Marcin Kącki pyta mieszkańców Oświęcimia: jak tu się żyje? Czy tylko w cieniu miejsca pamięci i muzeum Auschwitz-Birkenau? „Oświęcim” to książka pod wieloma względami wybitna, przynosząca nieznany wcześniej obraz miasta-fenomenu, które jest nieporównywalne z żadnym innym na świecie.
Miasto rozdarte
[Marcin Kącki „Oświęcim. Czarna zima” - recenzja]
Marcin Kącki pyta mieszkańców Oświęcimia: jak tu się żyje? Czy tylko w cieniu miejsca pamięci i muzeum Auschwitz-Birkenau? „Oświęcim” to książka pod wieloma względami wybitna, przynosząca nieznany wcześniej obraz miasta-fenomenu, które jest nieporównywalne z żadnym innym na świecie.
Marcin Kącki
‹Oświęcim. Czarna zima›
Po monografiach: „Białystok. Biała siła, czarna pamięć” (Wyd. Czarne 2019) oraz „
Poznań. Miasto grzechu” dostajemy obecnie kolejną. Marcin Kącki zdecydował się przyjrzeć bliżej miastu, w którym nadal mocno obecna jest przeszłość, ponieważ jego współczesną tożsamość kształtuje najsilniej pamięć o Auschwitz-Birkenau. „Dla ludzi z zewnątrz to miasto to temat zamknięty w magicznym kręgu traumy Holokaustu”, jak ujmuje to jeden z rozmówców autora. Okazuje się, że to tylko jedna z opisanych przez Kąckiego twarzy Oświęcimia, choć z drugiej strony najbardziej rozpoznawalna.
„Ludziom łatwiej żyłoby się bez tego obozu (…) Ale z drugiej strony przyjeżdża tu cały świat i to daje perspektywy”, jak mówi jeden z mieszkańców miasta, akcentując specyfikę Oświęcimia jako miejscowości. Autor rozmawia z wieloma z nich, podąża licznymi tropami, uważnie przygląda się miastu z wielu stron, pod różnymi kątami. Najogólniejszy wniosek, jaki można wysnuć z lektury, jest taki, że Oświęcim to przede wszystkim miasto rozdarte. Pomiędzy pamięć o historii a pęd do rozwoju i nowoczesności. Pomiędzy wielokulturową rzeczywistość a polską ksenofobię, nie wyłączając antysemityzmu. Pomiędzy chęć ułożenia życia miasta tak jak gdziekolwiek indziej a lokalne niesnaski i walkę o wpływy. Pomiędzy pragnienie normalnego życia tak jak wszędzie w Polsce a to, że wolno w Oświęcimiu zdecydowanie mniej. Rozdarcie pokazane jest przez indywidualne biografie, wydarzenia, symbole, zaskakujące nieraz skojarzenia. Podobnie rozdarta jest pobliska Brzezinka – miejscowość, gdzie równie trudno żyć z pominięciem pamięci tego miejsca.
Marcin Kącki cierpliwie, zdanie po zdaniu, szkicuje to, co niełatwo oddać słowami: fenomen Oświęcimia. Rozmawia z mieszkańcami miasta, lokalnymi aktywistami, pracownikami miejsca pamięci i muzeum Auschwitz-Birkenau, przedstawicielami władz. Tylko z pozoru życie toczy się w mieście identycznie jak wszędzie w Polsce. Ktoś mieszka w willi Rudolfa Hössa lub jako dziecko bawił się na terenie obozu. Ktoś inny skraca sobie drogę do pracy przechodząc pod obozowymi drutami. Jeszcze ktoś buduje się na działce w pobliżu muzeum i projektuje taras z widokiem na obóz. Są tacy, którzy utrzymują się z kupna i sprzedaży przedmiotów znalezionych na strychach, o których wiadomo, że były częścią obozowego wyposażenia. Normalność ma tu zawsze drugie dno podszyte dramatem drugiej wojny światowej. Na pierwsze miejsce zawsze wysuwa się tu historia, choć nie brakuje głosów, że mieszkańcy chcieliby żyć inaczej. Jedną z takich form normalności byłoby zarabianie na licznie przyjeżdżających tu turystach – w innych miejscach rzecz oczywista. Nie w Oświęcimiu. Przyjezdni tu nie zostają, rzadko na noc, rozrywek szukają już w innych miastach, przede wszystkim w Krakowie. Nawet piętrowe łóżka w pokojach oświęcimskiego hostelu źle się kojarzą…
Książka jest poważna w tonie, ale autor odnajduje i zestawia ze sobą drobne szczegóły, które dają nieraz efekt tragikomicznego absurdu czy czarnego humoru. To dodatkowo uwypukla grozę i dramat miejsca, o którym czytamy. Ani na chwilę nie znajdziemy tutaj „obśmiewania” czy powierzchownego puentowania opisywanych sytuacji. Marcin Kącki panuje nad każdym zdaniem i słowem, nie ma tu w tekście niczego przypadkowego czy niedopracowanego.
