Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Umberto Eco
‹Cmentarz w Pradze›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCmentarz w Pradze
Tytuł oryginalnyIl cimitero di Praga
Data wydania3 listopada 2011
Autor
PrzekładKrzysztof Żaboklicki
Wydawca Noir sur Blanc
ISBN978-83-7392-360-7
Format602s. 145×235mm
Cena39,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Przechadzając się praskim cmentarzem
[Umberto Eco „Cmentarz w Pradze” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Profesor Umberto Eco nie jest „zawodowym” powieściopisarzem, lecz raczej stanowi to jego hobby. Jego głównym zajęciem jest badanie literatury i większość wytworów jego pióra jest natury naukowej. Sam autor zresztą nie kryje, że jego praca jest pasją odciskającą się na jego powieściach.

Wojciech Kryska

Przechadzając się praskim cmentarzem
[Umberto Eco „Cmentarz w Pradze” - recenzja]

Profesor Umberto Eco nie jest „zawodowym” powieściopisarzem, lecz raczej stanowi to jego hobby. Jego głównym zajęciem jest badanie literatury i większość wytworów jego pióra jest natury naukowej. Sam autor zresztą nie kryje, że jego praca jest pasją odciskającą się na jego powieściach.

Umberto Eco
‹Cmentarz w Pradze›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCmentarz w Pradze
Tytuł oryginalnyIl cimitero di Praga
Data wydania3 listopada 2011
Autor
PrzekładKrzysztof Żaboklicki
Wydawca Noir sur Blanc
ISBN978-83-7392-360-7
Format602s. 145×235mm
Cena39,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
W moich kolejnych wykładach często będę się odwoływał do jednej z największych książek, jakie kiedykolwiek powstały, do „Sylwii” Geralda de Nerval. (…) Dziś znam już każdy przecinek i każdy tajemny mechanizm tej noweli. (…) Za każdym razem, gdy tylko brałem do ręki „Sylwię”, mimo że znałem jej anatomię – być może dlatego, że znałem ją tak dobrze – znowu się w niej zakochiwałem, jakbym czytał ją po raz pierwszy. — U. Eco, „Sześć przechadzek po lesie fikcji”
Niemal bez wątpienia pierwszą myślą Czytelnika jest pytanie: „to o czym w końcu mowa? O «Sylwii», «Sześciu przechadzkach…», czy «Cmentarzu w Pradze»?”. Usprawiedliwię się w tym miejscu, mówiąc, że chcę napisać o „Cmentarzu…”, dochodząc doń drogą pokrętną, zaczynającą się aż w Loisy.
A tak naprawdę nie tyle w Loisy, lecz pewnego wieczoru w Gliwicach, gdy usłyszałem w jednym z telewizyjnych programów zawierających wiadomości kulturalne (tak, tak, w latach 90. ubiegłego stulecia telewizja publiczna emitowała takie w pasmie zajętym teraz przez „szoły” dla amatorskich śpiewaków) o nowej książce Umberto Eco pod tytułem „Sześć przechadzek po lesie fikcji”, którą w Polsce wydało wydawnictwo Znak. Wspomniano przy tym, że książka ta zawiera historię powstania „Protokołów Mędrców Syjonu” – fałszywki, która stała się podwaliną jednego z największych ludobójstw w historii ludzkości – Szoah. Ponieważ U. Eco zawsze lubiłem, a w tym czasie akurat byłem na etapie pisania wypracowania na język polski o totalitaryzmach, postanowiłem włączyć historię „Protokołów…” do wypracowania jako przykład fałszywego mitu założycielskiego. Książkę nabyłem, a z uwagi na jej szczupłość przeczytałem szybko i… rozczarowałem się. Profesor Eco poświęcił na interesujący mnie temat dopiero ostatni rozdział i to w sposób, który wydał mi się zbyt pobieżny. Pamiętam, że bardzo żałowałem, że większy nacisk autor położył nie na fascynującą, godną osobnej powieści, historię „Protokołów…”, lecz na analizę struktur narracyjnych w nervalowskiej „Sylwii” i w „Człowieku z Nantucket” Poego. Był rok 1995.
