Świetnie skonstruowany świat (no dobrze, ma kilka niedoróbek), pełnowymiarowe, pogłębione psychologicznie postaci, wielopiętrowa, przyjemnie skomplikowana intryga – czyli same plusy. No i wśród nich ten najważniejszy – książkę nie tyle się czyta, ile się ją pochłania, co jest zasługą wartkiej, nieszablonowo poprowadzonej akcji, ciętych dialogów i kapki humoru – czasami lekkiego, a czasami zauważalnie wrednego.
Niestety, są też drobne minusy. Pierwszy – uciążliwy, ale w sumie do przełknięcia – to brak ostrzeżenia, że tak naprawdę nie jest to powieść, a zbiór trzech nowel. Owszem, połączonych bohaterami, ale mimo wszystko stanowiących odrębne, zamknięte historie. Gdybym był ostrzeżony – na przykład notą okładkową albo spisem treści – nie nastawiałbym się na rozstrzygnięcie naplątanych wątków w granicach strony 300-350 i związane z tym zarywanie nocy, a grzecznie bym przyciął oczekiwania do strony góra 150 i się tak nie gorączkował. A tak – jak na torze wyścigowym: ja się rozpędzam, biorę zakręt, a tu… chruśniak i mur sąsiedniej posesji. Ja wiem, powinienem myśleć pozytywnie – w końcu nie zarwałem nocy…
Drugi minus, przez który ostatecznie obciąłem o jedno oczko ocenę, to mankamenty trzeciej, kończącej zbiór noweli. Z jednej strony wykazuje ona bowiem wyczuwalną już wtórność konstrukcji intrygi, w dodatku wyraźnie bledszej i budzącej mniejsze emocje, z drugiej zaś przytrafiają się tu irytujące literówki i różne zecerskie wpadki, co jest o tyle niezrozumiałe, że przecież jest to kolejne już wydanie „Nocnego patrolu” i wszystko powinno być dopięte na ostatnią zszywkę.
Co by jednak nie mówić – i tak zdecydowanie polecam książkę. Podobnie zresztą, jak i jej ekranizację, będącą chyba jednym z najlepszych rosyjskich filmów fantastycznych ostatnich dwóch dekad.
Gdybyż wszystkie nie-darmowe książki i ebooki oferowały przynajmniej tak dobry poziom, jak „Wywiad z Borutą” Orbitowskiego i Cetnarowskiego, świat byłby o wiele przyjemniejszym miejscem. Nie zrozumcie mnie źle – to nie jest książka idealna. Właściwie to nic innego jak zapis rozmowy; nie dostajemy tutaj prawie żadnych opisów, a wszystkiego, co dzieje się wokół bohaterów dowiadujemy się właśnie z ich wypowiedzi. Wiariacja na temat „Wywiadu z wampirem"? Owszem, ale o wiele lepsza, bo to od samego początku do końca właśnie wywiad, a nie wymówka do przedstawiania fabularyzowanych retrospekcji. Przekomarzanie się Boruty z dziennikarką Wandą Tokarczyk, która za wszelką cenę stara się z niego wydobyć informacje na temat zaginionego Jana Twardowskiego. Brzmi znajomo? A jakże! Książka… pardon, „Wywiad” to znakomita, napisana ze smakiem i swadą zabawa konwencją. Oczywiście czytelnik od początku wie, że Boruta to rzeczywiście Boruta (dzięki czemu jego żarty, iście w rodzaju tych z „Mistrza i Małgorzaty”, bawią od pierwszych stron), ale jego rozmówczyni dopiero z czasem zaczyna uświadamiać sobie całą prawdę. Bodaj najciekawszym twistem jest sposób, w jaki sam Boruta stara się wypromować siebie i swoją rolę na przestrzeni wieków.
