W krótkim czasie ukazały się w Polsce, nakładem Solarisu, dwa zbiory w sporej części niepublikowanych jeszcze w naszym kraju opowiadań Kira Bułyczowa (w wyborze wieloletniego współpracownika „Esensji” Pawła Laudańskiego). O „Nieziemsko pięknej szafie” już pisaliśmy, teraz nadeszła pora na nadrobienie zaległości i analizę „Ostatnich stu minut”.
Bułyczow na każdą okazję
[Kir Bułyczow „Ostatnie sto minut” - recenzja]
W krótkim czasie ukazały się w Polsce, nakładem Solarisu, dwa zbiory w sporej części niepublikowanych jeszcze w naszym kraju opowiadań Kira Bułyczowa (w wyborze wieloletniego współpracownika „Esensji” Pawła Laudańskiego). O „Nieziemsko pięknej szafie” już pisaliśmy, teraz nadeszła pora na nadrobienie zaległości i analizę „Ostatnich stu minut”.
Kir Bułyczow
‹Ostatnie sto minut›
Prozatorski dorobek Kira Bułyczowa jest tak bogaty, że – jeśli tylko znajdą się chętni – jeszcze przez wiele lat będzie można wydawać w naszym kraju jego nieznane dotąd nad Wisłą książki (powieści i zbiory opowiadań), choć przecież całkiem sporo od lat 70. ubiegłego wieku zdążyło się już ukazać. I nie ma tu najmniejszego znaczenia fakt, że autor nie żyje od trzynastu lat. Dowodem na to pozycje opublikowane w ostatnich miesiącach przez wydawnictwo Solaris: wczesna powieść „
Ostatnia wojna” (1970), należący do cyklu „Rzeka Chronos” „Rezerwat dla naukowców” (1992) oraz wspomniane we wstępie dwa tomy zbierające krótsze teksty Rosjanina: „
Nieziemsko piękna szafa” oraz „Ostatnie sto minut”. Wyboru opowiadań do obu z nich dokonał jeden z największych w naszym kraju specjalistów od radzieckiego i rosyjskiego science fiction, Paweł Laudański, autor „esensyjnego” cyklu „Wiatr ze Wschodu”. Do pierwszego z wymienionych zbiorów trafiły opowieści napisane (co jednak nie zawsze oznacza, że również wydrukowane) przez Bułyczowa w latach 1968-1994; ramy czasowe drugiego są nieco krótsze: najstarszy tekst pochodzi z 1970 („Chatka”), natomiast najmłodszy z 1992 roku („O strachu”). I jest jeszcze „Niewolnik obowiązku”, który ujrzał światło dzienne dopiero siedem lat temu (w piątym numerze czasopisma „Если”), a który znaleziony został w zakamarkach szuflady Bułyczowa.
Podobnie jak w przypadku „Nieziemsko pięknej szafy” także opowiadania zamieszczone w „Ostatnich stu minutach” prezentują kilka nurtów fantastycznonaukowego dorobku pisarza. Trafiły tu teksty, które zaliczyć możemy do hard science fiction, jak i takie, w których dominuje element obyczajowy; nie brakuje tych całkowicie poważnych, jak i humorystycznych; są wreszcie i takie, które zaliczyć można do politycznych, albowiem mają wydźwięk antytotalitarny. Zacznijmy od pierwszej grupy. Tu wybijają się przede wszystkim opowieści o doktorze Pawłyszu (znanym doskonale z „Ostatniej wojny”, „
Białych skrzydeł Kopciuszka” czy „Osady”). Chronologicznie są to: „Połowa życia” (1971), „Czerwony jeleń, biały jeleń” (1973) oraz „Niewolnik obowiązku”, którego rok powstania nie został określony. Dwa pierwsze znane są już polskim czytelnikom, w 1980 roku ukazały się w antologii „Groźna planeta”. Akcja wszystkich rozgrywa się w przestrzeni kosmicznej, na obcych planetach eksplorowanych przez ziemskich kosmonautów. I tego właśnie dotyczą – kontaktów, choć nie zawsze bezpośrednich, z obcymi cywilizacjami.
