Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Waldemar Jeż
‹Morderca sam przyjdzie›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMorderca sam przyjdzie
Data wydaniaI kwartał 2021
Autor
Wydawca Wielki Sen
SeriaSeria z Warszawą
Cena25,—
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl

PRL w kryminale: W cieniu Hitlerjugend
[Waldemar Jeż „Morderca sam przyjdzie” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Czytany w trzeciej dekadzie XXI wieku peerelowski kryminał, w którym pięćdziesięcioletnia kobieta określana jest mianem „starej”, a nawet trzydziestopięciolatki nie zalicza się do względnie młodych – musi być ciekawym doświadczeniem. Ciekawe zresztą, ile lat miał, pisząc opowiadanie „Morderca sam przyjdzie”, jego autor, Waldemar Jeż? Problem w tym, że nic o nim nie wiem.

Sebastian Chosiński

PRL w kryminale: W cieniu Hitlerjugend
[Waldemar Jeż „Morderca sam przyjdzie” - recenzja]

Czytany w trzeciej dekadzie XXI wieku peerelowski kryminał, w którym pięćdziesięcioletnia kobieta określana jest mianem „starej”, a nawet trzydziestopięciolatki nie zalicza się do względnie młodych – musi być ciekawym doświadczeniem. Ciekawe zresztą, ile lat miał, pisząc opowiadanie „Morderca sam przyjdzie”, jego autor, Waldemar Jeż? Problem w tym, że nic o nim nie wiem.

