Prace uczestników konkursu „Pióra Falkonu” i pięciu uznanych autorów zostały zebrane w jednym tomie opowiadań pod wspólnym hasłem „Dotrzeć tam, gdzie nie dotarł żaden człowiek”. Scena z tytułowego i zarazem zwycięskiego tekstu Anny Szumacher „Na nocnej zmianie” dobrze oddaje charakter tej antologii: mamy tu korytarz zastawiony zwykłymi na pozór drzwiami. A za nimi różne światy: fantastyczne, śmiertelnie niebezpieczne, fascynujące, monotonne, ale zawsze – inne. Czy warto otworzyć następne drzwi?
Drzwi do innych światów
[„Na nocnej zmianie” - recenzja]
Prace uczestników konkursu „Pióra Falkonu” i pięciu uznanych autorów zostały zebrane w jednym tomie opowiadań pod wspólnym hasłem „Dotrzeć tam, gdzie nie dotarł żaden człowiek”. Scena z tytułowego i zarazem zwycięskiego tekstu Anny Szumacher „Na nocnej zmianie” dobrze oddaje charakter tej antologii: mamy tu korytarz zastawiony zwykłymi na pozór drzwiami. A za nimi różne światy: fantastyczne, śmiertelnie niebezpieczne, fascynujące, monotonne, ale zawsze – inne. Czy warto otworzyć następne drzwi?
O zaletach i wadach antologii jako takiej można by pisać długo. Na pewno jest to dobra forma prezentacji dla młodych twórców, którym trudno jest przebić się do świadomości szerokiego grona czytelników, a dla tych ostatnich – wskazówka, na czyją twórczość warto zwrócić uwagę, przygoda i niespodzianka. Jurorzy mają możliwość wyławiana nowych talentów, a teksty są bardzo różnorodne pod względem stylu oraz realiów, w których się rozgrywają. Dla mnie z owej różnorodności wypływa jednak jeden minus: niektóre opowiadania zabierają mnie w miejsca, w których na pewno nie chciałabym się znaleźć. Nie będzie odkryciem stwierdzenie, że zaprezentowane utwory są nierówne – oprócz takich, od których nie mogłam się oderwać, jak otwierające tom „Na nocnej zmianie”, „Patrząc w jedną stronę” Adama Podlewskiego, „Czas martwy” Michała Gołkowskiego i „Panicz z Ertel-Sega” Agnieszki Hałas, po teksty, które wzbudziły najwyżej wzruszenie ramion (słaby „Emeryt” Andrzeja Pilipiuka).
Trzeba przyznać, że zwycięskie opowiadanie Anny Szumacher jest naprawdę sympatyczne: podobnie jak jego bohater, doktor fizyki Robert Żeromski. Czytelnik nawet nie zauważy, kiedy pozwoli się wciągnąć na wyprawę badawczą do tajemniczych światów, które pojawiają się nocą za drzwiami wystawionymi na sprzedaż w Castoramie. Każdy, kto obcuje z akademikami, doceni obserwacje środowiskowe. Podobało mi się także nieoczywiste zakończenie. Zza następnych drzwi dobiegają dźwięki muzyki – to „Tarantela dla głupców” Alicji Janusz. Bardowie-egzorcyści mają do rozwiązania zagadkę, a w sprawę zaangażowany jest rycerz niegodny tego miana i honorowy smok. Fabuła jest prosta, ale sarkazm Mistrza i postać Badylary dodają jej nieco smaku.
Opowiadania „Dziewiąty poziom” Justyny Lech nie doczytałam do końca z powodu ataku mdłości. Bohaterka pragnie za wszelką cenę być pierwszą osobą, która pod wpływem niebezpiecznych narkotyków osiągnie tytułowy poziom podświadomości, choć dla dotychczasowych śmiałków już wcześniejsze poziomy oznaczały popadnięcie w szaleństwo – nie bez przyczyny ich nazwy zapożyczono z Dantejskiego Piekła. Dla mnie opisy coraz głębszych transów były zbyt sugestywne; nazbyt plastyczna wyobraźnia bywa przekleństwem.
