„Szyfr Egiptu” to bardzo ciekawa lektura zarówno dla miłośników językowych łamigłówek, jak i tych, którzy interesują się historią.
Zaczęło się od Kleopatry i Ptolemeusza…
[Andrew Robinson „Szyfr Egiptu” - recenzja]
„Szyfr Egiptu” to bardzo ciekawa lektura zarówno dla miłośników językowych łamigłówek, jak i tych, którzy interesują się historią.
Andrew Robinson
‹Szyfr Egiptu›
Na początek sprostowanie: to wcale nie jest „pierwsza w Polsce książka o człowieku, który odczytał hieroglify egipskie”, jak głosi dumna zapowiedź wydawcy na okładce. Tak jakby Wydawnictwo Prószyński i S-ka zapomniało, że nieco ponad rok temu wydało pozycję Davida Meyersona
„Tajemnica hieroglifów”. Owszem, może akcenty są tam rozmieszczone nieco inaczej, ale poświęcono Champollionowi na tyle dużo miejsca, że z powodzeniem można się o nim dowiedzieć tego, co najważniejsze.
Dzieje odczytania egipskiego pisma są fascynujące i w historii rozwoju językoznawstwa mają swoje zasłużone miejsce. Dość powiedzieć, że hieroglify odsłoniły przed nami swoje tajemnice po około dwóch tysiącach lat milczenia. To, co odczytano – w znacznej mierze przyczyniło się do poszerzenia wiedzy o starożytnym Egipcie i znacznego „przedłużenia” wstecz historii świata udokumentowanej źródłami pisanymi. Wszak Egipt to jeden z filarów kultury ludzkości.
Ostatnią – najmłodszą – zachowaną inskrypcją hieroglificzną był napis na Bramie Hadriana z końca czwartego stulecia naszej ery. Ale już w tamtym czasie gruntowna znajomość języka faraonów była w zaniku. Nikt nie był już w stanie odczytać egipskiego pisma. Trzeba było jednak czekać aż do dziewiętnastego wieku, by hieroglify na nowo wypełniły się treścią. Dokonał tego francuski uczony, Jean-François Champollion, nie bez udziału Brytyjczyka Edwarda Younga, który nieco wcześniej zaczął zajmować się odkodowywaniem egipskiego pisma.
„Szyfr Egiptu” w bardzo zajmujący sposób przedstawia życie prywatne oraz naukowe osiągnięcia Champolliona. Biografia tego niezwykłego Francuza (oraz siła jego nietuzinkowej osobowości) była taka, że nie mamy wątpliwości – tylko on mógł dokonać tej przełomowej i wielkiej rzeczy, jaką było ponowne „ożywienie” egipskich hieroglifów. Genialny samouk, biegły (i to już w wieku około dwudziestu lat!) w kilku językach starożytnych (między innymi – w koptyjskim), wykorzystał swoją rozległą wiedzę, by dotrzeć do sensu pisma faraonów. W działaniach tych od wczesnych lat cieszył się wsparciem swojego brata, który podzielał jego egiptologiczną pasję.
Życie Champolliona przypadało na bardzo burzliwe czasy we Francji – pierwsza połowa dziewiętnastego wieku to okres „próby sił” między Napoleonem a królem Ludwikiem XVIII. Jak się okazuje, wydarzenia polityczne miały wielki wpływ na działalność naukową Champolliona. Realia dziewiętnastowiecznej Francji zostały przedstawione przez autora wyczerpująco, bardzo przejrzyście i na tyle ciekawie, że ani na chwilę nie mamy poczucia, że czytamy jakieś nieprzydatne dygresje. Jest wręcz przeciwnie – rozwój historycznych wypadków miał ogromny wpływ na to, jak rozwijała się egiptologia w jej najwcześniejszych latach. Wspomnieć należy chociażby wyprawę Napoleona do Egiptu, w której brali udział nie tylko wojskowi, ale i naukowcy, co zaowocowało odkryciem tak zwanego kamienia z Rosetty, stanowiącego w swoim czasie „klucz” do odczytania egipskiego pisma.
Andrew Robinson świetnie opisuje to, co nieraz zdarza się w naukowym świecie: rywalizację pomiędzy dwiema wybitnymi osobami, które – tak czasem chce los – zajmują się dokładnie tym samym. Tak było z Champollionem oraz Youngiem. Ich relacje były niejednoznaczne. Wiedzieli o swoich dokonaniach, spotkali się nawet, ale przede wszystkim byli wobec siebie rywalami. Niestety, Champollion nie zawsze był skory przyznać, ile zawdzięcza swojemu koledze po fachu. A zawdzięczał mu bardzo wiele, bez wcześniejszych dokonań Younga jego praca nie doczekałaby się tak szybkich postępów.
Miłośnicy językowych kalamburów i zagadek mogą być usatysfakcjonowani – autor nie szczędzi miejsca, by opisać kolejne etapy odczytywania hieroglifów przez genialnego Francuza i odtworzenia jego drogi do celu (w której znalazły się też błędne tropy – ale to, pamiętajmy, nieodłączny element naukowych działań). Robinson czyni to na przykładzie imion własnych: Kleopatry i Ptolemeusza – to od ich odczytania rozpoczął Champollion. Czytelnicy interesujący się filologią też mogą być zadowoleni: znajdziemy w „Szyfrze Egiptu” fascynujący opis istoty i znaczenia egipskich hieroglifów. Okazuje się, że pismo to jest jednocześnie fonetyczne, ideograficzne (są tu znaki zastępujące całe słowa), a oprócz tego zawiera znaki będące tzw. determinatywami: pełniące funkcję gramatyczną.
Autor książki nie poprzestał na opisie dorobku samego Champolliona. Niestety, genialny Francuz zmarł przedwcześnie, w wieku zaledwie 42 lat, pozostawiając między innymi niedokończoną gramatykę hieroglifów egipskich. Andrew Robinson w bardzo ciekawym rozdziale „Hieroglify po Champollionie” przedstawia dalszy rozwój egiptologii i przybliża w zarysie dorobek późniejszych naukowców.
Nie ma wątpliwości, że dzięki tytanicznej pracy Champolliona wiemy o starożytnym Egipcie bardzo dużo. Trzeba jednak też pamiętać, że dokonania pokoleń egiptologów aż do czasów współczesnych przynoszą zaledwie ułamek wiedzy, która nadal kryje się w wyrytych w kamieniu znakach, tekstach i inskrypcjach. Wiele z nich zostało bezpowrotnie zniszczonych (o czym też autor wspomina). Książka „Szyfr Egiptu” pozwala spojrzeć na Egipt i jego kulturę ze szczególnym zainteresowaniem: jako na tę, której zgłębienie i zrozumienie omal nie wymknęło się nam z rąk. Lektura być może będzie też inspiracją do dalszego poznawania starożytnego Egiptu i jego kultury.
"pierwsza połowa dziewiętnastego wieku to okres „próby sił” między Napoleonem a królem Ludwikiem XVIII"
Jeśli coś takiego wynika z tej książki, to mam spore wątpliwości co do całej reszty wywodu...