„Stolica” to złożona z indywidualnych ludzkich losów opowieść o zjednoczonej i wciąż jednoczącej się Europie. Ta lekko groteskowa komedia obyczajowa jest też poważnym traktatem o tożsamości i wartościach naszego kontynentu.
By nie spadło nam z nieba
[Robert Menasse „Stolica” - recenzja]
„Stolica” to złożona z indywidualnych ludzkich losów opowieść o zjednoczonej i wciąż jednoczącej się Europie. Ta lekko groteskowa komedia obyczajowa jest też poważnym traktatem o tożsamości i wartościach naszego kontynentu.
Austriacki pisarz Robert Menasse otrzymał w 2017 roku za „Stolicę” prestiżową nagrodę literacką Deutscher Buchpreis za najlepszą niemieckojęzyczną powieść. Nie jest to jego pierwsza książka. Po polsku nakładem PIW w 2002 roku ukazały się „Błogosławione czasy, kruchy świat”; autor jest też eseistą, publicystą, tłumaczem i byłym nauczycielem akademickim.
Tytułowa stolica to Bruksela, tam znajdują się najważniejsze (choć oczywiście nie wszystkie) unijne instytucje. Ich pracownicy, przeważnie niewidoczni i anonimowi, krzątają się niczym pszczoły w ulu i przebijają się przez gąszcz informacji i dokumentów, biorą udział w spotkaniach, dyskusjach, naradach. Tak każdego dnia „ucierana” jest wspólna polityka Unii Europejskiej, w której naczelną zasadą jest przezwyciężanie różnicy zdań i wypracowywanie kompromisów. Robert Menasse pozwala nam zajrzeć za kulisy pracy Komisji Europejskiej (dla przypomnienia, to instytucja odpowiedzialna za bieżącą politykę Unii i nadzorująca prace wszystkich jej agencji, zarządza też unijnymi funduszami).
Urzędnicy europejskich instytucji są zaprzeczeniem stereotypu nudnych, tępych biurokratów. To otwarci kosmopolici, znający języki obce, mający o świecie szeroką wiedzę. Menasse portretuje tutaj grupę ludzi o różnorodnych doświadczeniach i życiowej drodze, skupionych wokół jednej idei: pracy na rzecz europejskiego dobra wspólnego. Są uosobieniem europejskiej tożsamości, która z całą pewnością nie wyklucza ani nie umniejsza identyfikacji narodowej (co nie zawsze jest dobrze rozumiane, szczególnie gdy nie chce lub nie umie się dostrzec dobrej woli, będącej tu podstawą i punktem wyjścia).
Na kartach powieści rozbrzmiewają w dialogach różne języki, jak to na brukselskiej ulicy. Każda postać pierwszo- lub drugoplanowa ma swoją indywidualną historię i trudne nieraz rodzinne powiązania, tak jak pracownicy resortu do spraw edukacji i kultury: Austriak doktor Martin Susman, Greczynka Fenia czy Czech Bohumil. Zespół do spraw edukacji i kultury wspólnie pracuje nad wielkim Projektem Jubileuszowym: chodzi o szumne obchody 60-lecia Komisji Europejskiej. Jak najlepiej „sprzedać” ideę wspólnej Europy? Jak powinno wyglądać świętowanie? Swoje przemówienie przygotowuje emerytowany profesor Alois Erhart, członek think tanku „New Pact for Europe”…
Czyżby unijny „produkcyjniak”? Zgryźliwie rzecz ujmując, trudno oprzeć się wrażeniu, że podobieństw trochę tutaj jest, ale to tylko wrażenie powierzchowne. „Stolica” to coś o wiele bardziej złożonego. Wczytując się uważnie, widzimy tu dobrze skonstruowane postacie, ich śmiesznostki i dziwactwa, przez co powieść nabiera lekko groteskowego wymiaru. Warto jednak zwrócić uwagę, że o ile w ten sposób są sportretowani poszczególni ludzie, to w żadnym punkcie Menasse nie „obśmiewa” idei wspólnej Europy i ani na chwilę nie stawia jej w absurdalnym świetle. Wręcz przeciwnie, obnaża małostkowy upór poszczególnych krajów do forsowania swoich rozwiązań (tutaj przy okazji negocjacji handlowych z krajem spoza UE), pokazując jednocześnie, że wspólnie wszyscy mogliby osiągnąć dużo więcej.