Gdy w końcu ubiegłego roku dowiedziałem się o wydaniu „Cmentarza w Pradze”, który na nuty rozpisuje ewolucję kluczowego tekstu europejskiego antysemityzmu, od razu zażyczyłem sobie go „pod choinkę”. Razem z drugą książką profesora Eco, pt. „Wymyślanie wrogów i inne teksty okolicznościowe”. Powieść mnie nie rozczarowała (jak to się działo z niektórymi), aczkolwiek uznałem, że motyw schizofrenii był za bardzo czytelny i sto razy lepiej rozegrany został w „Podziemnym kręgu” Finchera. I tak sobie powoli czytałem tę powieść, smakując ją rozdział po rozdziale niczym powieściowy kapitan Simonini smakował potrawy. Aż do ostatniego rozdziału.
Swoją drogą, kapitan Simonini, którego obserwujemy na pierwszym planie (bo wbrew pozorom nie on jest głównym bohaterem, lecz jego dzieło życia – „Protokoły Mędrców Syjonu”), jest wyjątkowo odstręczającą figurą – fałszerz, mizogin, antysemita, indywiduum pozbawione sumienia i skrupułów. Można by powiedzieć: „automat Machiavelliego”, postać literacka tak wyzuta z człowieczeństwa, że doprawdy nie potrafię sobie wyobrazić osoby zdolnej do utożsamienia się z nią. Ale bardzo pasująca do swoich czasów. Boję się myśleć, czy aby nie do naszych. Zakorzenienie postaci w epoce jest tak wiarygodne, że trudno uwierzyć, że fałszerz Simonini jest jedyną postacią stworzoną przez U. Eco. A inni? O ile istnienie Garibaldiego nie budzi zastrzeżeń, to Diana Vaughan według wielu przypuszczeń jest postacią fikcyjną wymyśloną przez Leo Taxila, którego, nazywając kolokwialnie, „palladyjski przekręt” stanowi istotny element naszej powieści. Ale w powieści Diana istnieje. Namacalnie. Dosłownie. I autor, twierdząc, że wymyślił tylko Simoniniego, pisze prawdę. Ale czytelnik, konkretnie „czytelnik drugiego stopnia”, jak go określa w swoich pismach teoretycznych profesor Eco, staje przed sceną czarnej mszy, na której dochodzi do… hmmm… aby nie zdradzić przebiegu wydarzeń, napiszę „silnej interakcji” między bohaterami. Tak oto następuje bezpośrednia relacja między postaciami wymyślonymi przez U. Eco (autora powieści) i L. Taxila (prawdziwego, mającego swe odbicie w postaci Taxila powieściowego). Oto na poziomie powieści Eco mamy dwie fizyczne osoby, na poziomie opowieści Taxila historycznego mamy jedną fikcyjną (Simonini) i jedną fizyczną postać (Dianę), a na poziomie opowieści, którą zwykliśmy nazywać „historyczną prawdą” – dwie fikcyjne postaci. Majstersztyk. Ale dla wybranych.
Jaki sens miało powołanie do literackiej egzystencji kapitana Simoniniego? Wszak można byłoby opisać całą rzecz w trzecioosobowej narracji i nie zmieniać postaci. Ale z jakichś przyczyn Eco wprowadza kapitana Simoniniego, którego imię wprawdzie figuruje w spisie dramatis personae prawdziwej historii „Protokołów…”, lecz jest figurą bardzo marginalną. Przypuszczalnie profesor Eco chciał uczynić ze swego bohatera katalizator opowieści. Kogoś, kto stanowi zwornik historii, bez którego całość nie miałaby szans utrzymania się. Ale prosiłoby się aż, by bohater taki miał pewną głębię, by był postacią pełną namiętności, zranień i blizn, które rekompensuje sobie przez głęboką nienawiść do Narodu Wybranego. A tymczasem dostajemy postać, z którą ani nie można się utożsamić, ani nawet zaakceptować jej prawdziwości. Można byłoby zastanowić się, czy to nie zabieg celowy, by uczynić Simoniniego jedynie symbolem zła, jak autor/autorzy „Protokołów…” uczynili nim rabinów z praskiego cmentarza. Co gorsza, postać Simoniniego nie stanowi tu wyjątku.
