Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Roman Orwid-Bulicz
‹Moja pierwsza sprawa i jego…›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMoja pierwsza sprawa i jego…
Data wydania1947
Autor
Wydawca Wydawnictwo Powieści Sensacyjnych
CyklKomisarz Śliwiński
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl

Zbrodnie w stylu retro: Pierwsze koty za płoty
[Roman Orwid-Bulicz „Moja pierwsza sprawa i jego…”, Roman Orwid-Bulicz „Moja pierwsza sprawa i jego…” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Pod dość dziwnym i mało komercyjnym tytułem „Moja pierwsza sprawa i jego…” kryje się debiutancka powieść – i zarazem pierwsza część kryminalnej trylogii – emigracyjnego pisarza Romana Orwid-Bulicza, której głównym bohaterem jest przedwojenny komisarz Policji Państwowej o nazwisku Śliwiński. Próbuje on znaleźć odpowiedź na pytanie, kto i dlaczego zamordował w Zakopanem szanowanego warszawskiego lekarza Jana Nowaka.

Sebastian Chosiński

Zbrodnie w stylu retro: Pierwsze koty za płoty
[Roman Orwid-Bulicz „Moja pierwsza sprawa i jego…”, Roman Orwid-Bulicz „Moja pierwsza sprawa i jego…” - recenzja]

Pod dość dziwnym i mało komercyjnym tytułem „Moja pierwsza sprawa i jego…” kryje się debiutancka powieść – i zarazem pierwsza część kryminalnej trylogii – emigracyjnego pisarza Romana Orwid-Bulicza, której głównym bohaterem jest przedwojenny komisarz Policji Państwowej o nazwisku Śliwiński. Próbuje on znaleźć odpowiedź na pytanie, kto i dlaczego zamordował w Zakopanem szanowanego warszawskiego lekarza Jana Nowaka.

Roman Orwid-Bulicz
‹Moja pierwsza sprawa i jego…›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMoja pierwsza sprawa i jego…
Data wydania1947
Autor
Wydawca Wydawnictwo Powieści Sensacyjnych
CyklKomisarz Śliwiński
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Zarazem „Moja pierwsza sprawa i jego…” to jedyna, jak dotąd, książka Romana Orwid-Bulicza, jaka ukazała się w Polsce. Jej autor opuścił bowiem kraj krótko po zakończeniu drugiej wojny światowej, ponieważ nie potrafił dostosować się do nowej sytuacji społeczno-politycznej, czyli – z jego punktu widzenia – zamiany jednej okupacji (niemieckiej) na drugą (sowiecką). Pierwszych kilka lat spędził w Monachium, następnie przeprowadził się na Wyspy Brytyjskie (początkowo do Londynu). Swoją trylogię kryminalną opublikował jeszcze w stolicy Bawarii, na dodatek za własne pieniądze (w ramach Wydawnictwa Powieści Sensacyjnych). Kiedy ją napisał? Z dużym prawdopodobieństwem – mimo powojennej daty wydania (1947) – jeszcze w czasie okupacji niemieckiej. W każdym razie w ostatniej części opowieści o komisarzu Śliwińskim, o której w „Esensji” już pisałem (chodzi o „Dolary… Dlaczego czyste?”), pojawia się 1945 rok. Trudno więc podejrzewać, aby dwie wcześniejsze książki – to jest „Moja pierwsza sprawa i jego…” oraz „Drugie wydanie powieści” – powstały później.
Dlaczego Orwid-Bulicz zdecydował się zacząć swoją pisarską karierę od historii detektywistycznych? Nie powinno to dziwić, wszak zarówno przed, jak i po wojnie, kryminały – także polskich autorów – cieszyły się olbrzymim zainteresowaniem czytelników. Nawet jeżeli, jak w serii „Co Tydzień Powieść”, nie była to literatura najwyższych lotów. Najistotniejsze, że były to wydawnictwa tanie i zapewniające rozrywkę. Orwid-Bulicz liczył zapewne na to, że ewentualny sukces wydawniczy pozwoli mu na kolejne publikacje. Czy tak się stało? Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć, ale faktem pozostaje, iż po przeprowadzce do Londynu wciąż pisał i dalej wydawał swoje dzieła za własne pieniądze (tak było zarówno z „Europa nie odpowiada ”, jak i dwutomowym „Jeśli jutro wojna…”). Kokosów na pewno nie zarabiał, lecz prawdopodobnie też jakoś specjalnie – w ostatecznym rozrachunku – nie dopłacał.
„Moja pierwsza sprawa i jego…” to – pośrednio sugeruje to już sam tytuł – swoista książka-poligon, która posłużyła pisarzowi za „rozpoznanie bojem”. W czasie lektury rzuca się bowiem w oczy fakt, jak niewiele jeszcze wtedy Orwid-Bulicz potrafił, zwłaszcza w kontekście konstruowania fabuły i prowadzenia wątku sensacyjnego, ale z drugiej strony nie sposób odmówić mu talentu. Najważniejsze, że z każdą kolejną powieścią radził już sobie dużo lepiej. Siadając do lektury pierwszej odsłony trylogii, nie oczekujcie więc poziomu reprezentowanego przez Antoniego Marczyńskiego, Stanisława Wotowskiego, Marka Romańskiego czy Adama Nasielskiego – na to trzeba pracować latami. Mimo to należy przyznać, że pisarz wymyślił intrygę, która przykuwa uwagę czytelnika, a dodatkowym smaczkiem uczynił – wielce popularną w okresie międzywojennym (sprzyjały jej chociażby pisarki Eliza Orzeszkowa i Maria Rodziewiczówna) – teozofię. Jej wyznawcą jest właśnie warszawski doktor Jan Nowak, który pada ofiarą tajemniczego wypadku.

