„Jaśnie pan” to powieść wyrafinowana, niejednoznaczna i wielowarstwowa, inspirująca do głębokich przemyśleń o naturze człowieka i sensie wartościowego życia.
Niebo gwiaździste nad don Rafelem i prawo moralne w nim
[Jaume Cabré „Jaśnie pan” - recenzja]
„Jaśnie pan” to powieść wyrafinowana, niejednoznaczna i wielowarstwowa, inspirująca do głębokich przemyśleń o naturze człowieka i sensie wartościowego życia.
Kataloński powieściopisarz Jaume Cabré zaskarbił sobie sympatię polskich czytelników i jest już u nas rozpoznawalny. To dobry znak, tym bardziej, że jego książki są wymagające i wcale niełatwe w odbiorze, ale przynoszącą czytającemu wielką satysfakcję. „Jaśnie pan” to trzecia wydana u nas powieść, ale chronologicznie wcześniejsza od „Głosów Pamano” i „Wyznaję”. Ukazała się w 1991 roku, była dla kariery pisarza przełomowa, bo wprowadziła go w krąg autorów dostrzeżonych, ważnych i nagradzanych.
Zaletą twórczości katalońskiego autora jest także różnorodność. Każda z wydanych dotychczas po polsku trzech powieści dotyczy innego tematu i okresu historycznego, autor nie ma więc zwyczaju „przetwarzania” ulubionych motywów i skupiania się na wybranych tematach. „Jaśnie pan” toczy się w Barcelonie pod koniec roku 1799, czyli u schyłku XVIII wieku i u progu wieku XIX. W powieści toczy się nawet dyskusja, czy nowy wiek zaczyna się naprawdę w roku 1800 czy też jednak rok później.
Sytuacja polityczna i klimat tamtych czasów zostały nam przybliżone w ciekawym wstępie tłumaczki Anny Sawickiej. Pobrzmiewają jeszcze echa rewolucji francuskiej sprzed dziesięciu lat, dobiega schyłku neoklasycyzm, a nowego ducha czasów w Europie już daje się odczuć: Novalis i Goethe piszą poezję tak, jak dotąd jeszcze nikt. Katalonia w owym czasie była jeszcze królestwem o dużej autonomii i odrębnych strukturach władzy politycznej.
Przedstawicielem tej władzy jest bohater powieści Don Rafel Massó i Pujades, cywilny prezes Trybunału Królewskiego w Barcelonie, opływający: „w zaszczyty, pieniądze, zawiść, jadowite uśmiechy, łapówki, ukłony, prośby o pomoc, naciski z góry, ważniejsze niż rozkazy, przeczucia, że może stracić urząd, który zawsze wisiał na włosku, plotki, nudę (…), samotność (…)”. Już to jedno zdanie jest nad wyraz pojemne i wiele mówi o tym, z czym musi zmagać się na co dzień nasz bohater. W dodatku pobił wszelkie rekordy utrzymania się na swoim stanowisku w niespokojnej Barcelonie. Otacza go dobre imię i sława, ma też należyte wsparcie w swojej głęboko wierzącej żonie, aktywnie działającej w religijnym stowarzyszeniu Bractwa Krwi. Na uroczystości Te Deum (na nowy wiek) w katedrze zasiadają w stallach – jak przystało na pierwszych obywateli w mieście.
Jakiż kontrast stanowi opis egzystencji młodego poety Andreu Perramona. To on jest oskarżony o morderstwo atrakcyjnej oraz sławnej śpiewaczki, która przyjeżdża na koncerty do Barcelony, więc sprawa nabiera rozgłosu. Odebrano mu w ten sposób wszystko, nawet nadzieję. Gdy raz wejdzie się w tryby sądowniczej machiny, już nie sposób się z niej wyplątać. Niczym kafkowski Józef K., Andreu nie może zrobić nic, tak samo bezsilni są jego bliscy.
