„O zmierzchu” opisuje uczuciowe perypetie, z których nie umie się wywikłać szwedzka historyczka sztuki. „Piękna młoda żona” – trudności w niedobranym wiekowo małżeństwie holenderskiego profesora wirusologii. Karolinę Andersson i Edwarda Landauera oprócz pozycji w światku akademickim łączy jedna cecha – egoizm, niezdolność do wyjścia poza własne „ja chcę” i „bo mi się należy”.
Życie seksualne profesorów
[Therese Bohman „O zmierzchu”, Tommy Wieringa „Piękna młoda żona” - recenzja]
„O zmierzchu” opisuje uczuciowe perypetie, z których nie umie się wywikłać szwedzka historyczka sztuki. „Piękna młoda żona” – trudności w niedobranym wiekowo małżeństwie holenderskiego profesora wirusologii. Karolinę Andersson i Edwarda Landauera oprócz pozycji w światku akademickim łączy jedna cecha – egoizm, niezdolność do wyjścia poza własne „ja chcę” i „bo mi się należy”.
Therese Bohman
‹O zmierzchu›
Karolina Andersson jest profesorem historii sztuki w Sztokholmie. Liczy sobie nieco ponad czterdzieści lat i po rozstaniu z wieloletnim partnerem mieszka samotnie w małym mieszkanku. Pije trochę za dużo wina i nawiązuje przelotne relacje seksualne z różnymi mężczyznami, wciąż łudząc się nadzieją, że zbuduje z którymś oparty na miłości trwały związek. Jeśli tytuł powieści miał się odnosić do etapu życia, na którym znajduje się główna bohaterka, wydaje mi się nietrafiony. Egzystencja Karoliny – nie tylko podczas sezonu ogórkowego w Sztokholmie, kiedy toczy się akcja – kojarzy się zdecydowanie z sennym letnim popołudniem. Lepki upał, lenistwo i marazm.
Przyciągające wzrok ładną, intrygującą okładką „O zmierzchu” zostało opisane w materiałach wydawcy jako powieść o marzeniach i pragnieniach dojrzałych, spełnionych zawodowo kobiet. Nie wiem, w jakim stopniu życie i aspiracje Karoliny odzwierciedlają szersze zjawisko pokoleniowe. Mam wrażenie, że ta powieść to portret jednej specyficznej osoby. Neurotycznej, płytkiej, niespecjalnie dojrzałej emocjonalnie. Wydaje się mało zaangażowana w wymagającą profesję, jaką jest praca naukowa. Jestem ciekawa, czy sztokholmskie środowisko historyków sztuki faktycznie reprezentuje tak niski poziom, czy bohaterka jest niechlubnym wyjątkiem.
Fabuła rozwija się dość leniwie, ale lekki styl Bohman sprawia, że powieść nie nuży. Przez trzy czwarte książki byłam przekonana, że moje wrażenia z lektury będzie można podsumować dwoma zdaniami: „w Sztokholmie latem jest gorąco” i „Karolina potrzebuje terapii”. Jednakże w końcówce nastąpił zwrot akcji, który podwyższył moją ocenę całości o jedną gwiazdkę. Wątek Antona wydaje mi się trochę naciągany (spojler: skoro kilkunastominutowy research w Wikipedii wystarczył, żeby wykryć oszustwo, plan doktoranta był naprawdę wyjątkowo głupi, tym bardziej że pracę naukową można zdyskredytować w dowolnym momencie, również po latach! A wystarczyło skrupulatniej pokombinować z datami…) Poza tym w powieści zabrakło mi jednej rzeczy – informacji o kluczowych doświadczeniach, które ukształtowały Karolinę. Nie dowiadujemy się na przykład, jak wyglądało małżeństwo jej rodziców. Krótkie retrospekcje na temat młodości Karoliny nie wyjaśniają, co sprawiło, że bohaterka w sferze relacji międzyludzkich przypomina dziecko próbujące dotykać cukierków przez szybę albo kogoś, kto ogląda film w nieznanym języku bez napisów.
