Boże, strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam [Matti Rönkä „Przyjaciele z daleka” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Viktora Kärppę da się lubić. Choć to były żołnierz oddziałów specjalnych Armii Radzieckiej i nieco szemrany biznesmen, posiada też jednak cechy, które zasługują na szacunek. Jest uczynny i honorowy, nigdy nie odmawia pomocy przyjacielowi. Gdy jednak sam popada w poważne tarapaty, na kogo może liczyć? Na to pytanie odpowiada trzecia część cyklu kryminałów Mattiego Rönki – „Przyjaciele z daleka”.
Boże, strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam [Matti Rönkä „Przyjaciele z daleka” - recenzja]Viktora Kärppę da się lubić. Choć to były żołnierz oddziałów specjalnych Armii Radzieckiej i nieco szemrany biznesmen, posiada też jednak cechy, które zasługują na szacunek. Jest uczynny i honorowy, nigdy nie odmawia pomocy przyjacielowi. Gdy jednak sam popada w poważne tarapaty, na kogo może liczyć? Na to pytanie odpowiada trzecia część cyklu kryminałów Mattiego Rönki – „Przyjaciele z daleka”.
Matti Rönkä ‹Przyjaciele z daleka›Pierwsze dwa tomy cyklu kryminałów fińskiego pisarza Mattiego Rönki – „ Mężczyzna o twarzy mordercy” (2002) oraz „ Dobry brat, zły brat” (2003) – wiele nam powiedziały o głównym bohaterze serii Viktorze Kärppie. Czytając między wierszami, można było jednak podejrzewać, że autor całkiem sporo tajemnic ukrywa jeszcze przed czytelnikami. Zwłaszcza tych, które dotyczą przeszłości człowieka w czasach Związku Radzieckiego nazywającego się Wiktor Nikołajewicz Gornostajew. Pora na ich odkrycie nadeszła w trzecim tomie – wydanych oryginalnie w Finlandii w 2005 roku „Przyjaciołach z daleka”. Po rozwiązaniu sprawy przemytu do Helsinek nowego narkotyku – z czego ucieszyli się zarówno szefowie mafii petersburskiej, jak i wydział do spraw zwalczania przestępczości zorganizowanej policji fińskiej – nadeszły wreszcie dla Kärppy spokojniejsze czasy. Interesy jakoś się kręciły; nowe środki Viktor zainwestował w branże budowlaną, w czym wydatnie pomogło mu wykupienie od upadającego dewelopera dwóch w pełni uzbrojonych działek pod zabudowę. Marja Takala wróciła ze studiów w Stanach Zjednoczonych i zakochani mogli wreszcie zamieszkać wspólnie. Nawet Aleksiej Gornostajew – starszy brat głównego bohatera – wyszalawszy się, sprowadził z Moskwy do Finlandii żonę Irinę i zajął się na dobre sprzedażą części zamiennych do samochodów. Słowem – sielanka! Ale gdy ktoś prowadził kiedyś podejrzane interesy, musi przez cały czas liczyć się z tym, że przeszłość kiedyś go jeszcze dopadnie. Najczęściej dzieje się tak w najmniej spodziewanym momencie. I oto pewnego dnia w biurze Kärppy pojawia się dwóch rosłych Rosjan; ich wygląd nie nastręcza najmniejszych wątpliwości – to gangsterzy. Ich propozycja jest jasna: Viktor ma przepisać wszystkie swoje przedsiębiorstwa – a zwłaszcza te, które „odziedziczył” po Giennadiju Ryżkowie (patrz: „ Mężczyzna o twarzy mordercy”) – na wskazane przez nich spółki. Co oznacza tyle, że chcą go puścić z torbami. Kärppä nie zna bandytów, którzy go odwiedzili, nie ma więc wątpliwości, że nie działają oni na własną rękę, ale zostali przez kogoś nasłani. Kogoś, kto ma duże wpływy i na dodatek wie sporo na temat prowadzonych przez niego interesów (tych całkowicie legalnych, jak i nieco szemranych). Viktor nie należy jednak do ludzi, którzy trzęsą portkami przed byle chłystkami; szkolenie