Zadziwia talent pisarza do realistycznych opisów szczegółów, drobnych detali, składających się na wspaniały obraz tego, co nazywamy „samym życiem”. Nie da się uciec od porównań, tak dokładnie całą zawiłą scenografię i fenomen „komedii ludzkiej” potrafił opisywać tylko Balzac (nomen omen, urodził się właśnie w 1799 roku, czyli wtedy, kiedy toczy się akcja powieści!) Znajdziemy tu całą galerię drugoplanowych postaci charakterystycznych: ludzi miotających się w sidłach chciwości, żądz, małostkowości, dewocji, wyrachowania i cwaniactwa. A wszystko to w iście balzakowskim klimacie dystansu i ironii wobec ludzkich słabości, chwilami rysowanych z nutą groteski. A przypomnieć, należy, że o ile Balzac podglądał swoich współczesnych, to „Jaśnie pan” toczy się w czasach sprzed ponad dwustu lat. Żeby osiągnąć efekt takiej naturalności i lekkości trzeba mieć ogromną wiedzę historyczną i absolutny słuch literacki. Równie wielką klasę ma tłumaczenie Anny Sawickiej. (Oczywiście drobniutkie usterki, a nawet błąd ortograficzny nie przekreślają jej wspaniałej pracy, ale na tak wirtuozowskim poziomie przekładu po prostu zdarzyć się nie powinny).
Pobieżne, krótkie omówienia sytuują „Jaśnie pana” w gatunku powieści kryminalnej. Radzę nie brać tych zapowiedzi zbyt dosłownie. Owszem, jest na początku morderstwo (i to w dodatku atrakcyjnej oraz sławnej śpiewaczki), akcja jest wartka i wiele razy może zaskoczyć, a sposób narracji jest zmienny i dynamiczny. Ale w miarę rozwoju powieści można zauważyć, że autor kładzie akcenty zupełnie gdzie indziej. Proszę nie liczyć na detektywów, próbujących drobiazgowo odtworzyć przebieg zdarzeń. „Jaśnie pan” to raczej utwór głęboko filozoficzny, poddający pod dyskusję wiele złożonych aspektów egzystencji człowieka, jego moralnych wyborów oraz relacji z Bogiem.
Filozoficzne tropy powieści wiodą do Immanuela Kanta, uczonego, który w czasie rozgrywania się akcji powieści zresztą żył i miał już na swoim koncie publikację swoich najważniejszych dzieł. Bohater powieści Don Rafel jest zapalonym amatorem astronomii, każdą wolną chwilę wykorzystuje na studiowanie z teleskopem nieba i obserwacje gwiazd. Uchylmy rąbka tajemnicy – nie tylko, bo teleskop świetnie służy też do tego, by podziwiać wdzięki atrakcyjnej sąsiadki. A skoro nad Don Rafaelem rozciąga się „niebo gwiaździste”, to w nim powinno być „prawo moralne” – i tym właśnie drobiazgowo zajmuje się Jaume Cabré. Powinno być, ale czy jest? Czy można w to wątpić w przypadku tak szanowanego obywatela na stanowisku, człowieka bez skazy?
Lektura „Jaśnie pana” pozostawia nas z przemyśleniami na ważne tematy. Jaume Cabré, jako powieściopisarz eksploruje (podobnie jak Kant) zagadnienie wartości człowieka – wyznaczanej przez kierunek, w którym zmierza jego wola. Tak, ludzie mają skłonności do wygodnictwa i dobrobytu, które demoralizują, ale przecież człowiekiem w pełni jest ten, który te inklinacje w sobie przezwycięża. Każdy dokonuje wyborów – ale pamiętać trzeba, że nawet mało ważna decyzja jednostki jest istotna dla całej społeczności. Nie chcę tu zbyt drobiazgowo rozwijać obecnych w powieści wątków filozofii Kanta, ale mogą być one pomocne w jej odczytaniu. Powieść, której autor w epoce rozrywki „lekkiej łatwiej i przyjemnej” nie boi się zaproponować nam przemyśleń nad tak głębokimi i istotnymi egzystencjalnymi kwestiami, zasługuje na dostrzeżenie i uznanie.
Chciałabym się odnieść do jednego fragmentu broniąc pracy pani Sawickiej. Przytoczone przez Panią sprawy należą już do korekty, która jest w gestii wydawnictwa, dlatego odbieram Pani komentarz jako dosyć niesprawiedliwy.