Roman Orwid-Bulicz
‹Moja pierwsza sprawa i jego…›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMoja pierwsza sprawa i jego…
Data wydania2018
Autor
Wydawca Wielki Sen
CyklKomisarz Śliwiński
SeriaKlasyka polskiego kryminału
Cena30,—
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wypadku, jaki od samego początku wzbudza poważne wątpliwości. Nowak – „niezmiernie zacny i porządny człowiek” – ginie w czasie urlopu spędzanego w Zakopanem, dokąd udał się w przerwie świąteczno-noworocznej. Zatrzymał się w pensjonacie „Terem”, skąd często wyprawiał się w góry. Z jednej z takich wycieczek już nie wrócił. Jego ciało znaleziono dzień później w okolicach Czarnego Stawu. Nie było bezpośrednich świadków zdarzenia, więc początkowo uznano je za nieszczęśliwe, niezawinione przez osoby trzecie. Dopiero po tym, jak na biurko naczelnika Urzędu Śledczego w Krakowie, komisarza Stefana Szymańskiego, trafia anonim, w którym „życzliwy kolega” (czyżby inny policjant?) stwierdza, iż „zachodzą uzasadnione obawy, że [Nowak] został zamordowany” i radzi „przeprowadzić dodatkowe śledztwo”, policja postanawia przyjrzeć się sprawie dokładniej. Szymański – do spółki ze swoim przyjacielem, krakowskim dziennikarzem Januszem Piotrowskim – rusza incognito do stolicy polskich Tatr i zatrzymuje się w „Teremie” jako zwykły turysta. Tyle że nie ma najmniejszego zamiaru wypoczywać; przede wszystkim chce przyjrzeć się innym mieszkańcom pensjonatu i rozeznać w całej sytuacji.
Szybko okazuje się, że wśród klientów „Teremu” nie brakuje ciekawych indywiduów. Jak chociażby wykazujący dużą niestabilność umysłową i emocjonalną student Uniwersytetu Warszawskiego Zygmunt Niziński, dobry znajomy doktora Nowaka, który feralnego dnia wyruszył razem z nim w góry (ale potem się posprzeczali o coś i rozdzielili). Jak „profesor nauk hermetycznych” profesor Piotr Wyrobek – teozof i jasnowidz, organizujący w pensjonacie seanse spirytystyczne – i jego sekretarz oraz medium Zdzisław Żegota-Porąbski, który zanim skumał się ze swoim obecnym pracodawcą, był znanym w Warszawie… złodziejem. Do tego dochodzą jeszcze dwie siostrzane pary: emerytowane nauczycielki panie Sypułowskie i dla odmiany młode i piękne siostry Siedleckie. Zainteresowanie komisarza Szymańskiego wzbudza także właściciel „Teremu”, niejaki Józef Pociecha, suspendowany ksiądz, potem badacz Pisma Świętego, wreszcie emigrant w Ameryce Północnej i Południowej, skąd wrócił do ojczyzny, uciekając prawdopodobnie przed wymiarem sprawiedliwości. Czy zatem można się dziwić, że znalazłszy się w tak podejrzanym towarzystwie, Nowak skończył tak, jak skończył?
Szybko jednak okazuje się, że dochodzenie zatacza coraz szersze kręgi i w konsekwencji dociera aż do Warszawy – w efekcie Szymański musi przekazać pałeczkę swemu stołecznemu koledze po fachu, komisarzowi Śliwińskiemu (uważanemu za wschodzącą gwiazdę polskiej policji). Tajemnicze rzeczy działy się bowiem także w mieszkaniu Nowaka po jego wyjeździe do Zakopanego. Doszło do dziwnego włamania, w wyniku którego z biurka doktora zniknęły wszystkie jego listy i dokumenty oraz… zdjęcie portretowe lekarza; złodziej, zakładając oczywiście, że była to tylko jedna osoba, pozostawił natomiast rzeczy o dużej wartości materialnej. Śliwiński ma więc twardy orzech do zgryzienia. Zwłaszcza kiedy wkrótce zostaje popełnione kolejne morderstwo. Jeśli chodzi o tę stronę opowieści, nie ma się czego czepiać. Nieco gorzej jest jednak z wykonaniem. Irytuje przede wszystkim wprowadzenie autora powieści jako narratora, który dzieli i rządzi, poczynając sobie przy tym, jak scenarzysta filmowy (może Orwid-Bulicz miał wtedy takie ambicje?), który nadużywa didaskaliów.
Częste „cięcia” naruszają konstrukcję fabuły; przeskoki bywają nagłe i niekiedy nieuzasadnione. Dziwi też fakt, że przez dłuższy czas Śliwiński, przejąwszy już dochodzenie, prowadzi je, nie wstając zza biurka. Ma prawdzie wiernego giermka, który załatwia za niego wiele spraw – chodzi o nadzwyczaj rezolutnego i przedsiębiorczego starszego przodownika Nowaka (przygotujcie się na wielu bohaterów noszących to popularne w naszym kraju nazwisko) – ale od wybitnego policjanta jako czytelnicy oczekiwalibyśmy większego zaangażowania. Na szczęście przychodzi w końcu taki moment, kiedy komisarz podejmuje konkretniejsze działania. Ktoś w końcu musi złapać przebiegłego mordercę! Zakończenie powieści otwiera furtkę do ciągu dalszego. Ba! ci sami bohaterowie pojawią się także w okupowanej przez nazistów Polsce, chociaż będą nosić już zupełnie inne nazwiska (patrz: „Dolary… Dlaczego czyste?”).
koniec
22 marca 2021

