„Twarzą ku ziemi” to pierwsza powieść Macieja Parowskiego, wieloletniego naczelnego „Fantastyki”. Jego książka wpisuje się, jak sam stwierdza, w nurt socjologicznej fantastyki końca lat 70. ubiegłego wieku, tuż obok Zajdla, Oramusa i Wnuka-Lipińskiego. Ale czy po tylu dekadach od publikacji potrafi jeszcze zaciekawić?
Redaktora Parowskiego przygody z dystopią
[Maciej Parowski „Twarzą ku ziemi” - recenzja]
„Twarzą ku ziemi” to pierwsza powieść Macieja Parowskiego, wieloletniego naczelnego „Fantastyki”. Jego książka wpisuje się, jak sam stwierdza, w nurt socjologicznej fantastyki końca lat 70. ubiegłego wieku, tuż obok Zajdla, Oramusa i Wnuka-Lipińskiego. Ale czy po tylu dekadach od publikacji potrafi jeszcze zaciekawić?
Maciej Parowski
‹Twarzą ku ziemi›
Parowski oferuje nam opowieść o Neucie, konformistycznym urzędniku, wiodącym swoje nudne i monotonne życie do momentu, aż odkrywa tajemnicę. Ale to odkrycie i szukanie prawdy wcale nie prowadzi go ani do więzienia, ani do żadnego obozu pracy, ani tym bardziej przed pluton egzekucyjny. Nie, Neut, jako kłopotliwy, ale w gruncie rzeczy stosunkowo niegroźny szarak, zostaje przez System potraktowany zaskakująco ulgowo. Zamiast go raz a dobrze uciszyć, postanawia on bowiem ugłaskać naszego bohatera. W końcu zaciągając nie byle jaki dług wdzięczności u kierownictwa, Neut będzie musiał czuć, że wszystko zależy od jego współpracy z Systemem. I mimo pewnych zrywów, bohater pozostaje konformistą od początku do końca, podoba mu się to wyjątkowe traktowanie, a przy tym po prostu brak mu jakiejś silniejszej motywacji do działania. Tym różni się od przypadkiem napotkanego Greya, że tamten ma przynajmniej swój pomysł, swoją ideę, której stara się trzymać. Neut ma tylko zakrwawioną chusteczkę i potwierdzone przez jednego tylko biologa informacje o tajemnicy.
Jak przyznaje sam Parowski, spośród wielu podobnych powieści o człowieku dociekającym prawdy o Systemie, to jego „Twarzą ku ziemi” ma najbliżej do Orwellowskiego „Roku 1984”. Zainteresowanych odsyłam do autorskiego posłowia, my zaś przyjrzyjmy się bliżej dystopijnej rzeczywistości, w której miota się bohater Parowskiego. Nie ma tutaj Wielkiego Brata, a cały System jest czymś silnie niezdefiniowanym i bezimiennym. Tak naprawdę nie wiemy zbyt wiele na temat metod, którymi się posługuje i dopiero sama końcówka wyjaśnia bardzo wiele niedostrzegalnych wcześniej niuansów. Jest też wielkie miasto (a właściwie wiele różnych miast, lecz ten wątek nie zostaje w żaden konkretny sposób rozwinięty), współczesny szary moloch pełen podobnych do siebie budynków, osiedli mieszkaniowych, biurowców. Jest też MIASTO, enklawa, do której dostęp mają tylko wybrani (czyli ci, którzy zapisali się w kolejce do oglądania go), a w której przedstawiono różne rarytasy z przeszłości.
Parowski przedstawia nam życie szarego obywatela, który powoli zaczyna odkrywać prawdę o świecie. Ale w Neucie nie ma zbyt wiele ciekawości, nie jest on człowiekiem goniącym za sensacją i, na dobrą sprawę, samo posiadanie tego kawałka zakrwawionego materiału by mu w zupełności wystarczyło. Jednak okoliczności wciąż pchają go naprzód, niemal zmuszając go do ciągłego zadawania pytań, których jednak sam wolałby uniknąć i nie znać na nie odpowiedzi. Tak jest w przypadku wyprawy do MIASTA i spotkania z miejscową dziewczyną, tak jest podczas podróży do Odkrywki i rozmów z Greyem, tak jest wreszcie pod koniec przy dyskusjach z byłym szefem Pionu B.
To właśnie w tych ostatnich rozmowach wychodzi na jaw to, czego czytelnik mógł domyślić się już wcześniej: że cały porządek społeczny z takim trudem utrzymywany przez tych na górze zaczyna się powoli sypać. Neut i ciągłe próby ugłaskania go doskonale tę słabość pokazują. Wydaje się jednak, że ów powolny rozpad (którego przecież nie doświadczamy widząc jedynie jego efekty) nie stanowi tak do końca sedna powieści.
Zamiast tego Parowski uderza w kilka nieco innych tonów. Jednym z nich jest ponura krytyka sztuki współczesnej, będąca opowieścią samą w sobie, bo wyprawa Neuta do Odkrywki fabularnie istnieje w pewnym dość mocnym oderwaniu od całej reszty. Ponadto mamy też niewesołą, nawet jeśli dość pobieżną prezentację futurystycznego społeczeństwa, w którym prominentną rolę pełni seks (co prawda ze względu na machinacje Systemu, ale nikt zdaje się nad tym głębiej nie zastanawiać). Wreszcie mamy tu mały (bo brak jakiegokolwiek wyraźnego zagrożenia) dramat Neuta, postaci tak bezbarwnej, tak konformistycznej, tak gotowej do ustępstw i chętnej do powrotu do poprzedniego życia, że aż nie sposób mu nie współczuć. I tu istotna jest ostatnia scena, w której bohater jak gdyby całkowicie się siebie wyrzekał, rezygnując z własnej niezależności, podporządkowując się bezpowrotnie i, co ważniejsze, dobrowolnie Systemowi.
I choć książkę czyta się dobrze, nie wzbudza ona zbyt wielu emocji i wydaje się odrobinę za długa jak na treści, które usiłuje nam przekazać. Nie jest to jednak, co piszę z niejakim uznaniem, książka przegadana. Podobnie jak w przypadku
opowiadań o Enkelu Zimniaka, „Twarzą ku ziemi” Parowskiego nie przetrwała najlepiej próby czasu. Być może analiza książki w szerszym kontekście fantastyki naukowej lat 70. pozwoliłoby na lepiej ocenić jej faktyczne znaczenie, ale to zadanie wykonał już sam autor w posłowiu. Co pozostaje dzisiejszemu czytelnikowi? Chyba tylko docenić trud redaktorów z Bookrage i samą inicjatywę.
Zaraz, jaka pierwsza książka? Chyba: pierwsza powieść, co?