Rosyjska literatura fantastyczna ma się w Polsce coraz lepiej. Do Solarisu dołączyła bowiem ostatnimi czasy jeszcze Fabryka Słów, która – po premierowej wpadce z „Obliczem Czarnej Palmiry” Władimira Wasiliewa – zdecydowała się na publikację almanachu rosyjskiej fantastyki pt. „Mroczny Bies”. Zamieszczono w nim teksty sześciu autorów, w tym gwiazd tego formatu co Leonid Kudriawcew i Jewgienij Łukin. I w zasadzie tylko ta dwójka zasługuje na uwagę.
Nie wszystko złoto, co rosyjskie…
[„Mroczny Bies” - recenzja]
Rosyjska literatura fantastyczna ma się w Polsce coraz lepiej. Do Solarisu dołączyła bowiem ostatnimi czasy jeszcze Fabryka Słów, która – po premierowej wpadce z „Obliczem Czarnej Palmiry” Władimira Wasiliewa – zdecydowała się na publikację almanachu rosyjskiej fantastyki pt. „Mroczny Bies”. Zamieszczono w nim teksty sześciu autorów, w tym gwiazd tego formatu co Leonid Kudriawcew i Jewgienij Łukin. I w zasadzie tylko ta dwójka zasługuje na uwagę.
Wydawca rekomenduje „Mrocznego Biesa” jako „koktajl fantastyki rosyjskiej – od fantasy do hard SF”. Z tym koktajlem – od biedy – może być, z obiecaną różnorodnością tekstów tak słodko już jednak nie jest. Owszem, fantasy nie brakuje, zdecydowanie gorzej jest natomiast w tym zestawie z klasycznym science fiction. Nad tym można by jednak przejść do porządku dziennego pod warunkiem, że opowiadania trzymałyby odpowiedni poziom. Ale i z tym, niestety, bywa różnie. Przyjrzyjmy się jednak dokładniej zawartości almanachu.
Książkę otwiera „Czarna Ściana” Leonida Kudriawcewa. Pisarz ten znany jest już polskim czytelnikom z dwóch powieści wydanych przed laty przez Solaris („Polowanie na Quacka” i „Prawo metamorfa”) oraz zamieszczonego w „SFinksie” w 2002 roku opowiadania zatytułowanego… „Czarna Ściana”. Tekst nie jest więc premierowy, co nieco obniża jego wartość. Mimo to, jak się okazuje po dotarciu do ostatniej strony zbioru, stanowi on najciekawszą odsłonę antologii. Przedzierając się przez kolejne wykreowane przez pisarza światy nie mogłem pozbyć się denerwującego wrażenia, że z podobną wizją miałem już gdzieś do czynienia. Olśnienie przyszło na końcu – przecież to klimat rodem z powieści Diaczenków! Wbrew pozorom, to wcale nie jest zarzut pod adresem Kudriawcewa. To co łączy go z twórczością małżeńskiej pary Ukraińców, to podobna wrażliwość i atmosfera będąca wypadkową grozy i ironii. Historia przyjaźni Szczurzego Króla i człowieka Eryka, podróżujących pomiędzy światami nadzorowanymi przez poczynającego sobie jak dyktatorski wielkorządca Angro-Majneva, opowiada o odwiecznym poszukiwaniu wolności. Gdy na drodze przyjaciół staje sterch Haru, próbujący za wszelką cenę dotrzeć do tytułowej Czarnej Ściany (dlaczego – zdradzać nie będę), sytuacja komplikuje się do tego stopnia, że przyjaciele zostają zmuszeni do wystąpienia przeciwko władcy. Świat – a raczej światy – Kudriawcewa zamieszkane są przez dziesiątki fantastycznych stworzeń. Opisy niektórych z nich wywołują uśmiech. Bo jakże się nie uśmiechnąć czytając o otaczających Angro-Majneva wazeliniarzach pierwszego, drugiego czy trzeciego stopnia?…
Drugi w kolejności, „Mroczny Bies” Jeleny Chajeckiej, jest najdłuższym tekstem zbioru. Składa się z trzech opowiadań powiązanych ze sobą postaciami bohaterów, spośród których najważniejszy jest mnich inkwizytor Hieronimus von Speer. Swoją drogą ciekawe, czy autorce zależało na najprostszych skojarzeniach z niderlandzkim malarzem Hieronimem Boschem i naczelnym architektem Hitlera Albertem Speerem? Akcja tej napisanej w 1997 roku i uhonorowanej nagrodą „Bronzowaja Ulitka” opowieści rozgrywa się w ogarniętych wojnami religijnymi Niemczech w połowie XV wieku. Polskiemu czytelnikowi