Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹Nawia›

EKSTRAKT:40%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNawia
Data wydania27 października 2021
Wydawca Uroboros
ISBN978-83-280-9537-3
FormatePub, Mobipocket
Cena34,99
Gatunekfantastyka
Zobacz czytniki w
Skąpiec.pl
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Wiła wianki i to by było na tyle
[„Nawia” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Nawia” czyli antologia opowiadań fantasy inspirowanej słowiańszczyzną niestety nie porywa ani oryginalnością, ani stylem.

Beatrycze Nowicka

Wiła wianki i to by było na tyle
[„Nawia” - recenzja]

„Nawia” czyli antologia opowiadań fantasy inspirowanej słowiańszczyzną niestety nie porywa ani oryginalnością, ani stylem.

‹Nawia›

EKSTRAKT:40%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNawia
Data wydania27 października 2021
Wydawca Uroboros
ISBN978-83-280-9537-3
FormatePub, Mobipocket
Cena34,99
Gatunekfantastyka
Zobacz czytniki w
Skąpiec.pl
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Ponad ćwierć wieku temu w artykule „Piróg albo nie ma złota w Szarych Górach” Andrzej Sapkowski między innymi naśmiewał się z mody na słowiańską fantasy. Musiał być to jednak trend krótkotrwały i istotnie lichy pod względem literackim, bo gdy kilka lat później zaczynałam swoją przygodę z fantastyką, po rodzimych Pirogach słuch zaginął. Mody mają jednak to do siebie, że wracają, więc i o Słowianach znów sobie przypomniano. Domyślam się, że właśnie z tego powodu zdecydowano się na wydanie „Nawii”. Solidna, twarda oprawa może nieco zwieść, także duży druk, szerokie marginesy i odstępy „nabijają” objętość. W antologii znalazły się opowiadania ośmiu autorów.
„Około stu lat temu. (…) W świecie, w którym słowiańscy bogowie są wciąż żywi. A upiry ciągle groźne” rozpoczyna się otwierający zbiór tekst Katarzyny Bereniki Miszczuk pt. „Płacz cichą nocą się niesie.” Upiry niestety od stu lat nic nie uprały, w zamian czytelnik dostaje historię, w której to pewna matka dzieci trojga, nie chcąc czwartego, usunęła ciążę wieszakiem u znachorki. Nienarodzone dziecko jednak wróciło, aby ją nękać, w związku z czym kobieta udała się po pomoc do szeptuchy. Jeśli jednak ktoś spodziewałby się pogłębionych portretów psychologicznych czy dylematów moralnych, czeka go rozczarowanie. Opowiadanie jest krótkie, a jego autorka ledwie prześlizguje się po problemie, który w nim poruszyła.
Następne w kolejności jest „Jezioro cię kocha” Marty Krajewskiej, czyli powrót do Wilczej Doliny znanej z cyklu książek o Opiekunce i Wilkarze. Wiecznie chutliwi quasi-Słowianie znowu w akcji, mnie tylko zastanawia, jakim cudem w tej wiosce mieliby wciąż mieszkać ludzie, skoro jej mieszkańcy tak uwielbiają wdawać się w romanse z istotami nadprzyrodzonymi.
„Dziewanna i księżyc” Anny Szumacher spodobała mi się najbardziej z całego zbiorku, ale to ze względu na scenki z życia studentów archeologii przebywających na letnich praktykach, a nie wątek mitologiczny.
Jagna Rolska napisała opowiadanie humorystyczne. Chwilami styl, jakim napisano „Szpetuchę”, bywał nawet udany („z węższej ściany łypały na człowieka portrety świętych wymalowane techniką sakralno-odpustową”), jednak całość mnie nie przekonała. Oto lokalny pazerny proboszcz, który ma na plebanii wielki telewizor i krzywi się na tęczowo pomalowane garnki, łakomi się na działkę budowlaną, czemu niespecjalnie rada jest miejscowa wiedźma. Niby po fantasy nie należy się spodziewać realizmu, jednak postawienie w niecały miesiąc skansenu, w którym mieści się dwanaście budynków, z czego jedną stodołę zaadaptowano na pensjonat, wymagałoby znacznie więcej magii niż ta, którą zdaje się dysponować tytułowa bohaterka (zwłaszcza, że narrator ani razu nie wspomina o magicznym wspomaganiu budowy). A pomysł urządzenia sabatu wiedźm w kościele wydał mi się przesadzony. Jak to często bywa w przypadku tego rodzaju tekstów, bardziej chodzi tu o zabawne scenki, niż o ciekawą fabułę.
Wiele nie dzieje się także w „Ostatniej nocy” Rafała Dębskiego. Chore dziecko i niedomagająca żona kasztelana to właściwie bardziej pretekst, by uzdrowicielka zwana Wiłłą mogła opowiedzieć swoją historię. Szczególnych emocji we mnie nie wzbudziło, może gdyby było lepiej napisane…
