Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ernst Jünger
‹Na Marmurowych Skałach›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNa Marmurowych Skałach
Tytuł oryginalnyAuf den Marmorklippen
Data wydania5 maja 1997
Autor
PrzekładWojciech Kunicki
Wydawca Czytelnik
SeriaNike
ISBN83-07-02572-9
Format166s. 150×230mm; oprawa twarda
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Homer i Tolkien na Marmurowych Skałach (czyli o czym nie pisałem przez 12 lat w „Esensji”)
[Ernst Jünger „Na Marmurowych Skałach” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2

Mieszko B. Wandowicz

Homer i Tolkien na Marmurowych Skałach (czyli o czym nie pisałem przez 12 lat w „Esensji”)
[Ernst Jünger „Na Marmurowych Skałach” - recenzja]

Pierwsze wydanie „Na Marmurowych Skałach” w „Literatrurze na Świecie” 9/1986 (182)
Pierwsze wydanie „Na Marmurowych Skałach” w „Literatrurze na Świecie” 9/1986 (182)
4.
„Na Marmurowych Skałach”. Wszystkie wyrazy w tytule rozpoczęte dużymi literami, bo Marmurowe Skały to nazwa miejscowa. Stąd obok tej notatki pojawia się okładka poświęconego Ernstowi Jüngerowi numeru „Literatury na Świecie” z 1986 roku, którego główną częścią była cała powieść – pierwszy raz zaprezentowana w Polsce – a na pozostałe składały się między innymi czy to wyimki z innych Jüngerowych dzieł, czy to artykuły na jego temat. Z przodu późniejszego wydania widać tylko majuskuły i może dlatego traktuje się nieraz Skały po macoszemu, literami małymi, wprowadzając w błąd niechby najdoskonalszych korektorów zajętych odniesieniami do dzieła. Książka miała się najpierw nazywać „Królowa węży”, ale niemiecki pisarz nie był ze swojego pomysłu zadowolony; nie chciał, co zanotował w dzienniku, zostać „uznany za ofitę”. Wyrażenie „Na Marmurowych Skałach” lepiej oddało, jak stwierdził dwa tygodnie później, „jedność piękna, wzniosłości i niebezpieczeństwa”; owa jedność zresztą wydaje mi się bardzo trafnym opisem samej minipowieści. Przy czym żaden z tych tytułów – odnosząc się, owszem, do pewnych rodzajów naturalnej potęgi, obu obdarzonych przez Jüngera niebłahym znaczeniem – nie dotyczy tego, co pojawia się najczęściej czy najwyraźniej. Węże – żmije nosorogie, rzeczywiście śmiercionośne – są rzadko wspominane, a u skraju Marmurowych Skał, których niejako mimochodem chronią, stoi Pustelnia Ruciana: to w niej mieszka i niekiedy bywa postać, która opowiada o toczącej się przemianie dziejów i o przemocy, jaka w związku z nią się wydarza.
Gdzie się wydarza? Kiedy? Trudno stwierdzić, na ile nakreślona rzeczywistość różni się od świata, którego skrawkami jesteśmy, na ile z nim współbrzmi; jakiej epoce jest bliska i czy w ogóle związana z czasem pod innym względem niż poświadczanie przemijania. A także pór roku: refleksyjnej, apollińskiej jesieni oraz dzikiej, dionizyjskiej w duchu wiosny. Przyroda i niektóre słowa pozwalają pomyśleć o Śródziemnomorzu. Z pewnością o tyle mocno łączy się owa realność z naszą, że nie brak tam znanych na dostępnej nam ziemi nazw miejsc albo ludów, takich jak Campania bądź Mauretańczycy, w powieści: skłonny do walki zakon wtajemniczonych. Nie wiadomo, czy naprawdę istnieje magia, czy też mały chłopiec Erio – syn narratora i czarownicy, która spotkawszy go podczas jednej z wojen, zostawiła wraz z dzieckiem i swą matką w Pustelni – ma całkiem naturalny dar ujarzmiania węży oraz ich królowej. Nie brak starożytnych rytuałów, są jednak przedstawiane jako antyczne; nie brak również prochu, chociaż plemiona jawią się jako dalekie od wspólnot nowożytnych. Nie brak wreszcie chrześcijaństwa, którego za sprawą wielowiekowej dojrzałości niepodobna uznać za wczesne, tak jak nie brak politeistycznych, archaicznych