Podziwiać należy autora za świeżość spojrzenia, za to, że nie ma tu prostych odpowiedzi, nikt nie przynosi na srebrnej tacy sposobu na życie, sensu Wszechświata i całej reszty. Każdy musi wybrać spośród zaoferowanych przez autora alternatyw. Łukianienko pyta, tylko pyta. Ogranicza go nieco konwencja – ciężko filozofować, uchylając się przed laserami – ale tropem poszedł słusznym.
Poszukiwanie
[Siergiej Łukianienko „Linia Marzeń”, Siergiej Łukianienko „Imperatorzy Iluzji” - recenzja]
Podziwiać należy autora za świeżość spojrzenia, za to, że nie ma tu prostych odpowiedzi, nikt nie przynosi na srebrnej tacy sposobu na życie, sensu Wszechświata i całej reszty. Każdy musi wybrać spośród zaoferowanych przez autora alternatyw. Łukianienko pyta, tylko pyta. Ogranicza go nieco konwencja – ciężko filozofować, uchylając się przed laserami – ale tropem poszedł słusznym.
Siergiej Łukianienko
‹Linia Marzeń›
Key Altos nie żyje. Pecha miał, biedaczek; pech do spółki z niechlujstwem i skąpstwem go zgubił. We Wszechświecie, w którym czysto teoretycznie możliwa jest nieśmiertelność, gdzie wypchany portfel zapewnia odrodzenie się, Altos zginął paskudnie i nieodwołalnie. Na nic niezwykły aTan – technologia pozwalająca obudzić się ze snu jeszcze do niedawna wiecznego. Key Altos jest martwy.
No nie, przecież powieść nie może rozpocząć się od definitywnej śmierci głównego bohatera, tak się nie robi! – zakrzyknie czytelnik. Faktycznie, nasz bohater zostanie wskrzeszony, i to przez nie byle kogo, a przez – ho, ho – samego twórcę technologii aTanu. Przebudzenie tak niezwykłe nie jest spowodowane osobistym urokiem Altosa ani też jego zwalającym z nóg wyglądem; nie, nasz bohater jest po prostu dobrym ochroniarzem, który z powodu swojej pechowej śmierci jest w pełni zdany na łaskę i niełaskę wskrzesiciela, a Curtis van Curtis (tak zwie się ów interesowny zbawca) ma maleńką, banalną wręcz prośbę: Key Altos ma eskortować jego syna Artura na planetę Graal.
Tu po raz pierwszy trafia nas szatańska przemyślność autora. Obdarzył on mianowicie ludzkość nieśmiertelnością, po czym kazał nam – ludziom – sprawdzić, cośmy z tym cudem uczynili. Nic specjalnego – dzięki niemu największe sukinsyny mogą jeszcze bardziej doskonalić się w swej sztuce, bogacze pasą się na większych łąkach, a struktury władzy stają się faktycznie nietykalne – na miejsce zmarłego urzędnika wróci on sam. Łukianienko nie widzi przyszłości w różowych barwach, podejrzewa, że nadal będziemy tymi samymi milusińskimi od wzajemnych holokaustów, jedynie możliwości nam wzrosną, bo pojawią się Obcy i nowe technologie.
Wróćmy jednak do Keya Altosa. Nasz bohater z braku lepszego wyjścia zgadza się, zostaje przeszkolony i rusza wraz z młodym Curtisem w podróż. Najeżoną przeszkodami, jak się łatwo domyślić; w końcu ochroniarzy nie wynajmuje się do nauki gry w domino. Zaczyna się przygoda przez duże „P” – niesamowity galop przez planety, slalom między różnymi rasami, które co do Artura van Curtisa mają swoje plany, jazda na oklep na meteorycie nieledwie. Cóż, space opera – gatunek o tradycji szacownej (już w latach trzydziestych E. E. Doc Smith śmigał w nadprzestrzeni) – musi wciągać, porażać szerokością wizji, ogromem Wszechświata, barwnymi charakterami Obcych i zapewniać tę frajdę, której już nam nie da Karol May.
