„Kajś” to reportaż połączony z esejem. Zbigniew Rokita opowiada tu historię swoich rodzinnych korzeni oraz opisuje Śląsk jako teren pogranicza – „pomiędzy”, który znajduje się poza centrum polskiej świadomości.
Tukej
[Zbigniew Rokita „Kajś” - recenzja]
„Kajś” to reportaż połączony z esejem. Zbigniew Rokita opowiada tu historię swoich rodzinnych korzeni oraz opisuje Śląsk jako teren pogranicza – „pomiędzy”, który znajduje się poza centrum polskiej świadomości.
„Czuję się i Polakiem, i Ślązakiem. Tym drugim od kilku lat. I szukam odpowiedzi, czym jest ta śląskość. Może czyśćcem? Poczuciem odrębności od polskości i niemieckości, zawieszeniem między nimi. I ja teraz obserwuję, jak ta śląskość się tworzy”, wyznaje autor książki Zbigniew Rokita. Pochodzi z Gliwic, jest reporterem i redaktorem specjalizującym się między innymi w tematyce Górnego Śląska.
Region ten ma wyrazistą tożsamość, niemal na pierwszy rzut oka można dostrzec i usłyszeć jego kulturową czy językową odmienność. Bierze się to między innymi stąd, że szczególna była droga Śląska do Polski, a jego historia jest na tyle skomplikowana, że trudno uporządkować wszystkie jej skrawki i rozplątać pogmatwane losy ludzi i miejsc. Nie jest to nic dziwnego. To typowa cecha terenów usytuowanych na pograniczu, które zawsze mają inną pamięć historyczną, odmienną perspektywę i poczucie odrębności. Nie inaczej jest z Górnym Śląskiem, „zawieszonym” od kilkuset lat pomiędzy Polską a Niemcami. To sprawia, że tamtejsi mieszkańcy nie zawsze spotykają się ze zrozumieniem i akceptacją.
Znajduje to odzwierciedlenie w historii rodzin, w których od pokoleń przenika się to, co polskie i niemieckie, dodatkowo połączone z silną świadomością: „jestem stąd, tutejszy”. Rodzi to niezrozumienie, zarzucanie Ślązakom, że są „zakamuflowaną opcją niemiecką”, traktowanie ich z rezerwą, a nawet z wrogością. A przecież jest tak, jak pisze cytowany w książce Zbigniew Kadłubek: Ślązacy to „osiadli nomadzi”, tkwiący w jednym miejscu od tysiąca lat, zmieniają się tylko kraje, w których przychodzi im tkwić. „Nie przekraczaliśmy granic, to one nas przekraczały”, zwraca uwagę jeden z interlokutorów autora. Zbigniew Rokita krok po kroku wyjaśnia skomplikowane dzieje stopniowo rozbijanego Śląska zakończone przyłączeniem jego części do Polski po 1918 roku. Wraz ze swoimi rozmówcami przywołuje historię tego regionu, analizuje cechy socjologiczne i etniczne jego mieszkańców.
Rodzinną miejscowością Zbigniewa Rokity jest Ostropa, niegdyś wieś, a od 1975 roku dzielnica Gliwic. Autor opowiada nam przede wszystkim o przeszłości Śląska na przykładzie losów członków swojej rodziny. Z oczu nie powinna nam schodzić gorzka prawda, którą autor ujmuje następująco: „w styczniu 1945 roku zniknął prawdziwy Górny Śląsk, (…) to, co mnie otacza, jest atrapą, a my wszyscy daliśmy się oszukać”. Historia Śląska to w wielu aspektach mit i temat tabu jednocześnie, o czym wspomina jeden z rozmówców autora, prof. Ryszard Kaczmarek, między innymi autor książki „
Powstania śląskie 1919-1920-1921”. Byli Ślązacy, których spotykały w Polsce szykany, także za symbolicznych, niezawinionych przez nikogo, symbolicznych już „dziadków z Wehrmachtu”. Wielu z mieszkańców tego regionu do dzisiaj czuje się w Polsce obco. I wcale nie dlatego, że czują się Niemcami. Tu, na pograniczu, nic nie jest zerojedynkowe ani czarno-białe. Fakt ten potwierdza również drzewo genealogiczne autora, wcale nie składające się ze w stu procentach ze śląskich autochtonów, co chyba najlepiej odzwierciedla historię tego miejsca.
„Kajś” – w pierwszych kilkudziesięciu rozdziałach – bardzo przypomina dokumentalną formę pisania Javiera Cercasa, choć bez pierwiastka autokreacji i fikcji, która jest obecna w utworach hiszpańskiego pisarza. Przechodzimy od pojedynczych przypadków ludzkich losów, poprzez rodzinne pamiątki (zwłaszcza publikowane tutaj zdjęcia), odwiedzane miejsca – aż do panoramicznego, uniwersalnego ujęcia historycznych wydarzeń. Jest nawet i inne podobieństwo: bardzo podobna scena darowania życia, jaką znajdujemy w „Żołnierzach spod Salaminy” Cercasa.
