„Platformą” (jak również wcześniejszymi o trzy lata „Cząstkami elementarnymi”) Michel Houellebecq uczciwie zapracował sobie na miano „skandalisty”. Tyle że postrzeganie jego twórczości jedynie jako kontynuacji „pornograficznych” powieści Henry’ego Millera czy Charlesa Bukowskiego byłoby nader niesprawiedliwym dla autora uproszczeniem. Choć wiele łączy go z owymi klasykami dwudziestowiecznej prozy amerykańskiej, Francuz pokusił się w „Platformie” o rzecz niezwykle ambitną – przedstawienie realistycznego obrazu pokolenia lat 60. i 70. Pokolenia zżeranego przez konsumpcjonizm i niczym nieskrępowany hedonizm.
Świat na krawędzi
[Michel Houellebecq „Platforma” - recenzja]
„Platformą” (jak również wcześniejszymi o trzy lata „Cząstkami elementarnymi”) Michel Houellebecq uczciwie zapracował sobie na miano „skandalisty”. Tyle że postrzeganie jego twórczości jedynie jako kontynuacji „pornograficznych” powieści Henry’ego Millera czy Charlesa Bukowskiego byłoby nader niesprawiedliwym dla autora uproszczeniem. Choć wiele łączy go z owymi klasykami dwudziestowiecznej prozy amerykańskiej, Francuz pokusił się w „Platformie” o rzecz niezwykle ambitną – przedstawienie realistycznego obrazu pokolenia lat 60. i 70. Pokolenia zżeranego przez konsumpcjonizm i niczym nieskrępowany hedonizm.
Michel Houellebecq
‹Platforma›
Powieść francuskiego pisarza – choć nazwisko wskazywałoby raczej na jego flamandzkie pochodzenie – ukazała się nad Sekwaną przed czterema laty. Był on już wtedy w literackim światku Paryża postacią znaną; pamiętano wciąż skandal, jaki wywołała jego wcześniejsza o trzy lata książka – „Cząstki elementarne” (1998). Czytelnicy wiedzieli więc przynajmniej w ogólnych zarysach, czego mogą się spodziewać. I na pewno się nie zawiedli.
Gdyby przyjrzeć się dokładniej fabule, w „Platformie” na pozór nie ma nic ekscytującego. Akcja powieści rozwija się leniwie, wręcz ślamazarnie, bohaterowie początkowo nie wzbudzają sympatii – są szarzy, nijacy, pozbawieni ideałów, wypaleni. Żyją jakby siłą rozpędu. Raz powołani na świat, nie znajdują w sobie tyle energii, tym bardziej zaś odwagi, żeby z tym światem się rozstać, mimo że rzeczywistość każdego dnia mocno ich rozczarowuje. Przyszłość jawi im się jak bezkształtna masa, nad którą nie mają ani czasu, ani ochoty pochylić się, zastanowić, przyjrzeć bliżej, aby dostrzec w oddali jakikolwiek cel i sens życia. Głównego bohatera Michela, czterdziestoletniego samotnego mężczyznę (czyżby stanowił on alter ego autora, który w chwili wydania „Platformy” miał czterdzieści trzy lata?) pracującego w Ministerstwie Kultury, poznajemy w rok po śmierci ojca. Wydarzenie to, choć nie przyprawiło go o potok łez, okazało się bardzo znaczące w jego życiu. To właśnie wtedy Michel postanowił odwiedzić biuro podróży „Nouvelles Frontieres”, aby wykupić wycieczkę do tyleż odległej, co egzotycznej Tajlandii.
Cel tej wyprawy był jeden – tajskie prostytutki! Michel, znalazłszy się już na miejscu, nie ukrywał przed towarzyszkami i towarzyszami podróży, że interesuje go jedynie seks. Seks, jakiego nigdy wcześniej nie zaznał. Jego zachowanie w grupie wczasowiczów budziło zrozumiałe kontrowersje, ale też przyciągało uwagę. To właśnie w Tajlandii poznał Valerie i chociaż miał ogromną ochotę na romans z piękną, niespełna trzydziestoletnią kobietą, do miłosnego spełnienia doszło między nimi dopiero w Paryżu. Jak się okazało, Valerie była pracownicą biura podróży (które wyjazd zorganizowało); do Azji zaś wybrała się poniekąd służbowo – na rekonesans. Kobietę i Michela początkowo połączyła jedynie namiętność, a konkretniej – zamiłowanie do… miłości francuskiej. Dopiero z upływem czasu mężczyzna zaczął zdawać sobie sprawę, że to, co ich łączy, to być może znacznie głębsze uczucie. Jednocześnie pragnął tego, ale i bał się. Jego wolność i niezależność poddane zostały tym samym bardzo poważnej próbie. Wcześniej unikający stałych związków i małżeństwa Michel znalazł się w prawdziwej pułapce namiętności. Ale to nie Valerie zastawiła nań wnyki; kobieta wpadła w nie tak samo jak on.
