Za zaletę „Zabawy w Boga” należy niewątpliwie uznać wyraźny motyw przewodni tej antologii, który na szczęście – dzięki różnorodnemu podejściu autorów do tematu – nie zaowocował monotonią książki. Najważniejsze jest zaś to, że wszystkie zebrane tutaj teksty prezentują co najmniej przyzwoity poziom, a niektóre są naprawdę znakomite.
Metafizyczna fantastyka ze Śląska
[„Zabawa w Boga” - recenzja]
Za zaletę „Zabawy w Boga” należy niewątpliwie uznać wyraźny motyw przewodni tej antologii, który na szczęście – dzięki różnorodnemu podejściu autorów do tematu – nie zaowocował monotonią książki. Najważniejsze jest zaś to, że wszystkie zebrane tutaj teksty prezentują co najmniej przyzwoity poziom, a niektóre są naprawdę znakomite.
Swoistą klamrę kompozycyjną dla antologii stanowią opowiadania Benjamina Rosenbauma. W „Przyjmującym nowe” autor odwraca naturalny porządek rzeczy, gdyż tutaj to nie bóg jest kreatorem świata, lecz bohater ma stworzyć nowego boga. Sytuacja ta staje się zaś pretekstem do intrygujących rozważań nad znaczeniem wspomnień dla kształtowania się indywidualnej tożsamości. Zdecydowanie mniejszy ciężar gatunkowy ma zamykająca antologię „Pomarańcza”, ale trzeba przyznać, że ten króciutki i zabawny tekst jest również bardzo udany.
Nie wiem, czy części autorów najpierw przyszło na myśl powiedzenie „jak trwoga to do Boga”, ale w każdym razie istotnym punktem ich opowiadań stała się konieczność zmagania się ze śmiertelną chorobą. W „Leku” Marta Potocka przedstawia skutki – także te niekoniecznie pożądane – wynalezienia lekarstwa na raka. Niestety fabuła tego opowiadania nie porywa do końca, gdyż stanowi ona zaledwie pozbawioną większego napięcia ilustrację dla z góry założonej tezy (co gorsza, łatwej do przewidzenia przez czytelników). Sporo uroku ma natomiast „Kot z pudełka”, gdzie z jednej strony obserwujemy zmagania bohaterki z nowotworem, z drugiej jesteśmy świadkami więzi rodzącej się miedzy nią a niezwykłym zwierzakiem, będącym pamiątką po zmarłym przyjacielu. Najistotniejsze jest, że Łukasz Marek Fiema pozostawiając pewne rzeczy niedopowiedzianymi skutecznie uniknął pułapki banalnego przesłania całej historii.
Z kolei „Chirurg” Anny Hrycyszyn to zręcznie opowiedziana historia pewnego lekarza, który stosował niekonwencjonalne metody leczenia. Wprawdzie starał się on tylko pomagać ludziom, ale nie uchroniło go to przed oskarżeniem o zabójstwo… Opowiadanie autorki „
Zatopić »Niezatapialną«” z jednej strony budzi skojarzenia z baśniami obrazującymi ryzyko igrania ze Śmiercią, z drugiej docenić trzeba przemyślaną konstrukcję tego tekstu i świetne zakończenie.
Dla odmiany dwoje autorów poszukało inspiracji w europejskiej spuściźnie kulturowej. „Kary i żywioły” to całkiem pomysłowa wariacja na temat „Burzy” Szekspira. Trzeba jednak dodać, że zainteresuje ona raczej tylko osoby będące wielbicielami tej sztuki, gdyż bez dokładnej znajomości jej fabuły opowiadanie Jesiona Kowala może być dla czytelnika mało zrozumiałe i wręcz nużące. Z kolei Anna Askaldowicz w „Koronie Północy” nawiązuje bezpośrednio do mitu o Ariadnie i Dionizosie. Wykorzystany w opowiadaniu motyw słabnięcia mocy bogów wraz z zanikiem wiary w nich nie jest wprawdzie niczym nowym, ale za to niewątpliwie mocnym punktem tutaj jest przemyślany i naprawdę intrygujący wizerunek psychologiczny głównego bohatera.