Najciekawszą strukturę fabularną ma „Połowa życia”, którego akcja rozgrywa się na dwóch (a w zasadzie nawet na trzech) płaszczyznach czasowych: w Związku Radzieckim tuż po zakończeniu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej oraz w przyszłości oddalonej o kilkadziesiąt lat. To historia porwanej przez przybyszów z kosmosu Ziemianki Nadieżdy Sidorowej, która przypadkowo staje się bohaterką narodową trepangów, istot rozumnych, choć nie humanoidalnych, które podzieliły jej los i stały się więźniami na pokładzie statku zbierającego okazy z różnych planet Wszechświata. Doktor Pawłysz poznaje wydarzenia, w jakich uczestniczyła Nadia, post fatum, czytając pozostawiony przez nią pamiętnik. W opowiadaniu tym urzeka nade wszystkim humanitarne przesłanie, które czyni tekst aktualnym aż po dziś dzień. Co ciekawe, głównym bohaterem „Czerwonego jelenia, białego jelenia” nie jest Pawłysz (który występuje tu jedynie „zakadrowo”), ale kosmonauta Łunin – to on bada cywilizację pługów (małp), które uważa za dzikie istoty na bardzo niskim poziomie rozwoju. Bułyczow nie byłby jednak sobą, gdyby nie przygotował mu pewnej niespodzianki, stawiającej wszystko, co stało się wcześniej, do góry nogami.
Dlaczego „Niewolnik obowiązku” nie ujrzał światła dziennego za życia pisarza – trudno stwierdzić. Na pewno nie z powodu kiepskiej jakości. Wręcz przeciwnie! To jeden z najlepszych tekstów w całym zbiorze. Tym razem Pawłysz zostaje wysłany na planetę Chronos, aby przeprowadzić inspekcję sanitarną w stacji naukowej, którą kieruje Paweł Warnawski. Celem przebywającej tam grupy naukowców jest przeprowadzenie tak zwanego Eksperymentu Warnawskiego. Jak się jednak okazuje, nie wszystko idzie zgodnie z planem, w efekcie czego zarówno badacze, jak i sam Pawłysz zostają postawieni przed istotnym dylematem moralnym. Klasyczne sf reprezentują jeszcze dwa opowiadania: powiązana z cyklem o doktorze Pawłyszu „Chatka” (1970), znana już z antologii „Ludzie i gwiazdy” (1976), oraz „Konsekracja” (1972), która przed laty pojawiła się w zbiorze „Okno w nieskończoność” (1980). Czy warto było je przypomnieć? W pierwszym przypadku można by się zastanowić. To tekst wpisujący się w stylistykę głośnej „Osady”, poprawny, ale na pewno nie wywołujący ekscytacji. Drugi na jego tle prezentuje się ciekawiej przede wszystkim pod względem fabularnym. Istotny był też zapewne dla samego autora, który studiując w Instytucie Orientalistyki Rosyjskiej Akademii Nauk, specjalizował się w historii Birmy. A opowiadanie to nawiązuje właśnie do epoki średniowiecznej w dziejach tego państwa. A przy okazji uczy tego, by nie przykładać współczesnych miar do czasów, które już dawno minęły.
