Jego rekordu prawdopodobnie nikt już nie pobije. Na stołku premierowskim zasiadał w sumie dwadzieścia jeden lat. Był też przez szesnaście miesięcy wicepremierem, a przez piętnaście – przewodniczącym Rady Państwa. Należał do triumwiratu rządzących, którzy utrwalali w Polsce stalinizm i komunizm, a jednak do dzisiaj o Józefie Cyrankiewiczu mówi się znacznie „cieplej” niż o Bierucie czy Gomułce. Dlaczego? Odpowiedzi na to szukajcie w książce Piotra Lipińskiego „Cyrankiewicz. Wieczny premier”.
Ten okrutny XX wiek: Bohater, który się bał
[Piotr Lipiński „Cyrankiewicz” - recenzja]
Jego rekordu prawdopodobnie nikt już nie pobije. Na stołku premierowskim zasiadał w sumie dwadzieścia jeden lat. Był też przez szesnaście miesięcy wicepremierem, a przez piętnaście – przewodniczącym Rady Państwa. Należał do triumwiratu rządzących, którzy utrwalali w Polsce stalinizm i komunizm, a jednak do dzisiaj o Józefie Cyrankiewiczu mówi się znacznie „cieplej” niż o Bierucie czy Gomułce. Dlaczego? Odpowiedzi na to szukajcie w książce Piotra Lipińskiego „Cyrankiewicz. Wieczny premier”.
Piotr Lipiński
‹Cyrankiewicz›
Książkę Piotra Lipińskiego zdobi fantastyczne zdjęcie jej bohatera. W modnym kapeluszu i idealnie dopasowanym płaszczu, w białej koszuli i pod krawatem, z wystającym z ust papierosem. W niczym nie przypomina komunistycznego dygnitarza, prędzej już aktora grającego szefa mafii w jakimś francuskim bądź amerykańskim „czarnym kryminale”. Bo też Józef Cyrankiewicz znacząco wyróżniał się na tle mocno ograniczonego i niewykształconego Bolesława Bieruta czy też safandułowatego Władysława Gomułki, który również nie zaliczał się do tytanów intelektu. Pod każdym względem bił ich na głowę, a jednak to właśnie on spośród tej trójki pełnił najmniej istotne z eksponowanych stanowisk. Nigdy nie był ani pierwszym sekretarzem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (już po tak zwanym „zjednoczeniu” PPR z PPS), ani prezydentem, a kiedy powierzono mu urząd formalnej głowy państwa, czyli przewodniczącego Rady Państwa, oznaczało to tak naprawdę odstawienie go na boczny tor. Ale też żaden z „ojców założycieli” Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej nie utrzymał się tak długo na szczytach władzy – od zimy 1947 do wiosny 1972 roku.
A przecież nie brakowało w tym czasie dziejowych burz, jakie przechodziły nad Polską. Gorliwie budował nad Wisłą stalinizm, ale gdy po przełomie październikowym 1956 roku przyszedł czas rozliczeń z „okresem błędów i wypaczeń”, nie poniósł za to żadnych konsekwencji. Choć wywodził się z wrogiego komunistom przed wojną obozu politycznego, nie poszedł siedzieć, jak Gomułka, w epoce oskarżania przeciwników politycznych Bieruta o „odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne”. Ba! w miarę bezboleśnie przetrwał również odsunięcie od władzy Gomułki w grudniu 1970 roku, po tym jak obaj zaakceptowali strzelanie do robotników na Wybrzeżu. To właśnie wtedy za „karę” uczyniono go… kolegialnym „prezydentem” w Radzie Państwa. Do dzisiaj często Cyrankiewicza wspomina się z sympatią, wybaczając mu nawet haniebne słowa wypowiedziane po stłumieniu buntu robotniczego w Poznaniu w czerwcu 1956 roku. W czym upatrywać tej popularności wśród społeczeństwa peerelowskiego? Zapewne z faktu, że nie obrażał się z powodu krążących o nim dowcipów. Że mówił normalną polszczyzną, unikając partyjnej nowomowy. W końcu – że… jako od figuranta zasiadającego na wysokich stołkach, z czego niemal wszyscy zdawali sobie sprawę, niewiele od niego nie zależało, więc trudno było go o cokolwiek obwiniać. Ot, paradoks!
Nie powinno zatem dziwić, że Piotr Lipiński (rocznik 1967) – dziennikarz przez długi czas związany z „Gazetą Wyborczą” – przystępując do opisania w swoich historycznych reportażach dziejów Polski Ludowej, zaczął właśnie od postaci najsympatyczniejszej, czyli Józefa Cyrankiewicza, a dopiero później poświęcił czas Bolesławowi Bierutowi („
Kiedy partia była bogiem”, 2017) oraz Władysławowi Gomułce („
Władzy nie oddamy”, 2019). Autor zdawał sobie jednak doskonale sprawę, że choć bycie sympatycznym jest w polityce istotne, to jednak nie czyni automatycznie z polityka męża stanu. Chociaż to akurat Cyrankiewicz – nie bez powodu nazywany, co Lipiński odnotował już w podtytule swego reportażu „wiecznym premierem” – jako jedyny z tej trójki miał na odegranie takiej roli zadatki. Tyle że zapracował na to nie swoimi działaniami po 1945 roku, lecz przed i w czasie drugiej wojny światowej. Dlatego właśnie tak istotna jest lektura pierwszych pięciu rozdziałów książki. Bo właśnie w jej trakcie zdajemy sobie sprawę, jak wybitnego, sprawnego i inteligentnego polityka straciła polska lewica socjalistyczna w chwili, gdy Cyrankiewicz zdecydował się na zdradę pepeesowskich ideałów i zabójczą dla jego rodzimej partii współpracę z komunistami z PPR.