mentalności – nawet jeśli wzmianki o rzymskich Jowiszu i Weście czy germańskim Wotanie są tylko porównaniami dokonanymi przez opowiadającego historię bohatera, zanurzonego wraz z bratem Otho w herbarium i bibliotece: w pismach i wiedzy o przyrodzie. Wiedzy, którą trudno przekazywać innym, zda się: niepiśmiennym i nie czytającym; ale czy działo się to w erze, która minęła, czy tej, która dopiero miała nadejść? Wolno bodaj przyjąć, że nakreślił Jünger pewną syntezę przed- i pochrystusowych europejskich kultur, dostrzegając po obu stronach dziejów warte wykorzystania przejawy udostępnionych nam przez rzeczywistość sił7). Stąd pasterz-wojownik Belovar, pełen pierwotności, a w niej jakiegoś pradawnego, niekiedy okrutnego zapału; lecz również zakonnik-mędrzec, ojciec Lampros, dopiero w ostateczności decydujący się na niewyszukane słowa. Wirujące żmije nosorogie i starannie badane rośliny: badane z czcią tyleż dla nich – bo w każdej znajdzie się wyjątkowość – ile dla Karola Linneusza (albo fikcyjnego przyrodnika obdarzonego jego mianem). Dwie cenne moce: i rozumna, i dzika, uginające się pod tym samym naporem.
Sama historia właściwie jest prosta. Nad krainą znaną jako Wielka Marina coraz wyraźniej unosi się cień Nadleśniczego, władającego armią zwanych Lemurami barbarzyńców; tych barbarzyńców, którzy utracili dziką szlachetność. Ów cień jest wraży – jakżeby inaczej – wszelkiemu ładowi, naturze i wolności, a tym samym wrogi światu, „bo też – cytuję tu książkę – zniszczenie porządku nie może być niczym zbawiennym”. To kameralna opowieść jednego narratora: niewiele jest postaci i niewiele przestrzeni; nawet bitwa, która odbywa się pod koniec, po długo rosnących do tego czasu niepewnościach i niepokojach, robi wrażenie niewielkiej i dusznej. Chociaż nie mniej przez to wpływającej na emocje – na przykład za sprawą, prócz wszystkiego innego, szczegółowego opisu uczestniczących w niej sfor psów, na czele z ulubieńcem Nadleśniczego, dogiem kubańskim, wabiącym się Chiffon-Rouge („czerwone płótno”).
Zdaje się jednak, że ważniejsze niż konkretne wydarzenia są okoliczności, którym towarzyszą. Sposoby bycia częścią świata, zarówno przez ludzi, jak i pozostałe istnienia, a także jego, tego świata, budowa, która pod naciskiem nihilisty skrywającego się za tarczą udawanej jowialności – postrzegającego rzeczywistość niczym system bezdusznych, podatnych na użytkowanie trybików – spłaszcza się i rozpada. Wszelako podczas tej waśni wciąż da się znaleźć rękopisy i kwiaty buławnika; jaszczurki perłowe albo niezwykłe grzyby, jak czerwonopłomieniste krwiościegi; hiacynty muszkatołowe i na wpół magiczne zwierciadło Nigromontana, ogniskujące promienie słoneczne. Jakieś ślady złożoności: harmonii oraz symetrii między człowiekiem a zewnętrznymi wobec niego wymiarami tego, co wokół; wymiarami nakreślonymi z naukową niemalże, chociaż nie techniczną dokładnością. Ta dokładność upewnia mnie, że tam, gdzie nie ma szczegółów, gdzie czy to miejsca, czy to osoby pozostają niejasne, pominął je Jünger nie przez zaniedbanie bądź niezdolność, ale umyślnie: żeby umocnić uniwersalność, jak i po to, by unaocznić, że są rzeczy, których opisać się nie da. A kiedy – jeśli znowu przytoczyć „Marmurowe Skały” – dzieje się „coś, co nie istnieje w sferze języka”, kiedy „język nie wystarcza”, wtedy „musimy wniknąć w głębiny snu”.
