„Lodowa karuzela” ukraińskiego pisarza jest przewrotną grą z wyobraźnią czytelnika oraz zasługującą na uwagę próbą uchwycenia fenomenu Ukrainy i jej dramatycznego losu.
Magiczna różdżka i platforma wiertnicza
[Ołeh Polakow „Lodowa karuzela” - recenzja]
„Lodowa karuzela” ukraińskiego pisarza jest przewrotną grą z wyobraźnią czytelnika oraz zasługującą na uwagę próbą uchwycenia fenomenu Ukrainy i jej dramatycznego losu.
Ołeh Polakow
‹Lodowa karuzela›
Autor książki Ołeh Polakov (urodzony w 1971 roku) jest już znany polskim czytelnikom. Jakiś czas temu ukazał się u nas jego utwór „
Niewolnice i przyjaciele pani Tekli”. To powieść trudna do sklasyfikowania, określana niekiedy jako „proza chimeryczna”, co nawiązuje do nurtu obecnego w literaturze ukraińskiej w latach 70. i 80. XX wieku.
Nie inaczej jest z wyróżnioną Literacką Nagrodą im. Iryny Wilde w 2021 roku „Lodową karuzelą”. I ją równie trudno osadzić w konkretnym gatunku. Lepiej zresztą może tego nie czynić, a zamiast tego skupić się na tym, jak bardzo wyrazista to książka i jak świetnie napisana; prowadząca czytelnika na nieznane dotąd szlaki wyobraźni. Próbowano określać twórczość Polakova jako realizm magiczny, ale on sam w jednym z wywiadów stwierdził, że jest to raczej „realistyczny magizm”. Nic nie narusza praw fizyki, nie ma tu fantastycznych istot „nie z tego świata”, ale połączenie różnych szczegółów, motywów czy kontekstów daje zaskakujące efekty. Ja w poprzedniej recenzji nazwałam prozę Polakova pararealistyczną. Nie bez znaczenia jest także w przypadku „Lodowej karuzeli” odwołanie się do ukraińskości – o czym więcej za chwilę.
„Ta historia zaczęła się w mroźną zimową noc na obrzeżach Kijowa”, tak oto Ołeh Polakov zaprasza nas we wspólną literacką podróż, pełną przygód i zaskoczeń, poruszającą wyobraźnię i budzącą wiele emocji. Główna bohaterka (a zarazem narratorka) Chrystyna jest uczestniczką kijowskiego Majdanu. Niestety, dopuszcza się finansowych machinacji, przez co zostaje wydalona z grupy protestujących. Trafia w pewne „szemrane” miejsce, skąd ucieka. Zastanawia się, czy wyjechać do matki, do USA i „tam przeczekać wszystko” czy też wybrać się na poszukiwanie ojca przebywającego gdzieś na prowincji.
Okazuje się, że Chrystyna postanawia wyruszyć za tatą. Dołącza do niej przyjaciółka Żelka. Obie młode kobiety wyjeżdżają z Kijowa autostopem (zatrzymaną przypadkowo ciężarówką), ale nic nie toczy się tak, jak powinno. Docierają do wsi Stare Maślaki – to „kraina dzieciństwa, z której już nie ma powrotu”. Cóż to za miejsce! Jest tu między innymi rekonstrukcja Bramy Brandenburskiej, potwór nazywany Czarnym Aptekarzem oraz Farma Mleczna im. Mahatmy Gandhiego. Ale przede wszystkim największą atrakcją miejscowości jest lodowa karuzela. Ma czarodziejską moc, a mieszkańcy właśnie obchodzą jej święto…
Chrystyna cieszy się zabawą na karuzeli: „Lecimy! Noc rozwija się przed nami niczym niekończący się starożytny zwój papieru, na którym zapisano całą historię świata, ale którego nie można przeczytać dwa razy tak samo, nawet jeśli robiłaby to jedna osoba. Przeglądam się w przeszłości. Najbardziej zawiłe tajemnice mojego życia rozwiązują się same, bliscy mi ludzie otwierają przede mną swoje serca, sens wypowiedzianych kiedyś słów wreszcie staje się zrozumiały. (…) Lecimy! Nasze konie są jak igła, która zszywa czas i przestrzeń – te dwa równoległe wymiary, wobec których ludzie odczuwają całkowitą bezradność i niemoc”. To, jak dla mnie, jedna z najlepszych scen w tej powieści. Karuzela jest tu symbolem czasowego portalu, bramą do niewidzialnego, równoległego wymiaru, w którym zawarte są wszystkie tajemnice świata… W innym miejscu „Lodowej karuzeli” czytamy: „Język to magiczna różdżka, za pomocą której można zmieniać rzeczywistość” – i to się naprawdę dzieje.
Niech jednak nas to nie zwiedzie. Powieść (nomen omen) kręci się przeważnie wokół bardzo przyziemnych spraw. Szemrane interesy, marzenia o władzy, romanse… Postacie w „Lodowej karuzeli” są wyraziste i charakterystyczne, ale naznaczone czymś dziwacznym i nieoczywistym (jak na przykład Riksza). Obrazy zmieniają się błyskawicznie i płynnie, a przejścia między scenami sprawiają, że proza nabiera ekscentrycznych iskier, nie bez akcentów komicznych i surrealistycznych. Język jest precyzyjny, skupiony na szczegółach, ale też wielowarstwowy, kreujący kompletną i skończoną wizję powieściowego świata. Warto przy tej okazji podkreślić, że tłumaczenie Ryszarda Kupidury wydobywa z tekstu wyraziste, pełne barw akcenty, trafia precyzyjnie w punkt, jeśli chodzi o opisy różnorodnych zmysłowych doznań.
„Lodowa karuzela” to nie tylko opis świata przekształconego za sprawą „realistycznego magizmu”. Warto zwrócić uwagę, że mamy w powieści wiele odwołań do ukraińskości i kultury naszych wschodnich sąsiadów. Rozbrzmiewają fragmenty poezji między innymi: Liny Kostenko, Atyłły Mohylnego, Jurija Andruchowycza. Wzruszający jest cytat z wiersza Hryhorija Semenczuka: „Cóż wam opowiedzieć o mojej Ukrainie? / O jej szramach na piersiach i sińcach na plecach?” Cytowana w powieści ukraińska poezja budzi szczególne emocje, jeśli czytamy ją teraz, jako świadkowie brutalnej napaści Rosji na Ukrainę. Pamiętajmy jednak, że dla mieszkańców tego kraju ta woja trwa już od 2014 roku, od aneksji przez Rosję Krymu. „Język to potężna platforma wiertnicza, dzięki której można dotrzeć do wnętrza narodu” – oto drugie zdanie-klucz, jakie możemy znaleźć w powieści Polakova.
Czy Chrystyna znajdzie swojego ojca? Tego dowiedzą się czytelnicy, gdy sięgną po „Lodową karuzelę”. Na zakończenie podzielę się refleksją, że po przeczytaniu dwóch wydanych u nas powieści Ołeha Polakova bardzo cenię talent tego pisarza. Jego proza z łatwością przenosi nas na granicę wyobraźni, pozwalając przy tym przyjrzeć się znanej nam rzeczywistości z innego miejsca, chwilami bardzo, ale to bardzo zaskakującego. I między innymi o to chodzi w literaturze.