tematyka ta może się nieco kojarzyć z „Narrenturm” i „Bożymi bojownikami” Andrzeja Sapkowskiego, ale palmę pierwszeństwa, mimo wszystko, oddać należy Rosjance. Skłonny byłbym jednak dać wiarę, że inspiracją do napisania cyklu nowel o mnichu Hieronimusie stał się nakręcony w połowie lat 80. ubiegłego stulecia obraz Paula Verhoevena „Flesh & Blood”. Film, w którym główną rolę zagrał Rutger Hauer, opowiada o grupie wojennych maruderów przemierzających pogrążoną w chaosie Europę, niestroniących od gwałtów i mordów, byle się tylko wzbogacić. Z podobną historią mamy do czynienia w „Sforze Zaginionych” – pierwszej części „Mrocznego Biesa”, w której Hieronimus dołącza do tytułowej sfory eksżołnierzy. I choć fantastyki w tym opowiadaniu jest jak na lekarstwo, pozostawia ono po sobie najlepsze wrażenie. Realistyczne opisy, „męskie” dialogi, wątki typowe dla „literatury drogi” budują niezwykły obraz świata po apokalipsie. Niestety, w pozostałych opowiadaniach cyklu („Wiedźmie” i „Drodze”), których akcja rozgrywa się kilka lat później, klimat ten całkowicie znika, Hieronimus traci też swoją charyzmę i jakby mniej kibicujemy mu w jego odwiecznej walce z diabłem.
Zdecydowanie zawodzi debiutująca w Polsce Wiera Kamsza. Jej „Dzień Strachu” to typowe aż do bólu fantasy ze smokiem w tle. Nawet wolta, jaką wykonała autorka – wiążąca się z przedstawieniem części wydarzeń z punktu widzenia gada (chciałoby się powiedzieć, znów nawiązując do filmu, „ostatniego smoka”) – nie ratuje tego schematycznego tekstu…
Znacznie lepiej prezentuje się „Portret wiedźmaga w młodości” Jewgienija Łukina – o starzejącym się Jefremie Niechoroszewie, który kształci do zawodu czarodzieja młodego adepta magii. Trzy opowiadanka autora dobrze już w Polsce znanego (chociażby ze „Strefy sprawiedliwości” i „Robić za psa”) urzekają zwłaszcza humorem i ciekawymi obyczajowymi spostrzeżeniami. Ale to akurat zawsze było mocną stroną Łukina…
Niewiele dobrego da się za to powiedzieć o „Sztucznym doborze” Władimira Wasiliewa. Polscy wydawcy jakby się uparli, aby zrobić temu pisarzowi krzywdę i publikują jedynie teksty będące de facto fanfikami. Bohaterem opowiadania zamieszczonego w „Mrocznym Biesie” jest – pożyczony od naszego Sapka – „poskramiający oszalałe maszyny” wiedźmin Geralt. Kilka lat temu wydawnictwo ISA wypuściło na rynek cztery opowiadania z tego samego cyklu w książce pt. „Wiedźmin z Wielkiego Kijowa” – i to wystarczy. Po co w nieskończoność drążyć wyeksploatowane już do cna złoże? Wasiliew nic nowego w tej materii nie wymyśli, o czym dobitnie przekonuje nudny jak flaki z olejem „Sztuczny dobór”…
O ostatnim tekście almanachu – „A niech cię szlag trafi” – wspomnę tylko z kronikarskiego obowiązku, bo to w zasadzie short spisany w formie smsów. Jego autorem jest Anton Pierwuszyn, a banalna historyjka w zawoalowany sposób mówi o najeździe kosmitów.
Biorąc do ręki „Mrocznego Biesa” apetyt miałem spory. Niestety, danie w przeważającej części okazało się raczej ciężkostrawne. Na sześć tekstów godne uwagi w całości są dwa (Kudriawcew i Łukin), jeden zaś tylko we fragmencie (Chajeckaja). Gdy jednak zdamy sobie sprawę z tego, że „Czarna Ściana” znana jest już w Polsce od czterech lat, ocena całości zbioru musi być jeszcze niższa. Żal jest tym większy, że szafowanie określeniami typu „koktajl (…) – od fantasy do hard SF” jest zwykłym nadużyciem. Za klasyczne SF w tym zbiorze uznać można co najwyżej – i to przy znacznym przymknięciu oczu – króciutkie opowiadanko Pierwuszyna, pozostałe teksty to różne warianty fantasy. Przede wszystkim więc po antologię Fabryki Słów sięgnąć powinni miłośnicy tej odmiany fantastyki, pozostali spokojnie mogą sobie „Mrocznego Biesa” darować.