Wrócę zatem do języka. Zwięzłego i onirycznego, szukającego rytmu, lecz przy tym precyzji, nawet skoro gdzieniegdzie pełnego niedopowiedzeń. Wszak sposób przekazu nie powinien co prawda dominować nad sednem, ale bywa jego istotną częścią. Nieomal na każdej stronie pojawia się zdanie, które warto zapamiętać, zarazem jednak pilnowane na tyle mocno, aby ani samo, ani wespół z tymi w pobliżu nie otrzeć się o przesadną afektację czy banał. W „Na Marmurowych Skałach” – także wówczas, kiedy mowa o najhaniebniejszych, a przy tym bezmyślnych i pełnych dysonansów nikczemnościach – najbardziej bodaj czaruje napięcie między wyobraźnią a dyscypliną, obiema wykorzystywanymi do granic możliwości; wielobarwność połączona z wojskowym nieomal drylem; to wszystko zaś widoczne jest tyleż w formie, ile w treści, bo ci, którzy w książce są najważniejsi, wraz z prowadzącym opowieść bohaterem, zajmują się tak naprawdę poszukiwaniem i utrzymywaniem harmonii oraz proporcji. Niechby w rzetelnie zdobywanych wiedzy i myśli z jednej strony, a z drugiej – w jakimś zachowywaniu w sobie śladów dzikości.
Ta estetyzacja, dotycząca również tego, co na wiele sposobów brzydkie: pożóg i pogorzelisk, głów i innych części ciała odnalezionych w Köppelsbleek („wybielacz czaszek” – tak można przetłumaczyć nazwę karczowiska, które stało się miejscem kaźni); owa estetyzacja jawi się więc jako swoiste odnajdywanie powabu i porządku. To w istocie obrona przed niegodziwością i destrukcją – wszak, by znów zacytować „Marmurowe Skały”, „głęboka jest nienawiść do piękna, płonąca w nikczemnych sercach” – a jednocześnie dbanie o wewnętrzną przynajmniej niezależność od tego, co jakkolwiek okrutnie zaistniewa wokół. Przypomina słynne, z dużą dozą prawdopodobieństwa bardziej literackie niż prawdziwe, wspomnienie Jüngera przywołane na kartach „Promieniowań”, w którym podczas nalotu na Paryż 27 maja 1944 roku, zamiast uciekać fizycznie, przyglądał się z hotelowego dachu pływającym w kieliszku burgunda truskawkom. Jednakże ratowana w ten sposób szlachetność ducha, która wedle powieści – jak z reguły w mitach – przemija z pokolenia na pokolenie, nawet jeśli trwa, to nie chroni przed zniszczeniem. Stąd może żałobna pieśń pod koniec:
Książęta to ludzie z kobiety zrodzeni
I także w proch się obracają;
W zamiarach swoich też są niespełnieni,
Gdy tylko grobu ofiarą się stają.
Wołamy do Ciebie o pomoc, Boże,
Gdyż człowiek już nam nie pomoże.
5.
To notatka z okazji dwudziestolecia „Esensji” i moich dwunastoletnich mniej lub bardziej powiązanych z nią wspomnień. Słowem: bardziej własna niż inne. Dobrze pamiętam nasze zestawienia sprzed dekady: 100 najlepszych polskich opowiadań, 50 najlepszych dzieł dłuższych. Przyznaję, że teraz, mimo sentymentu, nie chciałbym w tym uczestniczyć; trochę mi takie listy zbrzydły. Jeślibyśmy jednak mieli podjąć karkołomną próbę utworzenia rankingu powieści, jak wówczas, fantastycznych, ale tym razem z całego świata (a może i po prostu: powieści w ogóle, co byłoby już zupełnie niedorzeczne) – jeślibym wziął w tej próbie udział – to na samej górze swoich propozycji, całkiem osobiście: bez przypisywania sobie niechby starań o obiektywizm, ale z przeświadczeniem o dostępnej mi rzetelności, umieściłbym „Marmurowe Skały”.
Za ten najbardziej znany, wielokroć cytowany początek, wedle którego „poruszamy się w minionych epokach lub odległych utopiach, podczas gdy teraźniejszość przemija”. Za lekarstwo na nikczemność, odnajdywane w dyscyplinie i estetyzacji; jak wtedy, gdy wędrowcy, przerażeni dostrzeżonymi śladami rzezi, najpierw uciekając, powracają na miejsce, żeby zgodnie z zadanym sobie obowiązkiem zbadać odnaleziony tam kwiat buławnika. Za przypominanie, że „nie zbudowano jeszcze domu, nie stworzono planu, którego podwaliną nie byłby upadek, i nie w naszych dziełach trwa to, co w nas niezniszczalne”. Może trochę ze względu na nieoczywistość wyboru. Na pewno za niespotykane połączenie wycyzelowanego pisarskiego uporządkowania z kunsztownie, ale przeszywająco przedstawioną tęsknotą do wciąż zanikającego anarchicznego piękna – coraz słabiej utkwionego czy to w magicznej, czy to w codziennej rzeczywistości.
