Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Robert McCammon
‹Łabędzi śpiew. Księga I›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŁabędzi śpiew. Księga I
Tytuł oryginalnySwan Song
Data wydania29 listopada 2013
Autor
PrzekładMaria Grabska-Ryńska
Wydawca Papierowy Księżyc
CyklŁabędzi śpiew
ISBN978-83-61386-34-6
Format518s. 143×205mm
Cena41,90
Gatunekfantastyka, groza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Ameryka jak feniks z popiołów
[Robert McCammon „Łabędzi śpiew. Księga I”, Robert McCammon „Łabędzi śpiew. Księga II” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
W końcu musiało się to stać: Rosjanie odpalili swoje rakiety, Amerykanie odpowiedzieli ogniem i ze świata ostały się ino proch i pył. Oraz kilkoro ludzi, mających poczucie dziejowej misji. Ale nie bójcie się, Ameryka zawsze się odrodzi.

Jacek Jaciubek

Ameryka jak feniks z popiołów
[Robert McCammon „Łabędzi śpiew. Księga I”, Robert McCammon „Łabędzi śpiew. Księga II” - recenzja]

W końcu musiało się to stać: Rosjanie odpalili swoje rakiety, Amerykanie odpowiedzieli ogniem i ze świata ostały się ino proch i pył. Oraz kilkoro ludzi, mających poczucie dziejowej misji. Ale nie bójcie się, Ameryka zawsze się odrodzi.

Robert McCammon
‹Łabędzi śpiew. Księga I›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŁabędzi śpiew. Księga I
Tytuł oryginalnySwan Song
Data wydania29 listopada 2013
Autor
PrzekładMaria Grabska-Ryńska
Wydawca Papierowy Księżyc
CyklŁabędzi śpiew
ISBN978-83-61386-34-6
Format518s. 143×205mm
Cena41,90
Gatunekfantastyka, groza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Amerykanie połowy lat 80. XX wieku musieli być doskonale przygotowani na ewentualność światowego konfliktu atomowego, ponieważ wystrzelone w niebo rakiety, pożary, zamieniony w perzynę Nowy Jork – wszystko to przyjmują z niebiańskim spokojem: och, to wojna jądrowa, świat, który znaliśmy nie istnieje, nasze rodziny i bliscy nie żyją. Z równie porażającą wrażliwością reagował na rozgrywające się wokół niego dramaty bohater „Rzeźni numer pięć” Vonneguta, mówiąc „zdarza się”. Ameryce zdarzyło się rakietowe starcie na globalną skalę, który obrócił w perzynę większość ludzkości wraz z jej wytworami. No cóż, zdarza się. A teraz czas zakasać rękawy i odbudować starą, dobrą Amerykę.
Robert McCammon od początku próbuje nas przekonać, że najlepszym wyjściem w obliczu zagłady świata jest udać się w długą, pozbawioną jasno nakreślonego celu wędrówkę. A nuż dokądś nas to doprowadzi. Po wybuchu wojny nuklearnej między Stanami Zjednoczonymi a Rosją1) grupki bohaterów, prezentowane naprzemiennie w kolejnych rozdziałach, udają się na tułaczkę. Po rozwiniętym kraju pozostały zgliszcza, wymarły flora i fauna, większość ludzi zginęła od razu lub w pierwszych tygodniach w wyniku chorób. A jednak wielu ocalało, tak więc pchani dziwnymi, dla nich samych niezrozumiałymi impulsami, przemierzają ojczyznę w poszukiwaniu nie wiedzieć czego.
Bohaterowie dramatu zostali nakreśleni diablo schematycznie. Mamy tu czarnoskórego zapaśnika Josha, który zostaje przydzielony do obrony osieroconej dziewczynki o imieniu Swan (czyli po angielsku „łabędź”). Jest kobieta nazywana Siostrą, która w obliczu wojny przechodzi zadziwiającą metamorfozę: odzyskuje zdrowe zmysły, Robin, młokos dowodzący bandą byłych wychowanków sierocińca oraz samotnik Paul. To ci dobrzy.
Poza tym występują mój ulubieniec Roland Croninger, chłopiec ocalały z zagłady specjalnego bunkra, który przeobraża się w prawdziwie wojenne zwierzę oraz biorący go pod swoje skrzydła pułkownik Macklin. Oraz diabeł. To ci źli.
Zło jest złe do szpiku kości, żądne krwi i odrażające, dobro tak dobre, że aż ocieka słodyczą. W podziale ról widoczne są dość nachalne odniesienia biblijne – dla przykładu Swan pełni rolę powracającego na ziemię mesjasza, któremu pisany jest wielki pojedynek i przywrócenie światu formy idealnej. Co ciekawe, postaci z jasnej strony mocy są tak doskonałe, że nie odczuwają nawet pociągu seksualnego (przez bite 7 lat!), szczytem ich erotycznych uniesień jest otoczenie bliźniego ramieniem czy delikatny pocałunek w policzek. Zło natomiast używa sobie jak może, oddając się zbereźnym praktykom erotycznym, a nawet hodując sobie w tym celu oddział utrzymanek. Bez dwóch zdań – zło jest tu ciekawsze, zdecydowanie bardziej intrygujące i wielowymiarowe.

