Przyznanie literackiej Nagrody Nobla Elfriede Jelinek sprawi na pewno, że wznowienie jedynej jej powieści znanej w Polsce odniesie sukces komercyjny. Kiedy „Pianistka” została wydana bez płynącej ze Sztokholmu rekomendacji, nie znalazła zbyt wielu nabywców. Teraz czytelnicy powodowani ciekawością sięgną przynajmniej po tę książkę, a wydawnictwo planuje przez kilka najbliższych lat stopniowo wprowadzać na rynek kolejne tytuły.
Pisarska wirtuozeria
[Elfriede Jelinek „Pianistka” - recenzja]
Przyznanie literackiej Nagrody Nobla Elfriede Jelinek sprawi na pewno, że wznowienie jedynej jej powieści znanej w Polsce odniesie sukces komercyjny. Kiedy „Pianistka” została wydana bez płynącej ze Sztokholmu rekomendacji, nie znalazła zbyt wielu nabywców. Teraz czytelnicy powodowani ciekawością sięgną przynajmniej po tę książkę, a wydawnictwo planuje przez kilka najbliższych lat stopniowo wprowadzać na rynek kolejne tytuły.
Elfriede Jelinek
‹Pianistka›
Czytelnicy, którzy chcieli poszerzyć swoją wiedzę o autorce oraz jej dorobku poprzez lekturę prasowych artykułów zanim pojawiło się wysokonakładowe wznowienie, mogą czuć się srodze zawiedzeni. Zapowiadano: brak wartości, okrucieństwo, pornograficzne zabarwienie powieści, naruszanie rozmaitych tabu, wulgarność, zbyt awangardowe jak na masowy gust zabawy z językiem. Słuszne określenie na paradę prasowych artykułów znalazła na łamach „Zadry” Bernadetta Darska, która nazwała go „festiwalem ignorancji i agresji”. Choć wykazywano, że Akademia przyznała nagrodę nie za literaturę, ale za poglądy, to wszystkie niefrasobliwie stawiane zarzuty bledną, gdy przymierzy się je do podobno najważniejszej z książek Jelinek. „Pianistka” szokuje, owszem, ale nie pornografią i nie wulgarnością, ale ostrością widzenia rzeczywistości, wściekłością, jaka bije z książki – zaskakującą siłą wyrazu i znakomicie skrojonymi postaciami.
Erika Kohut – tytułowa pianistka – żyje uwikłana w toksyczną relację ze swoją starą matką. Życzenia rodzicielki określają granice świata kobiety. Erika ubiera się pod dyktando matki, śpi z nią w jednym łóżku, jest nieustannie kontrolowana, każde spóźnienie może być pretekstem do karczemnej awantury, każde wyjście przerywane jest telefonem matki, która żąda powrotu swojej córeczki do domu. Gdyby protagonistka miała lat czternaście, nie byłoby w tym nic dziwnego. Erika Kohut dobiega czterdziestki. Od najmłodszych lat była zmuszana do zgłębiania tajemnic muzyki i gry na fortepianie. Matka postawiła sobie za życiowy cel wychowanie gwiazdy światowej pianistyki. Winą za niepowodzenie tego przedsięwzięcia obarcza cały świat – ludzi, którzy nie poznali się na geniuszu dziewczynki, wszystkich, którzy osiągnęli wiecej i doszli dalej od niej, a wreszcie córkę, która nie wzniosła się ponad poziom pozwalający jej uczyć muzyki w wiedeńskim konserwatorium.
Matce zawsze wydawało się, że jako matka wie najlepiej, co będzie najważniejsze i najlepsze dla jej dziecka. Usuwała z jej drogi do sławy wszelki przeszkody – ograniczała jej czas zabaw i możliwości spotkań z chłopcami, a potem mężczyznami, a nade wszystko prowadziła w ścianach własnego mieszkania bolesną indoktrynację – ale coś się nie udało. Muzykalnemu podlotkowi zostało rozgoryczenie i chęć podcinania skrzydeł własnym podopiecznym oraz tęsknota za prawdziwym życiem, wyrażająca się na przykład w kupowaniu sobie sukienek, o których z góry wie, że na mocy nieodwołalnej decyzji matki nie będzie jej dane ich założyć, czy w pragnieniu silnych przeżyć, które powoduje jej skłonność do samookaleczeń. Matka nie dochowała się wirtuozki instrumentu, dzięki której i ona sama byłaby podziwiana. Stworzyła emocjonalną kalekę czerpiącą przyjemność z podglądactwa, a przede wszystkim niepotrafiącą wyzwolić się spod wpływu despotycznej rodzicielki, która przez ponad trzydzieści lat nieustannej tresury niszczyła jej psychikę.
Czy pojawienie się Waltera, młodszego od niej, przystojnego ucznia sprawi, że będzie w stanie uwolnić się od matki i trującego z nią związku? Motywacje młodzieńca każą sądzić, że niekoniecznie się to uda. Jednak gdy pojawia się jako trzeci element świętego układu matki i córki, zaburza istniejącą w nim chybotliwą równowagę…
Jelinek rozprawia się w „Pianistce” nie tylko z obiegowymi opiniami dotyczącymi relacji na linii matka – córka, ale też po raz pierwszy dokucza swoim rodakom. Określa ich jako „nażartych do syta barbarzyńców w kraju, w którym pod względem kulturalnym panuje barbarzyństwo”. Niszczy mit kulturalnego, pięknego Wiednia, szydzi z drobnomieszczańskich nawyków jego mieszkańców i z ich obojętności, której granice wyznaczyło pojęcie „prywatności”. Przedstawia wiedeńczyków jako ludzi, którzy nie reagują na przemoc, jeśli nie dotyka ich samych. Z „Pianistki” bije wściekłość na hipokrytów.
Pikanterii powieści dodaje fakt potwierdzony przez samą autorkę, jakoby „Pianistka” zawierała elementy autobiograficzne. Elfriede Jelinek otrzymała gruntowne wykształcenie muzyczne. To już jeden punkt wspólny między Elfriede i Eriką. Pogłoska o korzystaniu przez noblistkę z własnych doświadczeń sprawiła, że książka okazała się bestsellerem w kilku krajach. Czy jednak czytelnikowi potrzebna jest wiedza, jak mocno „Pianistka” oparta jest na rzeczywistości? Wydaje mi się, że nie. Jednocześnie zwrócenie uwagi na wykształcenie muzyczne pisarki może w pewien sposób wytłumaczyć jej niebywały słuch językowy. Jelinek buduje bardzo ciekawe metafory, a język powieści pełen jest karkołomnych konstrukcji. Nie sposób rozgraniczyć, gdzie kończą się słowa narratora, a zaczynają monologi wewnętrzne postaci, narracja zlewa się w jeden strumień, którego lektura jest istotnie – zgodnie ze słowami Kazimiery Szczuki – narkotycznym, choć nie zawsze przyjemnym przeżyciem.