Ten okrutny XX wiek: Romantyczny buntownik, anarchista pełną gębą [Stanisław Łubieński „Pirat stepowy” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Po dziś dzień pozostaje postacią niejednoznaczną i nieodgadnioną. Człowiekiem pełnym sprzeczności – przez jednych uważanym za wybitnego przywódcę chłopów ukraińskich w czasach wojny domowej, przez innych natomiast za okrutnika, od którego postępków włos jeży się na głowie. Stanisław Łubieński w „Piracie stepowym”, chcąc zachować obiektywizm, zbliżył się jednak niebezpiecznie do romantycznej legendy Nestora Machno. Czy jest kolejnym, który dał się nabrać?
Ten okrutny XX wiek: Romantyczny buntownik, anarchista pełną gębą [Stanisław Łubieński „Pirat stepowy” - recenzja]Po dziś dzień pozostaje postacią niejednoznaczną i nieodgadnioną. Człowiekiem pełnym sprzeczności – przez jednych uważanym za wybitnego przywódcę chłopów ukraińskich w czasach wojny domowej, przez innych natomiast za okrutnika, od którego postępków włos jeży się na głowie. Stanisław Łubieński w „Piracie stepowym”, chcąc zachować obiektywizm, zbliżył się jednak niebezpiecznie do romantycznej legendy Nestora Machno. Czy jest kolejnym, który dał się nabrać?
Stanisław Łubieński ‹Pirat stepowy›Anarchizm – w przeróżnych swych odsłonach – przeżył apogeum popularności w drugiej połowie XIX i pierwszej połowie XX wieku. I choć za jego ojczyznę uważa się Francję (tam działał, uważany za ojca współczesnego anarchizmu, Pierre-Joseph Proudhon), to jednak ogromny wpływ na jego rozwój – zarówno w teorii, jak i w praktyce – mieli myśliciele rosyjscy, Michaił Bakunin (twórca kolektywistycznej wersji tej ideologii) oraz książę Piotr Kropotkin (który nasycił swoje wolnościowe poglądy pierwiastkami komunistycznymi). O sile rosyjskiego anarchizmu w XIX wieku świadczą pośrednio „Biesy” (1871-72) Fiodora Dostojewskiego, które można uznać wręcz za ostrzeżenie przed zdobywającym coraz większą popularność w imperium Romanowów wywrotowym światopoglądem. W tym kontekście nie powinien nas dziwić fakt, że to właśnie w Rosji w okresie wielkiego zamętu, jaki nastał po wybuchu dwóch rewolucji 1917 roku i zakończeniu pierwszej wojny światowej, anarchiści wszczęli rebelię, która doprowadziła do stworzenia parapaństwa, tak zwanego Wolnego Terytorium, względnie Machnowszczyzny. Druga z nazw odnosi się do postaci przywódcy buntu, który choć pochodził z chłopów ukraińskich i ukończył ledwie cztery klasy szkoły ziemskiej, stawiany był i jest po dziś dzień w jednym rzędzie z intelektualistą Bakuninem i arystokratą Kropotkinem. Chodzi oczywiście o Nestora Iwanowicza Machnę – człowieka tyleż fascynującego, co przerażającego, który jeszcze za życia z jednej strony obrósł w mit, z drugiej – obdarzony został przez bolszewików wyjątkowo „czarną legendą”. Jaka była prawda? Tego właśnie stara się dociec młody, bo jeszcze niespełna trzydziestoletni, kulturoznawca i ukrainista (po Uniwersytecie Warszawskim) Stanisław Łubieński w wydanym nie tak dawno przez Czarne reportażu historycznym „Pirat stepowy”. To nie jest klasyczna biografia Machny, choć podczas lektury poznajemy dość dokładnie losy buntownika – od narodzin i młodości spędzonej w Hulajpolu (na wschodzie kraju, z polskiego punktu widzenia – na Ukrainie Zadnieprzańskiej), poprzez początek działalności politycznej, lata spędzone w carskim więzieniu (w osławionych moskiewskich Butyrkach), kierowanie partyzantką anarchistyczną, aż po