Inspektor Charles Lognon zawsze ma pod górkę. Inni robią kariery, awansują, a on wciąż siedzi w dzielnicowym komisariacie, marząc o wytropieniu wielkiej afery, która uczyni go sławnym. Kiedy już na nią wpada – zostaje postrzelony i ląduje w szpitalu. Nie wiadomo czy przeżyje. Dochodzenie w tej sprawie przejmuje komisarz Maigret. Tak zaczyna się kolejna z powieści kryminalnych Georges’a Simenona – „Maigret i widmo”.
Przeczytaj to jeszcze raz: Pechowiec do sześcianu
[Georges Simenon „Maigret i widmo” - recenzja]
Inspektor Charles Lognon zawsze ma pod górkę. Inni robią kariery, awansują, a on wciąż siedzi w dzielnicowym komisariacie, marząc o wytropieniu wielkiej afery, która uczyni go sławnym. Kiedy już na nią wpada – zostaje postrzelony i ląduje w szpitalu. Nie wiadomo czy przeżyje. Dochodzenie w tej sprawie przejmuje komisarz Maigret. Tak zaczyna się kolejna z powieści kryminalnych Georges’a Simenona – „Maigret i widmo”.
Georges Simenon
‹Maigret i widmo›
Każdy, kto przeczytał choć kilka z siedemdziesięciu pięciu powieści (opowiadań nie licząc) z komisarzem Jules’em Maigretem w roli głównej, będzie kojarzyć jego najbliższych współpracowników – inspektorów Lucasa, Janviera, Lapointe’a. Od czasu do czasu jednak Georges Simenon wprowadzał na arenę wydarzeń również innych policjantów, pracujących w komisariatach rozsianych po różnych dzielnicach Paryża. Najbardziej charakterystycznym z nich był Charles Lognon – niekiedy nazywany przez kolegów Fajtłapą, to znów Ponurakiem lub Pechowcem (choć całkiem możliwe, że ta różnica wynikła z odmiennego tłumaczenia francuskiej „ksywki” gliniarza na polski). Pojawił się on na kartach „
Maigreta i gangsterów” (1951/1952), potem powrócił w „
Maigrecie i trupie młodej kobiety” (1954), by dekadę później stać się bardzo ważną postacią „Maigreta i widma”. Belgijski prozaik musiał czuć do niego szczególną sympatię, skoro tak często przywoływał go z niebytu, zawsze przy tym obdarzając istotną do odegrania rolą.
„Maigret i widmo” to – według chronologii – sześćdziesiąta druga powieść Simenona, w której pojawia się legendarny komisarz z Quai des Orfèvres. Napisał ją, co było dla Belga typowe, w ciągu zaledwie tygodnia – pomiędzy 17 a 23 czerwca 1963 roku – w swoim domu w szwajcarskim Échandens (w kantonie Vaud). Co nie zdarzało się zbyt często, musiała ona zaskakująco długo, bo całe dwanaście miesięcy, czekać na druk. Najpierw ukazała się w odcinkach na łamach „Le Figaro” (w maju i czerwcu 1964 roku), a zaraz potem trafiła na półki księgarskie za sprawą wydawnictwa Presses de la Cité (w lipcu). Jej pojawienia się nie przegapili oczywiście filmowcy, którzy czterokrotnie adaptowali ją na potrzeby „małego ekranu”; przy tej okazji w Maigreta wcielali się Holender Jan Teulings (1969), Japończyk Kinya Aikawa (1978) oraz Francuzi Jean Richard (1971) i Bruno Cremer (1994).
Kolejny zaskoczeniem, choć w tym przypadku dotyczącym już konkretnie fabuły książki, jest to, że całe śledztwo Simenon zamknął praktycznie w… dwudziestu czterech godzinach. Owszem, dochodzenia prowadzone przez Maigreta nigdy nie ciągnęły się tygodniami czy miesiącami, ale w tym przypadku jest całkiem możliwe, że autor pozwolił swojemu bohaterowi pobić rekord. Przejdźmy jednak do sedna. Jest deszczowy listopad, aura daje się we znaki policjantom i przestępcom. Minęła właśnie pierwsza w nocy, Maigretowi będącemu w pracy od świtu poprzedniego dnia udaje się w końcu złamać młodego złodzieja napadającego na sklepy jubilerskie w stolicy, dzięki czemu policja będzie mogła zatrzymać nie tylko jego dwóch kompanów, lecz także zleceniodawcę tych „skoków”. Kompletnie wyczerpany, ale i zadowolony z dobrze wykonanej roboty, komisarz wraca do domu i kładzie się do łóżka. Nie jest mu jednak dane wyspać się. Parę godzin później budzi go bowiem Lapointe, co samo w sobie jest niezwykłe i musi świadczyć o tym, że wydarzyło się coś nadzwyczaj ważnego i dramatycznego.
