No, gdzie? Dupiate, niezbyt urodziwe, za to silne, płodne i zdrowe są kobiety w Grombelardzie. Jednak mimo, że akcja drugiego tomu „Tarczy Szerni” Feliksa W. Kresa toczy się także tam, nie będziemy mieli okazji do zweryfikowania powyższej opinii. Pozostaje wierzyć na słowo narratorowi, który zapewne niejedną Grombelardkę w życiu …widział.
Gdzie kobiety są dupiate
[Feliks W. Kres „Tarcza Szerni. Tom 2” - recenzja]
No, gdzie? Dupiate, niezbyt urodziwe, za to silne, płodne i zdrowe są kobiety w Grombelardzie. Jednak mimo, że akcja drugiego tomu „Tarczy Szerni” Feliksa W. Kresa toczy się także tam, nie będziemy mieli okazji do zweryfikowania powyższej opinii. Pozostaje wierzyć na słowo narratorowi, który zapewne niejedną Grombelardkę w życiu …widział.
Feliks W. Kres
‹Tarcza Szerni. Tom 2›
„Nie ma tutaj, w Szererze, ani jednej rzeczy, ani jednego zjawiska… Słyszysz, książę? Ani jednego! Nie ma zjawiska wysmrodzonego z tyłka Szerni, którego nie można by pokonać albo oswoić sposobami dostępnymi każdemu. To jest właśnie Prawo Równowagi, pierwsze ze wszystkich Praw Całości.”
Czyżby te właśnie słowa, wypowiedziane ongiś przez mędrca Tamenatha, miały się okazać kluczem do drugiego tomu „Tarczy Szerni”? Po szeroko zakrojonej w tomie pierwszym, dynamicznej akcji, miast spodziewanych fajerwerków (być może nawet końca Szereru, jaki znamy) otrzymujemy…
„Patataj, patataj… Dartan to wielki kraj.”
Okazuje się, że nie wszystko jest takie groźne, jak się zdawało, łącznie z Riolatą-Ridaretą, piracką księżniczką i uosobieniem odrzuconych Pasm Szerni. Prawie wszyscy bohaterowie „Tarczy…” wloką się więc po morzu i lądzie, obijają w siodle bądź zdzierają stopy na kamienistych ścieżkach kraju, by przekazywać sobie nawzajem wiadomości – zazwyczaj albo nieaktualne, albo błędne. Miejscami robi się nudnawo…
„Marynarze ze »Zgniłego trupa« wyszukali strumyczek i opanowali piękną polankę […] Rąbali drzewa, budowali szałasy […] W mgnieniu oka, wczesnym rankiem drugiego dnia, wykopano nawet specjalne doły, nad którymi każdy mógł przysiąść na drągu; było to konieczne, bo po lesie już nie dało się chodzić.”
…a miejscami sentymentalnie, bo przypominają się czasy „Fenixa” i prowadzonej na jego łamach „Hitalii”. Różnice są w sumie niewielkie. Tam byli rozbitkowie ery kosmicznej, tu – marynarze na przymusowym lądowym urlopie. I jedni i drudzy nie na swoim miejscu. Tyle, że na Hitalii nie mieliśmy pod ręką takiej ilości trunków, jaką z pokładu łodzi ostrożnie przetransportowano na brzeg.
„Pogwałcono szybciutko dziewczyny i ruszono dalej ku zdumieniu osłupiałych wieśniaków, którzy takiej łaskawej bandy nigdy w życiu nie widzieli na oczy – te, które schodziły czasem z gór, były dużo gorsze, bo gwałciły nawet chłopaków, dzieciaki i stare baby […] Patrzta ich, łapcie zabrali. Stare baby i chłopaki im śmierdzą. A żeby ich wszystkich choróbsko wydusiło; żeby ich matki przeklęły, a dzieci i wnuki pomarły z głodu w mękach.”
No cóż. Że jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził, wiemy wszyscy. Że Kres w swe treści wstawia celne spostrzeżenia społeczne, też. Że dla łatwiejszego ich przyswojenia podlewa całość sosem mniej lub bardziej wybrednego humoru, także. Na szczęście jednak nie musimy się z wszystkim zgadzać, wszystkiemu przytakiwać.