emigrację i przedwczesną śmierć w Paryżu. Pretekstem do typowych rozważań natury historyczno-politologicznej była dla Łubieńskiego podróż w rodzinne strony Machny, podczas której naukowiec starał się odnaleźć ślady Nestora Iwanowicza, dotrzeć do wciąż jeszcze żyjących jego krewnych (ze strony braci), do ludzi, którzy – nawet jeśli nie mogli go już znać – to przynajmniej słyszeli o nim co nieco od swoich rodziców. Wszystko to służy znalezieniu odpowiedzi na jedno, ale za to bardzo istotne pytanie: Kim był Machno? Które oczywiście prowadzi do kolejnych, bezpośrednio z niego wynikających: Ile jest prawdy w legendzie przypisanej temu anarchiście przez bolszewików, która sprowadzała się de facto do zapisanej w sowieckich podręcznikach historii wzmianki o „okrutnym bandycie” i „zdrajcy rewolucji”? oraz: Jakim cudem ten prosty, niewykształcony chłop, dla którego uniwersytetem stała się cela więzienna, wyrósł na przywódcę wielkiego buntu – przez jednych znienawidzonego, przez innych szanowanego do tego stopnia, że nie wahali się ryzykować dla niego własne życie? Rosja po rewolucji październikowej stała się krajem, który spłynął krwią (pisze o tym bardzo szeroko brytyjski historyk Geoffrey Swain w wydanej w naszym kraju przed pięcioma laty monografii „ Wojna domowa w Rosji”). Naprzeciw siebie stawali „biali” (zwolennicy obalonego niedawno caratu), „czerwoni” ( komuniści i inne lewackie ugrupowania, które bądź to z nimi sympatyzowały, bądź podpięły się pod nich w drodze po władzę), „zieloni” (tak zwani eserowcy, czyli członkowie Partii Socjalistów-Rewolucjonistów) oraz „czarni” (anarchiści). Choć zdarzało się także, że niektórzy z nich zawierali ze sobą mniej lub bardziej egzotyczne polityczne sojusze – o ostrzu antycarskim względnie antykomunistycznym (wówczas rolę języczków u wagi grali „zieloni” i „czarni”). Na Ukrainie sytuacja była, jeśli to ogóle możliwe, jeszcze bardziej skomplikowana. Tam bowiem w końcu 1918 roku wciąż panoszyły się okupacyjne wojska niemieckie i austro-węgierskie, tam niebawem pojawili się interwenci francuscy (wspomagający „białego” generała Antona Denikina, a następnie Piotra Wrangla). Jakby tego było mało, sami Ukraińcy nie potrafili porozumieć się ze sobą – hetman Pawło Skoropadski stworzył rząd, który współpracował z państwami centralnymi w ostatnich miesiącach pierwszej wojny światowej; gdy stracił ich poparcie, został odsunięty od władzy przez Dyrektoriat Ukraińskiej Republiki Ludowej (Symon Petlura), który z kolei walczył zarówno z bolszewikami, jak i machnowcami, a zdarzało się, że i z „białymi”, i z Polakami (we wschodniej Galicji). Jak w tym wszystkim znajdował się Machno? Stwierdzenie „jak ryba w wodzie” będzie oczywiście lekką przesadą, ale trzeba mu oddać, że bardzo szybko nauczył się lawirować pomiędzy różnymi siłami, dzięki czemu mógł być przez mniej więcej dwa lata – od jesieni 1918 do jesieni 1920 – człowiekiem, który w południowo-wschodniej Ukrainie rozdawał karty. Przyglądając się losom Nestora Iwanowicza, Łubieński zachowuje chronologię wydarzeń; czasami tylko robi skoki w bok, gdy pisze o czasach nam współczesnych (co zresztą interesująco domyka narrację historyczną). Z każdym kolejnym rozdziałem portret bohatera staje się pełniejszy i wyrazistszy, ale czy tym sposobem autor wyjaśnia jego fenomen – można mieć wątpliwości. I tak naprawdę trudno orzec, z czego to wynika – może analiza postaci nie jest dostatecznie