Za trzy lata bohater tej książki będzie na ustach wszystkich Polaków. Dzielić nas wtedy będą bowiem zaledwie miesiące od wypuszczenia na wolność Leszka Pękalskiego, najprawdopodobniej najgroźniejszego seryjnego zabójcy w dziejach polskiej kryminalistyki, który formalnie skazany został tylko za jedną zbrodnię. Że to „tylko” jest w pełni uzasadnione, przekonuje zbeletryzowany reportaż Magdy Omilianowicz „Bestia. Studium zła”.
Seryjni…: „On nigdy nie przestanie zabijać”!
[Magda Omilianowicz „Bestia. Studium zła” - recenzja]
Za trzy lata bohater tej książki będzie na ustach wszystkich Polaków. Dzielić nas wtedy będą bowiem zaledwie miesiące od wypuszczenia na wolność Leszka Pękalskiego, najprawdopodobniej najgroźniejszego seryjnego zabójcy w dziejach polskiej kryminalistyki, który formalnie skazany został tylko za jedną zbrodnię. Że to „tylko” jest w pełni uzasadnione, przekonuje zbeletryzowany reportaż Magdy Omilianowicz „Bestia. Studium zła”.
Magda Omilianowicz
‹Bestia. Studium zła›
Magda Omilianowicz – dziennikarka, reporterka i pisarka (specjalizująca się w tematyce społecznej i podróżniczej) – była pierwszą przedstawicielką świata mediów, która spotkała się oko w oko z „wampirem z Bytowa”. Miało to miejsce w 1993 roku, kiedy dwudziestosiedmioletni wówczas Leszek Pękalski wciąż jeszcze czekał na proces przed sądem w Słupsku. Aresztowano go zaledwie kilka miesięcy wcześniej w związku z zabójstwem nastoletniej ekspedientki Sylwii R.; dopiero w trakcie przesłuchań w tej sprawie, okazało się, że Pękalski najprawdopodobniej odpowiedzialny jest również za wiele innych – może nawet blisko siedemdziesiąt – niewyjaśnionych zbrodni na kobietach (i trzech mężczyznach) w całej Polsce. Owocem dziennikarskiego dochodzenia Omilianowicz sprzed ponad dwudziestu lat stało się niewielkie objętościowo, opublikowane przez nieistniejący już dzisiaj Kantor Wydawniczy SAWW, opracowanie „Bestia. Największy morderca w powojennej Polsce” (1995), będące zresztą jej debiutem książkowym. W tym czasie „wampir z Bytowa” odsiadywał już karę dwudziestu pięciu lat pozbawienia wolności w więzieniu w Starogardzie Gdańskim, gdzie znajduje się do dzisiaj. Do tego dorzucono mu dwa lata z innego wyroku, co w efekcie sprawiło, że na wolność będzie mógł wyjść dopiero w grudniu 2019 roku. Ale czy na pewno „dopiero”?
Przez dwadzieścia lat sprawa Pękalskiego, powszechnie uznana za jedną z największych kompromitacji w dziejach polskiej kryminalistyki śledczej, nie dawała Omilianowicz spokoju. Powróciła więc do swego bohatera sprzed lat. Przebadała siedemdziesiąt dwa tomy akt, spotkała się z wciąż jeszcze żyjącymi krewnymi „Lesia” (jak często go nazywano), dotarła do jego nauczycieli, jak również do wiekowej już teraz kobiety, która jako jedyna przeżyła jego atak, co notabene przyczyniło się do aresztowania zwyrodnialca – i postanowiła napisać nową książkę. Dokładniejszą, obszerniejszą, lepiej udokumentowaną, próbującą zracjonalizować mroczny fenomen Pękalskiego. Tak powstała wydana w czerwcu tego roku „Bestia. Studium zła” – zbeletryzowany reportaż na temat najokrutniejszego seryjnego mordercy w dziejach Polski. Mordercy, który formalnie skazany został za… jedną zbrodnię. Tyle udowodniono mu w sądzie. Choć próbowano siedemnaście, a on w trakcie śledztwa przyznawał się do sześćdziesięciu siedmiu. Problem w tym, że najpierw milicja, a następnie policja nie były w stanie zebrać wiarygodnych dowodów. Nie wystarczyło pierwotne przyznanie się oskarżonego, który znał tyle szczegółów zdarzeń, że nie ma możliwości, aby w nich nie uczestniczył, skoro później – w sali sądowej – wszystkiego się wyparł.
Pękalski pochodzi z Osieków, kaszubskiej wsi położonej około dziesięciu kilometrów od Bytowa. Jego młodociana matka została najprawdopodobniej zgwałcona przez sąsiada, po czym zaszła w ciążę, której efektem były narodziny bliźniąt – Leszka i Joanny. Później nigdy nie opiekowała się należycie dziećmi; wolała pić wraz ze swoją matką, a babką bliźniąt. „Lesio” często był bity, głodzony, wypędzany na noc na dwór; w efekcie większość czasu do osiągnięcia pełnoletniości spędzał w domach dziecka i ośrodkach pomocy społecznej bądź opiekuńczo-wychowawczych. Szybko stwierdzono u niego lekkie upośledzenie, już po ukończeniu szkoły zawodowej w Słupsku (dla cofniętych w rozwoju) zdobył dzięki temu rentę inwalidzką, co zapewniało mu stały dopływ niewielkiej gotówki. Pieniądze przeznaczał głównie na jedzenie i podróże po kraju. Jedynym przedmiotem w szkole, który go naprawdę fascynował, była bowiem geografia – lubił ponoć analizować mapy, co potem przydawało mu się w planowaniu ucieczek po kolejnych zbrodniach. Wszyscy znający Pękalskiego w tamtych czasach, a więc przed aresztowaniem go w grudniu 1992 roku, podkreślali jeszcze jedną rzecz – jego monstrualny popęd płciowy, nad którym nie potrafił panować.
