Statystyki są nieubłagane: w naszym kraju poziom czytelnictwa jest mniej niż średni. Ci, którzy (jeszcze) przyznają się do tego, że dużo czytają – uchodzą za oderwanych od życia dziwaków. Na przekór temu Jacek Dehnel dzieli się z nami radością, która towarzyszy bliskim spotkaniom z książkami. Czyta, szpera na Allegro i w antykwariatach, zgłębia historie zapomnianych tytułów, dociera do niezwykłych znalezisk między kartami woluminów. Opowiada nam również jak to jest, gdy książki się pisze, wydaje i spotyka ze swoimi czytelnikami.
Tylko dla kulturystów
[Jacek Dehnel „Młodszy księgowy. Felietony o książkach, czytaniu i pisaniu” - recenzja]
Statystyki są nieubłagane: w naszym kraju poziom czytelnictwa jest mniej niż średni. Ci, którzy (jeszcze) przyznają się do tego, że dużo czytają – uchodzą za oderwanych od życia dziwaków. Na przekór temu Jacek Dehnel dzieli się z nami radością, która towarzyszy bliskim spotkaniom z książkami. Czyta, szpera na Allegro i w antykwariatach, zgłębia historie zapomnianych tytułów, dociera do niezwykłych znalezisk między kartami woluminów. Opowiada nam również jak to jest, gdy książki się pisze, wydaje i spotyka ze swoimi czytelnikami.
Jacek Dehnel
‹Młodszy księgowy. Felietony o książkach, czytaniu i pisaniu›
Jednym słowem, mamy tutaj całą prozę życia osoby intensywnie czytającej i piszącej. Jacek Dehnel, jak większość ludzi dzielących te dwie pasje, musi stale walczyć z powszechnym przekonaniem, że literaturoznawstwo jest już dzisiaj nikomu niepotrzebne. „Po cóż grzebać się w pożółkłych książkach, skoro prawdziwe życie jest gdzie indziej…”. Jest polityka, tyle bieżących wydarzeń, mnóstwo czasu pochłania jeszcze bycie w internetowej sieci. To wszystko prawda, mówi Dehnel, ale klucze interpretacyjne do tego świata – dodajmy, chaotycznego i często niezrozumiałego – leżą w książkach!
„Młodszy księgowy” to zbiór felietonów Jacka Dehnela, drukowanych dobrych kilka lat temu w serwisie Wirtualna Polska i nadal dostępnych na jej stronach. Na ten temat nie ma od wydawcy żadnej notki, co ma sprawiać wrażenie, że otrzymujemy do czytania wytwór nowy i pierwszej świeżości. Tymczasem jest to, jak mawiają Austriacy, „kalter Kaffee”, produkt z recyklingu, co skłoniło nas do obniżenia wartości esensyjnego ekstraktu.
Dobry poziom tej kolekcji tekstów Dehnela jest jednak bezdyskusyjny. Finezyjnie, z wdziękiem i poczuciem humoru autor oprowadza nas po labiryncie książkowego życia, pełnym alejek, zakrętów, ślepych uliczek i skrzyżowań. Jak twierdzi, czuje się przy tym jak „irytujący sekciarz”, który sam doznał wielkiego szczęścia i spełnienia, a teraz dzwoni namolnie do drzwi i przekonuje innych „do życia wiecznego”, czyli do książek i czytania. Zdaje sobie doskonale sprawę, że jego głos jest głosem wołającego na puszczy, ale… chyba jednocześnie nie przestaje mieć nadziei, że jego teksty czytają osoby myślące podobnie.
Dehnel pisze o sobie, że jest „kulturystą”, oczywiście miłośnikiem nie ćwiczeń w siłowni, ale – szeroko pojętej kultury. Jest niezbicie przekonany, że źródłem lepszej jakości życia we wszystkich aspektach jest znajomość kultury i aktywne w niej uczestnictwo. Podziela pogląd, że polska kultura jest zagrożona, jednak – jego zdaniem – wcale nie ze strony zalewających nas „obcych” (kulturowo i etnicznie). Dehnel jest zdania, że największym zagrożeniem dla naszej kultury jest nasza własna umysłowa i edukacyjna abnegacja. Nic dodać, nic ująć.
Doskonałe są penetracje autora – nazwijmy to – okolic literatury i bibliofilskiej pasji. Wzruszający jest „Sztambuszek” z 1917 roku, w którym możemy przeczytać cytowane wpisy do pamiętników dziewiętnastoletniej wtedy krewnej autora. Zabawna (i jakże pouczająca!) jest lektura katalogu wysyłkowego artykułów erotycznych sprzed ponad stu lat. W felietonie „Tytani w obrazach” (moim ulubionym) autor analizuje fenomen literackiego klanu Grzeszczyków, wydających aforyzmy, poezje, epopeje, a nawet monumentalne prace historyczne. Dzieła są tak wybitne, że… nie zasługują nawet na obecność w katalogu Biblioteki Narodowej.
W felietonach Dehnela pulsuje bujne i bogate życie okołoksiążkowe. Są refleksje z wyjazdów na targi książki i ze spotkań z czytelnikami. Jest wspomnienie lektur podczas dziecięcego chorowania, a także krytyka jakości tłumaczenia (na przykładzie książki Hollinghursta). Autor podejmuje nawet próbę rozwiązania odwiecznego problemu, gdy książek jest dużo, a metrów kwadratowych mieszkania – za mało. Są refleksje na temat pakowania książek podczas przeprowadzki. Nie brak również odniesień autora do bieżących wydarzeń w kraju i na świecie. Wszystko to pisane frazą potoczystą, soczystą, pełną humoru i inteligentnych skojarzeń.
To wszystko docenią właśnie „kulturyści”, zanurzeni w ulotny i niematerialny świat piękna i wartości estetycznych. Warto zwrócić uwagę na świetny felieton „Dodawanie jabłuszek”, w którym autor zdecydowanie protestuje przeciwko traktowaniu literatury wyłącznie jako formy rozrywki, relaksu, „narzędzia do masażu”. Literatura – podkreśla Dehnel – to narzędzie pracy, i to wcale nie dla pisarzy czy redaktorów, ale dla wszystkich. Chodzi o pracę nad samym sobą, dążenie do intelektualnego rozwoju, poszerzania horyzontów i radzenia sobie z życiowymi wątpliwościami i dylematami. Literatura pozwala nam lepiej poznać samych siebie. A także umożliwia nam „włączenie myślenia” – by w prawdziwym życiu zachowywać czujność, czegoś nie przegapić i nie sknocić. Po to, by nie przegrać całego życia.

Głos wołającego na puszczy...