„Najpierw było miasto, a potem naziści wymyślili fabrykę do zabijania ludzi”, czytamy. Oświęcim to zatem nie tylko muzeum i miejsce pamięci, ale to przecież także zakłady chemiczne i klub hokejowy. Marcin Kącki sięga też głęboko do historii miasta, liczącej ponad osiemset lat. „Oświęcim” nie jest więc literaturą obozową, co więcej, świadomie z tych ram się wymyka, bo autorowi chodzi o pokazanie miasta przede wszystkim w obecnej perspektywie, a także przez pryzmat historii sprzed drugiej wojny światowej. Miasto było wielokulturowe, zamieszkiwane przez Żydów, ale także przez Romów. Jak jest teraz? Autor przygląda się wszystkiemu uważnie, znaczenie ma tu każde zdanie, każdy niuans wychwycony podczas rozmów. Szczególnie ciekawy i wielowymiarowy jest wątek romski, wpisujący się w historię tej mniejszości narodowej w Polsce – opisywaną wcześniej na przykład w książce „
Ostatni tabor” czy „
Chyba za nami nie traficie”. Stosunkowo mało znanym faktem jest to, że 1981 roku miał w Oświęcimiu miejsce pogrom Romów. To dramatyczne wydarzenie, wiele mówiące o klimacie miasta, zostało opisane wnikliwie i rzetelnie. Interesujące są refleksje związane z tym, jak Romowie obecnie radzą sobie ze współczesnością; warto zwrócić uwagę, że specyfika Oświęcimia – pamięć o obozie zagłady i pogromie ma na to wielki wpływ.
Jeśli chodzi o obecność w mieście Żydów – mamy tu wzruszającą historię ostatniego mieszkańca-Żyda w Oświęcimiu, wiele refleksji budzi też opis relacji oświęcimian z żydowską społecznością, aktywną w upamiętnianiu miejsca Holokaustu. Gdzieś między wierszami pojawia się podprogowa myśl, wyrażana przez niejednego rozmówcę autora, że miasto musi się rozwijać i myśleć o przyszłości, ale na pewno nie wolno przy tym „ulegać Żydom” – choć oczywiście zdefiniowanie granic i obszaru uległości może być niezwykle trudne lub nawet niemożliwe.
„Przeszłość nie umiera nigdy. Właściwie nawet nie jest przeszłością”, powiedział William Faulkner i ta myśl w Oświęcimiu wydaje się szczególnie aktualna i symboliczna. Niezależnie o czym pisze autor, nie da się ani na chwilę uciec od tego, co jest wyznacznikiem tożsamości miasta nawet teraz, w XXI wieku: chodzi o obecność miejsca pamięci i muzeum Auschwitz-Birkenau. Marcin Kącki opisuje również i jego złożony fenomen, niemający w dodatku porównania z żadnym innym miejscem na świecie. Słychać głosy mieszkańców i lokalnych działaczy, że muzeum „się panoszy”. Niewykluczone, że ta książka może stać się katalizatorem dyskusji, a nawet osobistych rozliczeń.
Rozbrzmiewają tu także słowa niemieckiego noblisty Güntera Grassa: „Auschwitz musi być rozumiany jako przeszłość historyczna, musi być rozpoznawany w teraźniejszości i nie wolno go także wyłączać ślepo z perspektyw przyszłościowych. Auschwitz nie leży tylko za nami…” Nie ma wątpliwości, że Marcin Kącki po mistrzowsku dotknął trudnego i szczególnie złożonego tematu, udowadniając, że w takim miejscu jak Oświęcim czas, jeśli może nie stanął całkowicie w miejscu, to na pewno mocno spowalnia podążanie w stronę przyszłości. I tu rysuje się bodaj najbardziej dramatyczne rozdarcie, w którego pułapce znajduje się Oświęcim. Miasto ma wobec świata obowiązek pamięci o tym, co rozegrało się tam podczas drugiej wojny światowej. A jednocześnie pozbawione jest dobrodziejstwa zapomnienia o tym.