Piotr Lipiński buduje portret swego bohatera, nie tylko analizując to, co on sam pozostawił w formie pisanej (pomijając oficjalne przemówienia i artykuły w prasie i książkach, jest tego niewiele), co udało się odnaleźć w archiwach lub co napisali o nim zawodowi historycy, ale przede wszystkim przytaczając wypowiedzi osób, które doskonale znały Cyrankiewicza, które były jego bliskimi współpracownikami. To z kolei pozwala na to, aby zajrzeć za kurtynę, poznać prawdziwe oblicze premiera i zrozumieć, jak mocno rozjechały się jego przedwojenne poglądy z powojenną polityczną pragmatyką. Z tych wspomnień wyłania się obraz człowieka mocno rozdartego, z jednej strony zdającego sobie sprawę z własnej zdrady i szujowatości (zwłaszcza wobec takich działaczy PPS, jak Kazimierz Pużak, czy więźniów Auschwitz, jak rotmistrz Witold Pilecki, których nie starał się wyciągnąć z ubeckich kazamatów, tym samym przyczyniając się do ich męczeńskiej śmierci), lecz z drugiej akceptującego u siebie obie te cechy. Bez nich przecież nigdy nie wspiąłby się w komunistycznej Polsce na szczyty władzy i nie byłby w stanie cieszyć się życiem na całego. I to w czasach gdy zwykli obywatele za najdrobniejsze przewiny wobec systemu trafiali do więzień (za Bieruta) bądź żyli w ubóstwie, ledwo wiążąc koniec z końcem, ale jednocześnie radując się z „małej stabilizacji” (za Gomułki).
Najbardziej znaczące zdają się być dwie przytoczone przez Lipińskiego wypowiedzi, które odnoszą się do najbardziej dramatycznych, chociaż nieporównywalnych ze sobą, przeżyć „wiecznego premiera” – pobytu w Auschwitz oraz wizyty w Poznaniu po stłumieniu buntu robotników. Profesor Michał Śliwa, krakowski historyk, ceniony badacz polskiej myśli socjalistycznej, wspominał tak: „Cyrankiewicz przyznał mi się, że w czasie okupacji doznał tyle strasznego, że po wojnie po prostu chciał pożyć po ludzku. Pojeść, popić, zabawić się z dziewczynami. W obozach koncentracyjnych napatrzył się na tyle podłości ludzkiej, że zapewne miał osłabione hamulce moralno-etyczne. Mówił też, że bał się. Na samo słowo «Syberia» czuł dreszcze” (strona 74). Z kolei zmarły w 2008 roku Mieczysław Rakowski, niegdyś dziennikarz, a potem ostatni pierwszy sekretarz KC PZPR i ostatni komunistyczny premier, wieloletni zaufany bohatera książki, powiedział: „Poznańskie przemówienie gnębiło Cyrankiewicza przez lata. To był dla niego problem moralno-polityczny. Tłumaczył sobie, że w tej sytuacji nie mógł powiedzieć nic innego. Stale wracał do tego; to stawało się już uciążliwe. Ale dobrze świadczy o człowieku, który nie mówi sobie: a co tam, stało się” (strona 148).
Nie ma więc – i po lekturze reportażu Lipińskiego także jej nie udzielicie – jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, jakim człowiekiem i jakim politykiem był Józef Cyrankiewicz? W tym celu należałoby podzielić jego życiorys na dwie części: do 1945 i po 1945 roku. W pierwszej mielibyśmy do czynienia z osobą o znakomitym życiorysie – socjalistą z krwi i kości, bohaterem ruchu oporu, więźniem Auschwitz, który mógłby odegrać dużą rolę w powojennej Polsce, pod warunkiem jednak, że nie znalazłaby się ona w radzieckiej strefie wpływów. W drugiej – ze złamanym przez los oportunistą, który nie rezygnując z ogromnych ambicji, dbał przede wszystkim o własną skórę i gotowy był dla własnego interesu politycznego poświęcić ludzi bliskich sobie ideowo (vide wspomniany już Kazimierz Pużak, ikoniczna postać ruchu socjalistycznego). Mimo tych ostatnich, mało chwalebnych cech charakteru swojego bohatera, Lipiński nie potępia Cyrankiewicza w czambuł – oddaje tym samym sprawiedliwość prawdzie historycznej i udowadnia po raz kolejny, że portretu Polski Ludowej nie można odmalowywać, jak się to dzisiaj nierzadko robi, w tonacji czarno-białej.