Robert McCammon
‹Łabędzi śpiew. Księga II›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŁabędzi śpiew. Księga II
Tytuł oryginalnySwan Song
Data wydania6 grudnia 2013
Autor
PrzekładMaria Grabska-Ryńska
Wydawca Papierowy Księżyc
CyklŁabędzi śpiew
ISBN978-83-61386-37-7
Format540s.
Cena42,90
Gatunekfantastyka, groza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Każda z postaci ma swoją idée fixe, od której nie sposób ją odciągnąć. Josh oddałby życie za Swan i w tym dążeniu z czasem staje się irytująco nadopiekuńczy, Swan nie pragnie niczego więcej poza odrodzeniem świata na nowo, Siostra ochrania pierścień powstały ze stopienia kamieni szlachetnych i szkła, bo ma przeczucie, że jest on „ważny”, z kolei istota, którą możemy podejrzewać o bycie szatanem, chce ów pierścień zniszczyć, ponieważ dręczy ją to samo przeczucie, co Siostrę. Są jeszcze dwa nasienia zagłady w osobach nastoletniego kata Rolanda, który owładnięty jest kultem siły, brutalności i służalczości wobec wyimaginowanego króla oraz jego opiekuna pułkownika Macklina, byłego wojskowego, cierpiącego na poważne zaburzenia psychiczne. Dwaj ostatni organizują armię na wzór nazistowskiej (podobieństwa do Hitlera i jego życiorysu są nader czytelne), ścierając na miazgę ostatki ludzkich osad porozsiewanych w różnych stanach Ameryki.
Rozwój fabuły jest łatwy do przewidzenia, z góry można też określić kto zginie, a kto przeżyje. McCammon raczej nie bawi się w niedopowiedzenia, wykłada kawę na ławę. Całość ciąży ku nieubłaganej konfrontacji, której przebieg nietrudno przewidzieć i w zasadzie już na początku pierwszego tomu można powiedzieć jak powieść się zakończy. Co na szczęście nie odbiera całkowicie frajdy z lektury. Przy czym tom drugi przynosi nieco więcej satysfakcji, akcja nabiera wreszcie rumieńców, bohaterowie nareszcie się spotykają i dochodzi między nimi do interakcji. Pierwszy tom natomiast użyźnia tylko grunt pod to, co ma nastąpić później.
„Łabędzi śpiew” posiada pewne cechy charakterystyczne dla baśni i chyba tak właśnie powinien być odczytywany. Z tego powodu schematyczność bohaterów, jednotorowa fabuła nie rażą aż tak mocno, bo wpisują się w konwencję, z której McCammon potrafił zrobić niezły użytek. Bardziej drażni toporność stylistyczna autora i schematy, do których bez przerwy powraca (każdy opis wyglądu postaci zbudowany jest wedle tych samych reguł). Ze względu na uproszczenia realiów świata przedstawionego jest to powieść, którą dziś można by określić sformułowaniem young adult. To całkiem niezła, przygodowa historia z wyraźnym podziałem ról, wciągająca, ale nie zapadająca zanadto w czytelniczą pamięć.
Na koniec przyczepię się do językowych ciekawostek, jakich McCammon do spółki z redakcją polskiego wydania serwują nam niemało. Zwraca uwagę zwłaszcza upór w stosowaniu odmiennych od przyjętych form czasownikowych, mamy więc: „haratnąć”, „szmerzył” (to o wietrze w koronach drzew), „impet wystrzału miotnął nim w tył”, „miotnęło nim o asfalt”, „nurknął w boczny pasaż”. Zdarza się użycie czasownika w co najmniej dziwnym znaczeniu: „uwikłał [się] w porozciąganych kablach”, „pułkownik Macklin uwiązł w pomieszczeniu kontroli”. Pojawiają też interesujące połączenia wyrazowe: „złom betonu”, „szczątek samochodu”, „płaksiwa oferma”, „kipiące z oczodołów oczy”, „rozkołys jadowitej kobry”, „piechociniec” (o szeregowym żołnierzu), „kołnierz usmotruchanego płaszcza”. Nie mniej intrygująca jest fraza dotycząca najwyraźniej karnacji: „rodzina Vulcevicow miała ciemny koloryt i oliwkową skórę”. Hitem nie do pobicia jest natomiast zdanie: „Na ekranie pyszniły się poczerniałe zwłoki”. To nie wszystko, perełek językowych jest więcej, ale nie mamy miejsca na wymienianie wszystkich. Na obronę redakcji trzeba przyznać, że potrafią one urozmaicić lekturę.
koniec
20 lutego 2014
1) W tekście pojawia się nazwa Rosja, choć biorąc pod uwagę czas powstania powieści, czyli połowę lat 80. XX wieku, można domniemywać, że autor ma na myśli Związek Radziecki. Jako że nie mam dostępu do tekstu oryginału, nie mogę stwierdzić, czy nastąpiło tu przekłamanie w tłumaczeniu, czy też McCammon rzeczywiście posługiwał się pierwszym określeniem.

