Amerykański pisarz i dziennikarz Peter Hessler opisuje rozciągającą się na wiele lat podróż po nowych Chinach – państwie w ciągłej przebudowie. Szuka śladów z przeszłości, bada sytuację obecną i zastanawia nad możliwymi konsekwencjami gwałtownych przemian. Czyni to w sposób fascynujący, udowadniając jak wiele jeszcze tajemnic kryje się w tym zadziwiającym kraju.
Chiny w budowie
[Peter Hessler „Przez drogi i bezdroża” - recenzja]
Amerykański pisarz i dziennikarz Peter Hessler opisuje rozciągającą się na wiele lat podróż po nowych Chinach – państwie w ciągłej przebudowie. Szuka śladów z przeszłości, bada sytuację obecną i zastanawia nad możliwymi konsekwencjami gwałtownych przemian. Czyni to w sposób fascynujący, udowadniając jak wiele jeszcze tajemnic kryje się w tym zadziwiającym kraju.
Peter Hessler
‹Przez drogi i bezdroża›
Książka podzielona została na trzy części, z których każda zajmuje się nieco innym aspektem dzisiejszych Chin, za wspólny mianownik stawiając rzeczownik „rozwój": pierwsza część dotyczy głównie motoryzacji, druga – wsi czy szerzej – prowincji, trzecia natomiast – fabryk i nowych stref ekonomicznych.
W pierwszej z nich Peter Hessler w kontrastowy sposób zestawia historie dawną, to znaczy dzieje tak zwanego Wielkiego Muru (nazwa ta została zaproponowana przez obcych badaczy i przyjęta przez Chińczyków) oraz historię najnowszą poprzez pryzmat motoryzacji. W dość niecodzienny sposób ukazuje jak posiadanie samochodu wpływa na określone postawy i przemiany społeczne, urbanizację, architekturę. W akapitach pełnych humoru pozbawionego jakiejkolwiek uszczypliwości, choć zabarwionych delikatną ironią, poddaje analizie między innymi dziwne obyczaje drogowe, kurs na prawo jazdy i potknięcia architektów współczesnych Chin, którzy pozbawieni odpowiedniego doświadczenia zmieniali i projektowali ten ogromny kraj nie ustrzegłszy się błędów. Dość powiedzieć, że europejscy czy amerykańscy kierowcy mogą czuć się poważnie zagrożeni, gdy ujrzą samochód zawracający na autostradzie, trąbiący przy każdym przejściu dla pieszych czy zmieniający pasy i skręcający bez użycia kierunkowskazów, tymczasem takie zachowania są typowe dla kierowców chińskich. Należy bowiem pamiętać, że w tym kraju praktycznie nie występują doświadczeni kierowcy (gwałtowny rozwój infrastruktury drogowej i produkcji samochodów nastąpił dopiero na początku obecnego stulecia), dlatego też ich zachowania są nad wyraz specyficzne.
W części drugiej wybiera się Hessler na wieś, do nieodległej od Pekinu prowincji, aby kupić tam dom i poznać życie miejscowych nie przez okno samochodu, lecz z naprawdę bliska. Wchodzi autor w szczególną, intymną więź z wiejską rodziną: rozmawia z nimi, jada u nich, pracuje wraz z nimi, pomaga w różnych pracach, oddaje im przysługi – spędza z nimi mnóstwo czasu i obserwuje. Jest to zdecydowanie najbardziej osobisty fragment książki. Hessler stara się zachować swój obiektywizm zewnętrznego obserwatora, jednak w relacjach z rodziną Wei najtrudniej mu o to. Jego związek z Wei Ziqi, jego żoną Cao i synem Wei Jia staje się wyjątkowy bliski stosunkom rodzinnym. Nie raz i nie dwa Hessler pomaga rodzinie: w uzyskaniu odpowiedniej pomocy lekarskiej, w kupnie samochodu, w zbiorach orzechów czy po prostu podwożąc ich syna do szkoły. Dotarcie do intymnej granicy więzi z tubylcami było możliwe, ponieważ Hessler doskonale władał ich językiem, którego nauczył się w czasie wolontariatu i pracy dziennikarskiej.
