„Montecore. Milczenie tygrysa” jest powieścią nietypową w formie i budzącą uśmiech. W taki sposób szwedzki pisarz Jonas Hassen Khemiri zdecydował się opowiedzieć o kwestiach, które zabawne nie są: tych związanych z imigracją i asymilacją w nowym miejscu zamieszkania.
Dramat bycia „nikim”
[Jonas Hassen Khemiri „Montecore” - recenzja]
„Montecore. Milczenie tygrysa” jest powieścią nietypową w formie i budzącą uśmiech. W taki sposób szwedzki pisarz Jonas Hassen Khemiri zdecydował się opowiedzieć o kwestiach, które zabawne nie są: tych związanych z imigracją i asymilacją w nowym miejscu zamieszkania.
Jonas Hassen Khemiri
‹Montecore›
Jonas Hassen Khemiri jest już u nas znany. Wcześniej ukazały się jego powieści „Wszystko, czego nie pamiętam” (wyd. polskie Wydawnictwo Czarna Owca, 2017), a także „
Klauzula ojca”. Jest uznanym pisarzem i dramatopisarzem – także pierwszym szwedzkim literatem, którego opowiadanie zostało opublikowane na łamach magazynu The New Yorker (w 2017 roku).
Mam kłopot z informacją zawartą w notce biograficznej na ostatniej stronie okładki. Czytamy w niej, że Jonas Hassen Khemiri otrzymał za książkę „Wszystko, czego nie pamiętam” Nagrodę Angelusa. To poważny błąd – nazwiska autora nie ma na liście laureatów tej nagrody i nie ma on z nią nic wspólnego. Regulamin Literackiej Nagrody Europy Środkowej „Angelus”, którą przywołuje wydawca, ściśle określa kraje, z których mogą być zgłaszani kandydaci i nie przewiduje zgłoszeń tworców ze Szwecji. Jeśli już, to autor został nagrodzony w 2015 roku szwedzką Nagrodą Augusta, przyznawaną przez Szwedzkie Stowarzyszenie Wydawców.
Nie rozumiem także, dlaczego po tytule powieści pojawia się kropka? Reguły języka polskiego są w tym przypadku jednoznaczne: w takim przypadku jej nie stawiamy. Kropka nie ma tutaj żadnego uzasadnienia – i nie usprawiedliwia tego także tytuł oryginału: „Montecore: en unik tiger”. Na szczęście tłumaczenie tekstu powieści okazało się naprawdę dobre, biorąc pod uwagę oryginalność frazy podszytej subtelnym humorem. Z tego zadania tłumaczka Dominika Górecka wywiązała się znakomicie.
Młody pisarz Jonas Hassen Khemiri (nosi to samo nazwisko, co autor) otrzymuje któregoś dnia list od niejakiego Kadira, który podaje się za przyjaciela jego zmarłego ojca. Tak nawiązuje się korespondencja, podczas której autor poznaje nieznane sobie epizody z życia ojca oraz konfrontuje te znane z własną pamięcią.
I tak oto powstaje wielowymiarowy portret Abbasa, Tunezyjczyka, który pewnego razu poznaje Pernillę, Szwedkę przebywającą na wakacjach. Historia, jakich wiele w latach 70. XX wieku: zawierają małżeństwo, a Abbas przyjeżdża na stałe do Szwecji. Rozpoczynają wspólne życie, na pewnym etapie skontrolowane przez władze, czy aby na pewno ten związek jest prawdziwy, a nie tylko zaaranżowany „na papierze”: „Zostaliśmy poczęstowani kawą przez uśmiechniętych urzędników w garniturach i zapytani o nasze wzajemne zwyczaje”.
Abbas interesuje się fotografią, jego idolem jest Robert Capa. Jednak pierwsze lata w Szwecji są trudne, nie zna języka, trudno mu wrosnąć w kulturę. Narodziny syna sprawiają mu wielką radość, ale tym bardziej zaczyna mu ciążyć odpowiedzialność za rodzinę. Możliwości zarobienia pieniędzy są jednak ograniczone, przede wszystkim dlatego, że Abbas nie jest „stąd”. Mężczyzna jednak nie poddaje się, uczy się z zapałem szwedzkiego i ma nadzieję, że jego sytuacja się ustabilizuje.