Komentarze

20 II 2014   20:23:10

Widze 2 mozliwosci:
- tlumacz polozyl zupelnie ksiazke (czytalem oryginal)
- recenzent (sory za brutalnosc) zna sie kura na pieprzu i zamaist recenzowac ksiazki powinein zajac sie czyms prostszym

Za opcja numer 2 przemawia brak wspomnienia o Bastionie Kiga - Labedzi spiew jest jego przedziwnym bratem blizniakiem, mozna powiedziec - 100% plagiat gdyby nie to ze obie powiesci powstaly rownolegle.

Basn - oczywiscie, w takim samym stopniu jak Bastion czy cykl Dark Tower sa basnia/przypowiescia.

Na amazonie powiesc ma srednia 4.6/5 i to jest wlasciwa ocena.

20 II 2014   21:15:36

Ale King i jego powiesci, w szczegolnosci 'Bastion', nie musza do wszystkich przemawiac. Mnie na ten przyklad odrzucil na samym poczatku, choc bardzo probowalem.

20 II 2014   22:09:24

Ale nie o to chodzi. Dla mnie np U2 to nudziarstwo dla milosnikow pand ale wiem ze duzo osob uwaza ich plyty za arcydziela. Wiec mowie - to nie moja bajka, niech ktos inny to zrecenzuje bo ja bede nieobiektywny. Swan Song ma wysokie noty na Amazonie (calkiem niezly wyznacznik jakosci ksiazki), jest w wiekszosci (jesli nie wszystkich liczacych sie) top 100 powiesci grozy na dosc wysokich pozycjach.

Czemu sie tak uzewnetrzniam? Czy dlatego ze ktos sie ze mna nie zgadza na internetach? Nie.

Po prostu siedzi we mnie geek ktory po przeczytaniu swietnej pwoiesci chce namowic na nia jak najwiecej ludzi. Szczegolnie ze Swan Song to powiesc malo znana, w duzej mierze dzieki niesamowitej zbieznosci ze Stand'em Kinga (to fascynujaca sprawa, cos jak zderzenie dwoch motyli puszczonych z przeciwleglych koncow swiata).

No i last but not least - ma jedne z najbardziej kick assowych opisow ataku nuklearnego, a pisze to czlowiek ktory uwaza sie za konesera tej tematyki:-)

21 II 2014   00:13:10

Ej, ale nie uważasz, że to jakieś dziwne szufladkowanie? Z muzyką jest łatwiej: łatwiej wyrobić sobie zdanie, łatwiej zdecydować, czy to coś dla mnie, czy nie, a poza tym nie trzeba kupować całej płyty. Z książkami tak niestety nie jest i nawet zamieszczane w sieci fragmenty nie mówią wiele o książce. Czytałem "Bastion" i naprawdę bardzo chciałem dotrzeć gdzieś, gdzie zacznie się coś dziać, ale dałem za wygraną. Jakie są szanse, że zamieszczony w sieci fragment książki zawierałby więcej niż, powiedzmy, te kilkadziesiąt stron?