W dwóch innych tekstach akcja rozgrywa się w okresach przełomu. „My eter” Alicji Tempłowicz przedstawia pałacowy spisek wymierzony we władcę chylącego się ku upadkowi państwa, którego obywatele – przynajmniej ci zamożni – dzięki postępowi medycyny zyskali imponującą długowieczność. W miarę rozwoju wydarzeń historia ta zyskuje wprawdzie zupełnie nowy kontekst, ale samo zakończenie jednak trochę rozczarowuje. Z kolei w „Sercu Vann” jesteśmy świadkami zdobycia przez nieprzyjacielską armię miasta wzniesionego i rządzonego przez magów. Na uwagę w opowiadaniu Karoliny Fedyk zasługują zarówno przemyślana konstrukcja fabuły, jak i plastycznie nakreślony obraz dramatycznych wydarzeń rozgrywających się w Vann.
Oryginalnością pomysłu niewątpliwie wyróżnia się natomiast „Mrok zabije wieloryba” Olgi Niziołek, gdzie możemy obserwować dwoje osobników, wykazujących wyraźne cechy nieprzystosowania społecznego. Dla oddania klimatu tej historii wystarczy zaś wspomnieć, że bohaterka cierpi z powodu wieloryba, który zamieszkał w jej brzuchu (czyż można sobie wyobrazić dziwaczniejszą przypadłość?), a jej życie może się odmienić za sprawą spotkania z mężczyzną pracującym w fabryce ciemności.
Bardzo do gustu przypadł mi również „Warunek początkowy”. Krystyna Chodorowska przedstawia tutaj całkiem interesującą wizję kierunku, w którym mogą ewoluować występy muzyczne na żywo, dzięki wykorzystaniu w trakcie koncertów możliwości, jakie stworzy rozwój nowych technologii. Po prawdzie drugorzędne znaczenie ma, czy te futurystyczne przypuszczenia się sprawdzą, skoro z rosnącym zaciekawieniem obserwujemy, jak główny bohater próbuje rozwikłać zagadkę nadzwyczaj realistycznego awatara sprzedawczyni na samoobsługowej stacji benzynowej.
Pozostałe trzy opowiadania też mają swoje niewątpliwe zalety. Kameralne „Marzenie Rotha” to intrygujący tekst o sile marzeń, które mogą stać się siłą napędową rozwoju całego świata – szczególnie kiedy rodzą się w głowie naprawdę niezwykłego, „udoskonalonego” człowieka. Szkopuł tkwi w tym, czy otoczenie dojrzało już do rodzącej się wizji… Tymczasem trzeba przyznać, że Małgorzacie Binkowskiej udało się tutaj stworzyć dość zaskakujący finał. W „Ordanie” największe wrażenie robi ciekawie nakreślony obraz zamieszkanego przez różne rasy istot rozumnych świata, którego siłą napędową jest tytułowa substancja. W opowiadaniu Magdaleny Czarneckiej nie ma zbyt wiele metafizyki, ale za to sporo emocji czytelnikom dostarcza obserwowanie burzliwych perypetii poszukiwacza ordanu. „Wyliczanka” przyciąga uwagę nie tylko śląskim kolorytem, ale także sposobem wykorzystania gier fabularnych jako istotnego elementu przedstawionych w opowiadaniu Agnieszki Zapart wydarzeń. W zasadzie jedynym mankamentem tej historii jest jej nieco zbyt przewidywalny finał.
Równy, całkiem wysoki poziom wszystkich wyłonionych w konkursie tekstów sprawia, że „Zabawa w Boga” to kolejna już po „
Światach równoległych” bardzo udana antologia twórców związanych ze Śląskim Klubem Fantastyki. W tej sytuacji można więc tylko z niecierpliwością czekać na zapowiadany już, przyszłoroczny zbiorek zatytułowany „Skafander i melonik”.