„Sofia albo początek wszystkich historii”, powieść pisarza urodzonego w Syrii i tworzącego w języku niemieckim pokazuje nam smutny obraz współczesnej Syrii.
Syria w XXI wieku
[Rafik Schami „Sofia” - recenzja]
„Sofia albo początek wszystkich historii”, powieść pisarza urodzonego w Syrii i tworzącego w języku niemieckim pokazuje nam smutny obraz współczesnej Syrii.
Pochodzący z Damaszku Rafik Schami (prawdziwe nazwisko: Suheil Fadél) w latach 70. XX wieku wyemigrował z Syrii, by uniknąć powołania do służby wojskowej. Osiedlił się w Niemczech, gdzie rozpoczął studia i po kilku latach zajął się twórczością literacką w języku niemieckim. Ma na swoim koncie wiele nagród literackich, jest u naszych zachodnich sąsiadów pisarzem uznanym i bardzo popularnym. Trzy lata temu ukazała się u nas wspaniała „
Ciemna strona miłości”, której akcja rozgrywa się w targanej konfliktami Syrii w latach 1870-1970.
Tym razem autor portretuje swój ojczysty kraj współcześnie, a ściślej – w okresie na krótko przed wybuchem wojny domowej w Syrii w 2011 roku. Gdy powstała „Sofia…” (wydana w oryginale w 2015 roku), oczy niemal całego świata były zwrócone na ten kraj. Przede wszystkim za sprawą licznych uchodźców, uciekających do Europy przed beznadziejną sytuacją w ich państwie. Niestety, nawet teraz, a od tamtego czasu minęło kilka lat, nadal nie widać końca krwawego konfliktu w Syrii.
Salman, główny bohater „Sofii…” jest syryjskim imigrantem, który od czterdziestu lat mieszka w Europie. Najpierw w Niemczech, później we Włoszech, dokąd przeprowadził się ze względu na drugą żonę. W pierwszym małżeństwie nie brakowało kłopotów, ale teraz wydaje się, że nadeszła upragniona stabilizacja: Salman żyje spokojnie, pracuje jako biznesmen i utrzymuje rodzinę. Coraz częściej dochodzi jednak u niego do głosu tęsknota za ojczystym krajem, za tym, by ponownie zobaczyć rodziców i krewnych.
Powrót do Syrii jednak nie jest taki łatwy, ponieważ Salman jest byłym partyzantem podziemia, działającego w latach 70. XX wieku po dojściu do władzy Hafiza al-Asada (dla zainteresowanych – to ojciec obecnego prezydenta kraju, Baszszara). Kto wie, co można znaleźć w tajnych archiwach obecnego reżimu… Salman, owszem, do Syrii mógłby wjechać, ale istnieje ryzyko, że zostanie aresztowany i nawet europejski paszport nie uchroni go, rodowitego Syryjczyka, od bezwzględnych „macek” reżimu. Bycie opozycjonistą nie przedawnia się.
Nie chciałabym zdradzać tu zbyt wiele, powiem tylko, że Salman do Syrii rzeczywiście wyjeżdża i ogląda swój kraj z perspektywy czterdziestu lat spędzonych w Europie. Wraca wspomnieniami do świata, którego w rzeczywistości już nie ma, wspomina swoją młodość, spotyka się z dawnymi przyjaciółmi i członkami rodziny. Przechadzki po rodzinnym Damaszku budzą wiele wzruszeń. Czy miasto przyjmie go jak swojego? To uczucie znane jest wszystkim, którzy opuścili dawno temu swój kraj i zakorzenili się gdzieś indziej: są oni jednocześnie swoi i obcy, dlatego ich powroty nie należą do łatwych.
Salman szybko dostrzega, że Syria XXI wieku to kraj policyjny i skrajnie autorytarny, w którym lepiej za dużo nie widzieć, nie słyszeć i nie mówić. System wywiadowczy tajnej policji (opierający się również na funkcjonujących w sąsiedztwie szpiclach) rozwinięty jest do perfekcji i niech tylko ktoś by doniósł na drugiego, że tamten jest „przeciw”. Na skutki nie trzeba czekać zbyt długo. Cena jest wysoka: życie za udział w „spisku” można stracić bardzo łatwo.
