Czy po sześćdziesięciu dwóch (!) latach od wydania „Do przerwy 0:1” może być jeszcze atrakcyjną lekturą? Jak najbardziej tak!
Przeczytaj to jeszcze raz: „Legalnie” nadal brzmi świetnie!
[Adam Bahdaj „Do przerwy 0:1” - recenzja]
Czy po sześćdziesięciu dwóch (!) latach od wydania „Do przerwy 0:1” może być jeszcze atrakcyjną lekturą? Jak najbardziej tak!
Adam Bahdaj
‹Do przerwy 0:1›
Ile to już pokoleń wychowało się na tej powieści Adama Bahdaja? Książka została też zekranizowana, na jej podstawie powstał serial pod tym samym tytułem oraz film pełnometrażowy „Paragon gola”. To nie jedyna powieść tego pisarza, która cieszyła się tak ogromną popularnością, można tu wymienić jeszcze na przykład „Wakacje z duchami” (swobodny dalszy ciąg książki „Do przerwy 0:1”), „Podróż za jeden uśmiech” czy „Stawiam na Tolka Banana”. Warto wspomnieć, że również i te wszystkie książki doczekały się ekranizacji – a filmy są do dzisiaj chętnie oglądane. Adam Bahdaj należał do najbardziej lubianych w drugiej połowie XX wieku autorów książek dla dzieci i młodzieży. Otrzymał w 1970 roku „Orle Pióro” w plebiscycie czasopism „Płomyk” i „Świat Młodych” na najpopularniejszego pisarza.
Ponownie przeczytałam „ Do przerwy 0:1”, przede wszystkim z ciekawości, czy ta książka broni się przed upływem czasu? Jakie wywołuje emocje u mnie – teraz już dorosłego czytelnika? I czy młodzi czytelnicy, sięgając obecnie po tę powieść, znajdą w niej cokolwiek atrakcyjnego i wartościowego?
Historia drużyny zapalonych piłkarzy-amatorów, kolegów z jednego podwórka osadzona jest w realiach powojennej Warszawy (lata 50. XX wieku), a ściślej – jej dzielnicy Woli. Chłopaki grają w piłkę, kibicując jednocześnie graczom profesjonalnego klubu Polonii Warszawa. To ich idole, marzą, żeby któregoś dnia móc im dorównać. Być może będzie taka okazja? W „Życiu Warszawy” ukazuje się bowiem ogłoszenie o turnieju „dzikich” (podwórkowych) drużyn z całej Warszawy. Chłopcy z Woli zakładają klub „Syrenka”, chcą się zgłosić na turniej, ale mają też groźnych rywali z tej samej dzielnicy. W „Huraganie” grają twardzi chłopcy, a kontakty z nimi to nie przelewki.
Na pierwszy plan w powieści wysuwa się główny bohater – Paragon i dwójka jego sąsiadów z tego samej kamienicy: Mandżaro i Perełka. Nie mają beztroskiego dzieciństwa. Paragon jest sierotą, wychowuje go ciotka, sama jednak z trudem wiążąca koniec z końcem. Z czasem okaże się, że i nią chłopak musi się zająć. Spadają na niego problemy, których jako niespełna czternastolatek mieć nie powinien. Przejmujący jest również portret Perełki – z ojcem alkoholikiem w tle.
Paragon wzbudza sympatię, jest pogodny, zaradny i wygadany. (Idąc tropem motywów z historii literatury, przypomina Gavroche′a z "Nędzników" Victora Hugo). Chłopak z Woli zawsze potrafi sobie poradzić i znaleźć wyjście z trudnej sytuacji. Nawet wtedy, gdy drużynie brakuje piłki do gry, znalazł sposób, by ją zdobyć. I tu dla młodych czytelników „moment dydaktyczny”: czy dobrze postąpił? Co zrobiłoby się na jego miejscu? Sytuacja się rozwija i komplikuje. A z chłopakami z „Syrenki” nawiązuje kontakt gwiazdor Polonii Warszawa – słynny Wacław Stefanek…
Przetrwał w powieści wyrazisty i niepowtarzalny klimat Warszawy z trudnych powojennych lat. To nie jest jeszcze kolorowy PRL-owski dobrobyt. Są ruiny nieodbudowanych jeszcze budynków, „niezagospodarowana” energia młodych ludzi, która w przypadku graczy „Syrenki” znajduje ujście podczas gry w piłkę. Paragon nie chodzi do szkoły, dorywczo dorabia, pomagając zaprzyjaźnionemu fryzjerowi i pani ze stoiska z warzywami, sprzedaje też w skupie puste butelki (tak było! Można było każdą sprzedać w dowolnym sklepie!) Ale już chłopaki z „Huraganu” to inny świat, są tam bikiniarze i „prywaciarze” - w powieści odmalowani w sposób niespecjalnie wzbudzający sympatię. W tle pojawiają się szemrane interesy, a nawet przestępstwa. Choć w książce „łopatologicznej” propagandy zdecydowanie nie ma, daje się zauważyć, że nawet i w takiej formie zwalczano zwolenników prywatnej inicjatywy, ukazując ich w niezbyt dobrym świetle, niebudzącym zaufania.