Początek powieści Orhana Pamuka jest naprawdę doskonały, gdyż momentalnie zostajemy wciągnięci w sam środek historii o ulicznym sprzedawcy buzy w Stambule. Nie chodzi tylko o to, że Mevlut Karataş szybko zdobywa naszą sympatię (w zasadzie dzieje się to wszak już w chwili, kiedy na pierwszych stronach obserwujemy, jak staje się on ofiarą napadu rabunkowego). Równie istotne jest bowiem, że główny bohater jest przedstawicielem świata, który stopniowo zanika pod naporem nowoczesności. Orhan Pamuk przedstawia losy Mevluta i jego krewnych, którzy tak jak główny bohater przybyli w poszukiwaniu lepszego życia z odległej wsi do Stambułu, a przy okazji ukazuje skalę przemian, jakie zaszły w tym mieście w ciągu półwiecza, a także zmieniające się nastroje społeczne i turecką obyczajowość. Niewątpliwie naszą ciekawość szczególnie budzi opowieść o porwaniu przez Mevluta jego przyszłej żony i kryjący się za tym podstęp jego kuzyna, ale nie brakuje tutaj też innych historii, w których znajdują swe ujście rozmaite emocje – zarówno takie związane z życiem osobistym, jak i z polityką czy religią. Mimo wszystko lektura „Dziwnej myśli w mej głowie” pozostawia po sobie uczucie lekkiego niedosytu, gdyż w pewnym momencie rozwój wydarzeń traci swój początkowy impet, a ponieważ nie otrzymujemy w zamian niczego aż tak atrakcyjnego, to w obliczu dużej objętości książki nasze zaangażowanie również nieuchronnie maleje. Nie jest to więc pozycja, która wszystkim przypadnie do gustu, ale raczej nie będą nią rozczarowani wielbiciele niespiesznej, skłaniającej do zadumy prozy tureckiego noblisty.
Sukcesy polskiego futbolu, a przynajmniej większe nim zainteresowane po dobrych występach reprezentacji (sprawdzić czy nie mecz z Armenią) i fenomenalnej karierze Roberta Lewandowskiego postanowił zdyskontować także Bogdan Rymanowski, dziennikarz do tej pory niespecjalnie kojarzący się ze sportem. Zrobił to w najprostszy sposób: przeprowadził wywiady z kilkunastoma osobami związanymi z polską piłką nożną na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. Wśród rozmówców Rymanowskiego są takie osoby jak Zbigniew Boniek, Włodzimierz Lubański, Jan Tomaszewski, Grzegorz Lato, ale też ludzie mniej głośni jak Jan Banaś, czy Adam Musiał. Większość wywiadów jest poprawna, dość oczywista, przedstawiająca raczej znane fakty, choć dla osób, które nie mają szerokiej wiedzy na temat historii polskiego futbolu, mogą być to fakty całkiem interesujące. Najciekawiej wyglądają te rozmowy z osobami mniej znanymi, zwłaszcza warta uwagi jest przejmująca historia Jana Banasia, któremu uwarunkowania historyczno-polityczne zablokowały możliwość realizacji naprawdę wielkiej kariery. Poza tym „Gracze” to książka napisana przyzwoicie, choć raczej zachęcająca do sięgnięcia po bardziej dogłębne analizy, niż kreśląca obszerny wizerunek polskiego futbolu. Na minus rozdział ostatni, o Robercie Lewandowskim, w którym nie ma wywiadu, lecz garść wypowiedzi o naszym najlepszym piłkarzu i widać, że ten dziwny twór został dodany do książki wyłączenie ze względów marketingowych.
