Można się spodziewać, że „Tajemnica hieroglifów” dotyczy historii odczytania egipskiego pisma za sprawą odnalezionego Kamienia z Rosetty. Szkoda, że tytułowy wątek został potraktowany przez autora marginalnie.
Kamień, który przemówił
[Daniel Meyerson „Tajemnica hieroglifów. Champollion, Napoleon i odczytanie Kamienia z Rosetty” - recenzja]
Można się spodziewać, że „Tajemnica hieroglifów” dotyczy historii odczytania egipskiego pisma za sprawą odnalezionego Kamienia z Rosetty. Szkoda, że tytułowy wątek został potraktowany przez autora marginalnie.
Daniel Meyerson
‹Tajemnica hieroglifów. Champollion, Napoleon i odczytanie Kamienia z Rosetty›
Kamień z Rosetty, znajdujący się obecnie w Muzeum Brytyjskim, jest – obok egipskich mumii – jednym z najchętniej oglądanych tam obiektów. Możemy się dziwić, bo w rzeczywistości to mało atrakcyjny, szary granitowy kamień o rozmiarach większej walizki. Ale legenda bezcennego Kamienia ma wielką moc. Znajdujące się na nim inskrypcje przemówiły do nas po dwóch tysiącach lat i otworzyły drogę do odczytania pisma starożytnego Egiptu. Ten kamienny zabytek pozwolił uczonym dotrzeć głębiej do historii ludzkości.
To zadziwiające, że za sprawą Kamienia z Rosetty łączą się ponad czasem losy starożytnej Grecji i Francji oraz ich wielkich wodzów: Aleksandra Wielkiego (który zawładnął Aleksandrią po podbiciu Egiptu) oraz Napoleona (z ambicjami podboju świata). Ten obiekt to także symbol triumfu ludzkiego umysłu, który swoją wytrwałością, stałym poszerzaniem wiedzy i sumiennością potrafi dojść do celu – tak, jak dokonał tego francuski uczony Jean-François Champollion, odczytując egipskie hieroglify.
Te trzy wiodące tematy są w książce obecne, ale już od samego początku lektura jest utrudniona. Autor posługuje się na przemian czasem teraźniejszym i przyszłym, narracja jest chaotyczna i rozedrgana, chwilami pretensjonalna. Można się pogubić, bo Meyerson często ucieka do dygresji i rozwija wiele wątków pobocznych. To przeszkadza skupić się na temacie, zwłaszcza przy niezachowaniu przez niego chronologii.
Widać, że autor chciał, aby „Tajemnica hieroglifów” była lekka i łatwa, słowem – taka, która nudnawą historię potrafi uatrakcyjnić anegdotą i humorem. Muszę jednak przyznać, że z tym bywa różnie. Anegdot jest, owszem, sporo, ale są takie jakieś tabloidowe, zbyt krzykliwe i chwilami prostackie (ach, ten seks i wyuzdanie w czasach starożytnych!) Nie można przy tym zaprzeczyć, że założenie zostało osiągnięte: autor sugestywnie przekonuje, że w dawnych czasach żyli ludzie z krwi i kości.
Bardzo dobrze został sportretowany Napoleon, podbijający Egipt w 1798 roku. Czytając miedzy wierszami, możemy odnieść wrażenie, że według autora był człowiekiem niespełna rozumu. Tutaj również rodzą się wątpliwości, czy skupienie się na bardziej sensacyjnych epizodach z życia sławnego Francuza (a zwłaszcza przedstawienie dokładnej historii „dokonań” jego kochanki Józefiny) jest zgodne z tematem książki. Ale Meyerson podkreśla ważną kwestię: podbój Egiptu przez Napoleona był nie tylko militarny, ale także – rzec by można – naukowy, nastawiony na prowadzenie badań nad historią cywilizacji na tym terytorium.