Uczucie, które połączyło Michela i Valerie – jak w prawdziwym antycznym dramacie – z góry jednak skazane było na klęskę. Cóż bowiem tak naprawdę mogą dać sobie ludzie, którzy przeżyli już wszystko, którzy wewnątrz są puści? Ratunkiem dla ich związku mógł stać się jedynie coraz bardziej wyrafinowany, a z czasem także perwersyjny seks. W tych najbardziej pikantnych fragmentach powieści Houellebecq zbliżył się do klasyki powieści erotycznych (choć wielu krytyków, zwłaszcza konserwatywnych, uważa je wręcz za pornograficzne). Oczywiście, pierwsi przychodzą w takiej chwili na myśl Henry Miller i Charles Bukowski, ale nie można pominąć również wpływu dzieł markiza de Sade – chociażby z racji pochodzenia autora. Tyle że Houellebecq idzie dalej, a może raczej – odwraca o sto osiemdziesiąt stopni nasz punkt widzenia. Bohaterowie Millera i Bukowskiego są w zasadzie egocentrykami zainteresowanymi jedynie zaspokajaniem własnych żądz, ich pragnienia skierowane są do wewnątrz; Michel i Valerie natomiast, odnajdując w perwersjach – tak przynajmniej im się zdaje – nie tylko rozkosz, ale i wyzwolenie, pragną ofiarować je światu. Stąd wspólny pomysł stworzenia na całym świecie sieci „wakacyjnych klubów”, gdzie turyści z Europy zaspokajaliby swoje potrzeby seksualne.
Pomysł, choć uznany za znakomity i niosący nadzieje na spory dochód w niedalekiej przyszłości, staje się jednak początkiem niewyobrażalnej wręcz tragedii, która dotyka nie tylko głównych bohaterów „Platformy”. W pędzie do zaznawania ziemskich rozkoszy, co wkrótce zastępuje Valerie i Michelowi „prawdziwe życie”, przekraczają oni wszystkie granice przyzwoitości, wszystkie ustanowione przez religie – tak, w liczbie mnogiej – tabu. Cena, jaką muszą zapłacić za grzech „wodzenia na pokuszenie” innych, jest straszliwa. Ale tę cenę płaci dziś praktycznie cały zachodni świat. I właśnie to przesłanie czyni z powieści Houellebecqa znacznie więcej niż tylko kolejną książkę o seksualnych perwersjach. „Platforma” jest bowiem bardzo gorzkim i ironicznym, realistycznym zaś aż do potwornego bólu w trzewiach obrazem degrengolady i zdziczenia. Obrazem wynaturzenia współczesnej cywilizacji Zachodu, w której dążenie do konsumpcji zastępuje wszystkie tradycyjne wartości. Towarem wystawionym na sprzedaż staje się tutaj przede wszystkim godność – nie pojedynczego człowieka, ale całych grup etnicznych i religijnych. Świat w powieści Francuza kroczy po krawędzi, niebezpiecznie zbliżając się ku przepastnej otchłani.
„Platforma” to powieść naruszająca chyba wszystkie zasady politycznej poprawności, uderza bowiem zarówno w syte społeczeństwa Europy Zachodniej, jak również w desperacko walczący o własną tożsamość Daleki Wschód i coraz bardziej wojowniczo nastawiony islam (powieść pisana była jeszcze zarówno przed wydarzeniami 11 września 2001 roku, jak i późniejszym o kilka miesięcy atakiem ekstremistów na centrum turystyczno-rozrywkowe na indonezyjskiej wyspie Bali). Głupotą byłoby jednak twierdzenie, że to właśnie było celem autora. Houellebecq posłużył się bowiem artystyczną prowokacją jak najbardziej świadomie – i to wcale nie po to, by drażnić, wywoływać skandal czy też napędzać sobie sztuczną popularność. „Platforma” pełni raczej rolę czerwonego światła, dokładnie wyznacza granicę, której człowiek nie ma prawa przekroczyć. I jednocześnie pokazuje, co może się zdarzyć, kiedy ją przekroczy.