Kontynuacja książki opartej na najbardziej nawet nośnym pomyśle to zawsze pokusa dla autora żeby dać czytelnikom jeszcze raz to samo, co polubili za pierwszym razem. Na szczęście pokusie tej oparła się Maryla Szymiczkowa (czyli duet pisarski Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński). „
Tajemnica domu Helclów” w warstwie „kryminalnej” była dość tradycyjna i bez trudu mogę sobie wyobrazić podobną zagadkę w kryminale napisanym kilkadziesiąt lat temu. „Rozdartą zasłonę” mozna okreslić jako krzyżówkę kryminału retro z nową falą. Z tej ostatniej wzięta została tematyka społeczna, z pozoru niezbyt pasująca do konwencji. Przecież prostytucja i handel żywym towarem to nie są sprawy poruszane w porządnych krakowskich rodzinach, a państwo Szczupaczyńscy nie byli tu żadnym wyjątkiem. Jednak tuż przed Wielkanocą w dziwnych okolicznościach ginie Karolcia, młoda służąca profesorowej, a śledztwo kończy się zaskakująco szybko. Policja zapewnia, że sprawca śmierci Karolci nie żyje – ale kim w takim razie jest młody człowiek, w którego towarzystwie widziano ją przed śmiercią, i który najwyraźniej cieszy się świetnym zdrowiem? Zofia Szczupaczyńska nie widzi innego wyjścia i ponownie bierze sprawy we własne ręce, nie wiedząc jeszcze że zobaczy nieznane sobie wcześniej oblicze Krakowa. Wspomnę tylko że w swoim śledztwie posunie się nawet do rozmowy z prostytutką (!) i socjalistą Ignacym Daszyńskim (!!!). Po taklich doświadczeniach nawet rozwiązanie zagadki śmierci Karolci nie przynosi Zofii spodziewanej satysfakcji. Wszystko wskazuje na to że raz rozdarta zasłona nie da się już naprawić i profesorowa zmieniła się na dobre. Nie tylko głośno stwierdza że Najjaśniejszy Pan się garbi, ale też zaczyna mieć zdanie w sprawach politycznych – i to odmienne niż zdanie małżonka. Jak tak dalej pójdzie nie zdziwię się, jeśli w jednym z następnych tomów zobaczymy ją wiodącą lud na barykady. Cóż, jeśli do tego dojdzie to będę jej kibicować całym sercem.
Joanna Kapica-Curzytek [70%]
Ta amerykańska powieść, napisana w latach sześćdziesiątych XX wieku, stała się popularna stosunkowo niedawno. Tytułowy bohater, syn ubogich farmerów, wysłany na studia rolnicze wybiera inny kierunek: literaturę. Później – już z doktoratem – zostaje profesorem na uczelni. Znajdziemy w powieści wspaniale nakreślone sceny z kariery akademickiej Stonera, charakterystyczne „kamienie milowe”, które są w życiorysie każdego wykładowcy. Niejedna scena zainspiruje nas do myślenia o podstawach etyki obowiązujących w świecie uniwersyteckim. Choć powieść opisuje realia świata akademickiego sprzed prawie stu lat, budzi zdziwienie, jak niewiele rzeczy się zmieniło od tamtego czasu. Wszystko rozgrywa się na tle szerszych wydarzeń – pobrzmiewają tu echa pierwszej wojny światowej i kryzysu na Wall Street w roku 1929. Autor portretuje także prywatne życie bohatera. W odróżnieniu od jego kariery – jest pełne cieni i bólu. Małżeństwo z nieodpowiednią kobietą kosztuje go bardzo wiele. Szkoda, że Williams w portretach postaci utrwala niejeden negatywny stereotyp o nauczycielach akademickich. Stoner jest zamkniętym introwertykiem, wręcz na granicy socjopatii. Wśród jego kolegów z Instytutu są bezwzględni karierowicze, zarozumialcy i konformiści. Jednak ze względu na akcentowanie etycznych wartości, „Profesor Stoner” Johna Williamsa to literacki hołd złożony tradycji uniwersyteckiej i nauczycielom akademickim, którzy poświęcają życie niedocenianej często pracy. Główny bohater, choć prywatnie płaci za swoją karierę sporą cenę, jako człowiek nauki nie pozwala sobie na żaden kompromis – nawet w obliczu utraty posady. Jako profesor uniwersytetu, pozostaje do końca wierny sobie i etycznym ideałom akademickiego świata.