„Może istoty rozumne nie wiedzą, co je powołało do istnienia, więc wierzą, jak to pokazuje w swych modelach Gotah, w różne niesprawdzone rzeczy i w imię tej gołej wiary są gotowe mordować się nawzajem […] Ważna dla wyznawcy, niemniej goła wiara, zwana przez Gotaha »religią«, gdy nikt nikogo nie przekona żadnym dowodem, bo takich dowodów brak, pozostaje więc najwyżej siłą postawić na swoim… Czy to tylko zawieszony w próżni model, sporządzony przez chorującego na nadmiar wyobraźni filozofa? Bez wątpienia tak.”
Nie jedyny to raz, gdy bohaterowie prozy Kresa kpią z religii wszelakich. Niemiły to dla mnie zgrzyt, lecz osądzać nikogo nie zamierzam – tak krawiec kraje, jak mu materii staje, mówi stare przysłowie pszczół.
„W jakim zakątku świata mogło zostać KIMŚ silne bydlę, zbyt leniwe, by pracować; zbyt bezczelne, by służyć w wojsku; zbyt głupie, by bezkarnie kraść w mieście, po ulicach którego krążyły patrole żołnierzy albo zbrojnych pachołków?…”
Ale nie mówmy o bieżącej polityce, ni kandydatach na najwyższe urzędy w kraju. W zamian proponuję… wycieczkę krajoznawczą.
„[…] Po dziwacznie rozplanowanych schodach równie trudno było wejść, jak zejść – zbudowano niskie, a za to nadmiernie szerokie stopnie, zbyt wąskie, by uczynić dwa kroki, za szerokie na jeden krok, skutkiem czego tylko karzeł lub wielkolud mógł się po nich poruszać normalnie, wszyscy inni gramolili się, dreptali…”
Chcielibyście na własne oczy ujrzeć schody pałacu w Rollaynie? Ze dwadzieścia lat temu właśnie takie prowadziły do zamku w Otmuchowie. Ponieważ przetrwały wcześniej parę setek lat, myślę, że nadal tam są. Powstałe jako końskie schody, umożliwiające chromemu władcy wjazd na koniu na piętro, nie były zaplanowane dla wygody pieszych. Czyżby więc królowa nie znała przeszłości swego pałacu ni przeznaczenia poszczególnych komnat czy korytarzy…?
„Od zewnętrznej ściany… Należało zaczynać od zewnętrznej ściany, a następnie ścinać łuk schodów. Przemierzane na ukos stopnie pozwalały postawić dwa drobne, ale równe kroki na każdym.”
Ejże, chwileczkę! Rozumiem problematykę kroczenia po prostych schodach w Otmuchowie, gdzie w celu postawienia drobnych, równych kroków trzeba chodzić zygzakiem, a i tak jeszcze wkurza niskość każdego stopnia. Jednakże nijak nie umiem sobie wyobrazić schodów wybudowanych po łuku, które dawało by się przejść w sposób wyżej opisany. To jak przeciąć ostrym mieczem koło roweru – spróbujcie wskazać takie cięcie, by odległości między końcami resztek szprych były równe… Czyżby w Szererze obowiązywała matematyka nieeuklidesowa? Zresztą, jak na mój matematyczny gust, każde spiralne stają się schodami „końskimi” na swych zewnętrznych krańcach… W każdych też można znaleźć taki promień wytyczonego przez nie okręgu, by długości schodów w tymże miejscu odpowiadały długości kroku osoby wchodzącej czy schodzącej.
No, chyba że opisany łuk był w rzeczywistości krzywą łamaną, czyli literą L. Wtedy wszystkie grzechy odpuszczone.
„Rozstrzyganie, że to jest dobre, to złe, to jedynie słuszne, a tamto niesłuszne, należy pozostawić głupcom. […] Ty zaś zechciej usprawiedliwić mnie […] gdy na widok włamywacza, idąc za głosem serca i rozumu, roztrzaskam mu głowę kandelabrem.”
Niewiele było w tej recenzji samej recenzji. Zechciej mnie jednak, drogi Czytelniku, usprawiedliwić, idąc za głosem serca i rozumu. Cóż nowego i odkrywczego można napisać o kolejnej Księdze Całości? Wiadomo było, czego się spodziewać: odstępstwa od tego opisałem powyżej. Nie będę tu zachęcał do lektury nikogo, kto nie przeczytał przynajmniej poprzedniej księgi – drugi tom czegokolwiek zazwyczaj nie jest dobrym początkiem. Tym zaś, co Kresa czytają, moja recenzja psu na budę. Ot, by się zgodzić. Lub zaprzeczyć. Lub machnąć ręką…