Można śmiało rzec, że U. Eco napisał powieść, która nie ma wiarygodnych psychologicznie bohaterów, nie niesie specjalnej głębi i jest niemal suchym zapisem ewolucji jednego tekstu na tle łajdactw zwanych „wielkimi czynami XIX wieku”. Czy to znaczy, że opuszczają go siły?
Dopuszczałem tę możliwość aż do miejsca, które znajdując się poza fabułą, stanowi integralną część książki (podobnie jak fragment opisujący paralipsę w „Imieniu róży”). Miejsce to, zatytułowane „Bezużyteczne uściślenia erudycyjne”, wspomina podział na fabułę i intrygę, który był jednym z elementów rozważanych w „Sześciu przechadzkach po lesie fikcji”. Gdy wspominane zostały jeszcze pary „story”-„plot” i „fabuła”-„sjużet”, odpowiednie zapadki zaskoczyły w moim ospałym umyśle. Ukazana następnie tabela przypieczętowała i potwierdziła przypuszczenie: profesor Umberto Eco napisał swoją wersję… Nervalovskiej „Sylwii"! Synchronizacja fabuły i intrygi w „Cmentarzu…” dokładnie odpowiada tej, którą nakreślił w drugim rozdziale „Przechadzek…”, ilustrując ją dodatkowo diagramem (rysunek nr 9, strona 48 w wydaniu Znak 1995).
Czy zatem mało wciągający styl, w którym powieść została napisana, nie jest przypadkiem celowym zabiegiem mającym skłonić czytelnika do szukania prawdziwego celu autora modelowego gdzie indziej? Na pierwszy rzut oka ciśnie się na myśl: „bez sensu”. Jest jednak pewne „ale”. Drugie dno – druga synchronizacja, już nie odpowiadająca parze fabuła-intryga, lecz czas powieści-czas autora. Na początku „Sześciu przechadzek…” autor wspomina postać swego kolegi po fachu, profesora Italo Calvino, i jego powieść „Jeśli zimową nocą podróżny”, do której zresztą czyni w czasie „Sześciu przechadzek…” kilka aluzji. Jednym z celów powieści Calvino jest unaocznienie, że da się ustanowić dodatkowy plan poprzez umiejętne kształtowanie tytułów rozdziałów. W ten sposób prócz dziesięciu jawnych opowieści Calvino udaje się niejako przemycić jedenastą, na którą składają się tytuły wspomnianych opowieści. Wiem, że zdaniem czytelnika niniejszej recenzji zostanę teraz zaliczony w poczet tropicieli nieistniejących spisków, niczym „diaboliści” z „Wahadła Foucaulta”, lecz przypatrzmy się tytułom rozdziałów „Cmentarza…”. Oto dwa ostatnie rozdziały noszą tytuły „Ostateczne rozwiązanie” i „Dziennik się urywa”. Jak wiemy – „ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej” miała być eksterminacja narodu. Ale samo pojęcie zostało ukute dużo później niż czas akcji powieści (przeszło trzy dekady). Jeszcze później powstaje „Sześć przechadzek po lesie fikcji”, gdzie autor analizuje urwany dziennik Arthura Gordona Pyma z Nantucket. I co z tego? Otóż czas intrygi i czas fabuły przecinają się 20 grudnia 1898 roku, lecz istnieje drugi punkt przecięcia, gdy czas powieści zbiega się z czasem pisania powieści; i gdy pada finalne zdanie, jestem przekonany, że wypowiada je nie tyle Simonini (dlaczego miałby urwać dziennik w takim miejscu?), co sam autor do czytelnika. Z obowiązkowym mrugnięciem oka.
Co zyskujemy przy takiej rekonstrukcji? Nic, jeśli jesteśmy czytelnikami pierwszego stopnia. (…) Czytelnik drugiego stopnia jednak zdaje sobie sprawę z tego, że wspomnienia mają mimo wszystko pewien porządek, i że te nagłe zmiany w czasie i szybkie powroty do historycznego czasu teraźniejszego rozwijają się w pewnym rytmie. — U. Eco, „Sześć przechadzek po lesie fikcji”
koniec
29 czerwca 2012

