Czy wiecie, że w Polsce można znaleźć ponad tysiąc gatunków grzybów uznanych za jadalne, przy kilku śmiertelnie trujących? I że z uwagi na uwarunkowania gospodarcze i kulturowe kraj nasz jest – na tle innych europejskich – rajem dla grzybiarzy?
Urok małych książek: Dlaczego lepszy rydz?
[„Atlas grzybów Polski. Przewodnik grzybiarza” - recenzja]
Czy wiecie, że w Polsce można znaleźć ponad tysiąc gatunków grzybów uznanych za jadalne, przy kilku śmiertelnie trujących? I że z uwagi na uwarunkowania gospodarcze i kulturowe kraj nasz jest – na tle innych europejskich – rajem dla grzybiarzy?
‹Atlas grzybów Polski. Przewodnik grzybiarza›
Przy omawianiu „
Atlasu ryb Polski” miałem problem z określeniem docelowego odbiorcy książki. W przypadku niniejszego „Atlasu grzybów Polski” sprawę załatwia już sam podtytuł: „Przewodnik grzybiarza”. Przedstawiono w nim bowiem 108 najpopularniejszych bądź z innych powodów ciekawych gatunków tych żywych organizmów, wykazujących cechy kojarzące się zarówno z roślinami (osiadły tryb życia), jak i zwierzętami (cudzożywność). Album przygotowany został przez Marka Snowarskiego, doświadczonego przyrodnika i zapalonego grzybiarza, twórcy pierwszego polskiego internetowego atlasu grzybów.
Autor we wstępie przybliża budowę grzyba, składającego się przede wszystkim z ukrytej w glebie (lub innym podłożu) grzybni. To, co wyrasta ponad nią, a co jest tak chętnie zbierane, to owocniki. Ich umiejętne wyrywanie, wykręcanie czy wycinanie jest porównywalne ze zrywaniem owoców z drzewa – czy nawet przycinaniem włosów (pod względem znikomości wpływu na resztę organizmu). Dodajmy, że największy okaz grzyba odnotowano w Oregonie (USA), gdzie grzybnia opieńki ciemnej zajmuje powierzchnię ok. 9 kilometrów kwadratowych!
Za prawie wszystkie zatrucia grzybami w Polsce odpowiedzialne są trzy gatunki, w tym jeden – muchomor zielonawy (zwany także sromotnikowym) – za niemal wszystkie zakończonem zgonem (około dziesięciu przypadków rocznie). Nic więc dziwnego, że przy 108 omówieniach przy tradycyjnych 144 stronach, muchomorowi temu poświęcono najwięcej, bo aż trzy strony tekstu i ilustracji. Pozostałe dwa gatunki – krowiak podwinięty oraz piestrzenica kasztanowata – są o tyle groźne, że jeszcze do niedawna były opisywane jako gatunki jadalne. I faktycznie, nawet zakładając prawidłowe przygotowanie (obróbkę termiczną) świeżego okazu, można latami się krowiakiem (zwanym także olszówką) zajadać – ale wystarczy jeden losowy szok uczuleniowy o gwałtownym przebiegu, by źle się taka zwyczajowa konsumpcja skończyła.
Każdy prezentowany w książce gatunek objęty jest jednym z czterech kolorów; zielony oznacza grzyb jadalny, pomarańczowy – niejadalny, czerwony – trujący, a żółty zarezerwowany został dla tych objętych ochroną (niezależnie od ich przydatności do spożycia). Przy niektórych „zielonych” dopisano także epitety: dobry, bardzo dobry, wyśmienity. Często grzyb choć jest jadalny, to nie jest zbierany choćby z powodu braku przyjemnego smaku i zapachu. Przy trujących gdzieniegdzie dopisano: silnie lub śmiertelnie (generalnie „trujący” oznacza: powodujący zatrucia i jego nieprzyjemne skutki – bóle, wymioty, biegunki; nie zawsze więc zatrucie grzybem kończy się śmiercią). Przy grzybach niejadalnych najczęściej napisano, z jakiego powodu jest za taki uznany.
Obok obowiązkowej ilustracji z opisem kapelusza, trzonu, miąższu, porów / blaszek, ew. pierścienia czy mleczka, podano także zwyczajowe rozmiary oraz nazwy regionalne, ludowe – w końcu częściej znamy właśnie te niż naukowe (nie mówiąc o łacińskich). W osobnych ramkach podano występowanie gatunków, zarówno czasowe (w jakich miesiącach roku), jak i środowiskowe (rodzaj gleby, gatunek drzewa, przy / na którym rośnie najchętniej). Opisano zapach i smak (przy muchomorze zielonawym dodano uwagę: „nie przeprowadzać próby smakowej!”). W przypadku grzybów smacznych, osobna ramka nosi tytuł „w kuchni”, a w niej znaleźć można informacje, czy dany okaz lepiej usmażyć, udusić, ugotować czy ususzyć, lub wręcz po ususzeniu sproszkować. Co ważne i przydatne, wymieniono także gatunki podobne, dodając, po czym można je odróżnić. Rzecz nie do przecenienia w przypadku grzybów jadalnych, a podobnych do trujących.
A dlaczego Polska jest rajem dla grzybiarzy? W większości regionów Belgii i Niderlandów zbieranie grzybów jest po prostu zakazane, w Austrii ograniczone czasowo, w Niemczech i Wielkiej Brytanii ilościowo, we Francji trzeba za to płacić, a w Skandynawii nikogo (poza krajanami) grzyby nie interesują.
