„W Belgii czyli gdzie?”, druga książka autora o tym kraju, pozwala nam jeszcze lepiej poznać specyfikę tego państwa, w którym panuje król, mieszkają obywatele należący do trzech obszarów językowych i na stałe zagościły instytucje Unii Europejskiej.
To skomplikowane
[Marek Orzechowski „W Belgii, czyli gdzie?” - recenzja]
„W Belgii czyli gdzie?”, druga książka autora o tym kraju, pozwala nam jeszcze lepiej poznać specyfikę tego państwa, w którym panuje król, mieszkają obywatele należący do trzech obszarów językowych i na stałe zagościły instytucje Unii Europejskiej.
Marek Orzechowski
‹W Belgii, czyli gdzie?›
Marek Orzechowski zna Belgię i zagadnienia Unii Europejskiej doskonale. Jest publicystą, wieloletnim korespondentem radiowym i telewizyjnym w Brukseli i Bonn. Wydał kilka książek – by wspomnieć na przykład „Rozszerzenie Unii 2004” (wspólnie z Güntherem Verheugenem, Bellona, 2009) oraz „Europolis, czyli diabeł mieszka w Brukseli” (Muza, 2017). O Belgii autor pisał też wcześniej w książce „
Belgijska melancholia”, w której przybliżył najważniejsze i najbardziej osobliwe fakty dotyczące Belgów i ich kraju.
Trzeba docenić ogromną wiedzę autora, jeśli chodzi o historię oraz współczesne realia kulturowe i społeczne Belgii. To kraj dosyć niezwykły, również jak na standardy europejskie: Belgowie mają trzy języki urzędowe (flamandzki, francuski i niemiecki), jednoczy ich władza króla, ale stosunkowo słabo identyfikują się ze swoim krajem jako całością. Nie ma tu nacjonalistycznego „przeciągania liny”, każda wspólnota językowa zajmuje się sobą (co widać w mediach, jak zauważa Marek Orzechowski), Belgowie raczej hołdują zasadzie: żyj i pozwól żyć innym, nawet jeśli mówią w innym języku.
Nie jest wcale prościej, jeśli chodzi o struktury polityczne w Belgii. „W państwie zajmującym mniejszą powierzchnię niż województwo mazowieckie działa (…) sześć rządów, sześć parlamentów i sześciu premierów”, jak czytamy. To skomplikowane! Czy można dojść z tym do ładu? Książka Marka Orzechowskiego daje na to pytanie wyczerpującą odpowiedź.
Kto czytał wcześniej „Belgijską melancholię”, zauważy, że wiele wątków i tematów się tutaj powtarza. Są obszerne rozdziały ponownie nawiązujące do historii Belgii, początków państwa oraz rządów kolejnych królów. Autor nie ustrzegł się głównego błędu z poprzedniej książki – i tutaj, niestety, tak wiele jest faktów, dat i drobiazgowych informacji, że miejscami trudno przebrnąć przez ten gąszcz. „Dwunastego marca 1950 roku pięćdziesiąt siedem i sześćdziesiąt osiem setnych procent głosujących opowiedziało się za tym, aby Leopold III ponownie zasiadł na tronie” – takich zdań, składających się na przydługawe gawędy, jest w tej książce całkiem sporo, przez co znacznie oddala się ona od formy popularnej książki, ciążąc w stronę akademickiego podręcznika historii. Aż chciałoby się zacytować powiedzenie Skippera z jednego z odcinków „Pingwinów z Madagaskaru”: „Gdybym chciał na nudne wykłady, to bym składał papiery jeszcze w maju”. W porównaniu z pierwszą książką mamy jednak zmianę na plus: autor zamieścił tu bibliografię. Spis książek jest imponujący, wielojęzyczny i może bardzo pomóc tym, którzy profesjonalnej wiedzy o Belgii szukają.
Warto zwrócić uwagę na rozdział o Kongu. Autor nie szczędzi szokujących szczegółów związanych z kolonizacją tego afrykańskiego państwa przez Belgię. Temat został już poruszony w „Belgijskiej melancholii”, ale obecnie ten niechlubny rozdział z przeszłości został w wymowny sposób domknięty. W grudniu 2018 roku po kilkuletniej przerwie ponownie otwarto Królewskie Muzeum Afryki Środkowej w Tervuren. Zmieniono w nim ekspozycję z mocno propagandowej na taką, która nie zamiata pod dywan trudnej kolonialnej przeszłości i nie ucieka od odpowiedzialności Belgii za ten trudny fragment jej historii, przepojony rasizmem i kolonializmem.