Szkoda, że autor „Kajś” nie podzielił swojej opowieści na bardziej odrębne części: o ile w pierwszej połowie książki jest na pierwszym planie rodzina autora, to druga połowa (od rozdziału 38) poświęcona jest już raczej analizie fenomenu Śląska bardziej z uniwersalnego punktu widzenia. Czytamy o „Śląsku wyobrażonym”, mitycznym, wykreowanym przez reżysera filmowego Kazimierza Kutza. Na zupełnie drugim brzegu jest świat satyrycznego, rubasznego „Cholonka” pióra Horsta Eckerta (Janoscha). Dowiadujemy się o swoistej „śląskiej podwójności” – „Roty” śpiewanej przez dzieci w szkole, a jednocześnie „markach i kawowych czekoladach Schogetten” otrzymywanych od odwiedzających rodzinne strony krewnych.
Zbigniew Rokita nie przemilcza najtrudniejszych dla Śląska najnowszych dylematów. Próbuje zrozumieć, co sprawiło, że po 1989 roku zanikała w niektórych regionach Śląska polskość, a rozkwitała niemieckość – i to pomimo PRL-owskiej polonizacji (w gruncie rzeczy wymuszonej asymilacji) oraz masowej emigracji do RFN po drugiej wojnie światowej. Autor kreśli też relacje pomiędzy mieszkańcami Śląska a Zagłębia, tłumacząc źródła anegdotycznej już wzajemnej niechęci. Przypomina również mniej znane rozdziały z historii Śląska, jak na przykład obóz pracy Zgoda w Świętochłowicach utworzony przez komunistyczny Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Przytacza także niewyjaśnione do dzisiaj w pełni kulisy masowych zachorowań na ołowicę wśród mieszkańców okolic huty w Szopienicach oraz badań nad nimi, w które interweniowała rządząca ówcześnie partia, aby zataić skalę i powagę problemu.
1) Autor wspina się nawet na hałdy, które są ważnym elementem śląskiego krajobrazu…
Na początku XXI wieku daje się dostrzec zmianę: liczba ludzi deklarujących narodowość niemiecką zmniejsza się na rzecz tożsamości śląskiej. Dynamicznie działa Ruch Autonomii Śląska, ma nawet wpływ na politykę lokalną. Bardzo dobrze, że autor podjął wysiłek, by szczegółowo zagłębić się w różne aspekty śląskiego separatyzmu – o co tak naprawdę chodzi tym, którzy mówią o autonomii. Pozwala to uniknąć krzywdzących uproszczeń i przekłamań.
Zbigniew Rokita kreśli w „Kajś” obraz Śląska jako regionu na pograniczu w ujęciu historycznym, geograficznym, antropokulturowym, etnicznym, językowym. Złożoność tego zagadnienia odzwierciedlona jest chociażby w tym, jak obszerna jest bibliografia, z której autor korzystał. Patrząc na ten region przez pryzmat swojej rodzinnej historii oraz własnej, kształtującej się świadomości, szeroko analizuje on kondycję szeroko rozumianej śląszczyzny. Pisze także o niełatwych staraniach związanych z tym, by śląski uznano jako język, a tamtejszą identyfikację – jako narodowość. Te kwestie nadal nie zostały rozstrzygnięte.
„Podręczników do górnośląskości nie ma i każdy ma swoją”, tłumaczy Zbigniew Rokita. Jednak autor dokonał czegoś, co w piśmiennictwie o Śląsku jest wątkiem nowym: udało mu się znakomicie uchwycić dynamiczny i stale postępujący proces tworzenia się, wykuwania się i krzepnięcia nowej, współczesnej śląskiej wspólnoty oraz jej tożsamości. Składa się na nią nie tylko śląskość tkwiąca w tym samym miejscu od setek lat (ta, którą „przekraczały granice”), ale też ta obecna od jednego czy dwóch pokoleń. To tożsamość otwarta, wolna od uprzedzeń i szowinizmu, świadoma swoich skomplikowanych korzeni i odmienności, z realizmem spoglądająca na współczesne uwarunkowania społeczno-polityczne. Dla każdego, kto czuje się Ślązakiem, tytułowe „Kajś” [gdzieś] zawsze jest i będzie „tukej” [tutaj].
1) Pisze o tym Michał Jędryka w reportażu „Ołowiane dzieci”, Wyd. Krytyka Polityczna, 2020