Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Adam Nasielski
‹Opera śmierci›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułOpera śmierci
Data wydania2013
Autor
Wydawca CM
CyklWielkie gry Bernarda Żbika
SeriaKryminały przedwojennej Warszawy
ISBN9788363424220
Format174s. 119×194mm
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Zbrodnie w stylu retro: Tępić jak zarazę. Bez litości!
[Adam Nasielski „Opera śmierci” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Dla przedwojennego warszawskiego Wydawnictwa Stanisława Cukrowskiego autor powieści kryminalnych i sensacyjnych Adam Nasielski był kurą znoszącą złote jajka. Jego książki cieszyły się sporą popularnością, a inspektor Bernard Żbik z Centrali Służby Śledczej wyrósł na jedną z najpopularniejszych postaci literatury popularnej. Nic więc zaskakującego, że w kilka miesięcy po powieści „Alibi” do sprzedaży trafiła kolejna z tym bohaterem – „Opera śmierci”.

Sebastian Chosiński

Zbrodnie w stylu retro: Tępić jak zarazę. Bez litości!
[Adam Nasielski „Opera śmierci” - recenzja]

Dla przedwojennego warszawskiego Wydawnictwa Stanisława Cukrowskiego autor powieści kryminalnych i sensacyjnych Adam Nasielski był kurą znoszącą złote jajka. Jego książki cieszyły się sporą popularnością, a inspektor Bernard Żbik z Centrali Służby Śledczej wyrósł na jedną z najpopularniejszych postaci literatury popularnej. Nic więc zaskakującego, że w kilka miesięcy po powieści „Alibi” do sprzedaży trafiła kolejna z tym bohaterem – „Opera śmierci”.