W „Śmierci wody” Martyna Raduchowska prezentuje pewien epizod z „życia zawodowego” szamanki Idy znanej z cyklu jej książek. Dobrym pomysłem było osadzenie akcji w pustoszejącej wiosce Raduchowie, której grozi zalanie, jeśli powstanie zapora. Nie słyszałam o tym miejscu wcześniej, a gdy zaczęłam szukać informacji, znalazłam między innymi taki oto wpis z blogu:
„Wnętrza domów mocno ’trącą’ PRL-em. Ściany z peerelowskimi wzorzystymi tapetami czy przedpokoje wyłożone boazerią. Gdzieś w kącie zakurzony kredens, który niegdyś świecił na błysk. W innym zaś kącie zdezelowany tapczan. Jeszcze gdzieś indziej napotykamy na piec kaflowy (…). W jednym domu podziwiamy drewniany ganek, który coraz gęściej zarasta bluszcz. Bluszcz, który przez pustą wnękę po drzwiach powoli wdziera się do wnętrza domu… Jednak największe skarby w każdym z tych domów znajdujemy na strychu. Zazwyczaj prowadzą na niego wyrobione, nie rzadko próchniejące już schody. Co czeka nas na górze? Stosy leżących na podłodze gazet. Najstarsza z nich wydana w latach 70-tych. Czarno-biały telewizor, w którym z pewnością wieczorami oglądano kiedyś „Dziennik Telewizyjny”. Porozrzucane stare buty (…). Słoiki po zaprawianych kiedyś przetworach, fiolki po lekach, metalowy stelaż łóżka czy rama pustej już fotografii.”
Coś mi to przypominało, więc sięgnęłam po książkę:
„[Weszła] na drewniany ganek, niemal całkowicie przysłonięty girlandami bujnego bluszczu. (…) Wnętrze zostało całkowicie ogołocone z mebli oraz sprzętów, jeśli nie liczyć niegdyś białego kredensu. (…) Wszystkie [domy] zastała w podobnym stanie: owiane atmosferą późnego PRL-u. (…) Tu resztki boazerii i tapet wytłaczanych w roślinne wzory. Tam zdezelowany tapczan pod poszarzałą ścianą (…) gdzie indziej prawie doszczętnie rozebrany piec kaflowy. (…) Dziewczyna stanęła przed próchniejącymi schodami. (…) [Na poddaszu] na podłodze leżało tyle szpargałów (…) wszędzie książki, zeszyty i stare gazety, w tym jedna, prawdziwa rekordzistka, wydana jeszcze w latach siedemdziesiątych (…) Potężny czarno-biały telewizor (…) buty i ubrania (…) słoiki z bronią biologiczną w postaci zapleśniałych przetworów.”
Autor bloga nie ujawnia swojego imienia i nazwiska. Jeśli jednak nie jest on Martyną Raduchowską, to powiedziałabym, że opis z opowiadania jest, oględnie pisząc, cokolwiek odtwórczy. Sama wieś zasługuje na to, by dowiedziało się o niej więcej ludzi, autorce udało się też przyzwoicie wykreować atmosferę.
Oprócz istot ze słowiańskich wierzeń, w „Konsultantce” Marcina Podlewskiego pojawiają się także „goście” z innych mitologii i religii. Całość miała być chyba nieco gaimanowska w duchu, ale potencjał pomysłu i niektórych opisów niweczy styl: „wzrastał jakby z leżących poniżej osad pełnych prostych ziemianek i chat (…). Otoczony przez święte rzeki, o rzeźbionych w wizerunki trzygłowych bóstw dębowych ścianach, w pewnym momencie zmieniał się w konstrukcję z kamienia (…) Gdy podeszło się bliżej, można było dostrzec, że pióra owych skrzydeł to wieże, rzucające cień na ulokowane tuż pod nimi święte chramy. Cień wież nie mógł jednak przeważyć płynącego w dole blasku, gdyż nabożne kąciny czerpały go ze Świętego Gaju”, „Na czarnych, pięknie ułożonych włosach nosiła (…) złotą, gustowną koronę. Jej pomalowane na czarno usta zdobił usytuowany tuż obok niewielki seksowny pieprzyk”, „ujrzała trumnę. Nieśli ją na przedzie, z szacunkiem Przypominała w sumie sarkofag porośnięty listowiem i krzewami szykowanymi do całopalenia.”
Antologię zamyka „Wichura” Marcina Mortki, dość podobna do opowiadania Dębskiego – bo jest i chore dziecko, i srogi władca (książę tym razem), co nie lubi pogan, jego żona wierząca w uzdrawiającą moc magii, wiedźma i pradawne bóstwa. Tutaj także czytelnik poznaje jedynie epizod.
Sapkowski wyrokował, że słowiańska fantasy nie ma zbytnich szans powodzenia, ponieważ nasze pogańskie korzenie zostały w dużej mierze utracone – albo inaczej – brak swego rodzaju kulturowej ciągłości, która ożywiałaby potwory i bóstwa, sprawiała, że ich wizje rezonowałyby w naszej wyobraźni. Pod tym względem jestem nieco większą optymistką i nie przekreślałabym szans na ciekawe wykorzystanie dawnych wierzeń w literaturze. Niestety zwykle brakuje bardziej twórczego przetworzenia tych motywów i faktycznie czytelnik dostaje fantasy „przaśno, lniane”.
koniec
18 grudnia 2021