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Szereg niebezpieczeństw i nieprzewidywalnych zdarzeń
Joanna Kapica-Curzytek

21 IV 2024

„Pingwiny cesarskie” jest ciekawym zapisem realizowania naukowej pasji oraz refleksją na temat piękna i różnorodności życia na naszej planecie.

więcej »

PRL w kryminale: Biały Kapitan ze Śródmieścia
Sebastian Chosiński

19 IV 2024

Oficer MO Szczęsny, co sugeruje już zresztą samo nazwisko, to prawdziwe dziecko szczęścia. Po śledztwie opisanym w swej debiutanckiej „powieści milicyjnej” Anna Kłodzińska postanowiła uhonorować go awansem na kapitana i przenosinami do Komendy Miejskiej. Tym samym powinien się też zmienić format prowadzonych przez niego spraw. I rzeczywiście! W „Złotej bransolecie” na jego drodze staje wyjątkowo podstępny bandyta.

więcej »

Mała Esensja: Trudne początki naszej państwowości
Marcin Mroziuk

18 IV 2024

W dziesięciu opowiadań tworzących „Piastowskie orły” autorzy nie tylko przybliżają kluczowe momenty z panowania pierwszej polskiej dynastii władców, lecz również ukazują realia codziennego życia w tamtej epoce. Co ważne, czynią to w atrakcyjny dla młodych czytelników sposób.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Z tego cyklu

Zbrodnia bez trupa
— Sebastian Chosiński

Wejść, ukraść, wyjść i… przeżyć
— Sebastian Chosiński

O Krystynie, która nie chciała bandyty
— Sebastian Chosiński

Mściciele żądają milionów
— Sebastian Chosiński

Gazetą można zabić nie tylko polityka
— Sebastian Chosiński

Zgnilizna moralna polskich mieszczan
— Sebastian Chosiński

Uwaga! Chińczycy w Warszawie
— Sebastian Chosiński

„Wampir” w COP-ie
— Sebastian Chosiński

Na rozkaz premiera!
— Sebastian Chosiński

Żbik i Downar w szponach Ozyrysa
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.