Lżejsze są fragmenty dotyczące współczesnych realiów Belgii: dowiemy się, jaki jest system edukacji i opieki zdrowotnej, jaki status mają celebryci (to ogromne zaskoczenie tylko dla tych, którzy nie znają mentalności Belgów!). Spostrzeżenia autora są unikalne i wnoszą bardzo dużo do wiedzy o tym kraju. Marek Orzechowski ma bowiem okazję skonfrontować swoje obserwacje nie tylko z Polską, ale stosunkowo często odwołuje się też do realiów Niemiec, gdzie przez wiele lat pracował jako dziennikarz i publicysta. To przy takich okazjach można dostrzec, jak różnorodna jest Europa, mentalność i styl życia mieszkających na naszym kontynencie ludzi. Autor wspomina także o… wolnomularzach w Belgii oraz kreśli dosyć szczegółowy obraz relacji państwa z poszczególnymi związkami wyznaniowymi. Tu znów pojawia się jeden z tematów znany z „Belgijskiej melancholii”: eutanazja oraz rzeczowe wyjaśnienie kontekstu tego zagadnienia.
Dużo miejsca w książce zajmują obserwacje dotyczące obecności instytucji unijnych w Belgii – to już współobecność, symbioza, do której wszyscy się przyzwyczaili. Jak zauważa Marek Orzechowski, przyczyniło się to do zmian, jeśli chodzi o infrastrukturę Brukseli i funkcjonowanie miasta. Znajdziemy też ciekawe uwagi związane z obecnością Polaków w Belgii, dowiemy się przy tej okazji, że niestety – kuchnia Polska się tam nie przyjęła! Pocieszeniem niech będzie to, że inspirujących kulinarnych szczegółów i inspiracji, co i gdzie warto zjeść w Belgii, jest całkiem sporo.
Zastanawiające jest z kolei to, że nieproporcjonalnie mało miejsca w książce poświęcono mniejszościom etnicznym Belgii, perspektywom i barierom ewentualnej integracji. Być może dlatego, że autor napisał inną książkę na temat społeczności najbardziej w tym kraju widocznej. Nosi ona tytuł „
Mój sąsiad islamista”, a jest owocem spostrzeżeń autora dotyczących rzeczywistości społeczno-kulturowej Belgii, Francji, Niemiec i Holandii.
Zaskakuje jednak brak w książce chociażby jednej wzmianki na temat piłki nożnej! Ta dyscyplina sportowa cieszy się w Belgii ogromną popularnością, Belgowie z zapałem kibicują także klubom amatorskim (ich mecze mają oprawę taką, jaką u nas niejeden ligowy). Belgia w 2000 roku była gospodarzem Mistrzostw Europy w piłce nożnej, od pięciu lat reprezentacja mężczyzn jest w czołówce ośmiu najlepszych drużyn świata i Europy, a ukoronowaniem było ich trzecie miejsce na MŚ w 2018 w Rosji. Na przykładzie piłkarskiej drużyny Belgii można byłoby poruszyć niejeden wątek związany z wielokulturowym belgijskim społeczeństwem.
Jeśli mogłabym dokonać podsumowania: książka jako całość jest dosyć nierówna, jak wspomniałam wcześniej, niektóre rozdziały, zwłaszcza te dotyczące historii Belgii mogą wystawić czytelnika na trudną próbę. Lżejsze i ciekawsze są te dotyczące współczesności, bezsprzecznie widać tu doskonałą orientację autora w poruszanych przez niego zagadnieniach. Doskonały jest zamieszczony na końcu książki „Belgijski alfabet”. Oby całość była tak finezyjnie napisana jak te krótkie notki, ironiczne, akcentujące paradoksy, z podskórnym poczuciem humoru, wywołujące uśmiech! Lektura całej książki byłaby dla czytelnika o wiele mniej nużąca. Potwierdza się to, co pisze: autor: „aby choć trochę Belgię zrozumieć, trzeba w niej kilka długich lat pomieszkać”. „W Belgii czyli gdzie?” Marka Orzechowskiego to uzupełnienie, choć nie bez powtórzeń, jego „Belgijskiej melancholii” – tym niemniej doskonały wstęp, by rzeczywiście ten kraj poznać bliżej i polubić.