Komentarze

18 XII 2021   20:20:03

Z tego co tu czytam na blogu bluszcz był zarośnięty przez ganek, a w opowiadaniu odwrotnie. Z kolei wyobrażenie sobie rzek o dębowych ścianach przychodzi mi z niejakim trudem.

Sapkowski się mylił. Zresztą po "Pirogu" spotkał się z repliką innych pisarzy na łamach "Fantastyki".

Pogańskie korzenie zostały w dużej mierze utracone, ale to dotyczy lwiej części Europy. Najwięcej przetrwało na niedostępnych obrzeżach, takich jak Islandia. O wierzeniach średniowiecznych Celtów i Anglosasów wiadomo stosunkowo niewiele, zaś legenda arturiańska zawiera wątki mocno przetworzone przez chrześcijaństwo.

Sam Sapkowski zresztą sięgał po motywy, które rezonują w słowiańskiej wyobraźni. Np. smok wawelski, czy diabeł, który więcej ma z pogańskiego czarta Rokity niż z upadłego anioła.

W Polsce w XXI wieku nadal wiele osób boi się witać w progu, tymczasem jest to jak najbardziej żywy relikt pogaństwa. Chodzi o to, żeby nie obrazić domowych bóstw. :-) Jest rosyjski film fantasy "Domowoj" o takim duchu.

19 XII 2021   11:08:10

Kolejna piękna recenzja Beatrycze. Zawodowy masakrator kiepskiej fantasy :-)

19 XII 2021   15:17:31

@El Lagarto - mylił się, ale w czym konkretnie? On w tym artykule rozmaite kwestie porusza (do tego, jest to swego rodzaju szarża - nie ze wszystkim się zgadzam, ale dobrze się to czyta, bo z pazurem napisane). Chodzi o kwestię słowiańską?

Jeśli akurat o to, moje zdanie jest takie, że nie straciliśmy wszystkiego, ale jednak mitologia słowiańska została zachowana w mniejszym stopniu niż niektóre inne (albo przynajmniej, w mniejszym stopniu ta wiedza się upowszechniła). Też powstaje pytanie o rozmaite opowieści o bohaterach, jakieś bardziej rozbudowane fabuły - jakie np. zachowały się w przypadku Greków, niektórych Celtów, czy Wikingów (Eddy). T

@Achika
Akurat w tym przypadku nie jest to może aż tak dramatycznie złe, ale dosyć miałkie. Aż się zastanawiałam nad tytułem "Samochód chłodnia" (ale ten tytuł zostawiam sobie cały czas na później :D).

19 XII 2021   15:59:10

Sapkowski mógłby napisać instrukcję obsługi pralki i tez to by się dobrze czytało. Ma facet dar... Nawet jak plecie duby smalone.

Tak, chodzi o kwestię słowiańską. Dużo rzeczy przepadło w mrokach dziejów, ale tego co "rezonuje w wyobraźni" wcale nie jest tak mało. W Polsce to Świętowit, Marzanna, Krak i Wanda, Popiel i Piast, pisanki, Boruta, Rokita, utopce, krasnoludki, rusałki, dziady, rozmaite gusła i przesądy... Nie wspominając o wampirach, które zrobiły międzynarodową karierę.
Słowacki i Mickiewicz wskrzesili modę na słowiańskie (i litewskie) starożytności i ta "wskrzeszona" mitologia nadal mocno rezonuje w wyobraźni Polaków... U Rosjan są za to byliny i "Słowo o wyprawie Igora".