O ile fabuła „O zmierzchu” zamyka się w ramach jednego sezonu letniego, mikropowieść „Piękna młoda żona” jako studium małżeństwa obejmuje kilka lat i koncepcyjnie jest z pozoru całkiem inna niż powieść Bohman. Ale czy faktycznie nie widać pomiędzy nimi podobieństw?
Tommy Wieringa
‹Piękna młoda żona›
Edward Landauer, znany wirusolog, jeden z pionierów badań nad AIDS, jako mężczyzna w sile wieku związał się z młodszą o piętnaście lat Ruth. Początkowo są ze sobą szczęśliwi. Jednakże z biegiem czasu Edward osuwa się coraz głębiej w bolesny kryzys wieku średniego. Niechętnie zgadza się na dziecko, którego pragnie Ruth, ale po narodzinach synka ich związek zaczyna się rozpadać.
Tommy Wieringa opowiada historię Edwarda i Ruth w sposób zwięzły, przeskakując od jednego kluczowego epizodu do drugiego. Jako studium małżeństwa „Piękna młoda żona” nie zaskakuje – od początku można przewidzieć, gdzie pojawią się rysy i pęknięcia – ale uderzyło mnie w tej historii, jak dalece Ruth pozostaje enigmą. Do samego końca widzimy ją oczami męża, przez pryzmat jego oczekiwań, lęków i frustracji. Wiemy tylko, że jest piękna, jest wegetarianką i potrafi stanowczo bronić swoich przekonań oraz że zależy jej na tym, by doświadczyć macierzyństwa. Odniosłam wrażenie, że głównym problemem w jej małżeństwie z Edwardem wcale nie jest różnica wieku, a to, że kompletnie nie potrafią ze sobą rozmawiać. Uderzyło mnie też, że Edward w swym samolubstwie, niezrozumieniu i zagubieniu wśród bliźnich wydaje się lustrzanym odbiciem równie egoistycznej i zagubionej, niezdolnej do nawiązania głębszych więzi Karoliny Andersson. Intrygujący jest styl Wieringi – lakoniczny, ale pozwalający czytelnikowi łatwo wniknąć w myśli bohatera. Trafiają się zdania perełki („Morris został umyty i zważony, a gdy wiele godzin później wracali do domu z dzieckiem w nosidełku, czuli się przestraszeni i niepokonani, jak para nastolatków w skradzionym samochodzie”). Ciekawy wydał mi się wątek nieodpowiedzialnego szwagra Edwarda, szkoda, że nie został pogłębiony.
Książki Bohman i Wieringi sprowokowały mnie też do refleksji (z przymrużeniem oka, rzecz jasna) o literaturze obyczajowej, która ponoć ma tę przewagę nad fantastyką, że jest realistyczna i pokazuje prawdziwe życie. Choć zarówno Karolina, jak i Edward zajmują wysokie stanowiska na uczelni, nie było mi dane ich zobaczyć, jak piszą publikacje, organizują konferencje, biorą udział w posiedzeniach rady wydziału albo martwią się, skąd zdobyć finansowanie na badania. Zamiast tego mogłam przeczytać, jak pani profesor sypia z przygodnymi znajomymi, pije wino i czasami onanizuje się w biurze, a pan profesor uprawia ze swoją asystentką seks w publicznej toalecie… Oczywiście każdy może mieć problematyczne życie seksualne, bo czemu nie, a bohaterowie literaccy mają prawo reprezentować fatalny poziom etyki zawodowej. Zaskoczyło mnie tylko, że w obu książkach bohaterom ze środowiska akademickiego równie dobrze można by zabrać tytuły profesorskie i wykreślić wszystkie powiązania z uczelnią. Mogliby być, dajmy na to, menedżerami w korpo i fabuła po drobnych modyfikacjach potoczyłaby się tak samo.