Komentarze

« 1 2
02 VII 2012   12:55:43

Że kol. minuteman nie rozumie, to akurat nie powinno dziwić nikogo :D

A tekst Kryski to jeden z lepszych tekstów o książkach, jakie ukazały się w ostatnich miesiącach w "Esensji"; specyficzny, osobisty, to fakt, przeto może się nie podobać. Być może popełniliśmy błąd, wrzucając go do recenzyj, a nie do publicystyki, ale takie notatki na marginesie to też forma recenzji -- często, jeśli tylko autor ma coś do powiedzenia, ciekawsza niż niby-obiektywna ocena.

03 VII 2012   09:59:11

Beatrycze, specjalnym fanem Umberto nie jestem, czytałem tylko "Wahadło..", "Imię róży" i "Zapiski...".

"Cmentarz w Pradze" mam i czeka na półce, podchodziłem do niego raz i jakoś mnie nie wciągnął.

Szanuję Eco za wielość intertekstualnych nawiązań w jego powieściach, erudycję i postmodernistyczną zabawę z czytelnikiem, który liznął trochę teorii literatury.

Jeśli chodzi o tekst, który komentujemy, to raczej garść zagmatwanych przemyśleń autora niż recenzja. Absolutnie nie miałem zamiaru tego krytykować, chodzi mi tylko o to, że nie za bardzo chciało mi się podążać ścieżkami myślowe zaprezentowane w teście :)

Drogi autorze tekstu, rób dalej to, co robisz, na pewno jest to w pewien sposób niezłe, chociaż niszowe. :)

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Mała Esensja: Trudne początki naszej państwowości
Marcin Mroziuk

18 IV 2024

W dziesięciu opowiadań tworzących „Piastowskie orły” autorzy nie tylko przybliżają kluczowe momenty z panowania pierwszej polskiej dynastii władców, lecz również ukazują realia codziennego życia w tamtej epoce. Co ważne, czynią to w atrakcyjny dla młodych czytelników sposób.

więcej »

Superwizja
Joanna Kapica-Curzytek

15 IV 2024

Zamieszkały w Berlinie brytyjski reportażysta podróżuje po niemieckim wybrzeżu. Jego znakomite „Duchy Bałtyku” są zapisem odkrywania, skrawek po skrawku, esencji niemieckiej duszy.

więcej »

PRL w kryminale: W kamienicy na Złotej
Sebastian Chosiński

12 IV 2024

W 1957 roku, na fali październikowej „odwilży”, swój powieściowy debiut opublikowała – dotychczas zajmująca się głównie dziennikarstwem – Anna Kłodzińska (w tym momencie miała już czterdzieści dwa lata). Wtedy nikt jeszcze nie mógł przewidywać, że za sprawą książki „Śledztwo prowadzi porucznik Szczęsny” na literacką scenę wkroczy jedna z najbardziej znanych postaci peerelowskiej literatury kryminalnej.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Brakuje tylko cyklistów
— Miłosz Cybowski

Esensja czyta: Listopad 2011
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka

Tegoż twórcy

Teologia bez iskier
— Sławomir Grabowski

Podróż
— Joanna Kapica-Curzytek

Powieść zgoła krzywozwierciadlana
— Joanna Kapica-Curzytek

Fantazja w elaboracie zamknięta
— Kamil Armacki

I książki mają (powikłany) los…
— Joanna Kapica-Curzytek

Przemyślność wyliczania
— Jakub Gałka

Jego nie znaczy mój
— Jakub Gałka

Podróż w nieznane
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.