Ikoniczny muchomor czerwony (z białymi kropkami na kapeluszu) istotnie jest silnie trujący, ale prawie nie odnotowuje się przypadków śmiertelnych. Po pierwsze, nikt przy zdrowych zmysłach ich nie zbiera w celach konsumpcyjnych, po drugie, przypadki te dotyczą dzieci ze względu na ich małą masę ciała. Toksyna działa szybko, powodując silne przyspieszenie pracy serca, zaburzenie oddychania i przejściowe otępienie. Stosowano go natomiast do tępienia much; pokruszony i zmieszany z mlekiem trafiał kiedyś w miseczce na parapet okienny. Nie szkodzi natomiast ślimakom. Nie podano jego wpływu na krasnoludki, chętnie niegdyś pod nimi malowane…
Dla odmiany, muchomor czerwieniejący (zwany także czerwonawym) jest dobrym grzybem jadalnym. Epitet kolorowy dotyczy jednak nie kapelusza (jasnobrązowego), lecz przebarwień uszkodzonego miąższu i trzonu. Amatorów otrzega się jednak o dużym podobieństwie do bardzo podobnego, a silnie trującego muchomora plamistego. Jadalny jest także muchomor rdzawobrązowy (znany także jako: panienka, parasolka, szlachcianka, czubki) – jedyny tradycyjnie zbierany w kraju muchomor, pewnie głównie dlatego, że z uwagi na nazwy regionalne nie kojarzony ze swą rodziną (między innymi nie ma charakterystycznego pierścienia). Z kolei muchomor cytrynowy jest oznaczony jako „słabo trujący”, a mimo to w niektórych rejonach na wschodzie Europy jest tradycyjnie zbierany w celach konsumpcyjnych (choć raczej jako gatunek pośledni, bez wybitnych walorów smakowych).
Jak już napisałem, najwięcej miejsca poświęcono muchomorowi zielonawemu, czyli „sromotnikowi” (w cudzysłowiu, bo bez niego mowa o innym grzybie – niejadalnym, ale nie powodującym zatrucia). Śmiertelną dawkę trucizny zawiera już jeden okaz, a działa ona poprzez uszkodzenie komórek wątroby. Co gorsza, obróbka termiczna (gotowanie, smażenie) nie chroni, bo nie zmienia działania toksyny. Amatorzy zbierania jadalnych grzybów z blaszkami (zwłaszcza gołąbków, gąsek, pieczarek, purchawek i czubajek) koniecznie powinni poświęcić nieco czasu na zaznajomienie się, a nawet wykucie na pamięć różnic pomiędzy tymi gatunkami a muchomorem sromotnikowym.
Purchawki? Tak, purchawki także są grzybami jadalnymi, choć szczerze mówiąc, nigdy bym na taki pomysł nie wpadł. Przy czym zjada się tylko osobniki młode, o białym wnętrzu. W starszych coraz więcej miejsca zajmują zarodniki, a wzrastające wewnątrz ciśnienie doprowadza w końcu do rozpadu kapelusza. Nim to jednak nastąpi, dorodne okazy purchawki olbrzymiej – największego w kraju grzyba o pojedynczym owocniku – mogą osiągać 60 centymetrów średnicy i wagę do kilkunastu kilogramów.
Jeśli chodzi o pieczarki, to w sklepach najczęściej dostępna jest odmiana dwuzarodnikowa, pochodząca z uprawy na skalę przemysłową. Czasami można też nabyć odmianę o ciemniejszym kapeluszu, zbliżoną do dzikiej formy. Ta – pieczarka miejska – rosnąc na zbitej glebie, potrafi siłą wzrostu przebijać asfalt na ścieżkach lub przesuwać płyty chodnikowe. Jest smaczna, ale zwykle rośnie w miejscach odwiedzanych m.in. przez psy, więc raczej niepewnych pod względem sanitarnym.
Podgrzybek pasożytniczy jest jednym z niewielu grzybów kapeluszowych (a jedynym rurkowym, czyli z tzw. gąbką od spodu), pasożytujących na innych grzybach – jego gospodarzem jest tęgoskór cytrynowy, a sam podgrzybek, choć jadalny, jest objęty ochroną. W dodatku jest brzydki. Grzybiec purpurowozarodnikowy przypomina ciemnego borowika, ale także jest – u dołu – dość szpetny, w dodatku niejadalny z uwagi na nieprzyjemny zapach i smak.
Czernidłak kołpakowaty jest grzybem jadalnym, przy czym dotyczy to raczej młodych owocników, bo z wiekiem początkowo białe blaszki ciemnieją, by ostatecznie zamienić się w czarną maź, którą wieki temu jako pigment używano do produkcji atramentu. Lakówka ametystowa jest jadalna, ale bez większej wartości. Jako jej główny walor wymieniono możliwość błyśnięcia wiedzą i zadziwieniem swym zbiorem innych grzybiarzy – głównie z uwagi na piękny, fioletowy kolor. Niejadalny jest natomiast przybysz z daleka, coraz bardziej rozpowszechniający się w krajowej przyrodzie: okratek australijski. Wygląda jak wkopana w ziemię ośmiornica w kolorze arbuza z pestkami na wierzchu.
A rydz? Wbrew pozorom, nie ma nic wspólnego z popularnym przysłowiem. Uprawiana niegdyś roślina oleista spokrewniona z rzepakiem – lnicznik siewny – miała rdzawo-rudą barwę. Oraz niskie wymagania glebowe i krótki czas wegetacji, więc wysiewano ją tam, gdzie nic innego rosnąć nie chciało. A że popularnie nazywaną ją (także) rydzem…