I co z tego, że Pękalski pragnął założyć rodzinę, chciał mieć żonę, z którą mógłby zaspokajać swój popęd zawsze, gdy mu się zachce, skoro od najmłodszych lat odrzucały go wszystkie dziewczynki, dziewczyny, a później kobiety. Śmiały się z jego ułomności psychicznej, kaczego chodu, wyszydzały brud, smród i zaniedbanie. Nikt nie traktował go poważnie, był klasycznym wiejskim głupkiem, matołem, popychadłem, ale też, jak mówi jedna z rozmówczyń Omilianowicz, u której „Lesio” pomieszkiwał przez jakiś czas: „Wyglądał jak osioł, ale był bardzo przebiegły”. Inni podkreślali jeszcze jego zwinność i zwierzęcą, dosłownie „szympansią” siłę. Kiedy po aresztowaniu trafił na obserwację psychiatryczną, zdiagnozowano u niego nie tylko skłonności do homoseksualizmu, ale również kilka wywołujących ciarki na plecach zaburzeń seksualnych: pedofilię, nimfofilię, sadyzm i nekrofilię. Zgromadzone w jednym człowieku dały one prawdziwie zabójczą mieszankę. Czy w takim kontekście można dziwić się zacytowanej pod koniec książki wypowiedzi jednego z lekarzy szpitala w Krakowie, który obserwował Pękalskiego: „On nigdy nie przestanie zabijać. Dlatego powinien być izolowany. Do końca życia!”.
Magda Omilianowicz w miarę dokładnie rekonstruuje krótkie życie Pękalskiego na wolności. Co wcale nie było takie łatwe. Oschłe notatki z akt sądowych nie mogły bowiem pomóc jej w znalezieniu odpowiedzi, jakim człowiekiem był naprawdę. W tym celu musiała spotkać się z osobami, które go znały, a nie wszyscy, jak siostra „Lesia”, Joanna, byli skłonni do zwierzeń. Innym, jak wujowi Bogdanowi, bratu matki, język rozwiązywał dopiero alkohol. Wielu wolałoby w ogóle zapomnieć, że kiedykolwiek miało z kimś takim do czynienia, jak chociażby „babcia” Nowakowa (która wcale nie była z nim spokrewniona) czy wychowawczynie szkolne Pękalskiego. Analizując kolejne etapy życia swego bohatera, autorka opisuje również kolejne zbrodnie popełniane w miejscach, w których mieszkał i pracował (Toruń, Siemianowice Śląskie, Katowice, Tczew, a później już praktycznie cały kraj). Idzie śladem jego własnych zeznań, które następnie odwołał. Konfrontuje je z aktami śledztw i tym, co mówił innym i jej samej, kiedy spotkali się w 1993 roku. Nie ma przy tym wątpliwości, że pierwotne przyznanie się do kilkudziesięciu zabójstw było prawdą. To, że nie znaleziono dowodów, które pozwoliły go za to ukarać, jest już zbiegiem wielu fatalnych okoliczności, braku umiejętności ówczesnych funkcjonariuszy, wreszcie… cwaniactwa i przebiegłości samego mordercy.
Opisy dokonywanych zbrodni Omilianowicz ograniczyła do minimum; nie chciała epatować makabrą, wiedziała przecież, jakie wrażenie na niej samej wywarła lektura akt. Z drugiej strony jednak nie było jej intencją, aby relatywizować czyny Pękalskiego, dlatego opisom jego nieszczęśliwego dzieciństwa i młodości towarzyszą rozbudowane fragmenty dotyczące codziennego życia – radości i trosk – ofiar. Tym sposobem autorka podkreśla ogrom zła, jakie wyrządził. Zabijając ze szczególnym okrucieństwem, bezczeszcząc zwłoki, skazując rodziny zabitych dziewczynek i kobiet (nie można zapomnieć także o trzech mężczyznach) na dozgonne cierpienie po utracie bliskich. Ze „studium” Omilianowicz wyłania się także portret człowieka, który do perfekcji posiadł umiejętność manipulowania otoczeniem, wykorzystywania swojej ułomności jako tarczy obronnej. To nie jest ani łatwa, ani tym bardziej przyjemna lektura. A jednak warto po nią sięgnąć, aby poznać psychikę potwora, który być może za kilka lat stanie się wolnym człowiekiem. Jeśli wcześniej czytaliście „
Eleganckiego mordercę” Cezarego Łazarewicza (książkę o Władysławie Mazurkiewiczu) bądź „
Wampira z Zagłębia” Przemysława Semczuka (o Zdzisławie Marchwickim), „Bestia” Omilianowicz stanie się odpowiednim uzupełnieniem tej ponurej trylogii o mrocznych zakamarkach ludzkiego umysłu.