Książka „Kapitał w XXI wieku” to fenomen, szeroko dyskutowany na świecie. Zawarte w niej tezy mają tyle samo zwolenników, co krytyków. Jest okazja, by samemu się przekonać, po której stronie się opowiemy. Książka inspiruje do krytycznego myślenia, co często przynosi korzyści.
Dyskretny urok ekonomii
[Thomas Piketty „Kapitał w XXI wieku” - recenzja]
Książka „Kapitał w XXI wieku” to fenomen, szeroko dyskutowany na świecie. Zawarte w niej tezy mają tyle samo zwolenników, co krytyków. Jest okazja, by samemu się przekonać, po której stronie się opowiemy. Książka inspiruje do krytycznego myślenia, co często przynosi korzyści.
Thomas Piketty
‹Kapitał w XXI wieku›
Zawrotną karierę „Kapitału XXI wieku” Piketty’ego można porównać do „Krótkiej historii czasu” Stephena Hawkinga. Te dwie książki dotyczą bardzo specjalistycznych zagadnień naukowych. Hawking pisał o fizyce i kosmologii, Piketty analizuje bardzo szeroko problemy ekonomiczne w ujęciu historycznym oraz współczesnym, globalnym. Zadziwiające, że oba tytuły przebiły się do głównego nurtu, bijąc rekordy sprzedaży i obecności na listach bestsellerów. Choć są różnice. Hawking pisał swoją książkę specjalnie z myślą o szerokim kręgu czytelników, natomiast praca Piketty’ego to książka stricte naukowa, przedstawiająca omawiane zagadnienia w fachowy sposób. Dlatego tym bardziej zaskakuje jej wielka popularność.
W odróżnieniu jednak od wydanej przed laty (a u nas – wiosną tego roku) „Ekonomii nierówności” Piketty’ego – „Kapitał XXI wieku” wydaje się bardziej przyjazny dla nie-fachowców, choć także dużo obszerniejszy. Zagadnienia poruszane w „Ekonomii nierówności” są tutaj o wiele szerzej rozwinięte. Autor zapoznaje nas na początku z pojęciami ekonomicznymi (dotyczącymi dochodu i kapitału). O tym, że jest to monumentalna wręcz naukowa praca, poprzedzona wieloma latami badań, świadczy nie tylko fakt, ze znajdziemy tu wiele statystyk, przypisów oraz różnego rodzaju wskaźników i danych. Część dodatkowych komentarzy musiała znaleźć swoje miejsce – ze względu na ich ogrom i objętość – w internetowym aneksie technicznym, jak nazywa to autor. Można więc korzystać z książki na różnym poziomie: ogólnie, nie wchodząc w naukowe, specjalistyczne szczegóły lub czytać ją jak książkę naukową, analizując poszczególne jej aspekty.
Nie mam wykształcenia ekonomicznego, pominę więc w swojej recenzji dyskusję nad prawdziwością lub nieprawdziwością zawartych w „Kapitale XXI wieku” tez. O tym pewnie jeszcze długo będą dyskutować ekonomiści. Skupię się bardziej na tym, jakie korzyści może z lektury odnieść czytelnik, który nie jest fachowcem, a sięgnął po tę książkę z ciekawości, na fali „mody na Piketty’ego”. Zaprzeczyć się jej nie sposób, wszak dużo mówiło się w mediach o „Kapitale…”, i to jeszcze zanim tytuł ukazał się w Polsce. Robiły wrażenie statystyki związane z listami bestsellerów. Nic dziwnego, że w tej sytuacji wiele osób – mimo ogromnej objętości książki – sięga po nią, najczęściej w nadziei, że uda się choć trochę zrozumieć świat ekonomii i to, co w tej dziedzinie dzieje się wokół nas. Tematy gospodarcze są stale obecne w publicznej debacie, bo kryzys ekonomiczny sprzed paru lat, choć zażegnany, nadal grozi odnowieniem się.
