„Diabeł i arcydzieło” to obszerny zbiór „tekstów rozproszonych” Lema, ale wybranych starannie, by były najbardziej reprezentatywne dla poglądów pisarza.
„W zeszłym roku nie miałem wakacji”
[Stanisław Lem „Diabeł i arcydzieło” - recenzja]
„Diabeł i arcydzieło” to obszerny zbiór „tekstów rozproszonych” Lema, ale wybranych starannie, by były najbardziej reprezentatywne dla poglądów pisarza.
Stanisław Lem
‹Diabeł i arcydzieło›
Zmarły w 2006 roku Stanisław Lem pozostawił po sobie bardzo bogaty dorobek literacki, nadal jest wysoko ceniony przez rzesze fanów na całym świecie, jak i krytyków. Nie ograniczał się on jednak wyłącznie do twórczości w ramach gatunku science fiction. Wypowiadał się jako futurolog oraz przede wszystkim filozof, u którego w centrum był zawsze człowiek w relacji ze Wszechświatem postrzeganej zawsze w kontekście biologicznych i technologicznych uwarunkowań (zwłaszcza ograniczeń), a także rozważań o możliwości ich przekraczania.
Wojciech Zemek, osobisty sekretarz Stanisława Lema dokonał wyboru esejów w taki sposób, aby przekazać czytelnikowi „w jednym tomie wykład myśli pisarza”, jak czytamy w posłowiu Jerzego Jarzębskiego, od lat także zresztą zajmującego się twórczością Lema. Znalazły się tu zatem teksty z każdego etapu twórczości autora „Dzienników gwiazdowych”, a nawet jeden wcześniej nigdzie niepublikowany („Historia jednego pomysłu” z maja 1978). Będzie to gratka dla czytelników nie tylko z racji premiery, ale także dlatego, że zawiera on rewelacyjną polemikę Stanisława Lema z Leszkiem Kołakowskim. Słynny filozof nie miał najlepszego zdania o książce „Summa technologiae” (wydanej w 1964 roku), czemu dał wyraz w recenzji w miesięczniku „Twórczość”. Innym tekstem zasługującym na uwagę jest „Przypadek i ład”, wcześniej publikowany w „The New Yorkerze” (w 1984 roku).
Zebrane w niniejszym tomie eseje zostały podzielone na cztery części – obszary tematyczne: „Kultura”, „Nauka”, „Futurologia” i „O sobie”. Pod tymi mało w sumie mówiącymi hasłami kryją się teksty o wybitnych walorach intelektualnych i imponująco rozległym horyzoncie myślowym. To nie wszystko: ze zdziwieniem można odkryć, ile treści zawartych w eseistyce Lema nadal jest aktualnych i „żywych”, jak bardzo są one pomocne w objaśnianiu nam jakże złożonej rzeczywistości drugiej dekady XXI wieku.
W części „Kultura” mamy okazję przypomnieć sobie (lub poznać) Lema jako czytelnika i interpretatora literatury. Widzimy, jak pojemnym dziełem jest „Doktor Faustus” Tomasza Manna, rozumiany przez Lema jako odpowiedź na pytanie „obracające się wokół straszliwego upadku narodu niemieckiego”. Zwróćmy uwagę na rok publikacji tego eseju, noszącego tytuł taki jak cała książka – to znamienny rok 1968. „Doktor Faustus” jest, jak napisałam, utworem pojemnym, a jego Lemowa interpretacja nadal aktualna, bo ostrzeżeń o nabrzmiewających falach zorganizowanej nienawiści i powracającym faszyzmie ostatnio wokół nie brakuje, by wspomnieć wydaną w 2018 roku książkę „Faszyzm” Madeleine Albright.
Lem komentuje także między innymi twórczość Jerzego Kosińskiego („Kariera falsyfikatu”), Philipa K. Dicka („Philip K. Dick, czyli fantomatyka mimo woli”), Jorge Borgesa („Unitas oppositorum”) czy Umberto Eco („Imię róży”). W tym ostatnim eseju trzeba poprawić datę jego powstania. Na pewno nie mógł być to rok 1968, ponieważ „Imię róży” pierwotnie ukazało się po włosku w 1980 roku. Na ten utwór warto zresztą zwrócić uwagę: kto wie, czy nie jest to jedna z ostatnich powieści łączących w sobie dwie – dziś już rzadko współwystępujące cechy, jak ujmuje to Lem: książek „o wysokiej notacji krytycznej, których masowy czytelnik unika” oraz książek „poczytnych, lecz błahych”.