Druga grupa zebranych przez Laudańskiego tekstów posiada mocno rozbudowany wątek obyczajowy, dzięki któremu Bułyczow mógł opowiedzieć, uciekając tym samym przed obostrzeniami cenzuralnymi, o niekiedy mocno irytującej codzienności Kraju Rad. „Letni ranek” (znany z wydanego w naszym kraju w połowie lat 80. zbioru „Nie drażnić czarownika!”) to w zasadzie jedynie impresja dotycząca pewnego eksperymentu naukowego; gdyby jej zabrakło, nie byłoby czego żałować. Zupełnie inaczej rzecz się ma z „Listami z laboratorium” (1978), częścią cyklu „Instytut ekspertyzy”, którą po raz pierwszy opublikowano w Polsce trzydzieści dwa lata temu. To opowiedziana w formie epistolograficznej historia badań nad zachowaniami zwierząt, które gdyby tylko udało się zgłębić ich naturę, mogłyby zostać wykorzystane dla dobra ludzkości. Bułyczow przydaje temu rys humorystyczny, wplatając jednocześnie wątek miłosny. Naukowcem jest także główny bohater „Wyboru” (1971), który na język polski przetłumaczony został natychmiast po rosyjskim pierwodruku. Gwoli ścisłości dodać należy, że różni się on diametralnie od swoich kolegów z laboratorium, także tym, że posiada niezwykłe zdolności. Swoją drogą można się zastanawiać, czy scenarzyści „Facetów w czerni” znali opowiadanie Rosjanina; wiele wskazuje na to, że jest to prawdopodobne. Z kolei w „Szumie za ścianą” (1984), który trafia do rąk polskich czytelników po raz pierwszy, obserwujemy szare życie radzieckich emerytów, które pewnego dnia zostaje rozjaśnione dzięki niezwykłemu odkryciu w mieszkaniu niejakiego Piotra Nikolina.
Na koniec zostawiliśmy trzy opowiadania o proweniencji politycznej bądź antyutopijnej. Wszystkie są tekstami premierowymi. Najstarsze z nich, tytułowe, powstało pod koniec lat 80. i w pewnym sensie uznać można je za profetyczne. Przedstawia świat chylący się ku upadkowi wskutek globalnego ocieplenia i wynikającego z tego permanentnego braku wody. Naukowcy nie mają wątpliwości, że koniec planety jest bliski. Co zamierzają w związku z tym zrobić? Przekonacie się, sięgając po książkę. Ale odpowiedź raczej nie nastroi Was optymistycznie. Jeszcze bardziej ponura i przejmująca jest puenta dwóch ostatnich opowieści. „Pora spać!” (1991) z początku tylko bowiem wygląda jak sielankowy obraz obozu dla młodzieży w stylu krymskiego Arteku; prawda jest całkiem inna i dotyka problemu ideologicznej indoktrynacji najmłodszych. Trudno uśmiechnąć się również w trakcie lektury „O strachu” (1992), choć punkt wyjścia opowiadania może wydawać się jeszcze umiarkowanie zabawny. Oto współczesny Rosjanin z prowincji na dworcu kolejowym w Moskwie spotyka zadziwiającą rodzinę. Mikowie wydają się zagubieni, najprostsza czynność zdaje się ich przerastać. Na szczęście znajduje się człowiek, który wyciąga pomocną dłoń. Problem w tym, że nie jest on tym, za kogo się podaje. A kim są oni? Wyjaśniając ich zagadkę, Bułyczow cofa się w czasie o ponad pół wieku.
Teksty najnowsze, powstałe w schyłkowym okresie bądź już po upadku Związku Radzieckiego, cechują się niejako programowym pesymizmem. Widać odzyskana wolność więcej zrodziła w Bułyczowie obaw, w którą stronę podąży młoda demokracja rosyjska, aniżeli radości z faktu zrzucenia kajdan niewoli. Mocno kontrastują one zwłaszcza z opowieściami z lat 70. i pierwszej połowy następnej dekady, które – nawet jeśli mają niekoniecznie radosne przesłanie – potrafią wywołać na twarzy czytelnika uśmiech (vide „Wybór”, „Konsekracja”, „Listy z laboratorium”, „Szum za ścianą”). A spróbujcie uśmiechnąć się choć leciutko, czytając „Ostatnie sto minut”, „Pora spać!” bądź „O strachu”. Biorąc pod uwagę, jak dużo jeszcze prozy rosyjskiego mistrza nie zostało do tej pory przetłumaczone na polski, należy mieć nadzieję, że wydawnictwo Solaris nie będzie zasypiać gruszek w popiele i że publikacja „Nieziemsko pięknej szafy” oraz „Ostatnich stu minut” to początek renesansu popularności Bułyczowa nad Wisłą. O czym świadczyłoby poniekąd późniejsze wydanie „Ostatniej wojny” i „Rezerwatu dla naukowców”.
