„Sobremesa” jest miłym i jakże ciekawym zaproszeniem do tego, by poznać Hiszpanię o wiele bliżej niż ją zwykle znamy.
Hiszpania „w punkt”
[Mikołaj Buczak „Sobremesa” - recenzja]
„Sobremesa” jest miłym i jakże ciekawym zaproszeniem do tego, by poznać Hiszpanię o wiele bliżej niż ją zwykle znamy.
Mikołaj Buczak
‹Sobremesa›
„Estar de sobremesa” po hiszpańsku oznacza być przy stole, cieszyć się wspólnym towarzystwem i niespiesznie ze sobą rozmawiać (najczęściej na życiowe tematy), słuchać się nawzajem, wymieniać spostrzeżenia, podjadając i popijając. I taką niezobowiązującą, gawędziarską formę ma książka „Sobremesa” Mikołaja Buczaka poświęcona Hiszpanii.
Ten kraj zwykle kojarzy się nam z plażą, słońcem i niekończącą się fiestą. Ale okazuje się, że Hiszpania widziana oczami filologa i lektora języka hiszpańskiego może nam zaoferować znacznie więcej niż tylko udane wakacje, gdzie pogoda zawsze będzie gwarantowana.
„Sobremesa” nie jest oczywiście pierwszą książką o słonecznym, pogodnym obliczu Hiszpanii polskiego autora. O jej mrocznej twarzy, szczególnie dotyczącej hiszpańskiej wojny domowej też jest szereg pozycji. Pisali o tym kraju między innymi „
Maciej Bernatowicz” czy „
Katarzyna Kobylarczyk”. Mikołaj Buczak dzieli się z nami swoimi wrażeniami z podróży po Hiszpanii, łącząc je z solidną wiedzą o jej kulturze, historii i realiach. Wszystko podane jest przystępnie, bez dłużyzn, zwięźle i „w punkt”, z humorem i ciekawymi porównaniami do naszych realiów.
Przeczytamy więc o hiszpańskiej kuchni, smacznej i ciekawej, a jak wiadomo, to przez żołądek wiedzie najprostsza droga do serca. Poza tym bez tego wątku nie byłoby „sobremesy”! Przy okazji dowiemy się, jak bardzo odmienne od naszych są zwyczaje kulinarne Hiszpanów (by wspomnieć tylko o porach posiłków). Świetny przy tej okazji jest podrozdział o idiomach hiszpańskich, w których występują nazwy jedzenia. Gdy my po polsku „odwracamy kota ogonem”, po hiszpańsku „odwraca się tortillę”, a osobnik przyłapany na gorącym uczynku w tym języku zostaje „złapany z rękami w surowym cieście”. Nie wspominając o wyrażeniu „paprykę mnie to obchodzi”, gdzie my po polsku wstawiamy coś zupełnie niespożywczego.
Poznamy plan dnia przeciętnych Hiszpanów – okazuje się, że jest on uzasadniony między innymi względami historycznymi. Ale już podejście tej nacji do czasu to kwestia kulturowa. Ilustruje to świetnie historia pewnego parasola, opowiedziana przez autora. Czy rzeczywiście Hiszpanie mają więcej wolnego czasu niż reszta Europejczyków? I co lubią wtedy robić? Dowiemy się przy tej okazji, czy pewna piosenka z repertuaru Edyty Górniak w wykonaniu autora podbiła serca jego hiszpańskich znajomych.
Mikołaj Buczak miał okazję bliżej poznać okolice Bilbao, pisze więc o Kraju Basków, jego zawiłej historii, pochodzeniu języka (jakże odmiennego od pozostałych w Europie), jedzeniu, a także o charakterze mieszkańców. Otrzymamy dobre rady na wypadek, gdy przyjdzie nam randkować z kimś z tego regionu (to podobno wielka sztuka!), ale też przeczytamy w oryginale fragmenty baskijskiej poezji. Co Baskijczycy sądzą na temat przewijającej się stale w mediach kwestii niepodległości ich regionu? I o tym też dowiemy się z lektury.
Czy istnieje coś takiego jak charakter jakiejś zbiorowości? Autor w bardzo ciekawy sposób analizuje potoczne, stereotypowe postrzeganie Andaluzyjczyków, Katalończyków, Galisyjczyków i Madrytczyków. Są statystyki, dowcipy, anegdoty. Dowiemy się przy okazji, kto jest najsłynniejszym i najbogatszym Galisyjczykiem.
Mikołaj Buczak zwraca jednak uwagę, że Hiszpania płaci wysoką cenę za to, że jest tak sympatycznym i słonecznym, zachęcającym do przyjazdu krajem. To negatywne skutki nadmiernej turystyki masowej – tłok i hałas, obniżenie jakości życia, wzrost przestępczości. Przykładem jest tu odwiedzana chętnie przez turystów z zagranicy Barcelona, gdzie trzeba było wdrożyć rozwiązania mające na celu ochronę rodzimych mieszkańców. Skutki widoczne będą jednak dopiero za jakiś czas. Autor tymczasem przekazuje ciekawe rady czytelnikom – przyszłym turystom odwiedzającym Hiszpanię, dzięki czemu pobyt w tym kraju będzie przyjemniejszy.
Książka przedstawia także Hiszpanów na tle innych mieszkańców Europy jeśli chodzi o system edukacji oraz znajomość języków obcych. Zaglądamy nawet do Gibraltaru, terytorium należącego do Wielkiej Brytanii. Okazuje się, że tamtejsza granica świetnie ilustruje relacje Hiszpanii z „resztą świata”. Jest też krótki rzut oka na diasporę Brytyjczyków i Chińczyków, osiedlających się na stałe w Hiszpanii. Swoje miejsce w książce mają też mniejszości seksualne oraz idea feminizmu – opis sytuacji i pozycji kobiet w Hiszpanii.
Choć „Sobremesa” składa się z osobistych przemyśleń i wrażeń autora, warto podkreślić, że Mikołaj Buczak skupia się na faktach i na tym, co widzi, a nie na sobie samym, w odróżnieniu od (zbyt) wielu autorów literatury podróżniczej. Trzeba poza tym zwrócić uwagę, że tekst przeszedł konsultację merytoryczną, co dzisiaj jest w zasadzie rzadkością na rynku książek podróżniczych i realioznawczych. To nadaje tej pozycji wagi i sprawia, że możemy w pełni zaufać temu, co czytamy. Zamieszczonych jest tu także wiele ciekawych zdjęć, które bardzo dobrze uzupełniają treść, a nawet chwilami wybiegają poza nią. Są pejzaże i panoramy miast, ale także zdjęcia ciekawostek, jak na przykład stoiska z hiszpańskimi słodyczami gominolas na targu w Barcelonie.
Książkę przeczytają zapewne z wielką przyjemnością ci, którzy jeszcze w Hiszpanii nie byli – to znakomity punkt zaczepienia, by ten kraj zacząć poznawać i polubić go. Tym, którzy Hiszpanię znają nawet dobrze, „Sobremesa” na pewno przyniesie sporo nowych ciekawostek i wartych uwagi faktów, może także inspirację do dalszych podróży. Każdy z nas ma oczywiście swoje wyobrażenie o Hiszpanii, ale ta książka bez wątpienia jest tego cennym i godnym polecenia uzupełnieniem.