Stosunkowo późno twórczość Volkera Kutschera dotarła do Polski. A całkiem możliwe, że czekalibyśmy na pierwsze z nim spotkanie dłużej, gdyby nie popularność serialu kryminalnego „Babylon Berlin”, którego pierwsze dwa sezony oparte były właśnie na powieściach niemieckiego autora. Dzięki nim możemy dzisiaj wziąć do ręki „Śliską sprawę”, a niebawem – jeszcze w tym roku – również „Cichą śmierć”.
Pornobiznes i narkotyki, komunizm i nazizm
[Volker Kutscher „Śliska sprawa” - recenzja]
Stosunkowo późno twórczość Volkera Kutschera dotarła do Polski. A całkiem możliwe, że czekalibyśmy na pierwsze z nim spotkanie dłużej, gdyby nie popularność serialu kryminalnego „Babylon Berlin”, którego pierwsze dwa sezony oparte były właśnie na powieściach niemieckiego autora. Dzięki nim możemy dzisiaj wziąć do ręki „Śliską sprawę”, a niebawem – jeszcze w tym roku – również „Cichą śmierć”.
Volker Kutscher
‹Śliska sprawa›
Popularność serialu „Babylon Berlin”, którego współreżyserem był Tom Tykwer (twórca między innymi „Biegnij, Lola, biegnij” i „Pachnidła”), sprawiła, że polscy wydawcy zwrócili wreszcie uwagę na Volkera Kutschera – autora jego literackiego pierwowzoru. W efekcie WAB postanowił spolszczyć cykl jego powieści, których główną postacią jest komisarz Gereon Rath. Czy całą serię, to się okaże. Wszak liczy ona w tej chwili siedem książek (plus jedna, w której główny bohater jeszcze się nie pojawia), a my możemy cieszyć się dopiero pierwszą z nich – „Śliską sprawą” (druga, „Cicha śmierć”, znajduje się w zapowiedziach jeszcze na ten rok).
Kutscher urodził się w 1962 roku w niewielkiej miejscowości Lindlar w Nadrenii Północnej-Westfalii. W położonych nieopodal jego rodzinnego miasta Wuppertalu i Kolonii studiował filologię germańską, filozofię i nauki historyczne, a następnie pracował jako dziennikarz. Nie w żadnym prestiżowym dzienniku czy tygodniku, ale w prasie lokalnej w prowincjonalnym Wipperfürth. I pewnie nigdy nie usłyszelibyśmy o nim, gdyby w połowie lat 90. ubiegłego wieku nie zdecydował się na pisanie powieści kryminalnych. Pierwsze książki przeszły bez echa. Dopiero wydana w 2008 roku „Śliska sprawa” przykuła uwagę czytelników, a później również filmowców. Jak się okazało, wymyślając postać komisarza Ratha – Kutscher trafił w dziesiątkę.
Przyczyną sukcesu była jednak nie tylko kreacja postaci, ale nade wszystko moment dziejowy, w jakim umieścił ją autor, czyli u schyłku Republiki Weimarskiej, gdy wielkimi krokami wkraczają na arenę dziejową naziści. Gereon Rath to gliniarz po przejściach. Początkowo służył w Kolonii, gdzie policjantem przez długie lata był również jego ojciec. Niestety, nieszczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że młody funkcjonariusz został oskarżony o zabicie syna prominentnego przemysłowca i musiał usunąć się w cień. Dzięki koneksjom tatusia, a zwłaszcza jego znajomości z prezydentem berlińskiej policji Karlem Zörgiebelem, lądowanie miał miękkie, został bowiem przeniesiony do stołecznej obyczajówki, gdzie od razu trafił pod skrzydła doświadczonego nadkomisarza Brunona Woltera, weterana wojennego, nie bez powodu zwanego przez współpracowników Wujkiem.
Tyle dowiadujemy się, jeszcze zanim Kutscher zawiązuje właściwą akcję. Głównego bohatera poznajemy więc w szczególnym momencie. Chwilę wcześniej, a jest właśnie końcówka kwietnia 1929 roku (data jak najbardziej znacząca!), Gereon przybywa do stolicy Republiki Weimarskiej, wynajmuje pokój u wdowy Elisabeth Behnke i rozpoczyna nową służbę. W porównaniu z tym, czym zajmował się w Kolonii, jest to dla niego degradacja. W Nadrenii łapał morderców, w Berlinie przychodzi mu polować na prostytutki w nocnych lokalach i aktorów grających w zakazanych przez prawo filmach pornograficznych. Co gorsza, w pierwszych dniach maja zostaje oddelegowany wraz z kolegami do tłumienia zamieszek wywołanych przez protestujących przeciwko socjaldemokratycznym władzom komunistów (wydarzenia te przeszły do historii jako „
Krwawy maj”) i jest świadkiem rażących nadużyć ze strony policji.