Akcja następnych dwóch tekstów rozgrywa się w przestrzeni kosmicznej. „Chronowizor” Marka Pietrusiewicza porusza temat podróży w czasie przez tajemnicze kosmiczne pierścienie. Zakończenie pewnie miało być poruszające, ale obawiam się, że nie jest. Za to „Bohaterowie” Doroty Paneckiej to jedno z lepszych opowiadań ze zbioru. W scenerii space opery dowódca wyprawy podejmuje dwuznaczną moralnie decyzję. Czy może liczyć na lojalność załogi?
Bezmyślne okrucieństwo – tak można podsumować problem zawarty w opowiadaniu „Ku nieznanym lądom” Dagmary Adwentowskiej. Polarnik na odciętej od świata wyspie morduje pingwiny dla rozrywki – a zakończenie jest jeszcze bardziej depresyjne. Tomasz Przyłucki zabiera czytelnika na „Dno morza”, by razem z polskimi nurkami szukać Enigmy we wraku sterowca „Wilhelma Gustloffa”. Nie bardzo rozumiem realia, w jakich rozgrywa się misja – dostajemy na raz wikingów, damy w gorsetach, sterowce, broń palną i tę konkretną maszynę szyfrującą. Same opisy wraku statku mają poetycki urok, jednak brakuje mi dokładniejszego wyjaśnienia tła historii i informacji o wojnie, która właśnie się toczy.
W pamięci pozostaje tekst „Patrząc w jedną stronę” Adama Podlewskiego – science fiction z problemem, który najpierw wygląda na ontologiczny (w jaki sposób istnieją ludzie wysłani na inną planetę, których osobowość jest skanowana tu i odtwarzana tam?), a okazuje się problemem moralnym z walką klas w tle. Nie jestem fanką tego gatunku, ale to jedno z opowiadań, które bardziej mi się podobały w tym zbiorze. Nieważne, jak szybko technika idzie do przodu, nieważne, czy akcja przenosi nas na inną planetę i jak dużo miejsca w futurystycznym świecie zajmuje sztuczna inteligencja – wszędzie zabieramy ze sobą to samo jądro ciemności.
Wieczny wojownik, powracający w różnych wcieleniach jest bohaterem „Uwierz w szczura” Przemysława Hytrosia. Poszarpane kawałki wspomnień z różnych misji plus królowa Jadwiga walcząca z nazistami to trochę za dużo jak na mój gust – nie jestem miłośniczką postmodernistycznego chaosu. Ze znacznie bardziej klasycznych wzorów korzystała autorka „Wheatherby” Barbara Gawrońska Pettersson, tworząc historię grozy z nawiedzonym zamkiem, nad którym złowieszczo świecą trzy słońca. Sporą część akcji relacjonują listy wymieniane między bohaterami, co dodaje elegancji konstrukcji tekstu.
Nie kupuję pomysłu, który zaprezentował Piotr Janas w opowiadaniu „Prosto w słońce” – szkoła latania na składanych skrzydłach znajduje się w budynku w środku miasta, a kursanci po prostu skaczą z dachu na ulicę. Stary konstruktor skrzydeł nazywa się Dedal – i właściwie doczytałam do końca tylko po to, żeby sprawdzić, czy ma już na sumieniu jakiegoś Ikara, czy jeszcze nie.
„Wszczepiarz Link Overdose” to tytuł futurystycznego tekstu Tomasza Graczykowskiego. Szybka akcja i rozmigotany cyfrowy świat przenikający się z realnym – a właściwie mający większe znaczenie od realnego – można podsumować krótko: czysty Matrix. Opowiadanie ma sugestywny klimat, choć wyrywkowe objaśnienia nie pozwalają do końca zrozumieć, dlaczego informacja, za którą zginął kurier, była tak ważna.