Nie mniej atrakcyjne są eseje zawarte w części „Nauka”. Lem i dziś zmusza do myślenia: „Gdy człowiek wierzy, że wszystko już do końca wie i rozumie, i nie ma dlań żadnych tajemnic, często wtedy właśnie wkracza na drogę do zguby”. To niezapomniany (zapożyczony od filozofa George’a Berkeleya) Filonous z „Dialogów” – rok 1956. Albo esej „Otwarcie na świat”, który można odczytywać jako garść refleksji, czy aby nie docieramy obecnie do granic globalizacji? To tekst z 1970 – niedługo od jego publikacji minie pół wieku! Lem jako futurolog nadal jest inspirujący nie tylko dla kognitywistów czy filozofów nauki („Hodowla informacji”). Także dla przeciętnych użytkowników wirtualnej rzeczywistości – przekonajmy się, jak świetnie czyta się na przykład „Maszynę fantomatyczną”.
Zaglądając do części „O sobie” mamy okazję poznać Stanisława Lema jako – najprościej rzecz ujmując – osobę prywatną. Pisarz zdradza tutaj także kulisy i inspiracje do swojej twórczości. Ale są tu oprócz tego innego rodzaju prywatne szczegóły: „Urząd Pegaza” to esej bliski chyba każdej osobie parającej się pisaniem. Jak wieloma rzeczami trzeba się przy okazji zajmować: regularna korespondencja, korekty tego, co w druku, autoryzacja tego, co się powiedziało/napisało, odbieranie telefonów z prośbami o wywiady czy danie do druku „dwóch zdań”. Kiedy w tym gąszczu zająć się twórczym pisaniem? „Od dwóch lat nie byłem w kinie, od trzech w teatrze. W zeszłym roku nie miałem wakacji, bo miesiąc w Zakopanem, kiedy tam piszę, to przecież nie są żadne wczasy”, wyznaje autor. Pisarz to ma fajne życie? W czasie, gdy powstawał ten esej (rok 1973) Stanisław Lem miał jeszcze inne kłopoty: z wielu zagranicznych wyjazdów były nici, bo nie dało się uzyskać ważnego paszportu…
Zadziwia aktualnością tekst „Moje trzy życzenia” (z roku 1980). Pierwsze życzenie Lema jest dość skromne, jak sam to wyraża: „dotyczy ono powolnej likwidacji kłamstwa w życiu politycznym i społecznym”… Mechanizm kłamstw („fake newsów”, jak mówimy dzisiaj) obnażony został niemiłosiernie, a autorowi nie brakuje przy tym poczucia humoru, gdy proponuje, jakie kary miałby zostać nałożone kłamiącym.
W wielu miejscach tego tomu pobrzmiewa też rozczarowanie Lema, jeśli chodzi o kierunek rozwoju literatury science fiction. Że tak szlachetny, intelektualny gatunek literacki obniżył loty i wykorzystywany jest „do produkowania głupstw”, jak pisze. Ta „intelektualna zdrada”, którą postrzegał jako przejaw upadku kultury masowej, bolała go najbardziej. Można jednak dyskutować ze stawianą przez Lema tezą zawartą w „Historii jednego pomysłu”, że literatura SF „przechodzi myślowy regres”, jak wyraża, i zmienia się w parascience, gdzie miejsce jest dla baśni, mitów, magii, itp. To twierdzenie nie jest uprawnione – fantasy wyrasta na gruncie zawsze obecnych w kulturze człowieka pierwiastków magicznych czy „paranormalnych” i absolutnie nie jest w żadnym wypadku „zdegenerowaną SF”. To tylko jednak drobny szczegół, ale też i przypominający, jakim zagorzałym racjonalistą był Lem.
Mówiono o tym tak wiele razy, że w gruncie rzeczy to, co napiszę otrze się o banał: błędem byłoby zaliczyć twórczość Stanisława Lema wyłącznie do „szufladki SF”. Był to wybitny myśliciel i przede wszystkim humanista o szerokich horyzontach, co pozwalało mu wnikliwie analizować rzeczywistość i na jej temat się wypowiadać, nierzadko w tonie gorzkim i pesymistycznym. Pewne jest także jedno: mijające trzynaście lat od jego śmierci udowadnia, jak bardzo go brakuje jako intelektualisty, komentującego trendy przemian w naszej cywilizacji, rozwój nauki i zachodzące zjawiska w globalnym świecie. Tom „Diabeł i arcydzieło” tę lukę w pewien sposób wypełnia.