Nic zatem dziwnego, że zadaje sobie – retoryczne z jego punktu widzenia – pytanie, czy to naprawdę jest to, co chciałby robić aż do emerytury. Marzy o powrocie do wydziału zabójstw. Ale tam karty rozdaje wyjątkowo antypatyczny nadkomisarz Wilhelm Böhm, któremu zresztą Rath dość szybko naciska na odcisk. Nie rezygnuje jednak ze swoich planów, tym bardziej że niebawem niechcący staje się uczestnikiem tajemniczych zdarzeń związanych z osobą emigranta ze Związku Radzieckiego, który wcześniej wynajmował to samo mieszkanie. Starając się rozwikłać zagadkę, dociera do trupa w jednym z berlińskich kanałów. Dzięki przypadkowemu zbiegowi okoliczności Gereon wie więcej niż Böhm i funkcjonariusze z wydziału zabójstw, ale wcale nie ma zamiaru dzielić się z nimi swoją wiedzą. Wychodzi z założenia, że jeżeli sam dotrze do mordercy (względnie morderców), a potem poda go (względnie ich) prezydentowi policji na talerzu – zasłuży na przeniesienie i awans na takie samo stanowisko, jakie piastował w Kolonii.
Oczywiście Volker Kutscher dba o to, aby droga do poznania prawdy była długa i wyboista. Co rusz komplikuje los Ratha i zsyła na niego kolejne nieszczęścia. Gereon jednak się nie poddaje i konsekwentnie zmierza do celu, chociaż wiąże się to z odkrywaniem coraz to bardziej dramatycznych okoliczności zbrodni. Do tego dochodzą jeszcze dwa niezwykle istotne wątki polityczne, które zazębiają się z podstawowym kośćcem fabuły. Pierwszy dotyczy rosyjskiej diaspory w Republice Weimarskiej (inwigilowanej przez sowieckie służby specjalne), drugi natomiast związany jest z rosnącymi w siłę organizacjami i bojówkami nacjonalistycznymi (w tym nazistowskimi). A i to wcale nie wszystkie atrakcje, jakie przygotował dla czytelników autor „Śliskiej sprawy”. Ważnym elementem wydarzeń pozostaje bowiem berliński półświatek, w którym strefy wpływów podzielone są pomiędzy tak zwane Ringvereiny, powstałe jeszcze w końcu XIX wieku związki o charakterze mafijnym. Prowadząc swoje prywatne dochodzenie, Rath staje na drodze szefowi jednego z nich.
Kutscher, mający dzięki studiom solidną podbudowę historyczną, bardzo plastycznie przedstawił stolicę Republiki Weimarskiej na przełomie lat 20. i 30. ubiegłego wieku. Doskonale znaną chociażby z kart powieści „Berlin Alexanderplatz” (1929) Alfreda Döblina czy „Pożegnanie z Berlinem” (1939) Christophera Isherwooda. Obie doczekały się zresztą doskonałych adaptacji filmowych autorstwa – odpowiednio – Rainera Marii Fassbindera (1980) i Boba Fosse’a (1972). Dlaczego o nich wspominam? Bo „Śliska sprawa” napisana została w taki sposób, że jest niemal gotowym scenariuszem. Aż dziw, że dziesięć lat zajęło producentom stworzenie na jej podstawie bestsellerowego serialu. Lepiej jednak późno, niż wcale. Kutscher z wielkim znawstwem prowadzi czytelnika przez zakazane zaułki, do nocnych lokali, gdzie kwitnie pornobiznes i handel narkotykami, do miejsc, w których rodzi się nazizm, i do ludzi, którzy go „karmią” w myśl polityki spod znaku „wstawania z kolan” i zemsty na tych, którzy pozwolili w Compiègne, a potem w Wersalu wbić Cesarstwu Niemieckiemu nóż w plecy.
Główny bohater książki próbuje odnaleźć się w zupełnie nowej dla siebie sytuacji. Raz, że dopiero poznaje Berlin. Dwa, że podejmując pracę w nowym miejscu, nie wie, komu tak naprawdę może zaufać. Nawiązuje romans z młodą stenotypistką z wydziału zabójstw, naraża się swoim kolegom z policji, chcąc się wykazać, sam lawiruje na granicy prawa i bezprawia. Wreszcie zdobywa informację, która wywraca do góry nogami cały jego system wartości. Trzeba przyznać, że Kutscher, choć miejscami niepotrzebnie rozwlókł książkę (w polskim wydaniu do prawie sześciuset stron), zdołał mimo wszystko utrzymać odpowiednie napięcie aż do finału. Na tyle zresztą interesującego, że ci, którzy przeczytają „Śliską sprawę”, zapewne z dużą niecierpliwością będą czekać na „Cichą śmierć”. Oby nie za długo!