Biorąc pod uwagę różne czynniki – hobbystyczne, turystyczno-krajoznawcze, historyczne – album „Fortyfikacje” mógłby okazać się przebojem. Niestety, potencjał tematu został nie tyle zmarnowany, co niewykorzystany.
Niewykorzystany potencjał
[Jarosław Chorzępa „Fortyfikacje” - recenzja]
Biorąc pod uwagę różne czynniki – hobbystyczne, turystyczno-krajoznawcze, historyczne – album „Fortyfikacje” mógłby okazać się przebojem. Niestety, potencjał tematu został nie tyle zmarnowany, co niewykorzystany.
Jarosław Chorzępa
‹Fortyfikacje›
Pomysł na album jest świetny. Fortyfikacje to nie tylko goszczące w wielu albumach dumne wielowiekowe zamki (często w ruinie), ale i umocnienia powstałe w wiekach ostatnich – w tym przede wszystkim w XX: w okresie międzywojennym, w czasie II wojny światowej oraz po niej. Coraz bardziej cenione przez turystów, betonowe (i nie tylko) konstrukcje stają się z biegiem czasu zabytkami, pamiątkami historii (często krwawej). Warto je więc zebrać i informacje o nich upublicznić. Zwłaszcza, że – jak pisze we wstępie wydawca (P.H.W. Fenix) – „Polska bywa nawet nazywana «największym skansenem fortyfikacji w Europie»”.
Album uporządkowano w miarę chronologicznie, do poszczególnych rozdziałów wydzielono twierdze (czyli budowle najstarsze), polskie pozycje obronne z międzywojnia oraz PRL-u, drugowojenne sowieckie i niemieckie fortyfikacje obronne (i nie tylko) na okupowanych ziemiach polskich. Osobno przedstawiono także najciekawsze inscenizacje i imprezy plenerowe z licznym udziałem rekonstruktorów, często mające miejsce właśnie w scenerii historycznych opisywanych miejsc.
Przeglądając album, miałem nieodparte wrażenie przygotowania go w jednym z coraz bardziej popularnych serwisów służących konstrukcji własnych fotoksiążek. Rozkład zdjęć i krótkie, kilkuzdaniowe opisy w „polach tekstowych” daje się tam bardzo prosto zrobić; w sumie tylko numeracja stron i nagłówek z lewego górnego rogu sugerują użycie bardziej profesjonalnych narzędzi składu.
Jeśli jednak chodzi o profesjonalizm… Użycie kapitalików dla całego tekstu jest błędem; powinny raczej służyć wyróżnianiu pewnych informacji. Zdarzają się też zdjęcia umieszczone na dwóch stronach (na rozkładówce) tak, że ważny optycznie element znalazł się na szyciu, znikając z pola widzenia.
Wracając do merytoryki wydawnictwa, wydaje się, że obszerność danego miejsca (często rozciągniętego na dziesiątki kilometrów!) nie ma odzwierciedlenia w objętości materiału, czyli liczbie zdjęć i stron go ukazujących. Nie mnie oceniać ważność historyczną czy atrakcyjność turystyczną, ale wydaje się, że przy rzetelnym opracowaniu materiału zdjęciowego wystarczyłoby na kilka albumów, na kilka tomów. Przykładem niech będzie Obszar Warowny Śląsk, rozciągający się na mapie na przestrzeni 60 kilometrów, składający się z około 180 budowli (w tym schronów bojowych, dowodzenia, tradytorów artyleryjskich, fortyfikacji polowych, koszarów, magazynów, schronów pozorno–bojowych i jedynie pozornych). W książce cały obszar zajmuje trzy strony z dziesięcioma zdjęciami, z których pięć przedstawia samotne kopuły bojowe.
Autorem tekstu i wielu zdjęć jest Jarosław Chorzępa. Pozostałych – cała masa autorów, w tym „Urząd Miejski w Nysie” czy dwójka fotografów z travelphoto.pl. Zestawienie to sugeruje, że początkowa pasja p. Jarosława została rozdmuchana na potrzeby publikacji poprzez pospieszne zebranie materiału z internetu. Pominę tu już fakt, że przy zdjęciach nie podano daty ich sporządzenia; część obiektów wygląda obecnie nieco inaczej (czasem te zaniedbane odzyskują blask, ale czasem również te ładniejsze marnieją) – zmieniają się także prezentowane we wnętrzach wystawy.
Choć przy przedstawianych miejscach widnieje grafika z symbolicznie zaznaczonym „punktem na mapie”, brakuje podstawowych informacji turystycznych: adresu, informacji o dostępności zwiedzania. W ostatnich latach wiele bunkrów przeżywa „drugą młodość”, pasjonaci zgrupowani w stowarzyszeniach często jedynie z własnych środków oczyszczają je ze śmieci, za zgodą lokalnych władz przywracają do świetności (odkopują z zalegającej ziemi czy gruzu, odmalowują w oryginalny barwy i wzory), odrestaurowują wnętrza i urządzają w nich niewielkie muzea. Bywają dostępne dla zwiedzających w określone dni miesiąca, imprezy typu Noc Muzeów lub po uzgodnieniu (podawany jest numer telefonu). Przedstawione w albumie imprezy plenerowe także odbywają się regularnie w określonym terminie. Nie jest problemem zdobycie takich informacji – dlaczego więc je pominięto?
Zdjęcia są ładne – to trzeba przyznać. Czy są w stanie zachęcić do zwiedzania lub choćby oglądania obiektów? Może tak, ale każdorazowo wymaga to sięgnięcia do sieci w poszukiwaniu bardziej szczegółowych informacji turystycznych. Potraktujmy więc „Fortyfikacje” jako pierwszy krok, zaliczkę na poczet rzetelnego albumu poświęconego temu tematowi.
