Recenzowanie „Extensy” w sposób nie psujący przyjemności czytania jest wyzwaniem.
Dwie połowy Dukaja
[Jacek Dukaj „Extensa” - recenzja]
Recenzowanie „Extensy” w sposób nie psujący przyjemności czytania jest wyzwaniem.
Wojciech Gołąbowski [90%], Eryk Remiezowicz [100%]
WG: Jest nowy Dukaj! Jest nowy Dukaj! Lecę w te pędy do księgarni, kupuję niedużą książkę, wtulam się w miękki fotel i znikam dla świata. Blurb coś wspomina o magii, internetowa zapowiedź o świecie po kataklizmie… nieważne, przywykłem nie zwracać na to większej uwagi. Okładka… o, okładka jest ładna. Z daleka, bo z bliska twarz mężczyzny ma jedno oko bardziej niż drugie. Ale obrazek jest autorstwa Tomasza Bagińskiego, a to oznacza, że jest duża szansa na jego zgodność z treścią.
ER: Jest nowy Dukaj! Jest nowy Dukaj! Lecę w te pędy na pocztę, odbieram niedużą książkę, wsiadam do autobusu i znikam dla świata. Obrazek z okładki rzeczywiście ma związek z treścią, więcej - jest znakomitym graficznym jej przedstawieniem.
WG: Na okładce zaś nalepka „Laureat nagrody Zajdla w roku 2002” - dobrze, że mała, bo nie niszczy okładki, źle, że mała, bo nie widać… Czemu nie zastosowano papierowego pierścienia z jaskrawym nadrukiem lub analogicznej, fragmentarycznej obwoluty?
ER: Niezbadane są ścieżki wydawców… Pozwolę sobie na sprawę spojrzeć pozytywnie - logo Esensji jest :)
WG: Biorę się do lektury. Czytam prolog, potem pierwszy rozdział… i co chwila zerkam na okładkę, żeby się upewnić co do osoby autora. To jest dzieło Dukaja? To napisał autor „Czarnych oceanów"? Przecież to czystej wody mainstream! Opowieść sześcioletniego chłopca spotykającego zmarłego niedawno dziadka. Niby podpada pod fantastykę, ale takiej odmiany fantastyki nie powstydziłby się żaden autor odżegnujący się od sf&f wszystkimi kończynami… bo przecież równie dobrze można to podciągnąć pod zwykłe dziecięce wyobrażenia, produkt bujnej wyobraźni kilkulatka.
ER: HALT! VETO! Po pierwsze: Dukaj jest mistrzem nastroju, wątpiącym polecam lekturę „Katedry”. O ile czysty rozbiór logiczny może dać wyniki podobne do wypowiedzi mojego przedmówcy, o tyle od pierwszych zdań „Extensa” ma w sobie aurę tajemniczości i niezwykłości, od początku szykuje czytelnika na kontakt z wielkim Nieznanym.
Po drugie: fantastyka to nie tylko wynalazki - extensy i inne zabawki przyszłości. Dalece bardziej istotne (i interesujące IMHO) jest to, co spotyka człowieka, który owym tworom przyszłej technologii musi podołać. Zawsze się zachwycaliśmy tym, jak to Jacek Dukaj znakomicie czyta i odwzorowuje ludzką psyche. Okazuje się, że potrafi połączyć głębokie uczucia z techniką, postawić człowieka wobec niezrozumiałej i porażającej swoim ogromem technologii, i potrafi to zderzenie literacko wygrać, jak, nie przymierzając, Strugaccy w "Pikniku na skali drogi”.
Po trzecie: „Czarne oceany” nie były dość wypełnione ludźmi, ich myślami, ich uczuciami. Nie starczyło czasu między jednym a drugim wynalazkiem. W "Extensie” autor nie popełnił tego błędu, stworzył powieść, literaturę, a nie zbiór pomysłów.
WG: Jednak dopiero od połowy książki, kiedy pojawia się sama extensa - dopiero od tego momentu jest to Dukaj, którego znam i lubię. Znaczy, Dukaja z pierwszej połowy „Extensy” także jestem w stanie polubić, ale to potem zaczyna się twarde science fiction, technologia ściśle powiązana z biologią, do tego astronomia i - jak zwykle - sporo psychologii, socjologii czy jak tam to się zwie…
ER: Właśnie! A czy potrafilibyśmy docenić starcie psychiki głównego bohatera z bodźcami i nowościami, które niesie extensa, gdyby nie pierwsza, wolniejsza, część?