Dwa ostatnie opowiadania konkursowe to „Ampułka” Krzysztofa Abramowskiego i „Astralker: Drugie dno”, którego autorem jest Tomasz Sobiesiek. W pierwszym tekście postapokaliptyczne mrozy i śniegi zawładnęły światem, a na skutek wojny z maszynami ludzie stracili zdolność zapadania w sen – przed szaleństwem chronią ich tylko reglamentowane ampułki z chemicznym środkiem pozwalającym odpocząć. Dla nastoletniej Natalki odcięty od świata blok i jego mieszkańcy, także niebezpieczni szaleńcy na głodzie, to wszystko, co zna. Dziewczyna odkrywa tajemnicę grupy „szafarzy”, którzy cynicznie wyzyskują mieszkańców przysypanych śniegiem osad uzależnionych od błękitnej substancji… Z kolei w „Astralkerze” grupa Polaków bierze udział w tajnej misji organizowanej przez wojsko USA. Chodzi o zbadanie zatopionych radzieckich okrętów w poszukiwaniu tajemniczego ładunku. Astralker Dawid Kowalczyński spodziewa się broni atomowej, ale znajduje coś znacznie, znacznie dziwniejszego… (Nie, tym razem nie nazistów.)
Drugą część zbioru „Na nocnej zmianie” tworzy pięć opowiadań pozakonkursowych. Co ciekawe, tutaj też poziom jest zróżnicowany. Podobał mi się „Panicz z Ertel-Sega” Agnieszki Hałas, opis jednej z przygód Krzyczącego w Ciemności, znanego z powieści „Teatr węży” – obawiam się, że nie jestem tu bezstronna, bo po prostu mam sentyment do świata tego bohatera. Znakomicie czytało się także „Czas martwy” Michała Gołkowskiego. Mamy do czynienia z kapitanem statku kosmicznego w nazistowskim sztafażu – tym razem postmodernistyczny miks wychodzi opowiadaniu na dobre, klimat przypomina momentami klasyczne powieści marynistyczne (bosman z protezą, partia szachów), świetny jest też pomysł z komputerem pokładowym Marlene o zmysłowym głosie, z którym (którą?) ponoć można podyskutować o Nietzschem.
W opowiadaniu „Future Fame” Marcina Przybyłka (po przetrwaniu opisu włosów głównej bohaterki, który nie robi dobrego pierwszego wrażenia) poznajemy tajniki rynku wydawniczego w niezbyt dalekiej przyszłości. Jak zapewnić autorowi sławę, najlepiej taką, która trwa jeszcze długo po śmierci – i ile to kosztuje? Kto decyduje o tym, jakie nazwiska się sprzedają, co polecają sobie grupy czytelników i czy ma to coś wspólnego z prawdziwym talentem? To całkiem dobre pytania na zakończenie lektury antologii. Co do dwóch pozostałych tekstów z drugiej części zbioru, „Ekstrapolację” Marcina Podlewskiego uważam za męczącą i przekombinowaną, a „Emeryt” Andrzeja Pilipiuka jest po prostu słabym tekstem. Rozumiem, że samo firmowanie zbioru znanym nazwiskiem mogło przysporzyć tej antologii popularności, ale po uznanym pisarzu spodziewałam się czegoś więcej.
Próba podsumowania „Na nocnej zmianie” nie jest zadaniem łatwym – myślę jednak, że czytelnik znajdzie tu przynajmniej kilka tekstów, które mu się szczerze spodobają, bo jest z czego wybierać: przestrzeń kosmiczna i morskie odmęty, bardowie, profesorowie, nawiedzony zamek, cyberprzestrzeń i mroczna magia, wydawcy i naziści, narracje klasyczne i awangardowe… Wystarczy otworzyć drzwi – czekają.
Miło było przeczytać tak staranną i wnikliwą recenzję antologii. Przy okazji dziękuję za sympatyczną wzmiankę o moim "Wheatherby". Serdecznie pozdrawiam!