Waldemar Jeż
‹Morderca sam przyjdzie›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMorderca sam przyjdzie
Data wydaniaI kwartał 2021
Autor
Wydawca Wielki Sen
SeriaSeria z Warszawą
Cena25,—
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Mieliśmy już w historii naszej literatury pisarza, który ukrywał się pod pseudonimem Jeż. A konkretnie: Teodor Tomasz Jeż. Naprawdę nazywał się Zygmunt Miłkowski. Żył – przez spory czas na emigracji – na przełomie XIX i XX wieków i ścigał się z Józefem Ignacym Kraszewskim na ilość opublikowanych książek (najczęściej historycznych). Które pisał, gdy akurat nie zajmował się polityką. A był przecież – jako (współ)twórca Ligi Polskiej – „ojcem chrzestnym” późniejszej endecji (choć niekoniecznie poglądy Romana Dmowskiego przypadłyby mu do gustu). A jak sprawa ma się z… Waldemarem Jeżem, o którym nie wiadomo praktycznie nic? Poza tym, że w 1959 roku opublikował w odcinkach w prasie „powieść milicyjną” (tak naprawdę to opowiadanie) o nieco zaskakującym tytule „Morderca sam przyjdzie”. Czy to także pseudonim jakiegoś dziennikarza bądź prozaika? Całkiem możliwe.
Dlaczego? Po pierwsze: bo ten autor, zakładając, że istniał naprawdę, okazałby się twórcą tylko tego jednego dzieła, jakie – i to po drugie – jest zbyt dobrze napisane jak na absolutnego debiutanta, który nie czułby później pokusy, aby wrócić do przygody z beletrystyką. Chyba że napisanie kryminału potraktował jako swoiste wyzwanie. Udowodnił, że potrafi i nie chciał więcej. Ewentualnie jakieś dramatyczne zdarzenie przerwało jego dobrze zapowiadającą się karierę. Bądź: pisał też w kolejnych latach, ale wydawał pod innym (prawdziwym?) nazwiskiem. Tego pewnie nie dowiemy się nigdy. Chyba że żyje jeszcze ktoś z dawnych redaktorów „Expressu Ilustrowanego”, który byłby w stanie rozwikłać tę zagadkę. Bo to właśnie na łamach łódzkiej popołudniówki, ukazującej się od niemal stu lat, „Morderca sam przyjdzie” miał swój pierwodruk (w dziewiętnastu odcinkach).
Sześćdziesiąt dwa lata później tekst ten z zakamarków niepamięci wyciągnął szef wydawnictwa Wielki Sen, publikując w pakiecie z jeszcze innym kryminalnym opowiadaniem z lat 50. ubiegłego wieku (chodzi o „Czarne i złote” Wiesława Danielaka i Mariana Wanata). Pierwsze lata urzędowania na stołku pierwszego sekretarza PZPR Władysława Gomułki nie były wcale takim złym czasem dla peerelowskiej „powieści milicyjnej”. To wtedy całkiem niezłe teksty – bądź w formie książkowej, bądź w prasie – opublikowali Jacek Wołowski („Walther 45771”, „Kryptonim «Proszek do prania»”), Zygmunt Sztaba („Śmierć w lustrze”, „Puszka błękitnej emalii”), Zygmunt Zeydler-Zborowski („Czarny mercedes”, „Szlafrok barona Boysta”) czy Andrzej Piwowarczyk („Maszkary”). Opowiadanie Waldemara Jeża wcale im nie ustępuje.
Początek jest, jak na tekst powstały w zamierzchłym PRL-u, zadziwiająco makabryczny. Pewnego marcowego dnia porucznik Tolek Sikora zostaje wezwany na miejsce zbrodni, której ofiarą padła pięćdziesięcioletnia Lucyna Bodarowa, właścicielka niewielkiego sklepiku (prywatnego komisu) przy ulicy Piotrkowskiej w Łodzi. W biały dzień, w czasie przerwy obiadowej, ktoś najpierw rozwalił jej głowę żelazną rurką, a kiedy straciła przytomność, zadał wiele ciosów nożyczkami w okolicach serca, na koniec natomiast – po związaniu rąk – dusił przewodem elektrycznym. I chociaż ze sklepiku co nieco zostało skradzione, to jednak młody milicjant jest przekonany, że chęć szybkiego wzbogacenia się nie była jedynym motywem tej zbrodni. Zwykły złodziej może by i przez przypadek zabił, waląc zbyt mocno ciężkim przedmiotem w głowie, ale nie znęcałby się tak okrutnie nad nieprzytomną, a może już nawet nieżyjącą kobietą.
Ciało pracodawczyni odnajduje wracająca z przerwy w pracy ekspedientka, panna Ela, która okazuje się osobą zarówno spostrzegawczą, jak i rozmowną. Na dodatek porucznik wpada jej w oko, więc chętnie dzieli się z nim swoją wiedzą na temat Bodarowej. A jest o czym mówić, bo przecież zamordowana kobieta już od wielu lat zajmowała się nie zawsze legalnymi interesami; ponoć już w czasie okupacji dorobiła się w ten sposób majątku. Pośrednio dowodzi tego fakt, że dochód, jaki przynosił sklepik, był zdecydowanie za niski na wystawny tryb życia prowadzony przez jego właścicielkę, która każdy wieczór spędzała w lokalach. Na dodatek w towarzystwie znacznie od niej młodszych mężczyzn, którzy zapewne wcale nie bezinteresownie okazywali zainteresowanie nieco już leciwą (pamiętajmy, że to końcówka lat 50. XX wieku) damą.
Przez jakiś czas można odnieść wrażenie, że milicja kręci się w kółko. Dopiero gdy przed oblicze Sikory trafia niejaka Sabina Mizera, sprawa nabiera rumieńców. Znajoma ofiary przyznaje bowiem, że robiła z nią interesy, a w zasadzie pośredniczyła w nie do końca legalnych transakcjach. Polegało to na tym, że Mizera przynosiła Bodarowej od różnych osób drogocenne kamienie i brylanty, które ta następnie sprzedawała pewnemu starszemu panu. Ponoć mężczyźnie, z którym handlowała jeszcze „za Niemca”, a który po wojnie na dłuższy czas zniknął, aby pojawić się w Łodzi ponownie przed dwoma laty. Wiadomo, że krótko przed zabójstwem ktoś taki, siwy staruszek, rozmawiał z panią Lucyną w sklepie. Ale był tam też jakiś młodzian, być może któryś z licznych absztyfikantów, świadczących jej usługi seksualne za dobra materialne.
Dzięki zeznaniom ekspedientki i Mizery porucznik wie jedno: musi znaleźć mężczyzn, którzy zapewne jako ostatni rozmawiali z Bodarową. Bez tego daleko nie zajedzie. Łódź to jednak duże miasto, a Polska jest od niej jeszcze większa. Poza tym Sikora jest przekonany, że jeżeli właścicielka komisu na czyjeś zlecenie skupywała kosztowności, to po to, by następnie wywieźć je za granicę, więc być może tam właśnie należy szukać jeśli nie sprawcy, to przynajmniej zleceniodawcy morderstwa. O ile naprawdę nie była to zbrodnia popełniona w afekcie. Waldemar Jeż, konstruując fabułę swojego opowiadania, wykazał się sporą wyobraźnią i zmysłem obserwacyjnym. Choć tekst nie jest długi, autorowi udało się w nim oddać specyficzny klimat Polski Ludowej pierwszych lat po przełomie październikowym 1956 roku, kiedy kraj oddychał jeszcze w miarę swobodnie (to samo zresztą przykuwało uwagę we wczesnych tekstach Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego).
„Morderca sam przyjdzie” okazuje się więc zaskakująco sprawnie napisanym kryminałem, którego autor miał odwagę pojechać po „bandzie” (vide opis potwornej zbrodni). By uatrakcyjnić fabułę, do nielegalnych interesów i przemytu kosztowności Waldemar Jeż dorzucił jeszcze rozrachunki wojenne; w tle pojawiają się zatem i Wehrmacht, i Hitlerjugend, i NSDAP. I, choć o nim akurat mowy nie ma, ale pozostaje w domyśle (bo skądś przecież te kosztowności, jakimi obracały Mizera i Bodarowa, musiały się brać), getto łódzkie. Jedyne, co może w dziełku Jeża przeszkadzać, to używanie przez niego dzisiaj brzmiących już wyjątkowo archaicznie, a i wtedy chyba niekoniecznie przystających do literatury kolokwializmów typu „kociaki”, „biber” czy „zabarłożyć”. Taka jednak wtedy była moda i osoby z marginesu społecznego (złodzieje, mordercy, żule) takich określeń na pewno używali. Co nie zmienia faktu, że wypowiedziane na głos drażnią one uszy.
koniec
3 czerwca 2022