To wszystko Siergiej Łukianienko podaje na stół i każe się częstować. Jest broń o dowcipnych nazwach i zupełnie niezabawnym działaniu, są statki kosmiczne wszelkiej maści, jest walka wręcz – ubarwiona dzięki wprowadzeniu zawodników rekrutowanych spośród Obcych – a wszystko w dobrym tempie, smakowicie opisane i wplecione w rozkosznie kręcącą się fabułę. Ale ta cudowna rozrywka, ta śmigła, radująca czytelnika tempem akcja to przykrywka, pod którą Łukianienko ukrył swoje prywatne zdanie na temat ludzi i ich życiowych celów.
Siergiej Łukianienko
‹Imperatorzy Iluzji›
Chwilkę poświęćmy jeszcze umiejętnościom autora. Siergiej Łukianienko w pisarskim rzemiośle u nie lada mistrzów się szkolił, bo wprowadza nowe koncepcje, gatunki, nową fizykę i filozofię kilkoma słowami. Szczególnym popisem jest prezentacja Obcych, którzy opisywani są krótko, zwięźle, tak, aby akcja nie ucierpiała, a mimo to intrygują innością, odrębnym stylem i filozofią życia, czasem nawet odmienną fizyką. Dzięki umiejętności wprowadzania nowych koncepcji w biegu autor zdołał wsadzić do powieści wiele fantastycznych pomysłów (o aTanie już było), które z jednej strony ubarwiają fabułę, ale z drugiej, dzięki starannemu omówieniu ich konsekwencji, pozwalają zaproponować bohaterowi (i czytelnikowi, rzecz jasna) tysiące światów, miriady alternatyw, a wszystkie prowokujące do myślenia.
Przykład? Wątek aTanu zmusza do zastanowienia się nad tym, czy warto być nieśmiertelnym i jak owa nieśmiertelność zmieni nasze cele i marzenia. Nagle okazuje się, że nieśmiertelność pozbawia wielu tęsknot – nie ma już problemu z tym, na kogo wyrośnie prawnuczek. Samemu można zobaczyć. Starość męczy – no, to łyk trucizny i już wkrótce hulamy w młodym ciele. I tak dalej, i tym podobne. Cwał fabuły nie pozwala na dłuższy postój i medytowanie nad tymi zagadnieniami, ale Łukianienko umie zasygnalizować problem, mrugnąć porozumiewawczo okiem.
Boga też się autor nie przestraszył. Przyjął, że Najwyższa Istota istnieje, że jest niepoznawalna, że każdy jej opis tak naprawdę odbija umysł patrzącego. Ustawił go z boku jako twórcę i obserwatora, dał mu jednak możność wpływania na świat – poprzez ludzi. Kilku osobników dostaje ową boską moc do ręki, wkrótce mocą taką obdarzeni zostaną wszyscy. Co z tego będzie? Jaką drogą pójdzie ludzkość? Ach, przeczytajcie sami, warto.
Podziwiać należy autora za świeżość spojrzenia, za to, że nie ma tu prostych odpowiedzi, nikt nie przynosi na srebrnej tacy sposobu na życie, sensu Wszechświata i całej reszty. Każdy musi wybrać spośród zaoferowanych przez autora alternatyw. Łukianienko pyta, tylko pyta. Ogranicza go nieco konwencja – ciężko filozofować, uchylając się przed laserami – ale tropem poszedł słusznym. Pokazał przyczyny, pokazał, do czego może nas doprowadzić rozwój, a następnie pokazał niektóre skutki, zostawiając czytelnikowi miejsce na dalsze rozmyślania.
Czytajmy, radujmy się przygodami, ale nie zaniedbujmy poszukiwania odpowiedzi na tętniące w dylogii Siergieja Łukianienki pytania. Czego chcą ludzie? Czego szukają, za czym gnają, co ich motywuje? Co, oprócz tradycyjnych bodźców materialnych i popędów sięgających naszych małpich czasów powoduje nami i każe szukać ideałów i absolutów? Bóg? Przygoda? Nadzieja na wieczne życie? Zemsta? O co wam, ludzie, chodzi?