I rzeczywiście, „Kapitał XXI wieku” to – najkrócej rzecz ujmując – przekrojowa, wielowymiarowa analiza zagadnienia podziału bogactw (dochodów i majątku) zarówno w perspektywie historycznej, jak i współczesnej, prowadząca do wniosków, które będzie można wyciągnąć na przyszłość. Chodzi na przykład o odpowiedź na pytanie, jak będzie mogło wyglądać państwo socjalne w przyszłości w obliczu nowego kształtu globalnego kapitalizmu majątkowego. To nie jest, jak przekonuje autor, abstrakcja, którą powinni się zajmować wyłącznie teoretycy ekonomii i która nas osobiście nie dotyczy. Rzeczywistość, opisywana przez Piketty’ego – bardzo ściśle, często za pomocą wielu wykresów i liczb – ma wpływ właściwie na każdą dziedzinę działalności człowieka. Autor zauważa też, że kwestia podziału bogactw (zarówno w strukturze społecznej krajów jak i pod względem różnic pomiędzy nimi) była przez długi czas niedoceniana przez ekonomistów. Obecnie jednak pierwszorzędnego znaczenia dla przyszłości planety nabiera na przykład problem nierówności między poszczególnymi krajami (tworzących za sprawą globalizacji układ „naczyń połączonych”), postrzegany w kontekście rozwoju najbiedniejszych państw.
Warto też dostrzec, że zagadnienie podziału (nierówności) nie dotyczy tylko i wyłącznie mechanizmów czysto ekonomicznych. To zawsze kwestia głęboko polityczna, chociażby z tej przyczyny, że cena kapitału (różnych jego form, o czym także więcej w książce) to częściowo konstrukcja polityczna, a częściowo – społeczna. Decyduje tu zatem szereg zewnętrznych okoliczności, a o ekonomicznym determinizmie nie może być mowy. Do takich wniosków pozwoliło autorowi dojść badanie realiów historycznych (od XVIII wieku) oraz doświadczeń głównych krajów rozwiniętych: USA, Japonii, Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii. Szczególnym momentem był w tej perspektywie globalny kryzys finansowy w 2008 roku, uznany za najpoważniejszy od momentu kryzysu z roku 1929.
Autor pisze konkretnie, ściśle i naukowo, ale jego wywód jest przejrzysty i niepozbawiony lekkości. Piketty odwołuje się na przykład do powieści Honoré Balzaca, Jane Austen czy Henry’ego Jamesa, w których – jak wiemy – wielką rolę ogrywały dylematy dotyczące majątku i dochodów. (Lektura „Kapitału XXI wieku” przyniosła również autorce tej recenzji zupełnie nieekonomiczną refleksję, że już najwyższy czas, aby wznowić wszystkie dzieła Balzaca, nie tylko dlatego, że nabierają w naszych czasach szczególnej aktualności, ale że jest to po prostu znakomita i niesłusznie zapomniana literatura).
„Kapitał XXI wieku” to dla czytelnika ważna lekcja, pokazująca, że w ekonomii – jak w przyrodzie – nic nie ginie, nie da się tu nic obejść ani oszukać, że wszystkie takie próby zostaną jak na dłoni pokazane w języku wskaźników i twardych danych, ujawniając „pękające bańki”. Tak samo zachowuje się natura, gdy zaburzy się jej delikatne mechanizmy. I na tym właśnie chyba polega urok ekonomii. Bardzo zresztą dyskretny, trochę jak we fraszce Kochanowskiego o zdrowiu („nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz”). A skoro mowa o naturze, autor na podstawie analizy szeregu danych dochodzi do wniosku, że dynamika podziału bogactw jest zmienna. Ścierają się tu na przemian siły prowadzące w kierunku mniejszego lub większego zróżnicowania – i nie są znane mechanizmy, które mogłyby trwale zapobiegać destabilizacji i pogłębianiu się tych nierówności. Ale Piketty podkreśla, że główną siłą pchającą nas w kierunku większej równości jest upowszechnienie wiedzy i kwalifikacji. Czyżby więc – za sprawą książki z dziedziny ekonomii – nadszedł czas na promocję hasła: „Edukacja, głupcze?”
Pierdoła modna. Może nie pierdoła, ale modna i to już mnie odstręcza. Poczytaj Shermera "Rynkowy umysł". To jest dobre. Bardzo dobre. Bardziej niż bardzo dobre. A źródło idei otworzył Karol Darwin. I funfle jego.