To co ocalało u innych ludów to głównie zasługa literatów. U Greków Homera i Hezjoda, u Germanów autorów sag i Snorriego Sturlsona. To co wiemy o mitologiach jest przefiltrowane przez ich wiedzę, wykształcenie, poglądy i poezję. To nie jest wcale czysta, pierwotna mitologia, tylko twórczość literacka "na motywach". Tyle, że Homer (jeśli istniał) ma tę przewagę nad Słowackim, że żył w czasach, kiedy wiara w olimpijskich bogów była wciąż żywa.

Przykład Germanów (skandynawskich), czy Greków, to raczej wyjątki. Większość europejskich mitologii występuje w podobnie szczątkowej formie jak słowiańska: mitologia Bałtów, Finów, nieskandynawskich Germanów, Celtów poza Irlandią, Anglosasów, Rzymian. To raczej garść baśni i podań, nazw, wierzeń, trochę zapożyczeń, niewiele pełnokrwistych mitów jak u Greków.

19 XII 2021   17:01:41

Tak, rozumiem, że wszelkie spisane historie to tylko warianty.

Nie rozumiałam i nie rozumiem tego wynoszenia nad inne przez Sapkowskiego mitu arturiańskiego tudzież uwagi, że stanowi on źródło wszelkiej fantasy.

Z wierzeń słowiańskich jak najbardziej warto czerpać, ale - twórczo i z polotem. To po prostu nie kwestia inspiracji, co umiejętności autora.

Inna sprawa, że sama np. potrafiłam biadolić, że jak ktoś pisze coś inspirowane legendami krakowskimi, to czemu tak często o smoku, a sama mam na koncie taki tekst, gdzie i smok, i Marzanna i Wanda na dokładkę:
https://beatryczenowicka.malopolska.pl/index.php/2020/01/11/pierwszy-dzien-wiosny/

19 XII 2021   18:19:15

Mit arturiański (wolę tu słowo "legenda") na pewno nie stanowi źródła wszelkiej fantasy, ale prawdopodobnie stanowi jedno ze źródeł najważniejszych. Choćby tylko z tego względu, że czerpał z legendy arturiańskiej sam Tolkien. A a poza tym inni klasycy: Vance, Bradley, Williams, Zelazny, White i wielu innych, na których wzorowali się kolejni jak Jordan, Sapkowski czy Sanderson.
Merlin, Morgana, Artur, Lancelot wracają ciągle w różnych mutacjach i pod różnymi imionami.

"Pierwszy dzień wiosny" ongiś przegapiłem. Tekst niedługi, tym bardziej chętnie przeczytam, dziękuję za quasi-link.

19 XII 2021   18:51:22

Dużo osób czerpało, aczkolwiek dość często mieszając z innymi motywami.

Zapraszam do lektury :)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

PRL w kryminale: Biały Kapitan ze Śródmieścia
Sebastian Chosiński

19 IV 2024

Oficer MO Szczęsny, co sugeruje już zresztą samo nazwisko, to prawdziwe dziecko szczęścia. Po śledztwie opisanym w swej debiutanckiej „powieści milicyjnej” Anna Kłodzińska postanowiła uhonorować go awansem na kapitana i przenosinami do Komendy Miejskiej. Tym samym powinien się też zmienić format prowadzonych przez niego spraw. I rzeczywiście! W „Złotej bransolecie” na jego drodze staje wyjątkowo podstępny bandyta.

więcej »

Mała Esensja: Trudne początki naszej państwowości
Marcin Mroziuk

18 IV 2024

W dziesięciu opowiadań tworzących „Piastowskie orły” autorzy nie tylko przybliżają kluczowe momenty z panowania pierwszej polskiej dynastii władców, lecz również ukazują realia codziennego życia w tamtej epoce. Co ważne, czynią to w atrakcyjny dla młodych czytelników sposób.

więcej »

Superwizja
Joanna Kapica-Curzytek

15 IV 2024

Zamieszkały w Berlinie brytyjski reportażysta podróżuje po niemieckim wybrzeżu. Jego znakomite „Duchy Bałtyku” są zapisem odkrywania, skrawek po skrawku, esencji niemieckiej duszy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Tryby historii
— Beatrycze Nowicka

Imperium zwane pamięcią
— Beatrycze Nowicka

Gorzka czekolada
— Beatrycze Nowicka

Kosiarz wyłącznie na okładce
— Beatrycze Nowicka

Bitwy nieoczywiste
— Beatrycze Nowicka

Morderstwa z tego i nie z tego świata
— Beatrycze Nowicka

Z tarczą
— Beatrycze Nowicka

Rodzinna sielanka
— Beatrycze Nowicka

Supernowej nie zaobserwowano
— Beatrycze Nowicka

Sen o słodkiej Francji
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.