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

PRL w kryminale: Biały Kapitan ze Śródmieścia
Sebastian Chosiński

19 IV 2024

Oficer MO Szczęsny, co sugeruje już zresztą samo nazwisko, to prawdziwe dziecko szczęścia. Po śledztwie opisanym w swej debiutanckiej „powieści milicyjnej” Anna Kłodzińska postanowiła uhonorować go awansem na kapitana i przenosinami do Komendy Miejskiej. Tym samym powinien się też zmienić format prowadzonych przez niego spraw. I rzeczywiście! W „Złotej bransolecie” na jego drodze staje wyjątkowo podstępny bandyta.

więcej »

Mała Esensja: Trudne początki naszej państwowości
Marcin Mroziuk

18 IV 2024

W dziesięciu opowiadań tworzących „Piastowskie orły” autorzy nie tylko przybliżają kluczowe momenty z panowania pierwszej polskiej dynastii władców, lecz również ukazują realia codziennego życia w tamtej epoce. Co ważne, czynią to w atrakcyjny dla młodych czytelników sposób.

więcej »

Superwizja
Joanna Kapica-Curzytek

15 IV 2024

Zamieszkały w Berlinie brytyjski reportażysta podróżuje po niemieckim wybrzeżu. Jego znakomite „Duchy Bałtyku” są zapisem odkrywania, skrawek po skrawku, esencji niemieckiej duszy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.