Adam Nasielski
‹Opera śmierci›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułOpera śmierci
Data wydania2013
Autor
Wydawca CM
CyklWielkie gry Bernarda Żbika
SeriaKryminały przedwojennej Warszawy
ISBN9788363424220
Format174s. 119×194mm
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Jak odebrano premierę „Alibi” (1933) – pierwszej powieści z cyklu „Wielkie gry Bernarda Żbika”? Większość czytelników zapewne była ukontentowana, ale musieli znaleźć się także tacy – obstawiam, że byli to głównie krytycy literaccy – którzy zarzucali twórcy to i owo. Skąd taki wniosek? Z odautorskiego wstępu, który pojawił się w kolejnej książce z serii – wydanej w 1934 roku „Operze śmierci”. To zresztą nadzwyczaj interesująca lektura, a na dodatek aktualna po dziś dzień. Adam Nasielski stara się w nim wytłumaczyć, czym jest – pamiętajmy jednak, że pisał te słowa prawie dziewięćdziesiąt lat temu – uprawiane przez niego poletko. Powoływał się przy tym na zdanie jednego ze swoich (eks)przyjaciół, od którego miał ponoć usłyszeć: „Powieści kryminalne nie mają głębi treści, są płytkie i banalne”. Można podejrzewać, że słowa te bardzo go wzburzyły. I to na tyle, że swoimi refleksjami postanowił się podzielić publicznie, wyjaśniając: „Głębokość treści – trudno jej ostatecznie tak bardzo wymagać od powieści kryminalnej. Nawet najbardziej utalentowany autor nie może umieścić w powieści kryminalnej treści specjalnie głębokiej – bo wtedy powieść ta przestanie być tym, czym miała być w założeniu”.
To jeszcze nie wszystko. W dalszej części czytamy bowiem: „Powieść kryminalna jest lekturą lekką, jest odpoczynkiem umysłu, jest snem na jawie. I niczym więcej być nie powinna”. Po czym konkluduje: „Mam nadzieję, że tych kilka słów wyprowadzi z błędu malkontentów-głębokometrów i pouczy ich, czego mogą i czego powinni oczekiwać od najlepszej nawet powieści kryminalnej. Powtarzam: tylko rozrywki”. Można się zastanawiać, czy Nasielski (i przy okazji jego czytelnicy) naprawdę tak mało oczekiwał od własnej pracy? Nie do końca. Dostrzegał bowiem istnienie „młodego beniaminka, który pozwala autorowi na pewną głębię (…). Tym rodzajem literatury kryminalnej jest powieść detektywistyczno-psychologiczna – jednak i ona nie może być zbyt głęboka, bo wtedy byłaby… nudna!”. Wydaje mi się, że Georges Simenon, twórca postaci komisarza Maigreta, który jako prozaik zadebiutował chwilę przed Nasielskim, nie zgodziłby się ze swoim polskim kolegą po fachu. Nie mówiąc już o całej rzeszy tworzących kilka dekad później autorów spod znaku „nordic-noir”, jak na przykład – choć to już zupełnie inna bajka – Henning Mankell, Stieg Larsson, Gunnar Staalesen czy Karin Fossum.
Inna sprawa, że cała „Opera śmierci” prezentuje się tak, jakby autor musiał coś mocno i szybko odreagować. Śle bowiem co rusz potężne (i pewnie często niezasłużone) razy – zarówno pod adresem artystek i artystów występujących na scenie stołecznej opery, jak i osób zasiadających na widowni. Najbardziej dostaje się jednak ekskolegom-dziennikarzom (sam przecież zaczynał karierę od pisania do gazet, będąc głównie recenzentem… operowym), zwłaszcza tym z prasy brukowej, którzy często wprost nazywani są przez Nasielskiego „półgłówkami”. Dobre słowa pisarz rezerwuje tak naprawdę tylko dla jednej postaci – inspektora Bernarda Żbika, który w każdym rozdziale nazywany jest naprzemiennie „genialnym detektywem” bądź „Wielkim Psychologiem” (chyba na wzór fikcyjnego „wielkiego inkwizytora” z „Braci Karamazow” Fiodora Dostojewskiego). Jeśli ktoś go nie podziwia – jak jego przyjaciel i najbliższy współpracownik, a także współlokator (sic!), aspirant Adam Billewski czy wywiadowca Rogalski – jest albo głupkiem, albo kanalią, albo zasługującym na stryczek zbrodniarzem.
Powieść ukazała się pierwotnie w dwóch częściach (i to w twardej oprawie!) w 1934 roku nakładem warszawskiego Wydawnictwa Stanisława Cukrowskiego. Autor połączył w niej swoje dwie wielkie pasje: miłość do opery (tytuł książki, poza jego znaczeniem symbolicznym, można rozumieć także dosłownie) oraz zamiłowanie do kryminałów (bez dwóch zdań znał opowiadania Edgara Allana Poego, których bohaterem był detektyw C. Auguste Dupin, jak również twórczość Arthura Conana Doyle’a i Agathy Christie). Był także na bieżąco z ówczesną wiedzą kryminologiczną, zawartą chociażby w wydanym w 1923 roku opracowaniu „Służba śledcza. Podręcznik dla użytku policji państwowej”. To stamtąd, jak można sądzić, pochodzi wiele spostrzeżeń Nasielskiego natury psychologicznej, jak też analizy dotyczące zachowania przestępców. Dzisiaj, co oczywiste, większość z nich jest już mocno nieaktualna, ale dziewięć dekad temu z podobnych prac czerpali wiedzę funkcjonariusze służb śledczych.
Mimo pewnych niezaprzeczalnych mankamentów, „Opera śmierci” – podobnie zresztą rzecz miała się z „Alibi” – broni się intrygującą konstrukcją. Otóż już w pierwszym rozdziale dowiadujemy się, co się stanie, w jaki sposób, kiedy i dlaczego. Jak również kto padnie ofiarą mordercy. To trzydziestodziewięcioletnia primadonna warszawskiej opery Janina Smyczkowska, kobieta o wciąż zachwycającym głosie i ponętnej urodzie. Niekoniecznie jednak dobrym charakterze. Mając świadomość swoich atutów, śpiewaczka wykorzystuje je, by zdobywać kolejnych mężczyzn. A potem – najzupełniej świadomie – zarażać ich luesem (tak w okresie międzywojennym nazywano kiłę). Tę niemiłą ciału przypadłość „przekazała” również swojemu aktualnemu, o piętnaście lat młodszemu kochankowi. Zrozpaczony z tego powodu, mężczyzna zapowiada, że ją zabije. Mógłby to zrobić tu i teraz, w domu kobiety, ale chce, by sprawa odbiła się znacznie szerszym echem – zastrzeli ją więc podczas wieczornego spektaklu, gdy Janina pojawi się na scenie. I na dodatek zrobi to w taki sposób, że nikt nie wykryje sprawcy.
Janina ma świadomość, że jej kochanek nie rzuca słów na wiatr. Że jest gotów spełnić swoją groźbę. Po jego wyjściu udaje się więc do dyrektora opery Janusza Sicińskiego i prosi go o zwolnienie z dzisiejszego występu. To nie jest wielki problem, ponieważ w każdej chwili Smyczkowską może zastąpić Alberta Ilińska, śpiewaczka nie mniej utalentowana, ale za to znacznie młodsza od schodzącej już powoli ze sceny gwiazdy. Obie panie mają bardzo podobne głosy i… charaktery. Urzekająca urodą Alberta też wie, jak uwodzić i wykorzystywać, jak szantażować i poniżać, jak walczyć o swoje i rozpychać się łokciami. Z tego powodu w miejscu pracy ma znacznie więcej wrogów niż przyjaciół (gwoli ścisłości tych ostatnich nie ma w ogóle). Przedstawienie, w jakim występują Smyczkowska i Ilińska, cieszy się wielką popularnością. Jest to bowiem pierwsza opera o tematyce… kryminalnej. Tak się składa, że na spektakl wybierają się również – poniekąd służbowo, ale z wielką przyjemnością – inspektor Żbik i aspirant Billewski.
Bernard Żbik od momentu wejścia do sali ma dziwne przeczucie, że coś się wydarzy. Nie podoba mu się widz siedzący w pierwszym rzędzie, który cały czas trzyma obie ręce w kieszeniach, jakby coś w nich ukrywał. Potem podpada mu jeszcze kapelmistrz, który zaczyna dyrygować orkiestrą jedną tylko ręką, drugą (prawą) również chowając do kieszeni. Aż w końcu intuicja doświadczonego funkcjonariusza sprawdza się – na początku trzeciego aktu pada strzał (zgodnie zresztą z librettem opery), od którego – tego już twórca fabuły nie przewidział – ginie odtwórczyni głównej roli. Alberta Ilińska! Nie, jak można było sądzić, Janina Smyczkowska. Żbik – „genialny detektyw” i „Wielki Psycholog” – natychmiast przejmuje inicjatywę i rozpoczyna z pomocą Billewskiego, a potem jeszcze dosłanych mu z komendy wywiadowców Wielgusa i Rogalskiego, swoje kolejne dochodzenie. Kto zabił? Widz z pierwszego rzędu? Kapelmistrz? A może śpiewak operowy Armand Dernier, który oddał strzał na scenie – w teorii ślepym nabojem, ale kto wie, jak było w rzeczywistości? Czytelnik w tej chwili ma nieco większą wiedzę od inspektora, zadaje więc sobie jeszcze jedno pytanie: Dlaczego zginęła Alberta, skoro zabójca groził śmiercią Janinie?
Adam Nasielski chyba jednak trochę wziął do serca narzekania swego (eks)przyjaciela (vide wstęp) i tym razem popuścił nieco wodze fantazji i pozwolił sobie na psychologizowanie. Mając przed sobą podejrzanych (z biegiem czasu ich liczba rośnie), Żbik dokonuje kolejno ich wiwisekcji – stara się znaleźć odpowiedzi na pytania, czy mieli oni powody, aby zabić nieszczęsną artystkę, a przede wszystkim czy impuls był na tyle silny, by ich psychika udźwignęła w przyszłości brzemię zbrodni. Nasielski z wyczuciem myli tropy i praktycznie do samego końca utrzymuje czytelnika w niepewności. Jedyne, co irytuje, to niekończące się peany pod adresem głównego bohatera, który, jeśli wierzyć autorowi „Opery śmierci”, zapędziłby w kozi róg i Sherlocka Holmesa, i Herkulesa Poirot, o komisarzu Maigrecie nawet nie wspominając. Trochę za dużo tego dobrego. Wyłaniający się z tej akurat powieści portret Bernarda Żbika jest zdecydowanie zbyt cukierkowy. Co dziwi, bo przecież sam inspektor wcale nie jest postacią mdłą. Potrafi powiedzieć aresztowanemu prosto w oczy takie słowa: „Przypominam ci (…), że według nowego kodeksu karnego usiłowanie jest karane na równi z dokonanym przestępstwem, o ile chodzi o zbrodnię. Jednym słowem – wisisz, człowieku. I ja cię wcale nie żałuję. Takich należy tępić jak zarazę. Bez litości”.
koniec
1 lutego 2021