„Do przerwy 0:1” nadal pozostaje znakomite od strony literackiej. Dialogi się nie zestarzały, ulubione powiedzenie Paragona: „legalnie” nadal brzmi świetnie i nadaje jego postaci indywidualności. Młodzieżowy slang nie jest tutaj hermetyczny, by uniemożliwiało to współczesnym czytelnikom rozumienie większości tekstu.
Jestem przekonana, że prawdziwym hitem tej powieści są relacje z meczów. Porywające akcje, opisy wydarzeń na boisku, dramatyczne starcia zawodników… Książka wydaje się idealna do odsłuchiwania w formie audiobooka (który również jest dostępny). Doskonale uruchamia wyobraźnię, a także pozwala przypomnieć młodszym czytelnikom (lub słuchaczom), że dawniej, zanim na dobre zagościły w naszych domach telewizyjne (lub internetowe) transmisje z meczów, kibice słuchali radiowych relacji z wydarzeń sportowych – i należą one do najpiękniejszych rozdziałów historii radia. Ostatnim takim sprawozdawcą sportowym i mistrzem słowa był chyba Tomasz Zimoch. Zamknąć i przekazać w słowie całą dynamikę i piękno sportu – to wielka sztuka. A piłka nożna i jej urok od lat jest taki sam… Dzięki Adamowi Bahdajowi możemy sobie o tym przypomnieć.
Inny obraz świata minionego – to romantyczny powieściowy wizerunek Polonii Warszawa, ówcześnie – jednego z bardziej utytułowanych klubów w stolicy. Jeszcze tak mało sprofesjonalizowany: można było wejść na trening, nawet zagadać do zawodników… Dzisiaj zawodowa piłka nożna to zjawisko z innej planety, hermetyczne, a piłkarskie gwiazdy poruszają się w innych (kontraktowo-reklamowych) konstelacjach niż zwykli ludzie. W książce Adama Bahdaja najlepszy gracz Polonii Wacław Stefanek jest sympatyczny, prostolinijny i bezinteresownie (!) chce pomóc graczom „Syrenki”. Dla Paragona staje się także pozytywnym wzorem wychowawczym.
Warto nadal czytać tę książkę Adama Bahdaja. Bo jest w niej energia i potencjał, których w naszym kraju boleśnie brakuje: to książka o lojalności, budowaniu więzi i zaufania, a przede wszystkim – o sile działania razem, w drużynie. W czasach PRL często siłą narzucano wyższość „kolektywu” nad indywidualną jednostką, dlatego nie zawsze mamy oczywiście chęć wracać do tamtych schematów myślenia. Ale dzisiaj koniecznie trzeba „Do przerwy 0:1” odczytywać na nowo, dostrzegając w niej „zaczyn” budowania kapitału społecznego, który jest u nas towarem deficytowym. Tutaj – za sprawą zespołowej dyscypliny sportowej i nie zawsze łatwych do rozwiązania problemów poza boiskiem, z którymi zmagają się chłopcy. Czy takie, a nie inne zakończenie powieści byłoby możliwe dzisiaj, w erze indywidualizmu, społecznej polaryzacji i rywalizacji?
Świetna recenzja, świetnej ksiazki :-) Dziekuje za przypomnienie tych emocji jakie wywoływała wiele lat temu przy pierwszym czytaniu.