Ta powaga towarzysząca obrazowi idei wspólnoty – to efekt w pełni świadomy i zamierzony.„Stolica” zasługuje na uwagę właśnie przede wszystkim jako powieść szerząca ideę europejskiego porozumienia. A przy tym w żadnej mierze nie jest propagandową agitką bezkrytycznych euroentuzjastów. Dotyka bowiem czegoś, co najważniejsze, a nie zawsze w pełni uświadamiane. Że oto Unia Europejska to nie nudna, technokratyczna przestrzeń „bez właściwości”, która nie ma przed sobą już przyszłości. Udało się tu sportretować bowiem Europę, która uczyniła pewien ważny historyczny ruch, o którym pisał filozof austriacki Karl R. Popper: „największy krok ku lepszemu pokojowemu światu uczyniono, gdy wojnę na miecze najpierw uzupełniano, a później niekiedy zastępowano wojną na słowa”. To jest właśnie Europa wartości, Europa „wojny na słowa” – którą być może niektórzy widzą tylko jako biurokratycznego molocha, skupionego na bezsensownej gadaninie o niczym. Nie dajcie się zwieść, stara się powiedzieć autor, im więcej takiej „gadaniny”, tym mniej walki z bronią w ręku. Na terytorium Unii Europejskiej wojny nie ma już od 75 lat. Czy to nic nieznaczące osiągnięcie – dla każdego z nas, prywatnie i w świetle wielu stuleci losów Europy?
I to także z całą mocą zostaje w „Stolicy” przypomniane, w pełni tu wybrzmiewa. Słowo „Auschwitz” przewija się niemal przez całą powieść, jest zresztą kluczem do niej. „O tym, czym Komisja jest albo powinna być (…)”, oznajmia jeden z bohaterów powieści, „można było myśleć przecież dopiero po Auschwitz”. „(…) Ofiary pochodziły z wszystkich krajów Europy, wszystkie nosiły takie same pasiaki, żyły w cieniu tej samej śmierci i wszystkie miały, jeśli przeżyły, to samo pragnienie, mianowicie posiadania obowiązującego po wsze czasy gwarancji poszanowania praw człowieka. Nic w historii nie zjednoczyło tak różnych tożsamości, mentalności i kultur Europy, różnych religii, rozmaitych tak zwanych ras i niegdyś zwaśnionych światopoglądów, nic nie stworzyło tak fundamentalnej wspólnoty wszystkich ludzi jak doświadczenie Auschwitz”. W „Stolicy” mamy ważny epizod związany z obchodzeniem rocznicy wyzwolenia Auschwitz 27 stycznia.
Proszę zwrócić uwagę na przepięknie pokazaną postać Davida de Vrienda. Na przejmującą scenę jego spotkania z ośmiolatką. Na to, co przy innej okazji mówi Józefinie o swoich przeżyciach w obozie koncentracyjnym: „Staliśmy na apelu”. I tyle. David wie, że nikogo to już nie interesuje, wie, że nikt nie zrozumie… Bo dzisiaj już inne czasy, tamto to już historia. Na pewno? Wsłuchajmy się więc w to, wszystko, co David w tamtym momencie pomija milczeniem. I zajrzyjmy do jego notesu…
Komentarz wydaje się, jak sądzę, zbyteczny, ale zadziwiającym zrządzeniem przypadku czytałam tę powieść, gdy dobitnie i przejmująco wybrzmiewało w przestrzeni publicznej przemówienie byłego więźnia Auschwitz Mariana Turskiego wygłoszone podczas przemówienia z okazji obchodów 75. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz 27 stycznia 2020 roku. „Auschwitz nie spadło z nieba”, usłyszeliśmy. Nie mam wątpliwości, że po tym przemówieniu „Europę” Roberta Menassego rozumie się znacznie lepiej i pełniej, nawet powiedziałabym – że dopiero wtedy rozumie się ją właściwie. Często powtarzającą się scenerią powieści są brukselskie cmentarze wojenne. Rzędy grobów żołnierzy. Ojców, mężów, synów, braci, wnuków. Ta pamięć to filar historii naszego kontynentu. Obecna Europa „wojny na słowa” nie może zapomnieć o całkiem niedawnej „wojny na miecze”.
Jest w „Stolicy” akcent kryminalny z udziałem, a jakże, Polaka Mateusza Oświeckiego (ach, te narodowe stereotypy!) Jak dla mnie, że to stosunkowo najsłabszy element powieści, przede wszystkim ze względu na dosyć kuriozalny finał tego w gruncie rzeczy mało spójnego wątku. Chyba że… autor chce nam powiedzieć coś, czego jeszcze nie wiemy? Tak czy inaczej, Polski w powieści jest zaskakująco dużo, wraz z Mateuszem zawitamy do Krakowa i będziemy mu towarzyszyli w jego dylematach.
Świetnym literackim zabiegiem jest przewijający się przez całą książkę motyw… świni. W różnych zaskakujących odmianach i sytuacjach, tu wyobraźnia autora i jego poczucie humoru nie ma granic. Gdyby poszukać powiązań „Europy” Menassego z najsłynniejszą jak dotąd powieścią, w której pojawiają się świnie – czyli „Folwarkiem zwierzęcym” Orwella, można byłoby pokusić się o całkiem poważną konkluzję: że to, co toczy się w Brukseli i jej unijnych instytucjach, może nudzi i nie porywa, ale dzieje się po to, by takiego „folwarku” nigdy już nie było? I po to, by takie piekło jak Auschwitz nie spadło nam z nieba? Zakończenie „Stolicy” pokazuje tymczasem dobitnie, że historia wcale się nie skończyła i wszystko może potoczyć się bardzo różnie.