Największy kłopot jest z polskim tytułem i opisem wydawcy. Uwaga: „Gorączka świątecznej nocy” to wcale nie świąteczna komedia! Z takim nastawieniem lepiej docenimy jej wartość.
Jak dorośli?
[Caroline Hulse „Gorączka świątecznej Nocy” - recenzja]
Największy kłopot jest z polskim tytułem i opisem wydawcy. Uwaga: „Gorączka świątecznej nocy” to wcale nie świąteczna komedia! Z takim nastawieniem lepiej docenimy jej wartość.
Caroline Hulse
‹Gorączka świątecznej Nocy›
Oryginalny tytuł książki to „The Adults” [Dorośli], co kompletnie zmienia jej akcenty, a nawet recepcję. Owszem, akcja powieści toczy się w bożonarodzeniowy weekend (jest też mnóstwo retrospekcji). Rozwiedzeni małżonkowie Claire i Matt dla dobra swojej siedmioletniej córki Scarlett postanawiają, że Boże Narodzenie spędzą razem. Wynajęli bungalow w pięknym ośrodku wypoczynkowym z nadzieją na przeżycie miłych wspólnych chwil. W takim pomyśle na święta nie byłoby pewnie nic dziwnego, gdyby nie to, że do Claire i Matta dołączają ich nowi partnerzy: Patrick i Alex. Ale to tyle, jeśli chodzi o świąteczny klimat. Każdy inny pretekst do wyjazdu byłby równie dobry.
Mała Scarlett ma więc szansę na spędzenie czasu ze swoją szeroką patchworkową rodziną. Ale wraz z nią na świąteczne wczasy jedzie ktoś jeszcze: królik Posey, wielki i fioletowy pluszak. Postać, która pojawiła się, po tym jak dziewczynka przeżyła wielką (jak na jej świat) traumę. Ale czy aby na pewno Posey istnieje tylko w jej wyobraźni?
Autorka skupia się nie na romantycznej magii świąt (czego pewnie spodziewalibyśmy się, po przeczytaniu okładkowych rekomendacji), ale na dramacie i uczuciowych komplikacjach, które potrafiła oddać po mistrzowsku, wyraziście i bez ckliwości. Psychologiczna głębia tej powieści zdecydowanie wykracza poza konwencję komedii romantycznej. Jeśli już są jakieś komediowe elementy – to raczej jest to tragikomedia z elementami czarnego humoru, może też z domieszką satyry (postać Patricka). Starałam się mocno, ale naprawdę nie potrafię dostrzec analogii do „Listów do M” czy tym bardziej do wymienionego na czwartej stronie okładki filmu „Holiday”. Jestem zdania, że „zaszufladkowaniem” do kategorii komedii romantycznej wyrządzono tej książce wielką krzywdę. I to dlatego esensyjny „ekstrakt” z jej oceną poszedł w dół o 10%.
Bo jest „Gorączka świątecznej nocy”, jak wspomniałam wcześniej, mocnym w swej wymowie i bardzo absorbującym dramatem charakterów. Pomysł wspólnego wyjazdu na święta i miłego spędzenia czasu z początku wydaje się wspaniały. Mała Scarlett nie będzie się czuła osamotniona, mając przy sobie oboje rodziców. A małżonkowie i ich partnerzy udowodnią sobie, że potrafią się zachowywać „jak dorośli” (co właśnie jest w oryginalnym tytule) – bez scen zazdrości, wzajemnego porównywania się i wypominania sobie błędów. W cywilizowany sposób. Myślą: przecież to łatwe pogodzić się z tym, że życie biegnie do przodu, nie ma sensu myśleć o przeszłości. Cóż może więc pójść źle?
Jeśli już „Gorączka świątecznej nocy” powinna być do czegoś porównana – to z pewnością do sztuki Edwarda Albee i filmu pod tym samym tytułem: „Kto się boi Virginii Woolf?” (z 1962 roku, dramat jest do dziś chętnie wystawiany). Są podobieństwa motywów (by wspomnieć tylko analogię między królikiem Poseyem a wyobrażonym synem George’a i Marty, alkohol jako czynnik wyzwalający pewne zachowania bohaterów czy też wątek dziwnego postrzału). Oba utwory sytuują się w kręgu psychologicznego thrillera, gdzie atmosfera gęstnieje, każde słowo nabiera znaczenia, a dialogi stają się próbą sił i grą o wszystko pomiędzy postaciami. Caroline Hulse jest pisarką przenikliwą, obnaża prawdziwe charaktery, widać wyraźnie, co jest na pokaz, a co leży głęboko w naturze każdego z bohaterów. Toksyczne „zarodniki” rozsiewają się między nimi wolno, niepostrzeżenie, aż dochodzi do kataklizmu. „Gorączka świątecznej nocy” zresztą w swojej formie mocno przypomina teatralną sztukę. Rozpisana jest na kilka zaledwie postaci, ma kameralną formę, a jej siła rażenia opiera się na świetnie skonstruowanych dialogach i sportretowaniu psychologicznej prawdy.
Powieściowi dorośli są bez reszty skupieni na tym, by „po dorosłemu” się zachowywać i aby „być górą” w toczących się przepychankach. Dlatego szybko zapominają o dziecku – a to przecież za sprawą Scarlett i dla niej się tutaj znaleźli. Nowi partnerzy rodziców wcale się nie starają, by nawiązać z nią bliższe relacje. Dziewczynka przeżywa dramat osamotnienia, nie ma przy niej nikogo, kto prawdziwie by się nią zajął, pobył, wytłumaczył to, czego nie jest w stanie jeszcze zrozumieć. Dzieci, pragnąc ciepła i uczuć, pozostawione same sobie – szukają pomocy we własnej wyobraźni, to częsty u nich mechanizm psychologiczny, kiedy stykają się w życiu z przerastającymi je dramatycznymi sytuacjami. Biorąc pod uwagę chociażby ten smutny wątek – jak można pomyśleć o tej książce jako o rozrywkowej komedii romantycznej?
Nie szukajmy więc w „Gorączce świątecznej nocy” wątków i motywów z tej kategorii. Nie miejmy oczekiwań, że jest to łatwa i przyjemna „powieść na święta”, jaką pewnie w tym okresie chcielibyśmy przeczytać. Sceneria świąteczna jest tu zaledwie pretekstem, by powiedzieć nam coś naprawdę ważnego o naszej naturze. Jeśli zmienimy nastawienie i nie będziemy wczytywać się w słowa na okładce, wtedy dostrzeżemy, czym ta książka jest naprawdę i w pełni ją docenimy. Jest to doskonała, głęboka powieść psychologiczna, dotykająca naszych emocji i obnażająca niejedną niewygodną prawdę o nas samych i naszej dorosłości. Co jest jej wyznacznikiem? I co to znaczy – zachowywać się jak dorośli?