Jednak, paradoksalnie, ludzie walczą o swoją wewnętrzną wolność i o to, by nie dać się całkowicie stłamsić okrutnemu reżimowi. Pięknym przykładem są w powieści Aida i Karim: para zwariowanych kochanków. Oboje są po siedemdziesiątce, ale uczucie, które ich łączy jest mocne, prawdziwe i nie brak tu namiętności. Na miłość dwojga ludzi „w srebrnym wieku” nie zawsze patrzy się przychylnie, a co dopiero w społeczności, która zwraca uwagę na wyznanie. (Aida i Karim należą do dwóch różnych kultur). Plotki wścibskich sąsiadów i zazdrosnych sąsiadek nie mają końca. Rafik Schami świetnie przełamuje tabu, pokazując uczucie starszych kochanków w konwencji trochę zwariowanego komediodramatu (już pierwsza scena w powieści jest mocno „odjechana”). Jednocześnie nie pozbawia tego wątku powagi, tkliwości i lirycznej nuty.
Niestety, powieść ma trochę mankamentów. Trudno się w niej na początku zorientować, bo jesteśmy bombardowani mnogością wydarzeń, postaci, wątków – poszatkowanych, z licznymi retrospekcjami. Łatwo się tu zagubić, w dodatku narracji brak finezji, która była tak mocną stroną „Ciemnej strony miłości”, a to nie zachęca do dalszej lektury. Co będzie ważne? Na co zwracać uwagę? Co właściwie łączy postać Karima i Salmana? O tym się oczywiście dowiemy, ale dopiero około połowy książki, a zanim do tego miejsca dotrzemy, dominujące staje się wrażenie, że całość nie ma najlepszej kompozycji.
Są też drobiazgi niedopracowane od strony fabuły. Aida i Karim wyczerpująco wyjaśniają gościowi, że wśród sąsiadów mieszkających przy tej samej ulicy nie brak szpicli, którzy z radością doniosą na policję na przykład o podejrzanych gościach przybywających do kogoś w odwiedziny. A dosłownie za parę stron czytamy, jak Aida biegnie do sklepu, by kupić specjały „dla znamienitego gościa z zagranicy”, o czym z entuzjazmem informuje sklepikarza. Nie ma przecież szans, by coś takiego nie rozniosło się po okolicy…
Z początku portrety głównych bohaterów są raczej powierzchowne i skoncentrowane bardziej na faktach z ich życia niż pogłębionym, zindywidualizowanym obrazie ich psychiki. Stopniowo jednak na szczęście poziom literacki się poprawia. Bardzo dobre są za to w „Sofii…” portrety drugoplanowych bohaterów, relacje między nimi, sceny rodzinne – znów kreślone ze szczyptą komediodramatu. Kobiety są w „Sofii…” silne, rezolutne i wcale nie tak zdominowane przez patriarchat, jak można byłoby przypuszczać. Można wiele się dowiedzieć o obyczajowości mieszkańców Syrii, z trudem układających sobie normalne życie w autorytarnym reżimie. Aż pewnego dnia do Syrii docierają wieści o wybuchu Arabskiej Wiosny. Możemy tylko wyobrazić sobie tragiczne wydarzenia, które będą tam miały miejsce później… Akcja powieści kończy się w styczniu 2011 roku, natomiast początek wojny domowej w Syrii miał miejsce w marcu tego roku.
„Sofia albo początek wszystkich historii” przekonuje nas, że Rafik Schami to pisarz jak najbardziej wart uwagi. Stworzył tym razem panoramiczną powieść obyczajową z wątkami natury politycznej. Krzyżują się w jego książce mądrości i motywy literackie zaczerpnięte z różnych kultur. Nie brak tu gorzkich refleksji o kraju, w którym dawno temu umarła demokracja. Rafik Schami patrzy na Syrię z unikalnego punktu widzenia: jako ktoś, kto tam się urodził, a jednocześnie z dystansu, jako ktoś obcy. Autor często konfrontuje realia syryjskie z tym, co europejskie. Ma ogromną sympatię wobec Syryjczyków, co daje się dostrzec w portretach powieściowych bohaterów. I jeszcze na koniec: historia Aidy i Karima budzi optymizm i może być znakiem, że na prawdziwą miłość nigdy, ale to nigdy nie jest za późno.