Kobieta na okładce krzyczy. Chce przerwać „Milczenie owieczek”. To tytuł książki Kazimiery Szczuki, a jednocześnie jej diagnoza permanentnego stanu społeczeństwa, w którym kobiety są ofiarami prawa oraz otoczenia, które wstydzi się, boi lub nie widzi potrzeby zabierania głosu w sprawie aborcji. Szczuka mówi – pozwólcie nam krzyczeć, a samym kobietom dodaje odwagi by krzyczeć się nauczyły.
Ważna sprawa, kobieca sprawa
[Kazimiera Szczuka „Milczenie owieczek” - recenzja]
Kobieta na okładce krzyczy. Chce przerwać „Milczenie owieczek”. To tytuł książki Kazimiery Szczuki, a jednocześnie jej diagnoza permanentnego stanu społeczeństwa, w którym kobiety są ofiarami prawa oraz otoczenia, które wstydzi się, boi lub nie widzi potrzeby zabierania głosu w sprawie aborcji. Szczuka mówi – pozwólcie nam krzyczeć, a samym kobietom dodaje odwagi by krzyczeć się nauczyły.
Kazimiera Szczuka
‹Milczenie owieczek›
Wysokiej próby publicystykę autorki książki „Kopciuszek, Frankenstein i inne” można byłoby uznać za próbę podniesienia temperatury dyskusji i rozbudzenia zainteresowania samym tekstem, jak i tematem. Szkoda tylko, że poza kilkoma pojedynczymi recenzjami media spuściły na „Milczenie owieczek” zasłonę…milczenia. Czyżby potwierdzało to fakt, że Szczuka ma rację?
Polityczne elity wydają się nie traktować kwestii złagodzenia ustawy antyaborcyjnej zbyt poważnie. Przydaje się ona jedynie jako tak zwana wyborcza kiełbasa, która potem zostaje rzucona w kąt. Tymczasem problem wydaje się być palący – kwitnie podziemie aborcyjne, lekarze odmawiają wykonania zabiegu, naruszają prawa pacjentki, opieka socjalna jest niewystarczająca. Nie bez powodu wśród porównań użytych przez Kazimierę Szczukę w książce „Milczenie owieczek. Rzecz o aborcji” znajduje się metafora prawa do aborcji jako prawa do posiadania gaśnicy, z której korzysta się w nagłych wypadkach, ale i nikt nie kwestionuje jej nieodzowności. Wśród innych obrazowych przenośni odnaleźć można w „Milczeniu owieczek” opis sytuacji w Polsce jako życia pod wulkanem, który może wybuchnąć. Obok Malty i Irlandii mamy najbardziej restrykcyjne prawo w omawianej kwestii. Nielegalne aborcje, kosztowne i niebezpieczne, co roku pozbawiają życia 200 000 kobiet na całym świecie. Znacznie częściej przeprowadza się je w krajach, w których są zakazane. „Wychowanie seksualne” zostało zastąpione „wychowaniem do życia w rodzinie”. Przytoczone w książce pojedyncze historie jedynie unaoczniają dramatyzm sytuacji.
Poglądy samej autorki wydają się odpowiadać przywołanemu przez nią hasłu: jeśli jesteś przeciw aborcji, to jej sobie nie rób. Prezentowane przez nią treści zdaje się cechować daleko posunięty racjonalizm i trzeźwość osądu. W „Milczeniu owieczek” czuć gniew, z jakim było pisane. Paradoksalnie jednak, nie można zarzucić autorce przesady, zapalczywości, agresywności, czy nielogiczności argumentów. Wprost przeciwnie! „Milczenie owieczek” to tekst wyważony, wychodzący naprzeciw odbiorcy. Dla zilustrowania swoich tez – o konieczności prawa do edukacji, antykoncepcji i aborcji – Szczuka znalazła różnorodne przykłady. Powołuje się na głośne medialne historie, anonimowe przekazy, historie znanych jej kobiet. Odniesień szukała nie tylko we współczesnej prasie, którą obficie cytuje. Jej publicystyka to nie tylko obraz współczesnego piekła kobiet, ale także wykład z historii ruchu aborcyjnego i literatury.
Historyczna część książki skupia się nie tylko na procesie dochodzenia przez Francuzki i Amerykanki do uznania ich praw reprodukcyjnych. Opowiada wiele pomniejszych historii, które jako epizody stanowią element kulturowego i społecznego pejzażu. Przykładem może być francuska aborcjonistka, bohaterka filmu „Kobieca sprawa”, rozstrzelana w czasie wojny. Inny to casus amerykańskich przeciwników aborcji (ciekawy szkic poświęcony jest ich językowi, który stronę pro-choice knebluje słowem „życie”), którzy nie wahają się strzelać (!) do lekarzy wykonujących zabiegi.
Zapewne dla rodzimego czytelnika bliższa będzie analiza polskich powieści, niż omawianie nieznanych u nas tekstów francuskich. Wprowadzenie w arkana dotykającej tematu aborcji literatury potraktować więc można jako swoistą ciekawostkę. Zresztą i tam Szczuka odsłania mechanizmy powstawania opresyjnej sytuacji. Odwołania do amerykańskich tekstów literackich – „Księżniczka” Ursuli K. Le Guin, „Regulamin tłoczni win” Johna Irvinga – zostały wplecione w tok narracji rozdziału poświęconego tamtejszym realiom. Z literatury polskiej Szczuka wybrała nazwiska takie jak Żeromski, Nałkowska, Zapolska, Gojawiczyńska. Szczególnie interesujące wydaje się być spojrzenie na omawianą przecież w szkole „Granicę” z perspektywy krytyki feministycznej. Rzuca ona ciekawe światło na Justynę, ofiarę „boleborzańskiego schematu”. Z literatury nowszej autorka zajmuje się powieścią „Ono” Doroty Terakowskiej.
W jednym z telewizyjnych wywiadów Szczuka, zapytana o męski autorytet, wskazała Tadeusza Boya Żeleńskiego. Jego też uczyniła patronem swojej książki. Nie darmo pisał on o „Piekle kobiet": „I rzecz szczególna, ten sam płód, nad którym trzęsą się ustawodawcy, póki jest w łonie matki, w godzinę po urodzeniu traci wszelkie prawa do opieki prawnej, może zginąć pod mostem z zimna, gdy matka – którą jej „święte” macierzyństwo czyni nieraz wyrzutkiem społeczeństwa – nie ma dachu nad głową.” Zadziwiające i przerażające jest to, jak bardzo aktualne pozostały owe skandalizujące wówczas teksty.
Kazimiera Szczuka jak wytrawny przewodnik wprowadza czytelników w świat inferna płci, społecznej formy, a jednocześnie pokazuje, jak wydostały się z niego mieszkanki zachodniego świata. Czy społeczeństwo polskie pójdzie ich śladem? Tylko gdzie tu debata, która miałaby być fundamentem przewartościowania społecznych stosunków? Czyżby któraś ze stron zamilkła?