„Zimny wiatr” to siódma w kolejności, a piąta wydana w Polsce powieść cenionego islandzkiego autora kryminałów Arnaldura Indriđasona z komisarzem Erlendurem Sveinssonem w roli głównej. Tym razem policjant z Reykjaviku musi zmierzyć się z morderstwem, które zdaje się mieć podtekst rasowy. Jak to jednak często w skandynawskich powieściach detektywistycznych bywa, rzadko to, co wydaje się na początku, okazuje się prawdą po dotarciu do mety.
Kilka źródeł nienawiści
[Arnaldur Indriðason „Zimny wiatr” - recenzja]
„Zimny wiatr” to siódma w kolejności, a piąta wydana w Polsce powieść cenionego islandzkiego autora kryminałów Arnaldura Indriđasona z komisarzem Erlendurem Sveinssonem w roli głównej. Tym razem policjant z Reykjaviku musi zmierzyć się z morderstwem, które zdaje się mieć podtekst rasowy. Jak to jednak często w skandynawskich powieściach detektywistycznych bywa, rzadko to, co wydaje się na początku, okazuje się prawdą po dotarciu do mety.
Arnaldur Indriðason
‹Zimny wiatr›
Komisarz Erlendur Sveinsson na dobre zadomowił się już na polskim rynku i zapewne długo jeszcze będzie na nim gościł. Dość powiedzieć, że w 2012 roku Arnaldur Indriđason wydał już trzynastą powieść cyklu, z czego nad Wisłą ukazało się ich dopiero pięć, wliczając w to „Zimny wiatr”. A że wydawca, czyli W.A.B., cedzi czytelnikom po jednej odsłonie serii na rok, można przewidywać, iż – zakładając jednocześnie, że wena i zdrowie nie opuszczą Islandczyka jeszcze przez jakiś czas – z coraz bardziej zgorzkniałym, ale wciąż skutecznym w robocie policyjnej Erlendurem będziemy spotykać się, przynajmniej raz na dwanaście miesięcy, do połowy lat 20. XXI wieku. Poprzednie opublikowane w języku polskim kryminały Indriđasona – począwszy od „
W bagnie” (2000), poprzez „
Grobową ciszę” (2001) i „
Głos” (2003), aż po „
Jezioro” (2004) – trzymały równy, wysoki poziom, można więc było zakładać, że w którymś momencie będzie musiał nastąpić spadek formy pisarskiej autora. Na szczęście, nie stało się to jeszcze przy okazji „Zimnego wiatru”. Podczas lektury tej powieści da się jednak zauważyć inną rzecz. O ile wcześniej Islandczyk, kreując nie tyle fabułę, ile postać głównego bohatera, zapożyczał się głównie u Henninga Mankella (vide
Kurt Wallander), o tyle teraz – w kwestii podejścia do sposobu prowadzenia akcji – można dostrzec wyraźne inspiracje twórczością
Maj Sjöwall i
Pera Wahlöö. Do takich refleksji skłania przede wszystkim rozwiązanie zagadki zabójstwa młodego Eliasa.
Elias to dziesięciolatek, urodzony na wyspie syn Tajki i Islandczyka. Z jego rodzicami sprawa jest nad wyraz skomplikowana. Ojciec, Odinn, poznał matkę chłopca, Sunee, w Bangkoku i sprowadził ją do Europy. Ukrył przed nią, że już wcześniej miał żonę, z którą się rozszedł, również Tajkę, a jego wypad do Azji miał tylko jeden cel – sprowadzić sobie kobietę (najlepiej pracowitą i tanią w utrzymaniu). Ale i Sunee nie była wobec Odinna całkowicie uczciwa; kiedy planowali wspólną przyszłość, nie poinformowała go, że ma syna, Nirana. Dopiero później ściągnęła go do Reykjaviku, stawiając tym samym męża przed faktem dokonanym. Jakiś czas później w stolicy Islandii przyszedł na świat Elias (przez kolegów w szkole nazywany zdrobniale Ellim). Zamiast jednak scementować związek rodziców, sprawił, nie mając na to oczywiście żadnego wpływu, że łączące ich więzi zaczęły się rozluźniać, aż ostatecznie para się rozeszła. Sunee trudno się adaptowała do warunków panujących w nowej ojczyźnie, jeszcze trudniej przychodziło to Niranowi – oboje mieli trudności z nauczeniem się języka, zaakceptowaniem zupełnie innego systemu wartości, kultury i obyczajów. Elias był w sytuacji łatwiejszej; mimo ciemnego koloru skóry i pochodzenia azjatyckiego, był już – przynajmniej w połowie – Islandczykiem, nie znał innego świata poza mroźną i mglistą wyspą. Ale to właśnie on pewnego styczniowego popołudnia padł ofiarą mordu!