koniec
« 1 2
12 grudnia 2020
1) Nie chodzi mi przy tym o napisaną przezeń odsłonę uproszczoną, zatytułowaną „Przygody Odyseusza”.
2) Na chwilę się przy tych tłumaczeniach zatrzymam — już poza tekstem głównym. „Iliadę”, którą jeszcze w nim zacytuję, przytoczę za Jeżewską, ale to nie znaczy, że do innych zajrzeć nie warto. Podobną do niej metodę wybrał nieco wcześniej Ignacy Wieniewski. Szukając odsłony rymowanej, trzynastozgłoskowej, sięgnąć warto po trochę niedzisiejsze tłumaczenie Franciszka Ksawerego Dmochowskiego. Michał Gwalbert Pawlikowski, i to chyba całkiem na serio, próbował opisać wojnę trojańską po góralsku: „Panno święta, ty sama zaświadcz, jako było / Wtedy, kiedy pasyją się rozsierdził wściekłą / Peleusowy Achil. (…) Tak już Bóg chciał, od kiedy gniewy swoje kida / W nogach wartki Achilles i harnaś Atryda”. Nie dokończył. Najładniej być może brzmi, choć również tylko rozpoczęta, a w tym rozpoczęciu niezupełnie wierna źródłom, propozycja Juliusza Słowackiego: „Achila gniew — i klęski zeń spadłe na Greków / Śpiewaj, bogini, bogów śpiewaczko i wieków”. Oparta została na wersji raczej angielskiej niż starogreckiej; i wszystkim, którzy mają możliwość oraz ochotę zajrzeć do wydań w tym języku, polecam dwa wyjątkowe same w sobie tłumaczenia, na pierwszym z których prawdopodobnie Słowacki się wzorował: „The Iliad” i „The Odyssey” Alexandra Pope’a. Jeśli chodzi o ten drugi poemat: „Odyseję”, przywołany Lucjan Siemieński, czego w jednym wersie może nie widać, zaproponował w odróżnieniu od Parandowskiego odsłonę rymowaną.
3) Do przeczytania w zbiorze: Ernst Jünger, „Eksploracja Bezdroży. Eseistyka lat pięćdziesiątych”, Kraków 2013.
4) Warto tu może dopisać, że po zaprezentowaniu powieści Jünger zmagał się z podobnymi kłopotami, co Tolkien. Tak jak „Władca Pierścieni” pojawił się niedługo po II wojnie światowej, tak „Marmurowe Skały” ukończone zostały w połowie 1939 roku, a wydane pod jego koniec; tak przeto, jak spisany prozą epos Anglika wciąż uchodzi nieraz za odniesienie do przedsięwziętych przez sowieckie i niemieckie władze okrucieństw, tak kameralna opowieść niemieckiego skądinąd oficera często odczytywana jest jako przepowiednia nadchodzącego wówczas terroru. I tak jak Tolkien przekonywał, że jeśli jego dzieło jest czegokolwiek alegorią, to co najwyżej Ewangelii, tak Jünger, świadom, że zupełnie oskarżeń o alegoryczność nie uniknie, liczył na to, że zostaną one ograniczone do minimum: że nie staną się interpretacją najważniejszą.
5) Ernst Jünger miał skłonność do pewnego rodzaju nadawania nowych znaczeń dawnym swoim myślom. Niewykluczone, że dlatego przy pomocy napisanej przez brata „Perfekcji…” bronił „Robotnika”: „Mój »Robotnik« i »Złudzenia techniki« Friedricha Georga przypominają pozytyw i negatyw fotografii” — tak pisał w „Promieniowaniach” 11 marca 1944 roku, sugerując, że tak jedno, jak drugie jest potrzebne.
6) Tak tu, jak i później, przytaczając notatki Jüngera z dziennika, sięgnąłem po „Literaturę na Świecie” z 1986 roku, numer 9 (182).
7) Tu ciekawostka, niejako potwierdzająca skłonność Ernsta Jüngera do szukania pewnej międzykulturowej łączności myślowej, wynikającej z natury ludzkiej i natury świata, niezależnie od okoliczności. Sporo po powstaniu powieści „Na Marmurowych Skałach”, od 1959 do 1971 roku, prowadził wraz z wybitnym religioznawcą, myślicielem i pisarzem rumuńskim, Mirceą Eliadem, magazyn kulturalny „Antaios”, zajmujący się symboliką i archetypami. Czasopismo jednak, mimo udziału cenionych na całym świecie intelektualistów czy antropologów, nie cieszyło się powodzeniem.