Kluczowym pojęciem książki „Przez drogi i bezdroża” jest zmiana. Udało się autorowi na własne oczy zobaczyć miejsca tuż przed, w trakcie lub w zaawansowanym stadium zmiany – rozumianej wielopłaszczyznowo. Oczami świadka wydarzeń obserwujemy przeobrażający się dynamicznie świat, w którym ludzie przystosowują się do nowego niemal każdego dnia i nigdy nie mogą być pewni, co przyniesie jutrzejszy dzień. Pomimo niepokojących wieści docierających z Brazylii czy Nikaragui na temat ingerowania w krajobraz naturalny, nie sposób chyba znaleźć miejsce na Ziemi przeobrażające się w bardziej gwałtowny sposób niż Chiny, a jednocześnie bez protestów na większą skalę. Tu dla wprowadzenia w życie określonych rządowych planów zmienia się biegi rzek, przesiedla całe miasta, zrównuje z gruntem góry i buduje, buduje, buduje. Człowiek, który wymyślił swego czasu czasu hasło Polska w budowie powinien pojechać do Chin i przyjrzeć się, jak wygląda państwo, któremu na rozwoju infrastruktury naprawdę niezwykle zależy, choć podkreślać trzeba, iż jest to infrastruktura w wyjątkowo wąskim rozumieniu. Co ciekawe Hessler dostrzega w zmianie przede wszystkim aspekt pozytywny, ponieważ tak chyba postrzegają kierunek rozwoju Chin autochtoni. Pisze przede wszystkim o tym, co rozwijający się kraj daje swoim mieszkańcom, jakie możliwości przed nimi otwiera, na jakie wyzwania ich przygotowuje. Chińczycy nie zwykli skarżyć się na swój los, wydają się być zdolnymi obserwatorami, potrafiącymi w podziwu godny sposób wykorzystywać nadarzające się okazje. Do nowych warunków przystosowują się błyskawicznie, a zmianę definiują zawsze przede wszystkim jako szansę.
Najciekawsze zachował jednak Peter Hessler na koniec. Informacje podawane przez niego w trzeciej części książki sprawiają, że przecieramy oczy ze zdumienia. Kto by pomyślał, że 40% światowej produkcji krawatów odbywa się w kilkusettysięcznym Shengzhou, w Yiwu wytwarza się połowę wszystkich plastikowych słomek, z kolei w sąsiednim Datangu fabryki wytwarzają co trzecią skarpetkę na świecie. W okolicy, którą odwiedził pisarz, czyli w południowym Zhejiangu, obszarze poświęconym niemal całkowicie dla przemysłu, każda, nawet najmniejsza miejscowość specjalizuje się w innym produkcie. Wytwarzane tu ilości dóbr wywołują zawrót głowy. Najprawdopodobniej nigdy w historii świata tak wielu nie było zależnych od tak niewielu. Twarz współczesnej przemysłowej produkcji należy do niewykształconego rolnika analfabety z chińskiej prowincji, który wpadł na pomysł otwarcia fabryki czegoś. Co byśmy bez tego człowieka zrobili? Ani on nie zdaje sobie sprawy ze swojego dla nas znaczenia, ani my nie zastanawiamy się na co dzień, skąd biorą się przedmioty nas otaczające. Co stałoby się, gdyby Chińczycy zaangażowali się któregoś dnia w konflikt zbrojny i przestawili produkcję na przemysł wojenny?
Dawno zarzucona już została centralnie sterowana gospodarka planowa, lokalni działacze mają dużą autonomię i są rzadko kontrolowani przez władzę centralną, która nie dysponuje budżetem pozwalającym na pełny nadzór nad obszarem całego kraju. Skąd jednak na samym dole pozyskiwane są środki na gigantyczne, największe w dziejach ludzkości inwestycje infrastrukturalne? Partia ich nie finansuje. Na prowincji pieniądz tworzy się w inny sposób, zgodny z prawem. Miasta rozrastają się w nieskończoność, obejmując swym zasięgiem maleńkie, zagubione wioski nawet o kilkadziesiąt kilometrów oddalone od centrum. Rolnicy nie mają prawa do ziemi i nie mogą nią w żaden sposób rozporządzać. Grunty orne rekwiruje się, rolnikom wypłaca skromne odszkodowania, a ich samych przesiedla w inne regiony. Następnie na terenach wiejskich, po zrównaniu ich z ziemią, tworzone są specjalne strefy ekonomiczne, a w nich budowane fabryki. Część gruntów sprzedaje się z kilkudziesięciokrotną przebitką deweloperom, którzy budują osiedla, a potem sprzedają w nich mieszkania z wielokrotnym zyskiem. Tym sposobem powstają nowe miejsca pracy i jednocześnie miejsca zamieszkania dla robotników. Nowe Chiny budowane są wyłącznie przy pomocy jednej miarki – pieniądza. Dlatego nowo powstałe osiedla nie mają żadnych budynków użyteczności publicznej, nie tworzą się tu związki zawodowe czy organizacje pozarządowe, brakuje nawet porządnych sklepów, dróg, nie mówiąc o świątyniach. Robotnik pracuje, poza tym nie ma żadnego życia.
Trochę szkoda, że wydawca nie zachował oryginalnego, dwuznacznego brzmienia podtytułu: „A Journey Through China From Farm to Factory”, który nie tylko opisuje treść książki, ale przede wszystkim jest drogowskazem wskazującym podstawowy kierunek rozwoju dzisiejszego Państwa Środka. Opis podróży, który zaserwował nam amerykański podróżnik, pisarz i dziennikarz zdumiewa intrygującymi obrazami i niezwykłością zdarzeń. Po zakończeniu lektury należy przyznać, że Chiny mogą być dla ludzi Zachodu krajem nieustannego zdumienia. Hessler nie zapomniał jednak o przybliżeniu indywidualnych losów jego mieszkańców, a te niby codzienne, lecz skomplikowane historie, przeplatające się z analizą w skali makro, składają się na wyjątkowo udaną książkę.