W ten sposób właśnie znalazł się w Egipcie Champollion. Gdy poznajemy dzieje jego życia, właściwie musimy być pewni, że tylko on mógł dokonać tego, czego nie byli w stanie zrobić wszyscy przed nim: usłyszeć głos starożytnej egipskiej cywilizacji, zapisany hieroglifami, których od stuleci już nikt nie potrafił odczytywać. Zaczynał jako ambitny i zdolny samouk, wydatnie pomagał mu starszy brat. Był człowiekiem nader żądnym wiedzy, z pasją zgłębiał kolejne starożytne języki – tak jakby podświadomie wiedział, że czeka go ten ostatni, najbardziej doniosły cel: zrozumieć to, co dotąd pozostawało niezrozumiałe. Pełna anegdot historia opowiedziana przez Meyersona daje nam pojęcie o życiu i dokonaniach Champolliona, choć narracja jest mało klarowna, jak wspomniałam wcześniej.
Szczegółowy opis egipskiej kampanii Napoleona (i cierpień żołnierzy podczas egipskich upałów) zajął autorowi tak dużo miejsca, że o samym Kamieniu z Rosetty i tytułowej historii odczytania pisma hieroglificznego wspomina już powierzchownie. Owszem, mamy tutaj wątek dziejów starożytnego Egiptu w okresie, z którego pochodzi Kamień (196 rok p.n.e.), ale jest on niepełny i mało czytelny. Znów szkoda, że zamiast streszczenia niewybrednej komedii „Eunuch” Terencjusza i innych dygresji, które autor mógł sobie z powodzeniem darować, nie ma opisu, kogo i czego dokładnie dotyczą wyryte w kamieniu z Rosetty inskrypcje. A chodziło o to, że słabła już wtedy moc ówczesnego władcy Ptolemeusza V, więc trzeba było wzmocnić ją nadaniem mu statusu boga. I zawrzeć kontrakt z kapłanami, obiecując im ulgi podatkowe. W zamian otrzymali też oni pozwolenie pozostania w Memphis i zalecenie, by nie zjeżdżali się do Aleksandrii. Można więc powiedzieć, że tekst na Kamieniu dokumentuje zmianę układu sił, przesilenie, prowadzące później do ostatecznego upadku dynastii Ptolemeuszy oraz egipskiej cywilizacji niecałe dwieście lat później.
Również marginalnie autor potraktował kwestię zapisu tego samego tekstu w trzech różnych językach, co było właśnie kluczową kwestią dla odczytania znaczenia hieroglifów. Oprócz nich mamy uwiecznione na Kamieniu pismo demotyczne (egipski używany w późnym okresie zwanym greckim i rzymskim) oraz po grecku. Aż żal, że nie zamieszczono tutaj ani jednej próby porównania tych samych miejsc w tekście w trzech zapisach, co mogłoby stanowić wielką atrakcję dla czytelników z żyłką lingwistyczną. Na otarcie łez mamy kilka próbek objaśnienia hieroglifów i odtworzenia drogi myślowej Champolliona, jednak widać, że autor nie przywiązuje do tego większej wagi. Uszło jego uwadze piękno odkrycia, o którym francuski uczony pisał: „to złożony system pisma, które jest obrazkowe, symboliczne i fonetyczne jednocześnie, w jednym tekście, w jednym zdaniu, a nawet w jednym słowie”. Rozwinięcie tego wątku mogłoby stanowić wielki walor poznawczy tej książki i popularyzować fascynację językami starożytnymi.
Choć książka dotyczy bardzo ciekawego tematu, jakim jest dokonanie wielkiego przełomu w stanie wiedzy o starożytnej cywilizacji Egiptu oraz w rozwoju lingwistyki – autor nie wyczerpał go do końca. Ogólną ideę możemy z lektury sobie ukształtować, ale tylko tyle. „Tajemnica hieroglifów” – wbrew tytułowi – to pozycja bardziej dla historyków niż lingwistów, którzy mogą się poczuć rozczarowani, że najbardziej interesujące dla nich kwestie pozostały na drugim planie.
Podczas pisania tekstu korzystałam z książki Neila MacGregora, „A History of the World in 100 Objects”, rozdział 33: Rosetta Stone, Penguin Books, London 2012.