To „coś” to bandycki napad na inspektora Lognona, który poprzedniego wieczoru został na avenue Junot postrzelony z przejeżdżającego samochodu. Jedna kula trafiła go w brzuch, druga poniżej ramienia. Po przewiezieniu do szpitala od razu trafił na stół operacyjny, lekarze wciąż walczą o jego życie. Co tam robił – nie wiadomo! Z Pechowcem był bowiem zawsze ten sam problem. Czuł się permanentnie niedoceniany i niesamowicie z tego powodu cierpiał, w czym zresztą utwierdzała go jeszcze hipochondryczna małżonka. Wierzył jednak w to, że kiedyś wpadnie na trop takiej afery, której rozwiązanie przyniesie mu sławę i zaszczyty, a przełożeni nie będą mieli wtedy innego wyjścia, jak przenieść go na Quai des Orfèvres, co byłoby znaczącym awansem. Nawet jeżeli trafiał na takie sprawy, ostatecznie zawsze ktoś mu je sprzątał sprzed nosa. Teraz postanowił zrobić wszystko, by tak się nie stało. I, jak już wiemy, zapłacił za to bardzo wysoką cenę.
Śledztwo w sprawie próby zabójstwa Lognona przejmuje Maigret. Cała paryska policja zostaje postawiona na nogi. Funkcjonariusze z Quai des Orfèvres i komisariatu w XVIII Dzielnicy przesłuchują potencjalnych świadków. Zależy im na pośpiechu, by napastnik nie uszedł sprawiedliwości. Przede wszystkim jednak trzeba znaleźć odpowiedź na pytanie, co takiego Pechowiec robił na avenue Junot o tak nietypowej porze. Czy dwudziestopięcioletnia pracownica salonu kosmetycznego Marinette Augier, którą odwiedzał przez kilka ostatnich nocy z rzędu, była jego sekretną kochanką? Najprościej byłoby ją o to zapytać, lecz, jak zeznaje dozorczyni kamienicy, kobieta od razu po postrzeleniu Lognona spakowała się i zniknęła. Albo więc była zamieszana w zamach na policjanta, albo sama zaczęła obawiać się o swoje życie. Komisarz, znając co nieco Lognona, zakłada, że nie zdradzał on swojej żony. Musiał mieć więc jakiś inny bardzo ważny powód, aby bywać u panny Augier. Na przykład obserwował kogoś z okien jej mieszkania, wychodzących prosto na dom bogatego i wpływowego Holendra Norrisa Jonkera.
Że to właśnie o niego mogło chodzić, przekonują Maigreta informacje zdobyte przez inspektora Chinquiera, kolegę Pechowca z komisariatu w XVIII Dzielnicy. Po przesłuchaniu starego kaleki, mieszkającego w tej samej kamienicy co Marinette, doszedł on do wniosku, że w domu Jonkera działy się dziwne rzeczy. Na tyle dziwne, że należałoby się tym zainteresować. Tyle że Holender to bogacz pochodzący z bankierskiej rodziny, słynny na cały świat kolekcjoner dzieł sztuki – nadepnąć mu na odcisk oznacza narazić się ambasadorowi, a w konsekwencji trafić pod lupę ministra spraw zagranicznych. Maigret musi więc postępować nadzwyczaj ostrożnie. Skoro akcja stutrzydziestostronicowej powieści zamyka się w jednym dniu, znaczy to, że Simenon bardzo skrupulatnie opisuje każdy krok podejmowany przez policjantów. Dość powiedzieć, że wizyta komisarza w domu Norrisa Jonkera i rozmowa Maigreta z nim oraz jego żoną Mirellą zajmuje ponad trzydzieści stron (w sumie to całe dwa rozdziały).
Co najistotniejsze: fragment ten jest absolutnym literackim majstersztykiem. Belg wspina się tu na szczyty swojego talentu. Dialog Jonkera z Maigretem przypomina partię szachów, w której naprzeciw siebie siedzą dwaj doświadczeni i zaprawieni w bojach arcymistrzowie. Ważą każde słowo i każde słowo staje się dla nich pretekstem do wyprowadzenia kolejnego ataku. Towarzyszy temu olbrzymie napięcie, które udziela się także czytelnikowi. Komisarz jest zdeterminowany, by złapać Holendra na kłamstwie, lecz ten umiejętnie kluczy i wymyka się z zastawianych pułapek. Maigret jednak nie rezygnuje – przypomina potężnego lwa, który w odpowiednim momencie przyczaja się, czyha na najdrobniejszy błąd obserwowanej ofiary, a potem wyskakuje z zarośli, aby ją przygwoździć. Gdyby cała powieść była tak udana, mielibyśmy do czynienia z arcydziełem. A dlaczego nie mamy? Niestety, Simenonowi nie przysłużył się pośpiech w prowadzeniu śledztwa przez Maigreta: z jednej strony zmusza to bowiem policjanta do cedowania niektórych czynności na współpracowników, z drugiej – do załatwiania ważnych spraw przez telefon. To wprawdzie pozwala Belgowi przydać książce cech antycznego dramatu (vide jedność miejsca, czasu i akcji), ale jednocześnie odziera ją z opisów żmudnej detektywistycznej harówki, które zawsze były mocną stroną pisarstwa Georges’a Simenona.