Postapokalipsa postapokalipsie nierówna. No i mimo wszystko jestem dość sceptyczny jeśli chodzi o wyznacznik amazonowych recenzji w porównaniu z jakością samej książki.

No i skoro siedzi w Tobie taki geek, to czemu nie machniesz kontrrecenzji? Myślę, że to o wiele większa szansa na przekonanie ludzi do lektury niż utyskiwanie w komentarzach na to, że autor nie powinien recenzować powieści postapo, skoro to nie jego działka.

I wreszcie: obiektywność? Recenzja z założenia ma przedstawiać subiektywne odczucia autora. Książka miała prawo mu się nie spodobać i jak dla mnie uargumentował to całkiem przyzwoicie. Nie potrzebuję listy innych powieści postapo, które autor recenzji przeczytał, żeby uznać jego opinię za bardziej do przyjęcia.

22 IV 2014   11:20:05

Łabędzi śpiew ma się niestety nijak do Bastionu - to zdecydowanie nie ta liga - i zaznaczam od razu, że to moja subiektywna opinia, zgodna o dziwo ze zdaniem recenzenta powyżej.
Czytałem McCammona w różnych odsłonach, to niezły pisarz, ale do WARSZTATU Kinga jest mu niewyobrażalnie daleko. King raczej lepiej niż gorzej kreśli sylwetki ludzkie z krwi i kości, wielowymiarowe, z typowo ludzkimi przywarami, miejscami zdobywające się na wielkość.
McCammon jest na tym tle faktycznie przewidywalny i sztampowy. Przebrnąłem przez Łabędzi śpiew raczej z trudem, mając raczej nadzieję na coś lepszego w drugim tomie, zobaczymy.
Być może pewną rolę odgrywa fakt, że to powieść faktycznie niemłoda, trafia do nas ze sporym opóźnieniem. Z pozytywów - zachęciła mnie do ponownego sięgnięcia po Bastion, żeby sprawdzić, jak starzeje się epicka opowieść Kinga.
A oceny na Amazonie? No cóż, taki urok statystyki. Jako nauka ścisła ze sztuką ma wspólnego niewiele.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

PRL w kryminale: Biały Kapitan ze Śródmieścia
Sebastian Chosiński

19 IV 2024

Oficer MO Szczęsny, co sugeruje już zresztą samo nazwisko, to prawdziwe dziecko szczęścia. Po śledztwie opisanym w swej debiutanckiej „powieści milicyjnej” Anna Kłodzińska postanowiła uhonorować go awansem na kapitana i przenosinami do Komendy Miejskiej. Tym samym powinien się też zmienić format prowadzonych przez niego spraw. I rzeczywiście! W „Złotej bransolecie” na jego drodze staje wyjątkowo podstępny bandyta.

więcej »

Mała Esensja: Trudne początki naszej państwowości
Marcin Mroziuk

18 IV 2024

W dziesięciu opowiadań tworzących „Piastowskie orły” autorzy nie tylko przybliżają kluczowe momenty z panowania pierwszej polskiej dynastii władców, lecz również ukazują realia codziennego życia w tamtej epoce. Co ważne, czynią to w atrakcyjny dla młodych czytelników sposób.

więcej »

Superwizja
Joanna Kapica-Curzytek

15 IV 2024

Zamieszkały w Berlinie brytyjski reportażysta podróżuje po niemieckim wybrzeżu. Jego znakomite „Duchy Bałtyku” są zapisem odkrywania, skrawek po skrawku, esencji niemieckiej duszy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Październik 2012
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Daniel Markiewicz, Agnieszka Szady

Tegoż autora

Nieprawdopodobne, a jednak prawdziwe
— Jacek Jaciubek

Zabójczy ziemniak
— Jacek Jaciubek

Szpiega wynajmę
— Jacek Jaciubek

Suchość w ustach
— Jacek Jaciubek

Wszystkie odcienie szarości
— Jacek Jaciubek

Królestwo za kafelek
— Jacek Jaciubek

Historia wiary znaczona krwią
— Jacek Jaciubek

Człowiek-puzzle
— Jacek Jaciubek

Poprzez góry, poprzez lasy
— Jacek Jaciubek

Misja na Marsa
— Jacek Jaciubek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.