Fabuła powieści Indriđasona rozpoczyna się właśnie od pojawienia się policji w miejscu, gdzie znaleziono ciało chłopca. Nie ma wątpliwości, że został zabity; wykrwawił się w wyniku ugodzenia ostrym narzędziem. Stało się to niedaleko miejsca zamieszkania – bloku, do którego Sunee wraz z synami przeprowadziła się nie tak dawno temu, po rozwodzie z Odinnem. Co gorsza, znika też Niran, starszy brat Eliasa, co od razu nasuwa policji dwie możliwości rozwoju sytuacji: albo to on odpowiada za śmierć Elliego i dlatego, bojąc się odpowiedzialności za to, co zrobił, postanowił uciec, albo z jakiegoś powodu jego życie również jest zagrożone. Rozpoczyna się żmudne śledztwo, w którym Erlendura tradycyjnie wspomagają Sigurdur Oli i Elinborg. Sprawa od samego początku wydaje się skomplikowana, a dodatkowo utrudniają ją jeszcze nieufność matki ofiary oraz trudności komunikacyjne, wynikające z kiepskiej znajomości przez Sunee języka islandzkiego. Komisarz od pierwszych chwil zakłada, że zabójstwo Eliasa może mieć podtekst rasowy. Przecież nawet na Islandii nie brakuje ludzi głoszących poglądy skrajnie nacjonalistyczne, bliskie rasizmowi. Gdy okazuje się, że w szkole, do której uczęszczał chłopiec, pracuje nauczyciel – mówiąc oględnie – nieprzepadający za imigrantami, to on właśnie staje się pierwszym podejrzanym. Z czasem jednak pojawiają się też inne wątki śledztwa. Może Elliego zaatakował pedofil? A może zapłacił on cenę za niekoniecznie zgodne z prawem postępowanie Nirana?
Indriđason, co dziwić nie powinno, bo znamy to już z poprzednich powieści Islandczyka, skutecznie myli tropy, podrzucając czytelnikowi coraz to nowe możliwości rozwiązania zagadki. Służy mu to przede wszystkim do odpowiedniego zarysowania tła społeczno-obyczajowego. Dzięki temu autor wychodzi poza motyw imigrancki i wskazuje także na inne choroby i patologie trawiące społeczeństwo islandzkie (handel narkotykami wśród młodzieży szkolnej, rozbite rodziny, pedofilia). Co nieco dowiadujemy się również o pewnym ważnym wydarzeniu z przeszłości Erlendura, znanym już tym, którzy czytali wcześniejsze powieści – zaginięciu przed kilkudziesięciu laty jego młodszego brata Bergura. Jak się okazuje, teraz sprawie tej postanawiają przyjrzeć się nieco bliżej dzieci komisarza, wciąż walczący z nałogami syn Sindri Snaer i córka Eva Lind. Całkiem prawdopodobne, że w którymś z następnych tomów i ta tajemnica zostanie ostatecznie rozwikłana. Oprócz osoby Sveinssona, Indriđason tym razem wyeksponował też postać Sigurdura Olego, sięgając do zamierzchłych czasów młodości przyszłego funkcjonariusza policji, gdy był on jeszcze uczniem tej samej szkoły, do której po latach trafili Elias i Niran. Zamknięty został natomiast rozdział związany z byłą szefową Erlendura, emerytowaną już od jakiegoś czasu panią komisarz Marion Briem, czego zresztą uważni czytelnicy cyklu mogli się spodziewać. I chociaż „Zimny wiatr” nie wybija się ponad inne powieści islandzkiego pisarza, a początek może wydawać się nawet trochę przyciężki, wraz z rozwojem akcji fabuła zyskuje jednak na atrakcyjności, co wpływa na podniesienie oceny końcowej.