pogłębiona, a może zwyczajnie Machno wymyka się wszelkim syntetycznym opisom? Bo też trudno przyłożyć do niego jakąkolwiek miarę. Był okrutnikiem? Na pewno. Odpowiadał za śmierć tysięcy ludzi, którzy sprzeciwiali się jego ideom i współpracowali z aktualnymi wrogami; nie zawsze też potrafił zapanować nad swoimi ludźmi, którzy dopuszczali się grabieży, gwałtów i mordów (co oczywiście obciąża także jego konto). Ale czy inaczej postępowali jego adwersarze – głównie „biali” i „czerwoni”? Może więc Machno i tak był spośród nich najuczciwszym i najsprawiedliwszym… Z drugiej strony – cieszył się Nestor Iwanowicz na wschodzie Ukrainy wielkim mirem. Zwłaszcza wśród chłopów, którzy widzieli w nim następcę Jemieliana Pugaczowa i Stieńki Razina; widzieli człowieka, który pod czarnymi sztandarami niósł wolność od wszelkiej władzy – czy to cara, czy bolszewików. Łubieński nie ma raczej wątpliwości, że Machno skazany był na porażkę, tak samo jak ostatecznie przegranymi okazaliby się (choć w „Piracie stepowym” nie ma akurat o tym mowy) anarchiści hiszpańscy i to nawet wówczas, gdyby wojna z generałem Franco zakończyła się zwycięstwem sił republikańskich (vide „ Ostatnia krucjata. Hiszpania 1936” Warrena H. Carrolla). Inna sprawa, czy Nestor Iwanowicz udźwignąłby na swoich barkach – był przecież człowiekiem bardzo wątłej postury i wyjątkowo chorowitym – brzemię władzy, gdyby nagle i niespodziewanie została mu ona rzucona do stóp. Czyta się „Pirata stepowego”, jak na interesujący reportaż – a więc raczej dzieło publicystyczne niż naukowe – przystało, jednym tchem. Łubieński ma umiejętność snucia bardzo potoczystej narracji. Wynika to zapewne również z tego, że ewidentnie lubi / docenia / szanuje (nieprawdziwe skreślić) swojego bohatera, wiele jest mu w stanie wybaczyć, wiele usprawiedliwić. Jeśli sięga po źródła historyczne bądź relacje opisujące Machnę, to raczej po te przychylne anarchiście; choć, gwoli kronikarskiego obowiązku, cytuje także te nieprzyjazne, jak na przykład paszkwil K. W. Gierasimienki „Machno (jedna z prawd)”. Czy coś w ten sposób klaruje – niestety nie; czy przybliża – zdecydowanie tak! I to jest najważniejsza zaleta książki młodego ukrainisty… Zaskakują jednak trochę dwa błędy merytoryczne, które dziwnym trafem przedostały się przez redakcyjne sito i zostały wydrukowane na stronach 42 i 43. Pisząc o wydarzeniach lata 1917 roku, Łubieński nadmienia: „Podział ziemi w Hulajpolu zbiega się z próbą obalenia bolszewickiej władzy przez głównodowodzącego rosyjskimi wojskami generała Ławra Korniłowa”. Owszem, w lipcu 1917 Korniłow ruszył na Piotrogród, którego bronili między innymi „czerwoni”, ale do władzy to dojdą oni dopiero po rewolucji październikowej. Stronę dalej autor odnotowuje natomiast: „We wrześniu 1917 roku rejonowy zjazd w Hulajpolu postanawia nie wykonywać żadnych rozporządzeń wydanych przez Rząd Tymczasowy w Moskwie (…)”. Problem w tym, że Rząd Tymczasowy – zarówno za premierostwa księcia Gieorgija Lwowa, jak i eserowca Aleksandra Kiereńskiego – rezydował w Piotrogrodzie (dawnym i obecnym Petersburgu), który do 1918 roku pełnił funkcję stolicy Rosji.
|
"Zaskakują jednak trochę dwa błędy merytoryczne" - te błędy to drobiazgi, które można spokojnie złożyć na karb chwilowej nieuwagi (zdarza się każdemu), ciężko tu mówić o jakiejś poważnej wpadce merytorycznej. Jeśli nie ma tam innych wpadek to książka pod względem faktograficznym chyba jest rewelacyjna.