„Fenixa” to wydanie specjalne magazynu „Fenix Antologia”. Chwilowa zmiana tytułu podkreśla prawie wyłącznie kobiecy skład tymczasowej ekipy redakcyjnej – jedynym wyjątkiem, dla zachowania parytetu, jest Marek Oramus z jego stałą rubryką. Prace przebiegały entuzjastycznie i to się czuje: jest to kawał dobrej literackiej roboty.
Niewrogie przejęcie
[„Fenix Antologia 5/2019” - recenzja]
„Fenixa” to wydanie specjalne magazynu „Fenix Antologia”. Chwilowa zmiana tytułu podkreśla prawie wyłącznie kobiecy skład tymczasowej ekipy redakcyjnej – jedynym wyjątkiem, dla zachowania parytetu, jest Marek Oramus z jego stałą rubryką. Prace przebiegały entuzjastycznie i to się czuje: jest to kawał dobrej literackiej roboty.
Redaktorką naczelną „Fenixy” została – na ten jeden numer – Aleksandra Janusz, a jej opowiadanie „Mrówki w Złotych Tarasach” z mojego punktu widzenia rozbiło bank. Jest w tym głęboka niesprawiedliwość w stosunku do pozostałych tekstów, które można w tym wydaniu magazynu przeczytać, bo są one naprawdę ciekawe i jeżeli nie wszystkie, to co najmniej część z nich, zapadnie mi w pamięć. Jednak dla mnie „Fenixa” będzie przede wszystkim miejscem, gdzie swoją premierę miały „Mrówki”.
W czym rzecz? Zasadniczo w klimatycznej postapokalipsie, w warstwie fabuły: dzień jak co dzień wiedźminki polującej na zbuntowane automaty bojowe. W Warszawie. Jak można wywnioskować z tytułu – w Złorasach, które po tym opowiadaniu już nigdy nie będą dla mnie takie same. Sama historia jest dziarska i energiczna, z masą błyskotliwych podsumowań.
Gorzej, że obraz, jaki wyłania się z tych inteligentnych smaczków, mrozi krew w żyłach. To spojrzenie z zewnątrz na naszą, dla bohaterów już historyczną, cywilizację nadmiaru. To, co przeraża, to nie jakieś drastyczności samego opowiadania. Nie, tekst pozostaje przygodowy. Nieprzyjemnym dreszczem powraca w wielokrotnym wspomnieniu po lekturze sama myśl, jak absurdalny jest nasz obecny stan, tu na bogatej północy. Jak kompletnie nie przystaje do żadnego innego etapu w historii ludzi i jak bardzo jesteśmy zależni od dóbr oraz infrastruktury, której tak niedawno nie było, a niewiele brakuje, by już niedługo nie było jej znowu. Po lekturze „Mrówek” idzie się po mieście i nagle widzi to wszystko: i absurd nadmiaru, i kruchość dobrobytu.
„Mrówki w Złotych Tarasach” to świetne opowiadanie, literacko i koncepcyjnie, którego wartość opiera się przede wszystkim na złożonym światotworzeniu, ukrytym dyskretnie pod świętą zasadą literacką „show, don’t tell” i wymagającym współpracy czytelnika przy dekodowaniu niektórych sensów.
W „Fenixie” mamy ponadto pięć innych opowiadań polskich i dwa zagraniczne.
„Nieprzezroczyści” Marty Magdaleny Lasik to historia oparta na interesującym eksperymencie myślowym: świat, w którym ludzie posiedli naukową pewność, że za grzechy płaci się cierpieniem w momencie śmierci. Budują więc skomplikowany system społeczny oparty na pozornym umywaniu rąk od odpowiedzialności, przerzucaniu jej – głównie na ludzi pozostających niżej w hierarchii. Co oczywiście stanowi całkowitą ułudę, bo odpowiedzialność jest przecież ściśle powiązana z władzą.
„A kiedy przyjdzie do ciebie Pan” Katarzyny Rogińskiej to z pozoru fantasy – tylko, że niekoniecznie. Główny zamysł przywiódł mi na myśl opowiadanie Jakuba Nowaka „Amnezjak”, choć sama historia i sposób jej opisania jest w zupełnie innej tonacji: klasycznej fantasy o dziewczynie z nadmorskiej wioski; dziewczynie, którą nawiedził bóg.
„Schronisko” Agnieszki Hałas to krótki tekst z delikatnym mistycznym cieniem. „Papierowe wyspy” Ewy Białołęckiej – humoreska o superbohaterach.
„Dziesięciu ludzi, dziesięć kolorów” Magdaleny Kucenty ma niezły pomysł na bliską przyszłość, z technologicznym manipulowaniem ludzkim umysłem i emocjami, zrealizowany jednak w zbyt poetycki sposób. Plus za chiński system reputacyjny punktujący styl życia obywateli. Powiało niepokojąco światem rzeczywistym.
Oba opowiadania zagraniczne, choć zupełnie odmienne, łączy pewien rodzaj ciepła. „Cisza pod podłogą” Darii Zarubiny jest kameralnie obyczajowa, wydarzenia toczą się wokół rodzinnego konfliktu o podział domu z ogrodem. Gdy dorośli z nieadekwatną furią kłócą się o to, kto rok temu wyzbierał truskawki, cierpią dzieci – i domowik.
„Srebrna Dama i facet po czterdziestce” została napisana przez Megan Lindholm (Robin Hobb) na czterdzieste urodziny męża i była nominowana do Nebuli w 1989 roku. Rozwija typowy motyw pisania, braku pieniędzy, braku weny, zbuntowanej muzy i wynikających stąd dziwnych przypadków, lecz w zaskakująco wdzięczny sposób.
Dział publicystyczny broni się równie mocno jak proza. Najbardziej przypadły mi do gustu teksty Aleksandry Klęczar tym, że w Rzymie wszystko było pełne bogów, oraz – ponownie – Marty Magdaleny Lasik o post-atomowych placach zabaw czyli realnym kontekście stalkerskich opowieści. Ponadto można przeczytać u Anny Łagan o Octavii Butler, u Zuzanny Śliwy o damach Camelotu i w stałej rubryce Marka Oramusa o cyklu „Teatr węży” Agnieszki Hałas. Jest też felieton Pauliny Braiter, lecz wyznam ze wstydem, że choć jest potoczyście napisany, to sens jego tak jakby mi umyka.
Dla podsumowania dodam, że w tej niespodziewanej pracy zbiorowej działały też tłumaczki, redaktorki, korektorki, ilustratorki, a przepiękną ilustrację okładkową wykonała Milena Młynarska, wcześniej autorka między innymi równie udanych okładek do cyklu „Kroniki rozdartego świata” Aleksandry Janusz.
Stąd też mój tytuł o – zdecydowanie – niewrogim przejęciu „Fenixa/y” przez energiczny tymczasowy zespół. Początkowo chciałam umieścić w tytule swoje ukochane „Mrówki w Złotych Tarasach”, jednak byłoby to krzywdzące dla pozostałych opowiadań. Tak więc tylko pozwalam sobie przywołać je ponownie na zakończenie, z jakże dyskretną sugestią, że za rok też będziemy mieli nominacje Zajdlowe.

Opowiadania ok,ale ten felieton Oramusa to jakaś pomyłka....