Rozumiem zamiar autora i chęć uczynienia z „Cichej wojny” powieści o ludziach uwikłanych w wielką historię. Widzieliśmy to już niejednokrotnie i można by sądzić, że kosmiczna skala konfliktu między Ziemią a ceniącymi swoją niezależność Zewnętrznymi nada opowieści McAuleya odpowiedniego rozmachu. Czegoś tu jednak zabrakło.
Wojenko, wojenko
[Paul McAuley „Cicha Wojna” - recenzja]
Rozumiem zamiar autora i chęć uczynienia z „Cichej wojny” powieści o ludziach uwikłanych w wielką historię. Widzieliśmy to już niejednokrotnie i można by sądzić, że kosmiczna skala konfliktu między Ziemią a ceniącymi swoją niezależność Zewnętrznymi nada opowieści McAuleya odpowiedniego rozmachu. Czegoś tu jednak zabrakło.
Paul McAuley
‹Cicha Wojna›
Swoje inspiracje oraz powody, które skłoniły go do napisania czterotomowego (jak dotąd) cyklu przedstawił McAuley w krótkim (i rojącym się od spojlerów) artykule
„Story Behind Quiet War by Paul McAuley – How I wrote the Quiet War novels and stories”. Dwie rzeczy wydają się najistotniejsze: pierwsza to umieszczenie bohaterów w wyjątkowych czasach i przedstawienie tego, jak sobie radzą z niełatwymi wyborami i trudną rzeczywistością. Druga rzecz to klimat odległych zakątków Układu Słonecznego, z księżycami Jowisza i Saturna na pierwszym planie.
Podstawą fabuły „Cichej wojny” jest narastający konflikt między Ziemią a niezależnymi koloniami Zewnętrznych znajdującymi się właśnie w okolicach Jowisza i dalszych planet. Odległość oraz długie lata sporadycznych kontaktów pogłębiły tylko ideologiczne różnice między dwiema stronami. Podczas gdy na Ziemi dominują trzy największe organizmy państwowe (Brazylia, Unia Europejska i Oceania) oparte na bardzo wyraźnie zhierarchizowanym społeczeństwie, Zewnętrzni stanowią luźną zbieraninę anarchistów i wolnych duchów, którzy co prawda czują wspólnotę ze sobą, ale nie są w stanie (ani też nie chcą) łączyć się w jedno silne ugrupowanie. Odmiennie potoczyły się też losy nauki: Ziemianie, zaangażowani w walkę z żywiołami i nieprzyjaznym klimatem, bardzo silnie poświęcili się rozwojowi techniki militarnej, podczas gdy dla Zewnętrznych rozwój nowych modyfikacji genetycznych (ułatwiających im przetrwanie w stanie nieważkości lub bardzo niskiej grawitacji) był kluczowy. Jednak przyczyny konfliktu są bardzo różnorodne i przedstawione nad wyraz realistycznie. Wojna, która ma wybuchnąć nie sprowadza się do problemu zasobów, ideologii czy potrzeby dominacji – jest wynikiem działania bardzo zróżnicowanych sił, wśród których czynnik ludzki także odgrywa swoją rolę.
Trochę inaczej sprawa ma się z bohaterami. Co prawda wszyscy oni pochodzą z Ziemi (lub okolic), ale zrządzeniem losu wylądowali daleko od domu przed wybuchem lub po wybuchu wojny. Jest więc pilot najnowszej generacji myśliwców (Cash), tajny agent (Dave), arogancki dyplomata (Loc Ifrahim), inżynier (Macy) oraz właściwie kolejny inżynier (a jednocześnie bardzo wpływowa i utalentowana w genetycznych modyfikacjach Sri Hong-Owen). Z pewnością nie byłoby trudno uczynić z „Cichej wojny” książki skupiającej się na działaniach militarnych: postaci Casha i Dave’a doskonale wprowadzają nas w klimat wojskowych przygotowań Brazylijczyków i ich silnej determinacji, by ten konflikt wygrać. Jednak obaj bohaterowie, podobnie zresztą jak Loc, zdają się odgrywać raczej drugorzędną rolę w porównaniu z tym, jak wiele miejsca i uwagi poświęca autor losom Macy i Sri.
Idzie za tym ideologiczne i pokojowe przesłanie książki, w której McAuley nie opowiada się ani za Ziemianami, ani za Zewnętrznymi. Żadna z bohaterek nie jest bezpośrednio w konflikt zaangażowana, mimo ich pochodzenia oraz związków z Zewnętrznymi (w przypadku Macy) czy Brazylijczykami (Sri). To właśnie w ich przypadku najbardziej sprawdza się próba przedstawienia losów jednostki na tle historii (w tym wypadku nieuchronnie nadciągającej wojny). Jednocześnie to właśnie towarzysząc im mamy możliwość poznać kulisy obu środowisk, ich przekonania, plany i konflikty wewnętrzne (nie do końca wykorzystane). Jednym z ciekawszych wydała mi się zasugerowana kilkakrotnie opcja wojny jako wyniku konfliktu generacji, buntu młodszych Ziemian i Zewnętrznych przeciw konserwatywnej i ograniczonej polityce swoich ojców (biorąc pod uwagę modyfikacje genetyczne, wiele osób dożywa, a nawet przekracza sto lat życia). Pomysł intrygujący i aż proszący się o dalsze rozwinięcie.
Jednak kreacja bohaterów, wokół których toczy się cała fabuła, kuleje. Czy może raczej sytuacje, w jakich stawia ich autor wydają się dalekie od tego, czego moglibyśmy oczekiwać po powieści sf na taką skalę. Najlepszym przykładm jest Dave, typ superżołnierza i superszpiega, wysłany do akcji do jednego z miast Zewnętrznych. McAuley zamiast uczynić z tego ciekawy i wciągający wątek szpiegowsko-sensacyjny, oferuje nam cierpienia młodego agenta, opisuje jego sercowe rozterki i pierwszy kontakt ze światem zewnętrznym. Bohaterowie okazują się całkowicie ubezwłasnowolnieni przez fabułę, a nawet kiedy przejawiają nietypową chęć brania spraw w swoje ręce (konfrontacja Sri i Loca), okazuje się to jednorazowym zrywem.
Jak wspomniałem na wstępie, pod względem przedstawienia narastającego konfliktu i wydarzeń towarzyszących nie sposób powiedzieć o „Cichej wojnie” złego słowa. Jednak już na poziomie fabuły (która miejscami wlecze się niemiłosiernie i wnosi bardzo niewiele do całości) i bohaterów McAuley zawodzi. A szkoda, bo książka naprawdę miała potencjał opowiedzieć ciekawą historię bez utraty swojego uniwersalnego przesłania i licznych, wtrącanych jakby mimochodem, spostrzeżeń dotyczących ludzi, zarówno jako jednostek, jak i tłumów.