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

PRL w kryminale: Biały Kapitan ze Śródmieścia
Sebastian Chosiński

19 IV 2024

Oficer MO Szczęsny, co sugeruje już zresztą samo nazwisko, to prawdziwe dziecko szczęścia. Po śledztwie opisanym w swej debiutanckiej „powieści milicyjnej” Anna Kłodzińska postanowiła uhonorować go awansem na kapitana i przenosinami do Komendy Miejskiej. Tym samym powinien się też zmienić format prowadzonych przez niego spraw. I rzeczywiście! W „Złotej bransolecie” na jego drodze staje wyjątkowo podstępny bandyta.

więcej »

Mała Esensja: Trudne początki naszej państwowości
Marcin Mroziuk

18 IV 2024

W dziesięciu opowiadań tworzących „Piastowskie orły” autorzy nie tylko przybliżają kluczowe momenty z panowania pierwszej polskiej dynastii władców, lecz również ukazują realia codziennego życia w tamtej epoce. Co ważne, czynią to w atrakcyjny dla młodych czytelników sposób.

więcej »

Superwizja
Joanna Kapica-Curzytek

15 IV 2024

Zamieszkały w Berlinie brytyjski reportażysta podróżuje po niemieckim wybrzeżu. Jego znakomite „Duchy Bałtyku” są zapisem odkrywania, skrawek po skrawku, esencji niemieckiej duszy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.