WG: Wolę drugą część, kiedy sprawy toczą się szybko, z trudem nadążamy za akcją, gubiąc po drodze trudne wyrazy i wyrażenia… nieważne, znajdą się (i zdążą nas zachwycić) przy drugim, trzecim - n-tym czytaniu. Przy okazji - skąd liczni autorzy zapowiedzi i recenzji wzięli „świat po katastrofie"? Jeśli w szale czytania nie przeoczyłem któregoś zdania czy akapitu, nie ma o żadnej katastrofie mowy! W "Zielonej Krainie” widzę to, co i w „Czarnych oceanach” - ewolucję… bardziej czy mniej naturalną.
ER: Nasza ewolucja była katastrofą dla paru gatunków, dodo świadkami. Autor patrzy z perspektywy ludzi, którzy widzą na niebie kawałki strzaskanego Marsa, którym ziemia ucieka spod nóg, a życie utrudniają tajemnicze i nieznane klątwy. Na ewolucję jest już za późno - ludzie muszą pozostać sobą, albo stać się nowym, zupełnie odrębnym gatunkiem.
WG: Dopisałbym tu jeszcze akapit o analogiach do „Labiryntu złudzeń” Pierumowa, ale nie chcę psuć lektury tym, którzy dopiero ostrzą sobie zęby na niewielką (164 strony), wydaną przez - uznające z polskiej fantastyki bodaj jedynie Lema i Dukaja - Wydawnictwo Literackie, „Extensę”.
ER: Widzę raczej analogie z "Diasporą” i wspomnianym wcześniej „Piknikiem na skraju drogi”, ale furda podobieństwa. Radzę każdemu, kto ceni sobie dobre sf, aby zanurzył się w "Extensie”. Jest to chyba najznakomitsza do tej pory powieść Jacka Dukaja - idealna równowaga Ducha i Maszyny, tego, co w fantastyce onieśmiela technologiczną wizją i pociąga psychologiczną głębią.
• • •
Janusz A. Urbanowicz [100%]
Posteganowska rodzina przed przejściami
Podobnie jak to było w przypadku
poprzedniej książki Jacka, recenzowanie „Extensy” w sposób nie psujący przyjemności czytania jest wyzwaniem. Odgadywanie konstrukcji świata jest bowiem istotnym elementem przyjemności, jaką daje lektura tej książki.
Nie jest to książka typowa dla Dukaja, od „Czarnych Oceanów” jest dużo lżejsza, tak fabułą, jak i osobistą, pierwszoosobową narracją. Treściowo wpisuje się w część wątków zapoczatkowanych w ”
Aguerre w świcie”, a wcześniej w "Zanim noc”. Mamy tu więc rozważania o istocie człowieczeństwa w sytuacjach stresowych, o rodzinie i związkach międzyludzkich, o wierności.
Z drugiej strony mamy pierwszej klasy fantastykę, porównywalną z najlepszymi osiągnięciami Egana (widać zresztą pewne fascynacje „Diasporą”). Najogólniej mówiąc jest to skoncentrowana na niewiele ponad stu stronach farmerska saga rodzinna przepleciona historią badań kosmosu i wpływami ewolucji gatunku ludzkiego. A równocześnie to historia życia jednego człowieka, historia jego przypadkowego bohaterstwa i niezamierzonych podłości.
To pierwsza książka Jacka wydana w Wydawnictwie Literackim (jak powiedział na spotkaniu na Polconie - z SuperNOWĄ rozstali się z obustronną ulgą) i być może to współpraca z mainstreamowymi redaktorami wygładziła tak „Extensę” - bo zaryzykuję stwierdzenie, że jest to najlepsza literacko rzecz, jaką Jacek Dukaj opublikował. Powieść, której nie trzeba będzie pod korcem trzymać przed mainstreamową krytyką. Nie ma w niej rażących dla niektórych czytelników długich monologów, w czasie których bohaterowie wyjaśniają o co właściwie chodzi, mniej jest też charakterystycznych dla jego prozy wielokrotnych powtórzeń.
Jednocześnie powieść nie straciła cechy najważniejszej dla utworów Dukaja - zamykając książkę mamy wrażenie, że zobaczyliśmy tylko ułamek wymyślonego przez autora świata, małą zmarszczkę na morzu, na którym szalały kiedyś straszliwe sztormy. Czytelnik nie potrafiący tych śladów burz odczytać dostanie do ręki dość prostą, postkatastroficzną opowieść; czytelnik zaznajomiony chociaż pobieżnie z możliwymi trendami ewolucji ludzkości zrozumie, że katastrofy nie było (niestety, nie zrozumiał tego recenzent z "Nowej Fantastyki”). Czytelnik skłonny do odnajdywania alegorii znajdzie w książce opowieści o kuszeniu i służbie.
A dla czytelnika, który Dukaja przedtem nie czytał, jest to dobra książka „żeby zacząć”.