specjalne, jakie przeszedł w czasie służby w Armii Radzieckiej, też dodaje mu pewności siebie. Poza tym ma zbyt dużo do stracenia, by oddać wszystko bez mrugnięcia okiem. Bo przecież w zapewnienia gangsterów, że ich zleceniodawca zadba o to, by nie cierpiał głodu, jakoś trudno uwierzyć. Mimo całkiem realnego zagrożenia, Kärppä początkowo bagatelizuje niebezpieczeństwo. Dopiero gdy bandyci puszczają z dymem jego dom, zdaje sobie sprawę, że to nie są przelewki, że tu toczy się gra nie tylko o jego majątek, ale również o życie. W takiej sytuacji postanawia wykorzystać swoje koneksje w Petersburgu; od Wujka-Kutuzowa (czytaj: „ Dobry brat, zły brat”) dowiaduje się tylko tyle, że za całą sprawą nie stoi tamtejsza mafia. W takim razie kto? Odpowiedź, jaką otrzymuje, jest więcej niż zastanawiająca – Kutuzow każe mu bowiem szukać w „najbliższym otoczeniu”. To zresztą tłumaczyłoby niemal wiedzę gangsterów na temat interesów prowadzonych przez Viktora. Nie mogąc zaufać najbliższym współpracownikom – wyjątkiem jest przyjaciel z czasów młodości, wciąż mieszkający w rosyjskiej Karelii Walerij Karpow – Kärppä postanawia odnowić kontakty z czasów służby wojskowej, dzięki czemu Matti Rönkä zdradza czytelnikom kolejne fragmenty arcyciekawej biografii swojego bohatera. Przy okazji dowiadujemy się również, w jaki sposób sowieckie służby specjalne kontrolowały pogranicze z Finlandią i jak przerzucały w obie strony swoich agentów. To z kolei sprawia, że „Przyjaciele z daleka” z biegiem czasu coraz mniej przypominają klasyczny kryminał, a zamieniają się w powieść niemalże szpiegowską, z wyraźnymi nawiązaniami do literatury sensacyjnej epoki zimnej wojny. To zresztą krok w dobrą stronę. Poprzednia odsłona cyklu pozostawiała czytelnika z mieszanymi uczuciami; w „ Dobrym bracie, złym bracie” Rönce nie udało się stworzyć szczególnie zajmującej fabuły; tym razem wprowadził kilka nowych elementów i wygrał na tym. Dobrze zrobiło powieści przede wszystkim uwypuklenie postaci Teppa Korhonena – policjanta z Helsinek, który z powodu braku sukcesów „zesłany” został przez swoich przełożonych do sekcji podsłuchów. Chcąc wyrwać się z piwnicznego pomieszczenia, gdzie przez cały czas musi ślęczeć ze słuchawkami na uszach i wsłuchiwać się w idiotyczne rozmowy podejrzanych typków, szuka sprawy, która pomogłaby mu wykazać się i odzyskać dawną pozycję w wydziale. Mógłby na przykład wpakować za kratki rosyjskich mafiosów. Viktor ma świadomość, że przy dobrym układzie dałoby się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Dlatego przyjmuje pomocną dłoń gliniarza – w końcu to zawsze, choćby działający na własną rękę i nie do końca w zgodzie z prawem, funkcjonariusz policji; na terenie Finlandii jego wsparcie może być nieocenione. W „Przyjaciołach z daleka” Matti Rönkä serwuje także niemałą porcję komizmu – zarówno słownego (vide pełne sarkazmu dialogi), jak i postaci (do czego ponownie wykorzystuje helsińskiego stróża prawa). Na komizm sytuacyjny miejsca zbyt dużo już nie ma, ale też nie pasowałby on do tej mimo wszystko dość ponurej w nastroju opowieści. Warto jeszcze na koniec wrócić do osoby Viktora Kärppy, którego portret psychologiczny zdecydowanie zyskał teraz na wyrazistości. Wystarczyło zaledwie kilka wspomnień z przeszłości, by główny bohater cyklu stał się postacią wielowymiarową i dzięki temu znacznie bliższą czytelnikowi.
|
A okładka wygląda jak przymusowa zabawa w kolejarza...