Powieść ma nietypową formę – relacja odbywa się w drugiej osobie, czyli złożona jest z listów Kadira do Jonasa. Czasami tylko Abbas odzywa się własnym głosem, kiedy Kadir przytacza Jonasowi listy ojca. Na marginesie, autor popełnił tu błąd chronologiczny: w liście do Kadira, datowanym na lipiec 1978 roku cytuje piosenkę zespołu ABBA: „The Winner Takes It All”. Tymczasem ten przebój został wydany dopiero w lipcu 1980 roku. Tym niemniej, listy Kadira to literackie majstersztyki: wydobywają każdy niuans kulturowych różnic, podkreślają realia życia w Szwecji w takach 70. i 80. XX wieku. To okres stabilizacji i dobrobytu (choć nie dla wszystkich), brutalnie przerwany jednak zamordowaniem premiera Olofa Palmego w 1986 roku (jest w książce odniesienie do tego wydarzenia). Jak wspomniałam, język powieści jest bardzo oryginalny, imitujący zmagania z pisaniem osoby niewykształconej i posługującej się w dodatku mieszaniną różnych języków. Dominika Górecka wydobyła tutaj znakomicie humor, „podkręciła” grę słów i podkreśliła pisarską „naiwność” autora listów. Dzięki temu powieść czyta się z uśmiechem i poczuciem, że „Montecore” zapewnia nam świetną, inteligentną i poszerzającą językowe horyzonty zabawę literacką.
Historia Abbasa zabawna jednak pod żadnym względem nie jest. Jest opowieścią o wysiłku, poczynionym w stronę asymilacji, wysiłku wielkim, lecz nigdy w pełni nienagrodzonym. Ojciec Jonasa Hassena niezmiennie z nadzieją czeka na moment, w którym wreszcie stanie się pełnoprawnym członkiem szwedzkiej społeczności: „To tylko faza premierowa. Z początku Szwedzi mają w sobie pewną podejrzliwość, zwłaszcza w stosunku do nas, Szwedów o nieszwedzkim wyglądzie. Zobaczysz jednak, że już wkrótce, dosłownie w każdej chwili, nasze interesy nabiorą rozpędu. Za zaledwie kilka tygodni zrozumieją twój artystyczny talent”… O tym, jak potoczyły się losy Abbasa, czy zdołał do siebie przekonać Szwedów – przeczytamy w powieści.
Warto zwrócić uwagę, że powieść akcentuje także dramat tzw. drugiego pokolenia imigrantów w Europie (lub dzieci pochodzących z tzw. małżeństw mieszanych). Te osoby zostają na pewnym etapie „złapane w pułapkę”: nie należą już do kultury, z którą łączą ich korzenie, ale jednocześnie nigdy nie będą należały do społeczności, wśród której mieszkają na co dzień, i to nawet jeśli urodziły się już w nowym kraju. Rozumie to Abbas, który pisze o swoim synu (Jonasie): „Mój syn to smutna postać, której brakuje kultury. Nie jest Szwedem, nie jest Tunezyjczykiem, jest NIKIM. Odwieczną pustką, która dopasowuje się do otoczenia niczym wielobarwny kameleon”. W końcowej części powieści dostrzegamy, w jak dramatyczny sposób ta pustka zostaje zapełniania. To dlatego drugie pokolenie imigrantów jest, niestety, najbardziej podatne na radykalizację i zachowania aspołeczne.
Czytelnikom, którzy nie znają realiów Szwecji, trudno będzie odczytać każde odniesienie do „szwedzkości” i kultury tego kraju. Sami Szwedzi mówią, że uznanie czegoś za „czysto szwedzkie” kojarzy się z czymś nadętym, nudnym i wcale nieuznawanym za coś najlepszego na świecie; z kolei wszystko, co inne jest dla nich ciekawe i przyciągające uwagę. Czy jednak zawsze tak było? Powieść jest na tyle czytelna, że można ją zinterpretować jako oskarżenie wobec „czystej etnicznie” społeczności, która „w białych rękawiczkach” i nie wyrażając tego wprost szczelnie broni dostępu do niej tym z zewnątrz, jest ksenofobiczna i rasistowska. Khemiri przytacza tutaj znamienny przykład Silvii, królowej Szwecji, urodzonej w Niemczech i wychowywanej w Brazylii. Reguły gry, jak świetnie tu widać, nie dla wszystkich są równe i przejrzyste. A przecież powieściowy Abbas tak samo chce się integrować i asymilować: przyjmuje szwedzki styl życia, ideały tamtejszej średniej klasy, opanowuje język.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy uznać, że „Montecore. Milczenie tygrysa” zawiera wiele elementów autobiograficznych: autor ma rzeczywiście ojca Tunezyjczyka oraz matkę Szwedkę. Problemy kulturowych barier i uprzedzeń (zapewne także dramat bycia „nikim”) są mu więc doskonale znane. Powieść została wydana w Szwecji w 2006 roku, ale nie traci na aktualności.