też swoją cenę. Taki wyrastający ponad przeciętność bohater zawsze jest samotny. Posiada również swojego pomocnika. W tym przypadku jest nim Mikael Blomkvist, uroczo nieporadny, Pieprzony Kalle Blomkvist, który choć dociera do wielu informacji, na miejsce zbrodni zawsze przybywa za późno. W tym wszystkim wróg jest oczywiście na miarę zarówno bohatera, jak i jego pomocnika – dysponuje wielką siłą, w tym przydatnymi anomaliami i dużą liczbą ludzi. Ponadto obowiązkowo raz zabity nie chce umrzeć, trzeba więc próbować do skutku. Dwoistość „Millenium” zaznacza się coraz wyraźniej, ale Stieg Larsson broni się do końca. Tym razem detalami. Jednak opis wyjmowania kuli z czaszki choćby nie wiadomo jak bardzo precyzyjny, nie zmieni faktu, że sam fakt przeżycia kogoś po takim postrzale zakrawa na nie mniejszy cud niż spacerowanie z siekierą po otrzymaniu kilku kul i pogrzebaniu żywcem. Podobnie jak udokumentowanie istnienia medycznych osobliwości nie przestanie budzić zdziwienia, kiedy ich nosicielem jest jeden osobnik. A są to tylko niektóre z wielu niespodzianek „Millenium”, z którymi oczywiście radzą sobie Mikael Blomkvist i Lisbeth Salander.
Dwoistość "Millenium" to przede wszystkim kontrasty – Sztokholmu i Miasta, Lisbeth i „Superbohatera”, Mikaela i „Pomocnika”. "Millenium" łączy cechy charakterystyczne dla amerykańskiego czarnego kryminału i dla europejskiego nurtu z przełomu XX i XXI wieku. Efekt jest komiczny. Koniec końców czasem dziennikarska przenikliwość musi ustąpić historii, która nie przekonuje. Oczywiście do początku kolejnego tomu, gdzie autor znów czaruje czytelnika realistycznym opisem Szwecji. Bo jednak, pomimo wszystkich „ale”, książka zapada w pamięć. Po lekturze całości można zrozumieć kultowość i Szwecji i Pieprzonego Kalle Blomkvista i oczywiście bohaterki obowiązkowej Lisbeth Salander. Koniec końców Stieg Larsson jest całkiem niezłym iluzjonistą.
Pieprzony Kalle Blomkvist, Szanowna Autorko, nie Kyle - i jest to o tyle istotne, że przezwisko "Kalle Blomkvist" ma swoją osobną historię. W ogóle radziłbym przejrzeć całość tekstu pod kątem literówek i podzielić tekst na więcej akapitów (naprawdę nie ma w Esensji żadnego redaktora, który się takimi rzeczami zajmuje?)