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Szereg niebezpieczeństw i nieprzewidywalnych zdarzeń
Joanna Kapica-Curzytek

21 IV 2024

„Pingwiny cesarskie” jest ciekawym zapisem realizowania naukowej pasji oraz refleksją na temat piękna i różnorodności życia na naszej planecie.

więcej »

PRL w kryminale: Biały Kapitan ze Śródmieścia
Sebastian Chosiński

19 IV 2024

Oficer MO Szczęsny, co sugeruje już zresztą samo nazwisko, to prawdziwe dziecko szczęścia. Po śledztwie opisanym w swej debiutanckiej „powieści milicyjnej” Anna Kłodzińska postanowiła uhonorować go awansem na kapitana i przenosinami do Komendy Miejskiej. Tym samym powinien się też zmienić format prowadzonych przez niego spraw. I rzeczywiście! W „Złotej bransolecie” na jego drodze staje wyjątkowo podstępny bandyta.

więcej »

Mała Esensja: Trudne początki naszej państwowości
Marcin Mroziuk

18 IV 2024

W dziesięciu opowiadań tworzących „Piastowskie orły” autorzy nie tylko przybliżają kluczowe momenty z panowania pierwszej polskiej dynastii władców, lecz również ukazują realia codziennego życia w tamtej epoce. Co ważne, czynią to w atrakcyjny dla młodych czytelników sposób.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.